Forum Dragon Ball Nao

» [Sesja] Mroczny cień

Strony:   1, 2
Xan Mężczyzna
Super Saiyanin
Super Saiyanin
Xan
Wiek: 67
Dni na forum: 7.035
Posty: 474
Skąd: Forteca Żalu
Budzi mnie ból. Otwieram oczy i od razu je zamykam. Przypominające bicz pnącze uderza mnie w twarz. Moje wargi pękają jak dojrzałe wiśnie. Ponownie podnoszę powieki. Wszędzie wokół jest krew. Po chwili dociera do mnie, że to moja krew.
Świat wokół zaczyna się zamazywać. Kolory powoli znikają, zostaje tylko czerń i biel. I ogłuszający krzyk srebrnowłosego.

***

Stoję nad przepaścią. Po bokach i za plecami mam las. Spoglądam w dół. Widzę wielkie jezioro, upstrzone kilkoma wysepkami. Jednak nie to w nim zwraca uwagę.
Od jeziora bije olbrzymia moc.
Bez namysłu skaczę w przepaść. Dopiero w locie zdaję sobie sprawę ze swojej lekkomyślności. Jeżeli nawet nie roztrzaskam się o skały, to w wodzie może być żagnica, żyrytwa, kraken...
Uderzam w wodę. Siła, z jaką to się dzieje, zapiera mi dech. Dopiero po kilkunastu sekundach próbuję wypłynąć na powierzchnię. Nie robię jednak tego.
Me ciało przepełnia mana.
Płynę pod wodą, czerpiąc z niej ki. Otwieram usta. Ciecz dostaje mi się do płuc, jednak nie tonę. Powoli zaczyna ogarniać mnie euforia.
Nagle uczucie mija. Zatrzymuję się zdezorientowany. Po chwili wypływam na powierzchnię i kieruję się w stronę brzegu. Nie jestem w stanie przyjąć więcej chakry.
Wychodzę z wody na piasek. Jestem mokry, jednak krótkie zaklęcie mnie osusza. Czuję przepełniającą mnie moc.
Nagle pojawia się przede mną postać w czarnej szacie. Odruchowo cofam się o krok, lecz od przybysza nie bije zło. Rozluźniam się trochę i czekam.
- Nie lubię telepatii – głos mężczyzny wydaje się cichy, jednak słyszę go dokładnie – dlatego będę do ciebie mówił w twym prymitywnym języku.
Milknie na chwilę. Wydaje się, że oczekuje odpowiedzi, ale to tylko pozór. Po kilku sekundach zaczyna mówić dalej.
- Być może o tym nie wiesz – jego ton jest trochę kpiarski – ale twoi przyjaciele umierają.
Cisza. Dopiero po chwili odważam się coś powiedzieć.
- Ale przecież straciłem przytomność... Nie mogę nic zrobić.
Mój rozmówca prychnął.
- Zawsze jesteśmy w stanie coś zrobić. Nawet ten żałosny tanar'ri oddał przed śmiercią swą broń towarzyszowi.
- Więc czemu ty nic nie zrobisz?
Urywa. Nie jest zmieszany, lecz raczej zdenerwowany. Dopiero teraz czuję, że bije od niego charakterystyczna aura. Aura Baator.
- Czy dlatego, że jesteś baatezu i nie chcesz pomóc tanar'ri i jego towarzyszom? – bardziej stwierdzam niż pytam.
Nic nie mówi. Pogrążony jest w rozmyślaniach.
- Odpowiedz!
Rzuca się na mnie. Nim zdążę zareagować, chwyta mnie w barkach szponiastymi dłońmi. Pod kapturem widzę jego pokrytą łuskami twarz i zdobiące ją rzędy ostrych jak brzytwy zębów. Zdaję sobie sprawę, że jest potwornie niebezpieczny.
- Lepiej zwracaj się do mnie grzeczniej – mówi, przystawiając mi do gardła koniec swego miecza – bo jeszcze przez przypadek cię uszkodzę. A to nie byłoby miłe, zaręczam.
Odpycha mnie od siebie. Padam na piasek. Próbuję wstać, lecz diabeł powstrzymuje mnie wzrokiem.
- Aby udowodnić ci – cedzi powoli słowa – że obce mi są już uprzedzenia rasowe, pomogę wam.
Wykonuje niedbały gest dłonią. Otwiera się portal, błyszczący czerwienią i zielenią. Wstaję i z ociąganiem go przekraczam. Gdy już prawie jestem na drugiej stronie, zauważam coś niepokojącego. Miecz czarta znikł z jego dłoni.

***

Gwałtownie podrywam się z ziemi, budząc zdziwienie moich pogrążonych w walce towarzyszy. Czuję, jak przepełnia mnie moc.
Nagle z mych dłoni zaczyna wydobywać się oślepiająco białe światło. Moje ręce podnoszą się, a jasne promienie kreślą nad polem walki równe sześciokąty foremne. Sześć sześciokątów foremnych.
Po chwili boki figur odrywają się od siebie i zaczynają przemieszczać w powietrzu. W mgnieniu oka formują pięć siedmiokątów. Jednak jeden odcinek pozostaje niewykorzystany.
Bok ten ustawia się pionowo nad leżącymi na ziemi zwłokami Xerona. Moje ciało przestaje wytrzymywać przepływ energii, zaczynam krzyczeć, gdy widzę, jak skóra na moich ramionach pęka, a krew wytryskuje z powstałych ran. Nie zaprzestaję jednak rzucania zaklęcia. Nie jestem w stanie.
Nagle siedmiokąty łączą się z pojedynczym odcinkiem, zderzając się z nim z olbrzymią prędkością. Powstałe nagromadzenie energii wnika w ciało Xerona. Świat na chwilę ciemnieje i zastyga w bezruchu.
Demon podrywa się gwałtownie, wróciwszy do Pierwszej ze swej ojczystej Otchłani. Bije od niego wielka moc. Teraz Władczyni Kniei nie ma już najmniejszych szans.

