Focus napisał(a):
Tyle że Watykan nakazuje interpretować je dosłownie.
Jeżeli potraktuje się pisma (nie mówie tylko o Biblii) jako jedną wielką metaforę, to zobaczymy, że dane przykłady odnoszą się do naszego życia, do postępowania w nim.
Może i jestem zagorzałym antyteistą, wojującym przeciwnikiem religii, jednakże zdaję sobie sprawę, iż może ona odgrywać pozytywną rolę w życiu jednostki i społeczeństwa. Znajdowanie w wierze oparcia ma pozytywny wpływ na zdrowie, religijne wytyczne z dziedziny etyki działają na korzyść ładu społecznego itd. Problemy pojawiają się wtedy, kiedy duchowość uderza niektórym do głowy i rodzą się tępi mitomani, mający skłonności do wchodzenia z buciorami w naukę.
Nie oszukujmy się: jedynym sposobem, by unowocześnić skostniałą wiarę katolicką i połączyć ją z racjonalizmem, jest modernizm. Pierwszym krokiem w jego kierunku był Vaticanum Secundum. Wówczas zdawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze: zmiany, choć powolne, miały miejsce; Jan XXIII i Paweł VI byli bardzo postępowi, Jan Paweł II konserwatywny, ale jeszcze znośny... Aż tu niecałe cztery lata temu bach: wybrano na papieża kardynała Josepha Ratzingera.
To, co wyprawia obecny biskup Rzymu, niszczy Kościół od środka, przynosząc szkody, które mogą okazać się dla organizacji dotkliwsze nawet od schizm i herezji. Walka z wolną myślą uniwersytecką to jakaś parodia, zaś wtrącanie się Kościoła do polityki i nauki zniechęca do niego inteligencję. Sorry, ale średniowiecze już dawno za nami, te czasy nie wrócą. Czarę przelało zniesienie ekskomuniki z lefebrystów, czyli nota bene zakwestionowanie osiągnięć Vaticanum Secundum.
Chwila napisał(a):
Ależ chodziło. Wszakże |∅|=0.
Bynajmniej nie chodziło mi o ilość ludzi wierzących tylko o sam fakt, że tacy są. Jeśli zaś są to oznacza, że Bóg (tak jak obiecał) końca nie ześle.
Chwila napisał(a):
Sorry, ale nie widzę związku. Apokalipsy – z Objawieniem Jana na czele – uczą nas, że chrześcijański bóg ma całkiem niezłą fantazję w mordowaniu ludzi i dysponuje sporym arsenałem środków do tego celu przeznaczonych. Jeżeli najdzie go zachcianka, by skończyć ten świat i zacząć od nowa, na przykład gdzieś w Pasie Oriona, bynajmniej nie będzie musiał nas zatapiać. Wystarczy, że pieprznie w Ziemię asteroidą albo zamieni całą wodę w żrący kwas. Może? Może.
Interpretuję to tak : Bóg obiecał ludziom wierzącym w Niego, że nigdy nie ześle już tak wielkiej katastrofy jaką jest przykładowo potop. Jeżeli, więc na ziemi będzie chociaż jeden wierzący w Boga, to końca świata nie będzie, gdyż sam powiedział, że nie pozwoli zgładzić nas "wodami potopu".
Ponadto gówno mnie obchodzi, w jaki pokrętny sposób interpretujesz przytoczony fragment Genesis – skoro powołujesz się na katolicyzm, interesuje mnie oficjalne stanowisko Kościoła. Jeżeli dobrze pamiętam, końcem obecnego świata będzie według katolicyzmu powtórne przyjście Chrystusa, poprzedzone serią globalnych kataklizmów. Mogę się mylić – popraw mnie w takim wypadku. I nie pieprz już łaskawie o własnej interpretacji, bo zalatuje to protestantyzmem.
Pozdrawiam serdecznie.
Q.