Rok 2003 :: Premiera pierwszego DVD z odcinkami "Dragon Ball" (21 lat temu)
» Szukaj » Znaleziono 44 wyników

Yamato Nadeshiko Shichi Henge

Stokrot

Odp.: 1
Wyś.: 1.757
Podobało mi się i to bardzo . Po pierwsze, ze względu na bohaterów, po drugie, ze względu na podejście twórców do tematu. Zgadzam się z Clio, że gdyby podobną fabułę potraktować śmiertelnie poważnie, to efekt byłby nudny i prawdopodobnie też nieznośnie ckliwy. Tymczasem tutaj mamy ewidentną zabawę konwencją: twórcy umiejętnie przetwarzają kalki i schematy znane zarówno z romansów, jak i z horrorów, podlewając je do tego dużą ilością absurdalnego (często czarnego) humoru – i to się znakomicie sprawdza. Miła odmiana po kilku tytułach z przesadnie wydumaną i pseudoambitną fabułą.

Jeśli idzie o bohaterów, największym plusem jest to, że choć z początku wydają się być wpisani w pewne określone role, to z upływem kolejnych odcinków coraz bardziej się z nich wyłamują. Sunako zaś jest oryginałem od samego początku — to chyba najciekawsza postać kobieca, na jaką się natknęłam w oglądanych w tym roku tytułach. Przyznam się bez bicia, że mnie osobiście zachwyca.

Co do panów, to obok Kyouheia, który właściwie niepostrzeżenie został moim ulubieńcem (skojarzenie z Ichigo też miałam, ciekawe), bardzo przypadł mi do gustu także Ranmaru. Może to nadinterpretacja, ale w więcej niż kilku momentach serii odniosłam wrażenie, że pod maską kobieciarza kryje się cokolwiek zagubiony chłopak, który na dokładkę jest romantykiem. Zresztą, wydaje mi się, że o ile awanse Ranmaru robią wrażenie na jego rówieśnicach, to w wypadku dojrzalszych kobiet, to one owijają go sobie wokół palca, choćby jemu zdawało się inaczej. Wracając zaś jeszcze do Kyouheia: on w rzeczy samej zaskakuje in plus, zwłaszcza w sytuacjach, gdy mało kto podejrzewałby o trzeźwy osąd. Poza tym w miarę rozwoju serii uderza to, jak bardzo podobni są do siebie z Sunako w niektórych aspektach, choć z pozoru wydają się tkwić na przeciwnych biegunach. Co się zaś tyczy problemów Kyouheia z hordami wielbicielek/i, to podoba mi się, że choć są ukazywane w sposób wyolbrzymiony i często groteskowy, to jednak u swego źródła wcale nie są błahe.

Co do zakończenia:

Podobnie jak Clio, cieszy mnie, że twórcy nie dążyli w nim do nie wiadomo jakich cudów-niewidów i nie wprowadzali przemian na siłę. Myślę, że finał był całościowo bardzo wyważony i pasował do stopniowych zmian, niemal mimochodem zachodzących podczas trwania serii. Wydaje mi się, że koniec końców wszyscy bohaterowie trochę dojrzeli i zmądrzeli, a na pewno nauczyli się uczyć o tym, co dla nich ważne. To było świetne posunięcie twórców: pokazanie, że „przemiana” Sunako w damę, tak naprawdę nie jest żadną zmianą, ale niejako… wydobyciem na wierzch jej obecnej osobowości. Na dokładkę: nie ma żadnych wiążących i ostatecznych rozwiązań, jeśli idzie o wzajemne relacje bohaterów – i to też jest przekonujące, bo pozostawia im pole do dalszego rozwoju.