Miyamoto Hachimaro
obiit Anno Discordiae MMVII
Idus Ianuarias

Hic natus est
Q'ccaon'naeaeccer
Anno Discordiae MMVII
Ante Diem XIII Kalendas Martiae
Kamzo Mężczyzna
"Shinobi
Shinobi
[ Klan Takeda ]
Kamzo
Wiek: 37
Dni na forum: 7.048
Plusy: 15
Posty: 1.602
Skąd: Biskupiec
Nareszcie udało mi się dojść do siebie, obraz jest jeszcze wciąż troche rozmazany, ale mniej więcej orientuje się w sytuacji. Xeron... mój towarzysz poległ... Tak mi się przynajmniej wydaje, spoglądam na leżące przede mną ostrze... Mrok, zło biją od niego z wielką i nieznaną siłą. Moja dłoń drży gdy sięgam w jego strone. Nagle jednak słysze za sobą świst przeszywającej powietrze strzały, wyskakuje więc dwa metry w góre co prawdopodobnie ratuje mi życie, w locie natychmiast wyciągam Masamune przecinając dwa kolejne zabójcze pociski i gdy prawie opadłem na podłoże natychmiast wyciągnąłem się najmocniej jak mogłem. Masamune dosięgnął celu i kolejna driada padła martwa. Ledwo dotknąłem stopami ziemi... i poczułem, że strasznie drży, coś sprawiało, że małe kamyczki zaczęły podrygiwać, a donośne dudnienie było słyszalne w całej okolicy. I wtedy stało się to, spomiędzy drzew wyłonił się ent, starożytny 'pasterz drzew'. Nie był to jednak zwykły drzewiec. Ten był olbrzymi, a drzewa zdawały się ustępować mu z drogi, cały był porośnięty mchem, a spruchniała kora mimo swej starości była mocniejsza od niejednej zbroi. To musiał być on, ent zwany też 'Strażnikiem Puszczy'. Władczyni Kniei musiała wezwać go jako jedną z ostatnich 'lini' obrony. Auron, który właśnie parował kolejne ciosy dwóch driad zdziwił się gdy natychmiast wycofały się one ku koronie drzewa. Obejżał się za siebie... za późno. Wielka gałąż opleciona konarami rozwiała piach gdy leciała w jego kierunku. Trafiony wojwonik zakrztusił się własną kriwą i z prędkością bełtu uderzył w jakiś gruby i wielki pień wydając z siebie zduszony jęk. Pmyślałem wtedy: Teraz !! Nie przybrał jeszcze wyprostowanej pozycji, mam szansę !!
Wyskoczyłem więc z ostrzem wyciągniętym nad głową spadając niczym grom na przeciwnika. Masamune wpił się głeboko w gałąź, która była czymś w rodzaju lewego ramienia drzewca. Nagle jednak miecz stanął, opór 'skóry' enta był zbyt wielki nawet dla mego miecza. Szarpnąłem raz, drugi lecz nie trzeci bo w tym momencie druga gałąź-ręka strąciła mnie ku ziemi, po drodze złamałem jeszcze jakąś gałąź na drzewie przez które zostałe brutalnie przeżucony. Potem poczułem jak uderzam w ziemie, ciepła ciesz wypełniła me usta, a w płucach zabrakło tchu. Na chwiejących się nogach stanąłem opierając się o pień. Ponownie ujżałem pozostawionego mi Glaiva. Rzuciłem się ku niemu póki mogłem, nareszcie ostrze znalazło się w mych dłoniach. Tak, było przepełnione złem niczym moje serce, mogłem w pełni wykorzystać jego mroczną moc. Ent zwolnił troche swój pęd ku mnie. Zerknąłem kontem oka na Aurona, powoli odzyskiwał siły, ale nie było czasu czekać, tym razem mogłem liczyć tylko na siebie.
-Zobaczymy co powiesz na to ty spruchniała kupo chrustu !! - słowa te wymówiłem z kpiącym uśmieszkiem, czas pokazać moc ostrza ognia; ostatni gest Xerona może nam uratować życia.
-Zaczekaj !! - krzyknęła któraś z driad wiedząc chyba co zamierzam zrobić, zaczęła mnie prosić:
-Nie rób tego błagam !! Ten ent to bóg tej wielkiej puszczy, bez niego wszelkie żywe stworzenie tu umrze, a ta zielona kraina zamieni się w pustkowie. Wybaczcie nam nasze czyny, damy wam odejść w spokoju, ale prosze nie czyń tego.
Spojrzałem na nią mrużąc oczy i przepełniając się radością płynącą z zemsty.
-A co mnie to. Powiedz to Xeronowi, dla niego jest już za późno. Idźcie do diabła.
Krzyknąłem ku niebu chwytając ostzre w obydwie dłonie. Nadszedł czas, ognista aura otoczyła me ciało, a me srebrzyste włosy odbijały kolor tańczących płomieni. To jest potęga zła !! Ostrze przybrało postać ognistego miecza, który nie palił mych dłoni. Driady w akcie rozpaczy wypuściły w moim kierunku kilka strzał, ale aura ognia pochłoneła je i spopieliła. Rycząc niczym zwierz pobiegełem w kierunku enta z zawrotną prędkością. Przeszyłem go Ostrzem ognia z taką łatwością jakbym ciął powietrze, zanim kawał drewnianego cielska zwalił się na ziemie przeszyłem je mym orężem jeszcze kilka krotnie. Ent był martwy.
Coś drgneło w powietrzu, zwróciłem swe oczy na Xana, z którym działo się coś dziwnego. Czyżby rzucał jakiś czar ?? I twedy ujżałem Xerona, prawdziwego Xerona. Zwróciłem rękojeść Glaiva w jego strone.
Majin_Vegeta Mężczyzna
"Rōnin
Rōnin
Majin_Vegeta
Wiek: 67
Dni na forum: 7.040
Posty: 501
Obudziłem sie, pomyslałem sobie, przecież [ ort! ] to nie mozliwe, ja nie zyje, widziałem juz Folane - Bogini krainy smierci - coś jest nie tak. Podniosłem sie. I Wyadłem krzyk , niemal że bojowy, mocny głosny, przeszywający, ze w całej puszczy w około było słychać odbicie. Przybrałem wyprostowaną pozycje, wszystkie bełty odpadły odemnie niczym piach. Zobaczyłem mego przyjaciela który był otoczony aurą, tak aurą ognia, jego moc była znacznie wyzsza niz gdy posiadał Masamune, Driady strzelały w jego kierunku lecz nadarmo, nic to nie dawało, Sephirot był potężny z ostrzem i dobrze, wlasciwie to ma misja sie skonczyła lecz zyje nadal o dziwo wiec dalej krocze po tmy swiecie.
Sephirot atakował etina gdy nagle zaczełem ryczeć smiechem :
-HAHAHA
Sephirot odwrócił sie, kierując w mą strone Gilave.
-Witaj z powrotem [ ort! ] przyjacielu - zwróciłem sie do Sephirota, który był zdzwiony, z resztą ja sam byłem zdziwony ze zyje. Sephirot rzucił w mą strone Gilave, być moze nie chciał oddać ostrza, lecz ja sam o nie nie prosiłem. Nagle poczułem bardzo duzy przypływ energii, aż nagle wyrosły mi potęzne skrzydła. Podleciałem do góry, zrobiłem 5 szybkich ruchów, i z drzew pospadały wojowniczki lasu. Odwróciłem sie spoglądając na Xana i Aurona. - Dość tej zabawy pokazemy kto tu przejmie władze i bedzie sprawował żądy, zapamietaja do konca swego parszywego życia kogo zaatakowali ....
i w Tym momencie Sephirot zadał ostateczny cios etinowi...........

END
eMate Mężczyzna
"Rōnin
Rōnin
[ Klan Asakura ]
eMate
Wiek: 32
Dni na forum: 7.024
Posty: 1.327
Skąd: Wałbrzych
Stałem sobie spokojnie, bo wiedziałem, że wszystko skończy się dobrze dla nas. Obok mnie stał osobnik, którego imienia dalej nie znałem, trochę zdezorientowany całą tą sytuacją...
- nie bój się kolego, nasi górują, możesz być spokojny.
Znów spoglądnąłem na walkę, wielka driada leżała w kawałeczkach, a cała ta ich szefowa zaczęła uciekać, wtedy wielki strumień ognia przeszył ją i panna miała dziurę w brzuchu, aż wreszczie padła na ziemię z bólu. Po chwilce cały las zaczął gnić, ale nikogo to nie przejmowało, Sephiroth i Xeron śmiali się z całych sił. Nagle coś poczułem...
- musimy uciekać!!
Szybko zacząłem biegnąc przed siebie, lecz przystanąłem, ponieważ nikt nie chciał iść za mną...
- chcecie tu zginąc ? to, że wygraliście bitwę, nie znaczy, że wygraliście wojnę, szybko!!
Chyba ich przekonałem, ponieważ zaczęli biec, a Xeron leciał, trochę dziwnie się czułem idząc w jednej parze ze smokiem demonów. Biegliśmy cały czas, aż zobaczyłem jakąś grotę, szybko do niej wbiegłem, lecz biegłem i biegłem dalej w głab, jak najdalej od zewnętrzengo światła. Xeron się zbuntował i stanął, ponieważ sądził, że tyle wystarczy. Zgodziłem się, ponieważ teraz bójka nie byłaby na miejscu. Powiedziałem Xeronowi, by zapalił miecz ognia na tyle, by było nas dobrze widac. Szybko w ciemnej grocie zrobiło się ciepło i jasno.
- pewnie dziwicie się po co tu jesteśmy, heh, wiem to po waszych minach. Nic nie czujecie pewnie, lecz to nie dziwne, nie wyczuwa się Bogów.
Od razu miny moich kompanów zmieniły się na inne, lecz to było do przewidzenia.
- musze wam cos powiedziec, nie wiem czy uwierzycie w to co powiem, ale bynajmniej mnie posłuchajcie!

***

Kiedyś w świecie dzielącym wszystkie wymiary było 10 Bogów, wszyscy panowali magią jak nikt inny, umieli wszystkie czary jakie można było sobie pomysleć! Lecz dwóm z nich nie pasowała siła magii i postanowili być wojownikami. Stworzyli z magi dwa miecze - Marasume i Masamune i pojedynkowali się codziennie nabywając nowe techniki bojowe.
Innym magom (Bogom) nie spodobało się to, aż w końcu rzekli do nich :
- musimy się was pozbyć, ponieważ zamiast nabywać nowe sztuki many, wy robicie sobie jakieś pojedynki wojenne. co to jest ? taki osobnik nie może być Bogiem, ani nawet stąpać po tej ziemi!!
Jeden z Bogów rzucił jakiś czar na jednego z nich, który opuścił swój miecz i zaczął bardzo mocno krzyczeć z bólu. Drugi, który zwał się Spike rzekł :
- nie umiem władać magią ? mylisz się...
Wtedy Spike swoim Masamune rzucił w tego Boga specjalną techniką, która tego kogo dotknie rozwali na kawałeczki i tak się stało. Nawet Bóg nie przeżył. Jego przyjaciel został oswobodzony, lecz to nie koniec. 7 następnych Bogów byli tak wstrząśnieci tą tragedią, że nie panowali nad sob ą i swoją siła woli strącili dwóch wojowników do jakiegoś ze światów. Gdy Spike się obudził ujrzał nieżywego kompana, a posród niego wiele ogromnych bestii. Szybko wziął Masamune i z wściekłości zaczął ciąć i siekać wszystkie żyjące potwory. Gdy już się z nimi rozprawił usłyszał głos.
- nie uciekniesz przed nami, w końcu cię znajdziemy, a teraz niespodzianka!! badz happy, hahaha...
Nagle kompan Spike'a wstał, chwycił Murasame i rzucił się na Spike zadając mu ogromny cios. Spike nie miał jak walczyć ze swoim przyjacielem, więc zaczął robić uniki i wreszczie rzucił czar hibernacji. Jego przyjaciel zamroził się, lecz Murasame upadł normalnie na ziemię. Wtedy Spike wbił Murasame przed lodową postać i zaklął te miejsce. W końcu odszedł z tego pola walki. Przez nastepne 700 lat prześladowali go inne stwory rzucane przez tych wstrętnych Bogów, które miały na celu zabicie Spike. W końcu ten rycerz odnalazł się w świecie Spiry, gdzie spotkał Lorda Braske i Jechta, i został ich kompanem zmieniając imię na Auron. W tej ich wyprawie zdobył nowe umiejętności waleczne, później spotkał córkę Braski, Yune i zaczął być jej strażnikiem, spotykajac przy tym wielu przyajcieli i wrogów. Auron był już bardzo doświadocznym rycerzem, lecz Bogowie w każdym momencie mogą go zniszczyć...

***
- rozumiecie już ? mimo, iż jestem Bogiem, inni Bogowie też mogą mnie zniszczyć... I o dziwo jeden z Bogów jest tutaj, po raz pierwszy inny Bóg, niż Ja i mój kompan przekroczyli barierę światów. Dlatego musimy poczekać, nie możemy się z nimi jednać, ponieważ byle jaki trick i leżemy, dlatego jeżeli byście chcieli mi pomóc ich przezwyciężyć, proszę was, nie wychodzćie teraz się zabić... I jeszcze jedno, nie słuchajcie Bogów, jak będą coś wam mówić w myślach, albo wizji, ponieważ wiem, że któregoś z was przechytrzą i będą wam kazali mnie zabić, mimo, iż na początku będą wam pomagać jak najlepiej... Wierzczie komu chcecie, ja w to nie wnikam, ale mam nadzieję, że mi pomożecie, no więc jak ?
Kamzo Mężczyzna
"Shinobi
Shinobi
[ Klan Takeda ]
Kamzo
Wiek: 37
Dni na forum: 7.048
Plusy: 15
Posty: 1.602
Skąd: Biskupiec
Spojżałem rozbawiony na Aurona, ogarnąłem grote wzrokiem, przeniosłem go na Xana, potem na Xerona, a następnie zwróciłem swą twarz znowu ku Auronowi. Wciąż złowieszczo usmiechnięty rzekłem:
-Słuchaj wojowniku, czas abyś poszedł własną drogą. Niby dlaczego mielibyśmy przejmować się twoimi wrogami ?? Przez jakiś czas byłeś nam użyteczny, ale teraz nasze ścieżki się rozchodzą. Nie boimy się nikogo, razem z Xeronem pozbędzimy się każdego podrzędnego bożka, a jeśli znowu wejdziesz nam w droge skończysz tak samo. Tak więc korzystaj z okazji i odejdź... Zresztą, sami się wybieramy w pewnym kierunku.
Przelotnie spojrzałem jeszcze na tego dziwnego ronina, Xana. Niech robi co chce, być może podąży naszym szlakiem, być może wykorzystam jego siłe, ale póki co nie potrzebujemy go w drużynie. Od początku nasz plan był jasny, nie musimy do tego wciągać nikogo innego.
-Chodź przyjacielu, mamy jeszcze sporo do zrobienia - demon wyglądał na zadowolonego i w pełni zgadzającego się z moją decyzją. Byłem niemal pewien, że sam chciał w niedługim czasie wygłosić tą samą kwestie, a być może chciałby także zabić naszych niedawnych towarzyszy. Nie tracą czasu ruszyliśmy pewnym krokiem ku światłu, ku wyjściu.

***

Był piękny dzień... Tak, nawet ja musiałem docenić cud tutejszej natury... Jakże większa będzie moja przyjemność gdy poleje się krew tych istot, a wszystko stanie w płomieniach. Mimowolnie lekko się uśmiechnąłem. Xeron nie zwrócił na to najmniejszej uwagi bo był wpatrzony w coś zupełnie innego. Dziedzińcem przecinającym leżącą niedaleko polane podążał wóz z jakimś dostojnikiem co stwierdziłem po herbie na bocznych drzwiach. Pilnowało go tylko dwóch konnych... Nie, słońce troche mnie oślepiało, ale me oczy dojżały dokładniej tych dwóch rycerzy... A raczej Paladynów !! Nosili połykujące w świetle dnia zbroje, przy boku nosili wspaniałe miecze półtoraręczne, moge się założyć, że jest w nich zaklęta wielka magia. Ostrza te były wykuta sepcjalnie dla nich aby były doskonale wyważone. Spojrzeliśmy na siebie z Xeronem i ze zrozumieniem kiwneliśmy głową. Mogliśmy ich puścić i nie kłopotać się walką, która była w ogóle [ ort! ] niepotrzebna, ale obydwaj mieliśmy również ochote zatopić ostrza w ich ciałach. Pierwszy skoczyłem na droge. Woźnica natychmiast zatrzymał konie, a jeden z paladynów, którzy jechali po bokach wybiegł mi na przeciw.
-Czegóż od nas chcesz wojowniku?
Masamune po sekundzie był już w moich dłoniach. Zdezorientowany paladyn sięgnał po miecz, ale było już za późno by przyszykować się do walki. Jego koń starcił przednie kopyta wydając dziwny odgłos bólu. Dzięki temu rycerz zwalił się na ziemie; ciężar zbroi nie pozwolił mu stanąć ponownie na nogach. Masamune rozłupał jego czaszke na pół, a krew i mózg wylały się na kamienie. Spojżałem przymróżonymi oczami na moje dzieło, i radość ogarneła me ciało. Drugi obrońca już galopował w mym kierunku, ale tylko krzyknął strumieniem krwi gdy Glaiv przebił mu pierś rozłupując cudoowny pancerz. Demon wyjął miecz ze zwłok paladyna i oblizał ostrze. Woźnica chcą ratując swoje życie zeskoczył na dziedziniec, ale Masamune dosięgnął jego gardła. Starzec padł na ziemie brocząc i tarzając się we własnej krwi. Patrzyłem na niego aż nie zastygł w bezruchu po czym wybuchnałem śmiechem. Xeron dobił jęczące zwierze, a także ubił drugie czerpiąc z tego widocznie wielką satysfakcje. Podeszliśmy do karocy. Ja z jednej strony, a mój kompan z drugiej. Wyrwałem drzwi z zawiasów i cinąłem gdzieś w krzaki. Xeron uczynił to samo, ale przy okazji rozrywając kawał podwozia. W środku siedział jakiś zwinięty w sobie ze strachu paniczynek. Ledwo powstrzymałem śmiech widząc tego łazęge. Jak ja nienawidze takich tchórzy. Szykowałem już Masamune do ciosu, ale demon zatrzymał mnie gestem. Podświadomie zrozumieałem o co mu chodzi i zimno się uśmiechnąłem.
-Jesteś wolny - rzekłem chłodno
-C...Co ?? - rzekł szlachcic przez łzy i z łamiącym się głosem
-Słuchaj, idź precz albo cię posiekam na plasterki !!
Człowiek wciąż łkając zaczął biec w kierunku drzew, jego pantalony kleiły się od moczu. Obaj z Xeronem rykneliśmy śmiechem po czym demon posłał w kierunku uciekającego ognistą kule. Po szlachcicu została tylko wyrwa w ziemi. Ruszylismy dalej przed siebie. Na choryzoncie widać już było Wrota Baldura...
Łasiczka Kobieta
"Rōnin
Rōnin
Łasiczka
Wiek: 38
Dni na forum: 7.053
Posty: 419
Skąd: Pszczyna
Sephirot, Xeron - na ziemiach rozciągających w zachodniej części Faerunu, a dokładniej między Morzem Mieczy a Morzem Wewnętrznym leży miasto zwane Wrotami Baldura. Tam kierujecie swoje kroki, bo tam właśnie macie nadzieję odnaleźć tak przez was pożądany artefakt. PO drodze natykacie się jeszcze na kilka niegroźnych potworów i ogólnie rzecz biorąc nic w sumie nie zakłóca waszej podróży. Od czasu jednakże...

Auron - twoje nadzieje, co do pomocy Sephirota i Xerona (zgodnie z przewidywaniami zresztą...) spełzły na niczym. No cóż, nie masz innego wyboru jak liczyć na to, że ewentualne próby Bogów będą nieskuteczne...

Xan - <pozostawiam ci wolną rękę co do decyzji ruchu twej postaci, na pewno [ ort! ] sobie świetnie poradzisz

Ten post był edytowany 1 raz, ostatnio zmieniony przez Łasiczka: 01.05.2005, 19:52
Majin_Vegeta Mężczyzna
"Rōnin
Rōnin
Majin_Vegeta
Wiek: 67
Dni na forum: 7.040
Posty: 501
Szlismy dalej, krocząc pewnym krokiem, jednak że dzwiwiłem sie z stosunkowo zwyczajny człowiek juz kroczy tydzień bez snu, u nas demonów to standard , ale nie dłuzej niz miesiąc. Kroczylismy przez jakieś wygwizdowie, pusto ,pole, cichy wiatr, lekka bryza, stosunkowo nic sie nie działo, ale to było aż dziwne, bo tylu przebojach w lesie, przyszły ciche dni ? nie mozliwe, a moze wybilismy wszystko w tym parszywym lesie. Nie miałem pojecia, Sephirot kroczył krok w krok ze mną, na jego twarzy było widać satysfakcje bo uprzedniej walce, tak se zastanawiałem cyz to bylo rozsądne posuniecie z mej strony ze zabiem tego szlachcica, lecz co mi tam. Szlismy pół dnia, słonce juz zmieniło horyzont, wydawalo sie ze jest wpoządku. dopóki [ ort! ] nie weszlismy w kolejny las, przez chwile myslałem ze na tej planceie jest tylko las i pole, i miasto jedno, lecz jak sie okazało to nie był zwykły las. Od momentu przekroczenia lini granicznej lasu, miecz mój sie zapalił, ja sam wyczułem potężną energie w całym lesie, Sephirot od razu [ ort! ] usłyszał dzwiek i wzial do reki swoją broń. Nagle dzwiek z szmeru przerodził sie w fizyczne poruszanie, cały las zaczal sie ruszać, aż myslałem ze to te kilka dni bez snu to spowodowało, nagle spojzałem w góre i od razu [ ort! ] odskoczyłem cały las - rzekomy to nic innego jak grupa Entów. pomyslałem sobie , o nie, znowu ? Chcwyciłem ostrze i wpadłem w szał bojowy - bersek , trąba ognia zaczeła palić konary drzewców, Sephirot nic nie robił po ostanich przebojach z Masamune i drzewcami, najwidoczniej chciał chwile odpocząć. Drzewa zaczeły ryczeć z bólu ? Nie obchodziło mnie to , cały las płonal niczym wiekie ognisko. Po niecałej godzinie z lasu zostało pole popiołu...............................