Na zakończenie dodam jeszcze trzy grosze a propos seiyuu – bo cieszy mnie, że ich dobór nie jest aż tak oczywisty, jak mógłby być. Mamy więc Morikubo, Sugitę i dwóch stosunkowo mało znanych aktorów (wszyscy wypadają bardzo dobrze, zwłaszcza ten pierwszy) w rolach, w których można było obsadzić cokolwiek już oklepanych i osłuchanych Miyano, Ono czy Fukuyamę chociażby. I to jest naprawdę fajne. Co się zaś tyczy seiyuu Sunako, to aż się dziwię, że ma na koncie tak mało ról, bo w „Yamato Nadeshiko…” odnalazła się znakomicie i mogła pokazać swoją wszechstronność. Doprawdy, chętniej posłuchałabym jej częściej.

A serię całościowo polecam .

Trzęsienie ziemi w Japonii

Stokrot

Odp.: 10
Wyś.: 9.622
Jeśli idzie o seiyuu, mangaków i innych japońskich artystów, to na ANN jest sukcesywnie aktualizowana lista tych, których bezpieczeństwo zostało potwierdzone:

http://www.animenewsnetwork.com/news/2011-03 ... fter-quake

Sporo informacji można też znaleźć w odpowiednim temacie na forum ANN (podaję link do aktualnie ostatniej strony):

http://www.animenewsnetwork.com/bbs/phpBB2/v ... &start=795

I jest jeszcze taka strona:

https://spreadsheets.google.com/lv?authkey=C ... true&gid=1

Poza tym śledzę sytuację z nadzieją, że nie będzie już gorzej...

Sengoku Basara

Stokrot

Odp.: 32
Wyś.: 16.581
Obejrzałam pierwszy odcinek na C+ i powiem jedno: ktoś powinien uświadomić tłumaczce, że Kenshin bynajmniej NIE JEST kobietą :shock .

Sengoku Basara

Stokrot

Odp.: 32
Wyś.: 16.581

Hakuōki

Stokrot

Odp.: 7
Wyś.: 3.895
Cóż, z postaci kobiecych jedyną względnie obdarzoną charakterem jest o dziwo Chizuru, a zaraz za nią plasuje się chyba gruźlica Okity Soujiego...

Hakuōki

Stokrot

Odp.: 7
Wyś.: 3.895
Właśnie ukończyłam oglądanie, więc się wypowiem .

To mogła być dobra seria - ba, nawet bardzo dobra. Ładna kreska, atrakcyjne projekty postaci, plejada znanych seiyuu w obsadzie i nieszczególnie może oryginalny, ale z pewnością niosący w sobie potencjał pomysł fabularny - wydawałoby się, że to aż nadto, by efekt końcowy można określić mianem co najmniej solidnego. Tymczasem w wypadku "Hakuouki" ów końcowy rezultat jest co najmniej... dziwny.

Anime rozpoczyna się całkiem obiecująco: Chizuru szuka swojego zaginionego ojca, na którego odnalezieniu zależy także Shinsengumi. Wystarczyłoby podlać wszystko historycznym sosem i byłoby fajnie, prawda? Problem w tym, że wątek ów nad wyraz szybko się rozmywa - i podobnie dzieje się potem właściwie z każdym obiecującym motywem, który mógłby stać się główną osią wydarzeń. W konsekwencji w serii trudno mówić o jakimkolwiek wątku przewodnim - wszystkie naprawdę ciekawe kwestie zostają zepchnięte na najdalszy plan, a na pierwszym pozostaje... właściwie ciężko powiedzieć, co. Co więcej, trudno mówić o jakimkolwiek konsekwentnym rozwoju zdarzeń. Fabuła jest niespójna i fragmentaryczna; na dodatek można odnieść wrażenie, że to, co mogłoby być dla widza najciekawsze, albo dzieje się poza kadrem, albo jest kwitowane jednym zdaniem z offu. Podobnie mają się sprawy z pogłębieniem psychologicznym postaci (Shinsengumi, straż shoguna - aż się prosi, żeby pokazali charakter, a tu rzadko kiedy mają szanse), przedstawieniem kierujących nimi pobudek (niemalże nie stwierdzono) i z rozwojem relacji między nimi (wszyscy z bliżej niewyjaśnionych względów czują miętę do Chizuru, ale nic z tego nie wynika i nijak nie jest uzasadnione, huh. A relacje między samymi Shinsengumi prawie nie istnieją...). Prawdę mówiąc, podczas oglądania czułam się czasem tak, jakbym oglądała co piąty odcinek jakiegoś tasiemca i to tak pechowo, że wszystkie najlepsze mnie ominęły .