END
Kamzo Mężczyzna
"Shinobi
Shinobi
[ Klan Takeda ]
Kamzo
Wiek: 37
Dni na forum: 7.048
Plusy: 15
Posty: 1.602
Skąd: Biskupiec
Zostawiliśmy spalone drzewce daleko w tyle. Schodziliśmy łagodnym zboczem w kierunku małego zagajnika. Trzymaliśmy się stosunkowo daleko od głównego dziedzińca, który od naszej ostatniej podróży po nim stał się dwa razy szerszy i bardzo zatłoczony. Było to spowodowane coraz bardziej przybliżającymi się Wrotami Baldura. Kupcy, wojownicy, turyści, łotrzykowie, wojskowi i tabuny innych ludzi zaczęły przewijać się na naszym niedawnym szlaku. Mój towarzysz Xeron mógł wywołać niepotrzebną panike (a raczej na pewno [ ort! ] by wywołał). Demon rozglądał się niecierpliwie nie rozumiejąc po co zmierzamy w kierunku tego zagajnika. Nagle jednak otrzymał swoją odpowiedź. Spomiędzy drzew wyłoniła się elfka. Ja, niewzruszony wojownik mimowolnie wstrzymałm oddech. Nawet Xeron spojrzał rozszerzonymi oczyma. Elficka kobieta zmierzała w naszym kierunku niezwykle lekkim i powabnym krokiem. Spod długich złotych włosów opadających jej na ramiona widać było charakterystyczne szpiczaste uszy. Oczy miała błękitne i głębokie niczym morze. Ten niegdyś widoczny w nich błysk przygasł pod mocą zaklęcia Okropne Zauroczenie. Twarz elfki nie zdradzała żadnych uczuć, a była to twarz doskonała w każdym calu o szlachetnych rysach. Jej skóra była delikatna niczym puch, idealnie gładka i nieskażona żadnymi niedoskonałościami. Wspaniałe ciało zakrywał strój wskazujący na wysokie pochodzenie elfki. Spojżałem na głębokie wcięcie na dekolcie, ale szybko odwróciłem wzrok zawstydzony własnymi słabostkami. Jako wojownik rzuciłem także ulotne spojrzenie [ ort! ] na jej uzbrojenie. Zadowolny ujżałem ponownie dwa długie miecze przy biodrach, a także przerzucony przez ramie łuk i kołczan ze strzałami. Uśmiechnięty rzekłem:
-Witaj Clash
Potem powędrowałem myślami w przeszłość. Widzialem jak zabijam dwóch elfich strażników i wpadam do pokoju córki króla elfów ze 'Złotych Lasów'. Sięgneła po miecz, lecz ja w tym czasie rzuciłem w nią czar Zauroczenie który ku moje zdziwieniu nie odniósł żadengo skutku. Mithrliowe ostrze już było w rękach Clash tak jak i Masamune w mych. Z radością podziwiałem jej kunszt wojowniczki radując oko także falującymi krągłościami jej ciała. Sam musiałem wkładać w pojedynek sporo wysiłku, niejeden mężczyzna nie stawiał mi takiego oporu. W końcu postanowiłem, że trzeba to zakończyć. Zebrałem w sobie całą magiczną moc jaką byłem w stanie skoncentrować w tym świecie i rzuciłem ulepszoną wersje poprzedniego czaru, Okropne Zaurocznie. Tym razem poskutkowało. Czym prędzej uciekłem z moją nową towrzyszką w czerń nocy...

***

Spora grupka elfów zatrzymała się przy spopielonych szczątkach pomniejszych drzewców. Jeden z nich odziany w zgniłozielony płaszcz z kapturem na głowie uklękł przy ziemi i zaczął badać ślady. Po chwili podniósł się i wrócił swą piękną twarz do towarzysza ubranego w skórzaną zbroje.
-Nie ma wątpliwości, Naurinie, to spowodowało ostrze demona z innego planu.
Wysoki elf odrzucił zgniłozielony kaptur z głowy ukazując długie i proste blond włosy oraz bystre, zielone oczy. Zamknął je i spojrzał raz na zachód, potem na północ. Poczuł na twarzy powiew wiatru i zdecydował.
-Tam, są gdzieś tam. I ona też tam jest... Nie traćmy czasu, w droge.
Oddział elfów pomknął przed siebie z niesamowitą szybkością, bez oznak zmęczenia wielodniowym pościgiem.
Majin_Vegeta Mężczyzna
"Rōnin
Rōnin
Majin_Vegeta
Wiek: 67
Dni na forum: 7.040
Posty: 501
Sephirot spotkał swoją "przyjaciółke" ? nie wiem ale wazne jest to ze chyba za sobą nie przepradali, przyznam ze jest urocza, lecz od razu [ ort! ] zapalona w boju z mym przyjacielem. Kiedy oni "rozmawiali" ja rozpoczełem odpoczynek, zaczełem wspominać mój poprzedni oręż. Kiedy zebrało mi sie na wspomnienia przypomniałem sobie ze zmierzamy do Wrot Baldura, i w obecnej postaci nie mam sie praktycznie co tam pokazywać, nie sprzeniewierzam sie mej sile, ale po co robić krwawe boje i wzbudzać panike, tak wiec wyciagnełem z malej kieszonki na plecach pod skrzydłami swą toge z duzym kapturem i załozyłem. Miałem lekkie obawy co do kontaktu tego materiału z mieczem, lecz nadaremne, zauwarzyłem ze miecz pali tylko wtedy kiedy ja tego chce. Sephirot wrócił. od razu [ ort! ] zauwrzył zmiane, lekko przytaknal. Ja rozpaliłem ogień co niesprawiło mi najmniejszego problemu, Sephirot i jego nowa towarzyszka przysiedli sie, i zaczelismy spozywać posiełek, w koncu tak upragniony przezemnie, bo musiałem zregenerować siły po takich wysiłkach, niby miecz za mnie wszystko wykonywał lecz pochłaniał niesamowite ilosci energi. Zapadł zmieszch i poszlismy w nocny odpoczynek zwany przez ludzi snem.
Xan Mężczyzna
Super Saiyanin
Super Saiyanin
Xan
Wiek: 67
Dni na forum: 7.035
Posty: 474
Skąd: Forteca Żalu
Usłyszawszy historię Aurona, Xeron opuścił drużynę wraz ze swym srebrnowłosym towarzyszem, Sephirotem. Ja jednak wciąż winien jestem służbę Strażnikowi. Uratował mi życie dwa razy, zaś ja odwdzięczyłem mu się tylko za jeden z nich. Dopóki nie spłacę całości mego długu, będę musiał pozostać przy dawnym bogu, będąc mu podległym.
Siedzimy nadal w ciemnej grocie. Woda powoli kapie ze zdobiących strop stalaktytów. Mój pan wciąż jest zaniepokojony. Daję mu znak, że pójdę się rozejrzeć, po czym wychodzę.
Gdy tylko wydobywam się z mroku na zewnątrz, mym oczom ukazuje się ponury widok. Cały piękny niegdyś las zmienił się w olbrzymie pole popiołu.
Kroczę przez łachy pyłu jak w transie. Nagle zauważam kolosalne zwłoki enta, leżące pośród zmasakrowanych ciał driad, wśród których dostrzegam również Władczynię Kniei.
Padam na kolana. Po mych policzkach zaczynają spływać łzy. Wiem, że ten drzewiec był źródłem energii, dzięki której las mógł istnieć. Teraz nawet za tysiące lat nie wzrośnie tu żadne drzewo, żaden krzew, żadne ziele. Żadna roślina się tu nie zakorzeni, a żadne zwierzę nie znajdzie legowiska. Każda dzika istota, która tu przybędzie, umrze.
Łzy płyną strumieniami, zaczynam spazmatycznie szlochać. Nagle do mych nozdrzy dociera znajoma woń. Smród Baator.
Gwałtownie podrywam się i obracam. Widzę postać w ciemnej szacie i kapturze naciągniętym na głowę. Odruchowo sięgam po broń, lecz jej nie znajduję. Miecze zostały na trakcie, a sztylet i nóż u driad.
Postać unosi dłoń, prosząc o zachowanie spokoju. Nie zwracam na to uwagi i rzucam się na nią, przypominając sobie jednocześnie poznane niegdyś sztuki walki.
Niewidzialna siła odrzuca mnie o kilkanaście metrów. Padam ze stęknięciem w morze popiołu. Próbuję się podnieść, ale moc dociska mnie do ziemi. Chcę krzyczeć, lecz moje usta zostają sparaliżowane.
Czarna postać zbliża się do mnie. Obserwuję ją uważnie i zauważam, że ma normalne, ludzkie dłonie. Z zamyślenia wyrywają mnie jej słowa:
- Pozwolę ci wstać – głos jest bardzo miękki i spokojny, wydaje się należeć do osoby bardzo młodej – jeżeli obiecasz, że mnie nie zaatakujesz. Dobrze?
Kiwam głową na miarę swych możliwości. Paraliż ustępuje z mych ust.
- Obiecuję.
Trzymająca mnie przy ziemi moc gwałtownie ustępuje. Wstaję i otrzepuję się z pyłu. Postać czeka cierpliwie.
- Wziąłeś mnie chyba za Fhjulla.
- Za kogo?
- To ten baatezu, który nawiedził cię ostatnio w twoim śnie – wyjaśnia mężczyzna, mówiąc powoli, bez śladu pośpiechu. Jego głos jest miły dla ucha i wzbudza sympatię.
- Od ciebie też czuć Baator.
- Baator – wzdycha – Sporo czasu tam spędziłem, stąd ten zapach.
Chce jeszcze coś powiedzieć, ale urywa. Czas płynie powoli, cisza staje się niezręczna. W końcu mój rozmówca przerywa milczenie.
- Wybacz mi moje maniery. Nie przedstawiłem się jeszcze – robi krótką pauzę – Powinno ci wystarczyć, że mam na imię Yoel.
Zrzuca z głowy kaptur. Mym oczom ukazuje się sympatyczna młoda twarz, ozdobiona niebieskimi oczami i uśmiechniętymi delikatnie ustami. Jasne, lekko rozczochrane włosy opadają na czoło i kark młodzieńca, zasłaniają uszy.
- Pewnie zastanawia cię, po co się z tobą spotkałem – mówi, nie czekając na pytanie – Otóż należę do Siedmiu. Jest to grupa magów, do której celów należy między innymi niedopuszczenie, by Tichondrius kiedykolwiek wydostał się ze swojego więzienia. Oczywistym jest więc, że spora część naszej uwagi koncentruje się na tobie.
Uśmiecha się. Nie podzielam jego zadowolenia.
- Nie jesteśmy zgodni co do tego, co teraz należy zrobić. Ja osobiście obstaję przy przeniesieniu tanar'ri do innego, lepszego do przetrzymywania demonów miejsca, lecz wiąże się to z pewnym ryzykiem, więc są i tacy, którzy sugerują uwięzienie ciebie.
Milknie i spuszcza wzrok. Wydaje się wstydzić pomysłu swoich towarzyszy. Kontynuuje dopiero po kilku sekundach.
- Na razie jedyną rzeczą, jaką mogę dla ciebie zrobić, jest podarowanie ci tego.
Wyciąga z połów płaszcza dwa miecze, katanę i wakizashi. Ich klingi schowane są we wspaniałych, lakowanych pochwach, opatrzonych haczykami służącymi do mocowania broni u pasa. Pod jedwabnym oplotem pokrywającym rękojeści znajdują się złote menuki z liściem drzewa kiri.
Yoel wyrzuca miecze w powietrze. Wyskakuję, łapiąc je w locie i lądując zręcznie na jednej nodze. Wysuwam brzeszczoty z pochew, podziwiam prostą hamon biegnącą równo wzdłuż kling wykonanych z zielonej stali. Młodzieniec uśmiecha się.
- Niech ci dobrze służą – w jego głosie brzmi życzliwość – Wykonał i zaczarował je na moje specjalne zamówienie Fhjull. Są dopasowane do twoich rąk i twojego stylu walki. W ich pochwach znajdziesz kozukę, kogai i hashi.
- A kusongobu?
- Nie będzie ci potrzebny – mówi, otwierając biało-błękitny portal – Pamiętaj, nie nadużywaj ich, bo inaczej Tichondrius może przejąć nad tobą kontrolę.
Kiwam głową. Jasnowłosy mężczyzna uśmiecha się, po czym przekracza magiczną bramę, która zaraz się za nim zamyka. Zostaję sam, pośrodku olbrzymiego pola popiołu, z dwoma mieczami w garści.