Być może zresztą niewielka objętość serii (12 odcinków) zaważyła na jej ostatecznym, niezbyt udanym kształcie. Ilość wątków i postaci wprowadzonych przez twórców wymagałaby serii co najmniej 26-odcinkowej, jeśli nie dłuższej - i może wtedy udałoby się w pełni wyzyskać ich potencjał. Choć, oczywiście, większa objętość wcale nie musi automatycznie gwarantować poprawy jakości, jeśli mamy do czynienia z kiepskim scenarzystą - a takiej możliwości też, niestety, nie da się wykluczyć.

Czy zatem warto w ogóle poświęcać czas na "Hakuouki"? Cóż, z jednego powodu warto na pewno - pod względem graficznym bowiem seria prezentuje się znakomicie i choćby dlatego zasługuje na uwagę. Ponadto, o czym wspomniałam już na początku, sporo tutaj znajomych głosów i to częstokroć w dość zaskakujących wcieleniach . Jeśli więc nastawić się na wrażenia czysto estetyczne - "Hakuouki" okaże się wyborem więcej niż niezłym. Jeżeli jednak szuka się ambitnej, spójnej i głębokiej fabuły ze świetnie poprowadzonymi bohaterami, to może spotkać nas sporego kalibru zawód. Pozostaje mieć nadzieję, że drugi, świeżo zapowiedziany sezon, okaże się lepszy...

Najnowszy chapter - komentarze

Stokrot

Odp.: 86
Wyś.: 79.076
Zgadzam się, Isshin na koniec robi wrażenie — chociaż niech mi ktoś wytłumaczy: to Getsuga jest dziedziczna, czy jak? Jeśli idzie o pozostałą część rozdziału — cóż, jak na mój gust znów za dużo Aizena, ale za to bardzo podobał mi się zdesperowany Kira na początek (ciekawe, czy uda mu się zebrać i ruszyć za Rangiku — wszak tu i o nią, i o Ichimaru-taichou idzie, ha). No i Gin — który w dalszym ciągu zachowuje się co najmniej dziwnie jak na szwarccharakter. Ja przynajmniej odnoszę wrażenie, jakby grał na czas... Interesujące, ha.

Ogólnie rzecz biorąc, rozdział całkiem do rzeczy — z pewnością lepszy, niż się spodziewałam w przypływie wczorajszego czarnowidztwa po najnowszym odcinku anime...

Najnowszy chapter - komentarze

Stokrot

Odp.: 86
Wyś.: 79.076
Ja bym raczej optowała za wersją: Urahara go uszkodzi, Aizen zwinie zabawki i gdzieś się zaczai, a potem zacznie się kolejny sezon. Jakoś nie wydaje mi się, by miał się pojawić nowy zły, skoro praktycznie od początku serii kreuje się na niego Aizena właśnie. Zatem prędzej się rozejdą, by się przegrupować, moim zdaniem. Ech...

Najnowszy odcinek - komentarze

Stokrot

Odp.: 50
Wyś.: 54.841
Dzisiejszy odcinek zasadniczo mi się podoba, ponieważ:
po pierwsze, zawiera dużo ilości Ishidy, który jak zwykle ma klasę;
po drugie, zawiera Nietoperza ;
po trzecie, ma nad wyraz urocze omake .

Co do Ishidy, to otrzymuje on w anime znacznie więcej czasu antenowego niż w odpowiednich rozdziałach mangi i mnie to akurat cieszy (patrz wyżej). Ale tocząca się równolegle do wydarzeń w wieży piątej walka Rukii z przywódcą Exequias... czy tylko mnie się ona tak wlecze i ciągnie, czy innym też? Zdecydowanie wolałabym, żeby realizatorzy skupili się teraz na zdarzeniach ponad kopułą (trzeba się będzie zaopatrzyć w zapas chusteczek...).