Miyamoto Hachimaro
obiit Anno Discordiae MMVII
Idus Ianuarias

Hic natus est
Q'ccaon'naeaeccer
Anno Discordiae MMVII
Ante Diem XIII Kalendas Martiae
Łasiczka Kobieta
"Rōnin
Rōnin
Łasiczka
Wiek: 38
Dni na forum: 7.053
Posty: 419
Skąd: Pszczyna
Od jakiegoś czasu podążałam już ich śladem i w końcu udało mi się przeciąć ich drogę. Gdy wyszłam spomiędzy drzew zauważyłam Jego zdziwienie i uśmiech jaki pojawił się na Jego twarzy. Ucieszyło mnie to w końcu to dla Niego tu przybyłam. Tak dawno to było, że moje wspomnienia z tamtego okresu są mocno rozmyte, jakby zakryła je gęsta mgła. Pojawił się w mojej krainie i zagroził jej zniszczeniem. Pamiętam krzyki mojego zabijanego ludu i pamiętam, że On czegoś szukał. Nie wiem czego... To wszystko jest takie dziwne, wtedy czułam taką nieprzepartą ochotę zabicia go, odpłacenia mu za te wszystkie krzywdy jakie wyrządził, pragnęłam wbić mu w czarne serce moje ostrze i ujrzenia w jego kocich oczach bólu i strachu. Kiedy potem walczyliśmy wiedziałam, że mogę tego dokonać. Był silniejszy fizycznie, ale ja nadrabiałam refleksem i zwinnością. Mieliśmy równe szanse... Potem nagle poczułam, że zbiera magiczną moc i w pewnej chwili moja nienawiść zniknęła, rozpłynęła się. Wszystko zrobiło się nieważne i puste, pogrążyłam się w nicości... Moje myśli zajęte były tylko Jego osobą. Musiałam być przy Nim, ciągle, tak jak nakazywała mi jakaś wewnętrzna siła. Opuściłam moje miecze, po czym podążyłam za Nim w czerń nocy. Nie wiem jak zakończyła się walka, nie wiem czy moje miasto zostało zniszczone czy nie, nie wiem czy mój lud wyginął, jest mi to obojętne. Wiem tylko że On odnalazł to czego poszukiwał i to jest ważne.
Teraz gdy już Go odnalazłam podążę za Nim. Wrota Baldura - miejsce które znam z dawnych lat, stoją przed nami. A więc czas unicestwić wszystko co stanie nam na przeszkodzie do odzyskania artefaktu, którego On potrzebuje...
Kamzo Mężczyzna
"Shinobi
Shinobi
[ Klan Takeda ]
Kamzo
Wiek: 37
Dni na forum: 7.048
Plusy: 15
Posty: 1.602
Skąd: Biskupiec
Ruszyliśmy w kierunku dziedzińca, ja, Clash i Xeron w swoim nowym przebraniu. Nasza grupa wśród tak różnorodnych podróżników nie wyróżniała się praktycznie niczym. Spokojnie kontynuowaliśmy naszą podróż, w pewnym momencie miasto staneło przed nami w całej swej wspaniałej okazałości. Nareszcie po raz pierwszy w tym świecie staneło na przeciw mnie dzieło prawdziwej cywilizacji. Wkroczyłem na wielki kamienny most przebiegający po olbrzymiej fosie otaczającej miasto. Nagle podszedł do nas jeden zbrojny wraz ze swoim kompanem. Jego twarz skrywał dokładnie hełm dopasowany do płytowej zbroi którą nosił. Na pancerz miał narzuconą płachte z symbolem zaciśnietej pięści, którą otaczał ogień.
-Wtajcie podróżnicy - zaczął czym mnie zaskoczył - reprezentuję miejsową straż zwaną 'Płomienną Pięścią' i standardowo musze sprawdzić każdego wchodzącego do miasta. Chyba, że masz pozwolenie od naszego kapitana na opuszczanie murów miasta i wracanie w jego obręby zawsze bez zbędnych kontroli. Wpuszczamy też natychmiast posłów, ale ty nim nie jesteś. Musisz więc przejść rutynową kontrole. Odpowiedz na moje pytanie dobrze ??
-Niech będzie - rzuciłem zniesmaczony, ale starając się to ukryć. Żołdak z Płomiennej Pięści zaczął swój powtarzany wielokrotnie tekst.
-Czemu przybywacie do Wrót Baldura ??
-Jesteśmy tylko podróżnikami i chcemy odpocząć w mieście gdzie będzie na to na pewno [ ort! ] więcej możliwości niż pod gołym niebem.
-Hmm, no tak - strażnik spojżał ciekawie na mego Masamune - Niezłą masz klinge, lepiej żebyś jej niepotrzebnie nie używał.
-Naturalnie, używam jej tylko do obrony - z trudem powstrzymałem złowieszczy uśmiech.
Rycerz z Płomiennej pięści spojżał tylko na Clash, patrzył się moim zdanie za długo, ale ominał ją bez zbędnych ceregieli. Na chwile wstrzymałem oddech gdy podszedł do ukrytego pod płachtą Xerona. Co robić ?? Jeśli odkryje kim jest naprawdę... To trwało dosłownie chwile, skoczyłem ku jakiemuś wieśniakowi krzycząc "Złodziej !!" i przygniatając go butem do ziemi. Podbiegło do mnie natychmiast trzech strażników w tym dwóch, którzy nas sprawdzali. Wieśniak miał w kieszeni sakiewke, którą mu w pośpiechu podrzuciłem. Zeznałem, że widziałem jak ukradł ją jakiemuś grubemu szlachcicowi, który nie wiedząc nawet ile ma przy sobie pieniędzy nie zaprzeczał temu. Strażnik podziękował mi i w ten sposób weszliśmy przez wielkie wrota na mały i zatłoczony dziedziniec, a potem wmieszaliśmy w tłum Wrót Baldura w jakiejś dzielnicy.

***

Noc okryła swym płaszczem już całe Wybrzeże Mieczy. Oddział elfów pod przewodnictem Kivana ujżał pochodnie na wielkim kamiennym moście, oraz wciąż spory ruch na drodze do Wrót Baldura. Na murach krążyły małe świetliste punkciki. Byli to strażnicy z pochodniami. Elfy bez problemów przeszły inspekcje pokazując glejt od króla Złotego Lasu. Gdy mineli brame zaczęli rozglądać się po mieście, jakaś kurtazyna zaczepiła jednego z nich, ale ten odprawił ją srogim spojżeniem. Kivan zwrócił się do towarzysza w szarym płaszczu z mocno naciągniętym na twarz kapturze.
-Illahirze, ty z nas wszytskich znasz najlepiej to miasto jako, że wiele razy tu bywałeś. Prowadź, ale zaufaj uczuciom, a nie oczom.
-Nie musisz mnie pouczać Kivanie. Chodźcie, zawsze było czuć tu zło, ale teraz nabrało ono dużo większej mocy.
Drużyna znikneła w jakimś ciemnym zaułku.