Najnowszy chapter - komentarze

Stokrot

Odp.: 86
Wyś.: 79.076
I pewnie mu się nawet grzywka nie potarga, huh... W ogóle pomimo standardowych 19 stron jakiś mi się ten rozdział wydawał strasznie krótki — być może dlatego, że inkantacja Urahary zajęła całkiem sporo miejsca . Ale najbardziej i tak podobała mi się mina Gina, który wyglądał, jakby oderwano go od świetnej zabawy .

Najnowszy odcinek - komentarze

Stokrot

Odp.: 50
Wyś.: 54.841
Ech, jak to się mówi, z dużej chmury mały deszcz... Po 8 miesiącach fillerów dostajemy wreszcie nowy odcinek (co samo w sobie jest dużym plusem), który wszakże w 98% składa się z powtórek. Nowe są jedynie opening i ending — i o ile ending mi się podoba (koncepcja mafijno-półświatkowej Espady i Gotei wielce przypadła mi do gustu), to opening wydaje się w znacznej mierze złożony ze spojlerów i to dotyczących co ważniejszych wydarzeń. Nie wiem, jak innym, ale mnie to szalenie przeszkadzało, heh... Szczęśliwie za tydzień akcja wreszcie ruszy do przodu...

[Film] Bleach live-action (USA)

Stokrot

Odp.: 8
Wyś.: 6.929
O tak, musicale są naprawdę świetne i warto się z nimi zapoznać. Ale film na podstawie mangi robiony przez nie-Japończyków? Obawiam się, że to się skończy klęską, heh. Żeby to jeszcze z Japonii ten pomysł wyszedł, to moooże byłyby szanse powodzenia, ale tak... czarno to widzę .

Najnowszy chapter - komentarze

Stokrot

Odp.: 86
Wyś.: 79.076
Ech, cholera... Powiem szczerze, dawno nie byłam tak rozstrojona po przeczytaniu rozdziału. Zaczyna się kolorowo, sympatycznie i Walentynkowo (choć do wyników ankiety miałabym swoje zastrzeżenia ), ale potem...
Cóż, należało się spodziewać, że kapitanom nie uda się tak po prostu wykończyć Aizena - to by było zbyt łatwe i pewnie za mało epickie. Ale trzeba też powiedzieć, że Kubo wybrał chyba najpaskudniejszą możliwą opcję fabularną. Nie jestem specjalną fanką ani Hitsu, ani Hinamori, ale muszę przyznać, że to, co zrobił im Kubo we wczorajszym rozdziale, nawet na mnie zrobiło wrażenie. Jeszcze gorsze było finalne pokrojenie trójki kapitanów i Shinjiego. Ale tym, co doprowadziło mnie do stanu skrajnej galarety było coś innego...
Strona czwarta - Izuru! Borze szumiący, jak ja się ucieszyłam, widząc go pierwszy raz od dwudziestu kilku rozdziałów. I dalej Izuru na stronach 8 i 9, ach, a ja cała w skowronkach. A potem nagle strony 14 i zwłaszcza 15 - i cała moja radość pryska w jednej chwili. Na dodatek ten cholerny sufiks zasłania wszystko, ech... Pocieszam się myślą, że w Bleachu dobrzy jak na razie nie giną, a Unohana jest w pobliżu, ale i tak...
Ech, źle mi. Naprawdę źle. A Aizen to skończony &%^$&^&*$^.

Gin, rusz wreszcie swój chudy tyłek z tego wieżowca...

Kogo chcielibyście wskrzesić

Stokrot

Odp.: 17
Wyś.: 11.186
Ja wiem, że wszelkie uśmiercania w "Naruto" wynikają z takiej a nie innej koncepcji autora i zasadniczo powinnam się z tym pogodzić, ale... Ale. Dwa słowa. Gekkou Hayate. Nie wiedzieć czemu, ale ta właśnie śmierć wydała mi się szczególnie przykra. Nie mówię bynajmniej, że nie brakuje mi innych postaci, które decyzją pana Kishimoto opuściły ten padół, ale... śmierć Hayate była chyba jak dotąd najbardziej przypadkowa. Znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie, usłyszał za dużo i... ech.