***

W gospodzie "Pod Zapitym Najemnikiem" zebrało się sporo gości, od ludzi, porzez krasnoludy, kończąc na elfach. Zajeliśmy jeden ze stolików w wielkiej karczmie, a po chwili zjawił przy nas niziołek pracujący jako kelner. Zamówiliśmy troche mięsa i ciepłego piwa, dla Clash musiałem złożyć osobiście zamówienie. Można by rzec, że wokół panowała miła atmosfera, ale osobiście chętnie poderżnąłbym te wszystkie śmiejące się gardła. Kiedy skończyliśmy posiłek zwróciłem się do Xerona.
-Słuchaj wynajme nam jakieś pokoje... Nie wiem jak masz zamiar spać w swej postaci na łożu, ale po prostu [ ort! ] przeczekaj tam tę noc.
Demon zgodził się, lecz troche niechętnie. Udałem się do barmana, który był także właścicielem gospody, a po chwili szliśmy już całą trójką na góre do naszych kwater. Pokazałem Xeronowi jedne drzwi, a sam wszedłem do drugiego pokoju wraz z Clash. Mój towarzysz rzucił mi jeszcze troche rozgniewane spojrzenie po czym zatrzasnąłem za sobą drzwi. Spojrzałem na elfke, która stała na środku pokoju. Oprócz palącego się w kominku ognia nie było żadnego źródła światła. Rozkazałem jej położyć broń na stole co też uczyniła popędzana zaklęciem. Przez 5 minut krążyłem wokół niej, choć te pięć minut zdawało się wiecznością. W moim wnętrzu toczyła się walka; czy ulec przyziemnej pokusie niczym zwykły człowiek czy też zachować honor i godność niewzruszonego wojownika ? Pierwszy raz, pierwszy raz kobieta tak na mnie działała. I to w tym świecie. Wreszcie moja wola osłabła, drżącą ręką zsunąłem nakrycie z jej ciała... Nienawidziłem siebie za to. Nienawidziłem siebie gdy patrzyłem na moją trzęsącą się ręke, której nie był nawet w stanie wprawić w ten stan najgorszy wróg. W moich rozszerzonych źrenicach odbijało się jej ciało na którym tańczyły światła z kominka. Ręke zaczeła wędrować w dół i wtedy stało się coś czego najmniej się spodziewałem. Clash uderzyła mnie w twarz... Po chwili staneła znowu spokojnie gdy moc czaru powróciła... Jakże ta elfka musi mnie nienawidzieć !! Jakże musi się mnie brzydzić !! Dało jej to na tyle siły by przełamać zaklęcie. Poczułem odraze do siebie... Nie !!! Chwyciłem Masamune i wybiegłem z gospody. Zatrzymałem się dopiero na jakiejś ciemnej uliczce dysząc tak ciężko jakbym stoczył walke ze smokiem...
Xan Mężczyzna
Super Saiyanin
Super Saiyanin
Xan
Wiek: 67
Dni na forum: 7.035
Posty: 474
Skąd: Forteca Żalu
Jestem rozdarty. Mam obowiązek służby wobec Aurona, a jednocześnie wciąż pałam żądzą krwawego odwetu na Tokugawie Ieyasu. Muszę jakoś pogodzić ze sobą oba swoje cele.
Wracam do jaskini. Mój pan trochę się dziwi na widok moich nowych mieczy, ale o nic nie pyta. Mówię mu, że na zewnątrz nikogo nie ma, a zasadzka nam nie grozi, gdyż las po przejściu naszych dawnych towarzyszy zamienił się w wielkie pole popiołu.
Mimo moich zapewnień o braku jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, wojownik wciąż się waha. Splatam prymitywne zaklęcie perswazji. O dziwo przebija odporność dawnego boga, który pozwala mi wybrać cel naszej dalszej wędrówki.
Wychodzimy na zewnątrz. Badam pozostawione na ziemi ślady. Wynika z nich, że Xeron i Sephirot wyruszyli w kierunku pobliskiego miasta, zwanego Wrotami Baldura. Namawiam Aurona, byśmy się tam udali.

***

Podczas marszu natykamy się na leżący na drodze zniszczony wóz, trzy trupy ludzi i cztery koni oraz sporej wielkości wyrwę w ziemi. Widok ten utwierdza mnie w przekonaniu, że podążamy we właściwym kierunku. A także potwierdza moje przypuszczenia, że mam do czynienia z dwoma bestiami, które raczej nie zawahają się mnie zabić w przypadku wykrycia.
Uznawszy, że ciała zostaną zapewne wkrótce odnalezione i pogrzebane przez zwykłych podróżnych, ruszamy dalej.

***

Gdy docieramy do celu, jest już noc. Daję znak Auronowi, że pójdę się rozejrzeć, po czym podchodzę do kamiennego mostu prowadzącego przez fosę do miasta. Widzę dwóch strażników z pochodniami, stojących przed olbrzymią bramą, a także dziesiątki świetlistych punkcików poruszających się po murach. Nie jest dobrze.
Powracam do mego pana. Po krótkiej wymianie zdań ustalamy plan. Podchodzimy obaj do mostu. Ci durnie z Płonącej Pięści nawet nas nie zauważają. Podnoszę z ziemi dwa kamienie, po czym rzucam nimi w strażników. Pociski dosięgają celów, mężczyźni padają ogłuszeni na ziemię.
Auron podbiega do bramy, ja zaś do muru. Wspinam się po nim powoli, pomagając sobie odrobinę magią. Gdy jestem na górze, wyczekuję na odpowiedni moment, kiedy obydwaj strażnicy się spotkają i odwrócą, po czym wskakuję między nich i podążam za jednym w kierunku bramy. Gdy zbliża się do posterunku i zaczyna się obracać, zręcznie go omijam i wchodzę do środka wieży. Szybkim ciosem upewniam się, że drzemiący tam mężczyzna śpi dość mocno, po czym wychodzę na dziedziniec.
Podnoszę lekko bramę i opuszczam ją, gdy tylko mój pan przeczołguje się pod nią. Jesteśmy w mieście. Czuję wyraźnie moc Sephirota i Xerona. Są gdzieś w tym grodzie.

***

Wynajmujemy pokój w jakiejś dość przytulnej gospodzie. Zaraz po wejściu do niego Auron zwala się na łoże, oparłszy swój miecz o ścianę. Ja sam kładę się na podłodze i udaję, że śpię.
Gdy dobiega mnie chrapanie, otwieram oczy i podnoszę się powoli. Mój pan śpi, więc mogę działać. Wyskakuję przez okno, lądując zręcznie na bruku, po czym biegnę ku źródłu wyczuwanej przeze mnie mocy.

***

Docieram do karczmy "Pod Zapitym Najemnikiem". Wspinam się na jej dach, po czym zaglądam przez okna do kolejnych pokoi. W pierwszych czterech nie dostrzegam niczego ani nikogo ciekawego. Co innego z piątym.
Widzę Sephirota stojącego naprzeciw jakiejś pięknej elfki. Wpatruje się w nią swymi kocimi oczami. Wyczuwam, że się waha. W końcu jednak decyduje się.
Dłoń srebrnowłosego delikatnie zsuwa z kobiety jej ubranie. Odwracam wzrok. Słyszę tylko pełne żądzy westchnienia Sephirota. Wiem, że elfka została zauroczona. Zagryzam wargi z wściekłości i bezsilności.
Nagle z pokoju dobiega głośny trzask. Zaglądam do niego ponownie i widzę leżącego naprzeciw nagiej kobiety srebrnowłosego. Trzyma się za twarz.
Mężczyzna gwałtownie zrywa się i wybiega z pokoju, chwyciwszy wcześniej swój wielki miecz. Po chwili widzę go pod sobą, wciąż pędzącego. Zatrzymuje się dopiero w jakiejś ciemnej uliczce, dysząc na tyle głośno, że nawet ja go słyszę.
Równocześnie dostrzegam kilku elfów w zgniłozielonych szatach, nadchodzących z przeciwnego kierunku. Wygląda na to, że starcie jest nieuniknione...