Naprawdę nie obraziłabym się za wskrzeszenie Pana Kaszelka...

Bleach

Stokrot

Odp.: 55
Wyś.: 59.794
Potwierdzam, ściąga doprawdy się przydała . Udało mi się opanować całe dowództwo Gotei w niecałe... 2 tygodnie? Bo Espadę i Arrancarów jakoś potem sama zapamiętałam .

Najnowszy chapter - komentarze

Stokrot

Odp.: 86
Wyś.: 79.076
Bleach 390. Krótko będzie.

Gin Ichimaru zdecydowanie nie jest po stronie Aizena. I Gin Ichimaru stanowczo rozgryzł Aizena. Gin wie - Soul Society nie wie. Jeszcze - bo Gin jeszcze im nie powiedział. O. Innej interpretacji nie przyjmuję do wiadomości.

Aizena na cm kwadratowy w dalszym ciągu za dużo. I jacyś tacy... przypadkowi ci jego przeciwnicy. Gdzie są pozostali, ja się pytam? Gdzie są cieszący się całkiem niezłym zdrowiem oficerowie Oddziału 11 + Iba? Gdzie jest Kira Izuru? A?

Eeeech, pewnie się teraz znów będą bić nie wiadomo jak długo, a Gin pojawi się najwcześniej za kolejnych 10 rozdziałów... (nie ma to jak optymizm ).

PS: Grimmjow lives, dammit!

07-Ghost

Stokrot

Odp.: 9
Wyś.: 6.506
Względnie świeża, 25-odcinkowa seria (zrealizowana na podstawie wciąż powstającej mangi), do której przyciągnęło mnie w pierwszej kolejności grono znajomych seiyuu i która, wbrew krążącym w Internecie recenzjom, okazała się w oglądaniu miłym zaskoczeniem.
Akcja 07-Ghost rozgrywa się w szeroko pojętych klimatach fantasy i praktycznie od razu startuje z wysokiego c. Szesnastoletni Teito Klein — który, co trzeba podkreślić, bardzo niewiele pamięta ze swojej przeszłości — zdaje właśnie egzamin kończący prestiżową akademię wojskową. Traf chce, że wskutek splotu okoliczności do Teita powraca pewne wspomnienie — które z kolei popycha go do próby zemsty na jednym z generałów. Nasz protagonista nie ma wszak większych szans w starciu z wesołym zoo… to jest, podwładnymi generała (którzy nie odstępują tego ostatniego na krok) i w rezultacie ląduje w lochu z raczej niewesołymi perspektywami przed sobą. Miejsca w celi jednak nie zagrzewa — uciec pomaga mu najlepszy przyjaciel, Mikage, i, po pewnych perturbacjach, Teito ostatecznie ląduje w… kościele, pod opieką trójki uroczych zakonnic i trójki równie uroczych, a przy tym bardzo niecnie wyglądających biskupów. Oczywiście, armia nie zamierza puścić tej ucieczki płazem… i tu dopiero zaczyna dziać się na dobre.

Od strony realizacyjnej seria prezentuje się lepiej niż przyzwoicie. Przyjemny (zarówno muzycznie jak i wizualnie) opening, bardzo dobrze dopasowana do specyficznego, nieco eterycznego klimatu serii ścieżka dźwiękowa i ładna strona graficzna. Oczywiście, pod względem teł i animacji 07-Ghost odstaje od takiego, powiedzmy, „Sengoku Basara”, ale ogląda się wcale nieźle i bez większych zgrzytów. Zresztą, uwagę od tła skutecznie odciągają projekty bohaterów — nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że bish bisha bishem pogania (i to po obu stronach barykady), co, jak podejrzewam, ma swój wpływ na odbiór serii przez płeć niewieścią (przynajmniej w moim wypadku miało ). Ponieważ jednak wygląd, jak powszechnie wiadomo, to nie wszystko, na duży plus należy zapisać bohaterom to, że oprócz niewątpliwie urodziwych twarzyczek prezentują także charakter — czy też raczej całe spektrum charakterów.