Miyamoto Hachimaro
obiit Anno Discordiae MMVII
Idus Ianuarias

Hic natus est
Q'ccaon'naeaeccer
Anno Discordiae MMVII
Ante Diem XIII Kalendas Martiae
eMate Mężczyzna
"Rōnin
Rōnin
[ Klan Asakura ]
eMate
Wiek: 32
Dni na forum: 7.024
Posty: 1.327
Skąd: Wałbrzych
- Co tu robisz kolego ? - rzekłem do mojego kompana... - dlaczego uciekłes jak spałem ? Teraz wiem, że nie mozna cię zostawić samego, bo od razu pakujesz się w kłopoty! No cóz, ja chce odpocząć, od 56 lat nie leżałem w łozu, pozwól mi to zrobić dzisiaj. Wykorzystaj swoją sztukę niewidzailnośc i, a unikniemy walki, czyż nie ? Mój ziom () na szybko wykonał tą sztuczkę, a elfy przeszły koło nas jakby nas nie było, spodobała mi się ta magia, lecz to nie koniec. Ujrzałem Sephirotha, który dyszał, lecz nie wiem z czego, ale co mnie to obchodzi ? Gdy elfy już przeszły zaklęcie z nas zeszło i znów staliśmy się realni dla otoczenia, zamierzałem od razu wrócić do pokoju, lecz jednak bez walki się nie obeszło! Gdy zwróciłem głowe ku tyłu zobaczyłem kolejnych elfów, jeden z nich od razu chciał gwizdać, lecz złapałem mu rączke i rzuciłem o ziemię mówiąc : więcej tego nie rób! Drugi rzucił się na mego kolegę, lecz ja tylko wystawiłem miecz, a on się przeciął na pół. Dla mnie to nie była walka, a więc pozwoliłem Xanowi się pobawić. Nie minęło minuty a wszyscy elfowie leżeli na ziemi, nie wiem skąd on wyczerpał tyle nowych technik i mocy, być może to te miecze tak nim władają. Wyglądał jak jakiś cichy ninja walcząć z nimi, lecz teraz mogliśmy już wrócić spokojnie do pokoju. Tam powiedziałem mu, żeby więcej tego nie powtarzał, ponieważ kiedyś może ulec bestiom silniejszym od niego, także powiedziałęm mu, że jestem najsilniejszym Bogiem, dlatego inni się mnie obawiają... Xan popatrzył się na mnie z niedowierzaniem.
- mogę ci dać połowę mojej mocy, i wtedy tylko trening będzie czynił, który z nas będzie silniejszy... Wiem, że mnie nie zdradzisz, nigdy czegoś takiego nie robiłem, więc pomyśl, ideś spać, sajonara...
Kamzo Mężczyzna
"Shinobi
Shinobi
[ Klan Takeda ]
Kamzo
Wiek: 37
Dni na forum: 7.048
Plusy: 15
Posty: 1.602
Skąd: Biskupiec
Powoli mój oddech się uspokajał, zaczynałem ukladać wszystkie wydarzenia w głowie od początku... Wtem zauważyłem w cieniu szybko zbliżającą się do mnie grupke, chwyciłem za rękojeść Masamune, ale nie było potrzeby uwalniać broni bowiem nieznajomi nagle rozpłyneli się uciekając w innym kierunku, a ja nie miałem ochoty sprawdzać kto to był i czy może miałembyć ich celem. Wróciłem do gospody gdzie wciąż trwała zabawa i zamówiłem butelke najlepszego wina.

***

Kivan machnął do kilku towarzyszy i wszyscy pobiegli w boczną, długą uliczke. Zatrzymali się dopiero po jakichś dziesięciu minutach. Przywódca oddziału odwrócił się twarzą do reszty zrzucając z głowy kaptur. Długie, blond włosy odbijały światło widocznego wysoko księżyca. W zielonych oczach zapłonął rzadko widoczny ogień złości.
-Przyjaciele... Ktoś zabił jednego z naszych !! Grupka młodych i nie doświadczonych elfów, która trzymała się na tyłach... Mitsuil został zamordowany... Nie daruje !
-Kivanie, uspokój się... - rzekł Rinael, elf o długich króczoczarnych włosach i uspokającym głosie - nie zwracajmy na siebie uwagi.
-Staraliśmy się do cholery !! Cały czas !! Naszym celem było tylko zabicie tego potwora i uwolnienie Clash !! Ale nie !! Musieliśmy trafić na drugiego śmiecia !!
-Wiem, że zginął tylko jeden... Ale musieli być nieźli skoro sobie poradzili choć to byli młodzikowie... - powiedział Naurin, krótko ostrzyżony elf o kasztanowych włosach, w skórzanej zbroi.
-Już wiemy gdzie jest ten cały Sephirot, jeszcze dziś dosięgnie go zemsta elfów, ale najpierw trzeba wymierzyć sprawiedliwość innemu mordercy.
-Nie mam wątpliwości, elf rozerwany na pół, zabity bez powodu i jakiegokolwiek celu. Morderca na pewno [ ort! ] nie jest dobrym człowiekiem, tak samo zapewne jego towarzysz skoro trzyma się z kimś takim. Przyjaciele, jesteśmy pokojową i sprawiedliwą rasą, ale w obliczu takiego czynu widze tylko jedno rozwiązanie, śmierć im, śmierć wszelkiemu złu tego świata - osądził najstarszy z grupy Duron o mądrym i szlachetnym spojrzeniu.
-Wiem mój druchu, zresztą postanowiłem to już wcześniej lecz twe mądre słowa całkowicie dały mi poczucie, że nasze czyny są jak najbardziej właściwe. Chodźcie, Illahir ruszył natychmiast za nimi, widze, że już wraca więc poprowadzi nas.
Z cienia wyłonił się elf w szarym płaszczu. Kiwnął tylko głową i cały dziesięcioosobowy oddział ruszył za nim przemykając po dachach domów niczym cienie.

***

Ciemne chmury zalegały nad Wrotami Baldura i niebo przeszyła błyskawica, deszcz zaczął gęsto padać. Kivan czuł jak kaptur szybko przesiąka, wskazał pięciu towarzyszom drzwi od gospody, a reszcie dach tego samego budynku.
Pierwsza grupa bez problemu dostała się na góre płacąc za pokoje aby nie wywołać podejrzeń. Było to tym łatwiejsze iż wszyscy znali elfy, zawsze szlachetnych i działających dla dobrej sprawy. Oddział z Kivanem na czele zakradł się cicho niczym koty w pobliże okna nieznanego mordercy. Przywódca elfów zajrzał do środka, obaj zbrodniarze leżeli, ale nie miał pewności czy spali. Elfy w środku gospody staly już w pobliżu drzwi tego pokoju. Illahir kiwnął z powagą głową zachęcając swego przywódce do działania. Kivan przypomnial sobie martwego, młodego elfa przed którym jeszcze tyle miałobyć w życiu i złość wybuchła w nim na nowo. Skoczył nogami przed siebie wybijając szybe i wpadając na środek pomieszczenia, reszta uczyniła to samo. Dwóch wojowników poderwało się z łóżka chwytając za broń, a w tym samym momencie drzwi otworzyły się hukiem i reszta dołączyła do towarzyszy. Kivan spojrzał na ostrze nieznajomego, którym był Auron i wiedział, że to ten miecz dokonał mordu. Mimo, że bóg był już gotowy do obrony to nie mógł się równać z szybkością Kivana zwanym też 'Zabójczym wiatrem', w niezauważalnej dla oka chwili jego długi łuk refleksyjny był w rekach swego posiadacza. Dźwięk cięciwy i umagiczniona strzała niewidoczna w swej szybkości dla nikogo przeszyła ramie Aurona z mieczem. Illahir i Duron wykonali tą samą czynność i dwie kolejne strzały znalazył się w ramieniu trzymającym Murasame, rany te osłabiły ręke i ostrze z brzękiem padło na ziemie. Xan skoczył do walki by pomóc swemu panu co był mu winien. Przed nim staneło trzech elfów z Rinaelem na czele. Wszyscy dzierżyli długie miecze. Xan, mimo przewagi bronił się doskonale lecz Naurinowi udało się zajść go z tyłu i ogłuszyć udeżeniem rękojeści.
Illahir posłał sztyle, ktory zatopił się w udzie Aurona nim ten zdążył się pozbierać. Elfowie doceniali siłe mordercy i nie chcieli ryzykować. Więc Kivan posłał dwie strzały na raz prosto w jego pierś. Pomieszczenie było zbyt małe na unik, a strzały zbyt szybkie by je dojżeć. Za przykładem Kivana poszło z pięciu elfów i po ułamku sekundy z piersi Auroan sterczało kilka strzał, a on sam dławił się własną krwią. Zsunął się na kolana, a dowódca oddziału podszedł do niego wyciągając wspniały mithrilowy miecz pokryty runami z wielką mocą. Przystawił go do gardła mordercy, a reszta już naciągała cięciwy gdyby chciał się stawiać. Kivan spjrzał srogo na zbrodniarza.
-Wiesz dlaczego to czynimy, ludziom prawym i dobrym pomagamy. Wszelkie zło tego świata niszczym by stał się lepszy dla tych co zasłógują na spokojne życie.
Po tych słowach Kivan zamknął oczy i pchnął mieczem do przodu przebijają gardło Aurona pozbawiają go życia. Zwrócił się do towarzyszy i spojżał na Xana.
-Dziwne, ale nie wyczówam w nim zła... Zostawcie go przyjaciele, nie wiem czy dobrze czynimy, ale on nie zabił, nie jest winny zbrodni. Ruszajmy, dziś poleje się krew jeszcze jednej osoby.
Wszyscy elfowie opuścili pokój przez okno jeden za drugim.
Łasiczka Kobieta
"Rōnin
Rōnin
Łasiczka
Wiek: 38
Dni na forum: 7.053
Posty: 419
Skąd: Pszczyna
Odnalazłam Go, więc wszytko powinno być w jak najlepszym porządku! Gdy szliśmy ulicami Wrót Baldura nic nie mówiłam zastanawiając się dlaczego Jego obecność mnie tak niepokoi. Pustka jaka mnie wypełniała wcale nie zniknęła, na dodatek pojawiło się w niej dziwne uczucie, którego nie potrafiłam sprecyzować. Złość...? Nienawiść...? Miałam wrażenie, że budzi się we mnie inna osoba...
Posililiśmy się w pobliskiej tawernie, po czym Sephirot zdecydował się zregenerować siły pozostając tu na krótki odpoczynek. Automatycznie ruszyłam za nim do pokoju. Wszedłszy i pozbywszy się ekwipunku stanęłam oczekując Jego słów. Sephirot taksował mnie długą chwilę swymi kocimi oczyma. Nagle zbliżył się do mnie. Gdy poczułam Jego dłonie na swej skórze, mój głos wewnetrzny krzyknął z taką siłą, jakiej się nie spodziewałam. Pusta w mig zamieniła się w nienawiść. 'Jak śmiesz!' - krzyknęłam w sobie i uderzyłam go z całej siły w twarz. Zakryłam piersi rękami odsuwając się od niego. Na Jego obliczu odmalowało się śmiertelne zdumienie, ale ku swemu zdziwieniu nie zauważyłam zniecierpliwienia czy złości...
Po chwili wszystko wróciło do normy. Uspokoiło się, głos wewnętrzny zamilkł. Sephirot stał chwilę niezdecydowany, po czym wybiegł z pokoju zabierając ze sobą Masamune.
Rozejrzałam się po pokoju zdezorientowana. Zrobiło mi się zimno, więc postanowiłam się ubrać. Gdy zarzuciłam na siebie moją zbroję, usłyszalam cichy brzdęk. Na podłogę upadł mały, złoty pierścień z rubinowym oczkiem. "Pierścień?" - powiedziałam cichutko przyglądając mu się bliżej. Oczami duszy ujrzałam niewielką polanę. Pasły się na niej dwa pełnej krwi rumaki, a w pobliżu w cieniu drzew siedziałam ja i Kivan. Tak, pamiętam tamtą polanę, to wtedy dostałam od niego ten pierścień na znak jego przywiązania do mnie. A może także i czegoś więcej. Miało to miejsce zaraz przed atakiem Sephirota na moje królestwo.
Przecknęłam się z tego wspomnienia. Jak ręką odjął zniknęła pustka. "Zaklęcie, pokonałam zaklęcie' - pomyslałam z radością. Błyskawicznie kladając miecze do pochew i zgarnijąc łuk, wybiegłam z pokoju. "Kivanie, wiem że tu jesteś' - szepnęłam do siebie.
Xan Mężczyzna
Super Saiyanin
Super Saiyanin
Xan
Wiek: 67
Dni na forum: 7.035
Posty: 474
Skąd: Forteca Żalu
Chociaż elfy już spory czas temu opuściły przez okno pokój, ja wciąż stoję nieruchomo. W końcu podchodzę do leżącego w kałuży krwi ciała Aurona. Padam na kolana. Łzy spływają mi po policzkach. Dlaczego on musiał zginąć? Dlaczego go nie obroniłem? Zaczynam dławić się płaczem, łzy płyną strumieniami.
- Nie przejmuj się nim – głos jest niski i twardy, lecz jednocześnie sympatyczny.
Odwracam się. Widzę szczupłego mężczyznę w pomarańczowo-zielonych szatach. Jego kasztanowe włosy są dość krótkie, jedynie lekko opadają na spiczaste uszy. Elf. Jednak ma wyraźny, czarny zarost. Więc kim on może być?
- On nie był bogiem – ciągnie mężczyzna – Zbyt długa służba dla Yuny doprowadziła go do szaleństwa. Nie musisz się obawiać bóstw, o których opowiadał.
Milczę. Odpowiadam dopiero po chwili.
- Nie o to chodzi – mówię drżącym głosem – Byłem zobowiązany go chronić...
- Zapomnij o tym – przerywa mój rozmówca – Ani zemsta, ani samobójstwo nie mają sensu. Jeśli go tak lubiłeś, to lepiej urządź mu ładny pogrzeb.
Milknie, wyczuwając moje myśli.
- Nie radzę – mówi powoli i zimno – Nie radzę wykorzystywać Tichondriusa. On ci nie pomoże, chłopcze. On cię wykorzysta do swoich celów.
Nie odpowiadam. Wpatruję się tępo przed siebie. Moja twarz kurczy się w grymasie wściekłości. Mężczyzna wzdycha.
- Ostrzegałem cię. Co teraz zrobisz, zależy tylko od ciebie.
Ruchem dłoni otwiera pomarańczowo-zielony portal. Wchodzi weń, lecz nim magiczna brama się zamyka, krzyczy do mnie.
- Pamiętaj, jeżeli pojawi się niebezpieczeństwo uwolnienia się demona, wkroczymy do akcji. A wtedy Yoel nie weźmie cię już pod swą protekcję.
Nie słyszę jego słów. Jestem już daleko, biegnę najszybciej jak umiem w kierunku gospody "Pod Zapitym Najemnikiem". Wiem, że tam znajdę tych, których szukam.