Główny bohater, Teito, jest postacią, można powiedzieć, dość klasyczną (cokolwiek zagubiony młodzian z dziurawą przeszłością, mroczną stroną i predyspozycjami, by zostać wybrańcem; za którym goni Bardzo Wielu Drani o Złych Zamiarach), ale jednak umykającą przed stereotypem. Podobnie ma się sytuacja także w wypadku innych bohaterów — z jednej strony są oni niemal archetypiczni (mentor, życzliwi doradcy, najlepszy przyjaciel, mroczny adwersarz, wesołe zoo mrocznego adwersarza), z drugiej, każdy z nich posiada jakiś charakterystyczny rys, który nadaje mu indywidualność. Spośród tego licznego i dość malowniczego grona moją największą sympatię zyskali czarująco łajdacki biskup Frau (bywający mrocznym sukinsynem) i uroczy, choć bardziej niż trochę narcystyczny, Hakuren (głównego bohatera przyjaciel nr 2). Prawdę mówiąc, na obie te postacie zwróciłam uwagę już wówczas, gdy przeglądałam listy seiyuu (w roli Fraua udziela się Junichi Suwabe, a jako Hakuren — Jun Fukuyama) i w oglądaniu ani trochę mnie nie zawiodły. O ile jednak nie byłam zdziwiona, że Frau od pierwszej chwili stał się moim ulubieńcem, to ogrom sympatii, jaką poczułam do osoby Hakurena, nieco mnie zaskoczył. Dawno nie natknęłam się na podobnie szlachetną i pozytywną postać, która przy tym bynajmniej nie jest nudna (a wręcz przeciwnie). Pewną niespodzianką może być także to, jak układają się relacje między Hakurenem i Teito — szczególnie że początki ich znajomości mogłyby sugerować nieco bardziej… standardowy układ . (Nie będę wszakże spojlerować w tym względzie; zainteresowanych zachęcam do obejrzenia).

Parę słów warto poświęcić także postaci głównego przeciwnika Teito i spółki — czyli generałowi Ayanamiemu, mówiącemu zresztą głosem etatowego animowego psychopaty, Sho Hayamiego (cytując Clio: „w ogóle nie musiał się odzywać, od razu było wiadomo, że to on"). I, jak większość postaci granych przez tego seiyuu, także Ayanami jawi się jako zimny, wyrachowany i okrutny; co wszak ciekawe, nawet i on wydaje się nie być zupełnie wyprany z uczuć, a w stosunku do gromadki swych uroczych podwładnych zdradza przywiązanie, jeśli nie troskę. Co się zaś tyczy samej gromadki, to szkoda, że nie znalazło się dla nich w serii więcej miejsca (o ile mnie pamięć nie myli, tylko trójkę poznajemy nieco lepiej), bo wyglądają na zbiorowisko naprawdę ciekawych indywiduów. W mojej prywatnej klasyfikacji prym wiedzie wiecznie radosny major (?) Hyuuga (skojarzenia z pewnym srebrnowłosym kapitanem natychmiastowe ).

Podsumowując: 07-Ghost to kawałek naprawdę solidnej fantasy z interesującym, eterycznym klimatem. Seria jest odpowiednio epicka, a wątki poważne (a chwilami wręcz angstowe) sprawnie zrównoważono elementami humorystycznymi. Udało się też uniknąć nadmiaru lukru i patosu, choć niektóre sceny niosły ze sobą ryzyko popadnięcia w ckliwy sentymentalizm. Jedyną „wadą” Ghosta jest to, że kończy się w chwili, gdy główna intryga tak naprawdę dopiero się zawiązuje — ale to wynikło zapewne z ilości materiału dostępnego do adaptacji. Manga wszak ukazuje się dalej i spotkałam się z informacją, że na ten rok przewidziana jest druga seria anime — jeśli tak, to z chęcią powrócę do tego tytułu, bo potencjał niewątpliwie ma.

Quiz Naruto

Stokrot

Odp.: 702
Wyś.: 323.861
Terrorysta-artysta, ze specjalizacją: wysadzanie .

Wicekapitanowie Gotei13

Stokrot

Odp.: 3
Wyś.: 3.782
Mają swój temat kapitanowie, więc myślę, że warto założyć podobny o ich zastępcach (wicekapitanach, porucznikach — jak zwał, tak zwał, wszyscy wiemy, o co chodzi ). Można pisać o wszystkich po trochu, można o swoich ulubieńcach, można jeszcze inaczej — jak kto woli i ma ochotę.

Jeśli idzie o mnie, to zdecydowanych ulubieńców mam pięcioro, aktualnie z mocnym wskazaniem na jednego z nich (ale o tym za chwilę).

Pierwszym fukutaichou, który zwrócił moją uwagę, był, jakżeby inaczej, Renji Abarai (fakt, że jako pierwszy pojawił się w serii, też pewnie miał tu swoje znaczenie). Wicekapitan Oddziału Szóstego jest niewątpliwie postacią barwną i ciekawą (i wzbudza we mnie zdecydowanie więcej sympatii niż kapitan tego samego oddziału), choć może niespecjalnie skłaniającą do refleksji. Nie ma w Renjim nic szczególnie tajemniczego; to bohater szalenie otwarty, u którego wszystkie uczucia widać jak na dłoni — co jednak należy mu zaliczyć jedynie na plus. Szczerość i prostolinijność Renjiego to jedne z tych cech, które pozwalają go polubić nawet mimo nie najlepszego wrażenia, jakie musiał wywrzeć, gdy wkroczył na scenę wydarzeń w Karakurze. Do tego jest Renji postacią, która w trakcie trwania serii pokazuje nam bardzo zróżnicowane (i bywa że zaskakujące oblicza) — od dumnego wojownika po — powiedzmy szczerze — nieco głupawę ofiarę losu . Mam tylko wrażenie, że ostatnimi czasy trochę brakuje Renjiemu potencjału fabularnego — zupełnie jakby Tite Kubo wyeksploatował większość pomysłów na tę postać w arcu z Soul Society, a teraz ciągnie go jako jednego z głównych bohaterów, ale nie bardzo wie, co z nim zrobić. Chociaż, muszę powiedzieć, scena, gdy zawiązują wspólny front z Ishidą w starciu z Szayelem, robi potężne wrażenie. Może to dobry kierunek, by poprowadzić postać Renjiego.

Postacią, której niewątpliwie potencjału nie brakuje (choć podejrzewam, że sam bohater stwierdziłby inaczej ), jest Izuru Kira. I, nie będę ukrywać, to właśnie Kira zdetronizował ostatnio Renjiego na stanowisku mojego ulubionego fukutaichou. Czemu akurat on? Cóż, przyznam, że na Kirę zwrócono moją uwagę jeszcze zanim zaczęłam oglądać „Bleacha” (czytaj: pokazała mi go Clio), więc siłą rzeczy musiałam go zauważyć, gdy tylko się pojawił. I, prawdę mówiąc, cokolwiek się zdziwiłam, bo podświadomie spodziewałam się innego charakteru. Nie znaczy to jednak bynajmniej, że byłam rozczarowana — było w Kirze coś, co sprawiło, że od początku obdarzyłam tę postać sympatią, a jednocześnie nakazywało mu współczuć. Nie można zaprzeczyć, że jest on bohaterem zdecydowanie pozytywnym — bardzo prawym, lojalnym i niewątpliwie wrażliwym, którego wszakże wydarzenia stawiają między młotem a kowadłem (czytaj: między Ginem a Soul Society, ale o skomplikowanej relacji fukutaichou Oddziału Trzeciego z jego kapitanem pisałam już w innym temacie, więc nie będę się powtarzać ). Na dodatek można odnieść wrażenie, że mało kto w Seireitei się nim przejmuje (poza Matsumoto, która systematycznie go upija), podczas gdy, dajmy na to, o taką Hinamori troszczą się wszyscy. I jak tu mieć na miejscu Kiry wyższą samoocenę, ech, ech… Mam szczerą nadzieję, że w końcowym rozrachunku Kira dostanie jednak od Tite Kubo swój happy end — bo zasługuje na niego jak mało kto.

Tyle jeśli chodzi o brzydszą (?!) część wicekapitanów — jako że moją piątkę ulubieńców dopełniają trzy panie . Po pierwsze: Nanao-chan, jedyna w swoim rodzaju fukutaichou Oddziału Ósmego, która od pierwszego pojawienia się w serii okazała się niewiastą niewątpliwie obdarzoną charakterem i nie przywykłą do tego, by z kimkolwiek się cackać. Scena z Kyouraku i płatkami róż — absolutnie bezcenna. Zdecydowanie, Nanao Ise ma w sobie coś takiego, co pozwala jej pretendować do tytułu fukutaichou budzącej największą trwogę .

Ma w tym jednak godną rywalkę, którą lubię chyba jeszcze bardziej — a jest nią rzecz jasna Yachiru Kusajishi z Oddziału Jedenastego, żywa ilustracja zasady, że małe i słodkie jest zawsze groźniejsze od wielkiego i strasznego. Wraz z Ken-chanem tworzą jedyną w swoim rodzaju parę, szczególnie gdy w początkach arca w Soul Society razem biegają po mieście .

I wreszcie trzecia z pań, czyli Rangiku Matsumoto z Oddziału Dziesiątego — postać, jak się okazało całkiem skomplikowana, co było całkiem miłym zaskoczeniem. Bez wątpienia jest ona niewyczerpanym źródłem sytuacji komicznych (ach, te scenki na kacu i na zakupach, ach te spięcia z Toushirou), ale autor pozwala pokazać jej się także z innej strony. Obok leniwej, beztroskiej, niestroniącej od sake zakupoholiczki mamy więc i dumną wojowniczkę, i kobietę po przejściach (Gin!) i osobę, która darzy Toushirou siostrzano-matczynymi uczuciami — jednocześnie zaś żadne z tych wcieleń nie zaprzecza innym. Bardzo, bardzo dobrze skonstruowana postać — i budząca wiele sympatii.

Jeśli idzie o pozostałych fukutaichou, hmmm… lubię jeszcze Hisagiego i Ibę; Sasakibe i Isane są mi właściwie obojętni, co do Hinamori mam mocno mieszane uczucia, Nemu jest… specyficzna, a Ooameda mnie śmieszy (o ile mnie akurat nie irytuje ).

Tyle ode mnie. A jak tam wasze typy?

Najnowszy chapter - komentarze

Stokrot

Odp.: 508
Wyś.: 201.767
No, no, to nam Kishimoto namieszał z tym sharinganem u Danzou... a już się mogło wydawać, że prawie wszystko jasne. Dobrze, dobrze... oby tak dalej .
Bardzo podobał mi się Sai w tym rozdziale — z niecierpliwością czekam sceny, aż wreszcie otwarcie przeciwstawi się Danzou. Podejrzewam wszakże, że może to się stać zupełnie nagle, jak to często bywa w takich sytuacjach; i bez specjalnych wcześniejszych przemyśleń.
Gwiazdą odcinka zdecydowanie jest Kakashi i jego promienny uśmiech na wieść o tym, że Naruto spotkał Czwartego. I komentarz "Ojcowie zwykle mają coś do powiedzenia swoim synom". Bardzo, bardzo fajne i bardzo pozytywne.
Na arenie zdarzeń robi się coraz tłoczniej i coraz bardziej interesująco... ciekawe, co będzie za tydzień .
Strony: 1, 2, 3  
Przejdź do:  
DB NaoForum DB NaoAninoteAnimePhrasesDr. Slump
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao
Facebook