***

Gdy wpadam do karczmy, tam już wrze walka. Jedenastu elfów, wśród nich jedna kobieta, toczy zażarty bój z broniącymi się desperacko Sephirotem i Xeronem.
Wyszarpuję z czarnych, zdobionych złotem pochew moje dwa miecze. Po baatoriańskiej stali kling przebiega szybko refleks światła. Rzucam się do boju.
Elfy zauważają mnie. Trzech z nich przystępuje do walki ze mną, jednak nie ma wśród nich zabójcy Aurona. Próbuję się do niego przedostać, jednak nie udaje mi się. Miecz jednego z mych przeciwników zadaje mi lekką ranę, rozcinając kimono na klatce piersiowej.
Czuję, jak wzrasta we mnie gniew. Nie powstrzymuję go, pozwalam, by szał mnie opanował. Świat zaczyna pulsować na zmianę czernią i czerwienią.
Trafiam kataną elfa o długich, kruczoczarnych włosach. Ostrze rozcina mu szyję, więc nie może krzyknąć. Gdy pada na ziemię, jest już martwy.
Na ten widok morderca odwraca twarz ku mnie i rzuca się z wrzaskiem w moim kierunku. Upływ czasu spowalnia się, słyszę bicie własnego serca. Szał wzmaga się.
Wymieniamy kilka szybkich cięć. Jest dobry. Ale ja lepszy. Gdy bierze zamach, uderzam go w twarz rękojeścią wakizashi. Traci przytomność i upada.
Nie mam już kontroli nad swoimi ruchami. Zadaję ciosy błyskawicznie, po chwili dwa wciąż walczące ze mną elfy lądują na ziemi, brocząc krwią z kikutów odciętych rąk. Nie zwracając uwagi na ich wrzaski, rzucam się na pozostałych przeciwników.
Nagle zatrzymuję się. Czuję, jak moja skóra zmienia się i obrasta łuskami. Krzyczę, gdy rogi wyrastają mi z czoła. Błoniaste skrzydła dziurawią na plecach kimono, miecze wypadają z dłoni. Nie są mi już potrzebne – moje szpony mają ponad dziesięć centymetrów.
Wszyscy, zarówno moi przeciwnicy, jak i Sephirot czy Xeron, patrzą w zdumieniu na moją nową postać. Teraz jestem kompletny.
Pierwszy otrząsa się z oszołomienia jeden z elfów. Jest bardzo stary, ma szlachetne rysy twarzy i przenikliwe oczy. Skacze ku mnie, zadając cięcie swym pięknym mieczem.
Nawet nie próbuję blokować ciosu, który ześlizguje się po moich łuskach. Złowieszczy uśmiech mych uzbrojonych w setki ostrych niczym brzytwy zębów ust kontrastuje z bladą twarzą starca, zastygniętą w bezbrzeżnym zdziwieniu.
Z szybkością błyskawicy wysuwam przed siebie rękę, która trafia elfa w klatkę piersiową, przebijając ją i docierając do serca. Zaciskam mocno pięść. Wojownik blednie jeszcze bardziej, po czym pada martwy na ziemię.
Wszystkie elfy rzucają się na mnie jak na komendę. Pierwszy umiera kasztanowowłosy. Mała ognista kula prawie całkowicie spopiela jego ciało. Drugiemu, mającemu na sobie szary płaszcz, urywam głowę szerokim ciosem pazurzastej dłoni. Trzeciemu, o jasnych włosach i niebieskich oczach, wbijam obie ręce w klatkę piersiową i dosłownie rozrywam go na pół.
Gdy chcę zabić atakującą mnie elfkę, wszystko wokół zastyga w bezruchu i traci barwy, stając się czarno-białe. Obracam się i dostrzegam znanego mi już elfa w pomarańczowo-zielonych szatach. Obok niego stoi drugi przedstawiciel tej samej rasy, ubrany w skórzaną zbroję i trzymający w dłoniach dwa sztylety.
- Widzę, że dopiąłeś swego, Tichondriusie – mówi ten pomarańczowo-zielony.
- Zgadza się, Ribaldzie – odpowiadam nieswoim głosem – To ciało jest niemal doskonałe, a ten głupiec oddał mi je z własnej woli.
- Jednak wciąż jesteś zbyt słaby, by pokonać choćby jednego z Siedmiu – właściciel dwóch sztyletów przygładza czarne włosy – Pokonamy cię bez trudu.
- Przekonamy się, Kurufinie.
Rzucam się do boju. Ribald wypowiada zaklęcie, po czym jego szata opada niepotrzebna na ziemię, on sam zaś rośnie gwałtownie. Jego skóra nabiera koloru i faktury kamienia.
Tymczasem Kurufin rozpoczyna już pojedynek ze mną. Blokuję pazurami większość jego ciosów, jednak jeden z nich dosięga wreszcie celu, przebijając łuskę na moim ramieniu. Klnę w nieznanym mi języku.
Ribald zadaje mi cios swym olbrzymim ramieniem. Ląduję na ścianie i zaczynam wracać do normalnej postaci. To koniec walki.
- Nie posłuchałeś mojej rady – mówi zimno stary elf, który nie wiadomo kiedy przybrał swą naturalną formę i przywdział ponownie szatę – więc teraz umrzesz.
Wysuwa przed siebie dłonie, z których uderzają we mnie dwa strumienie skoncentrowanej elektryczności. Gdy docierają do mego ciała, krzyczę z bólu. Ribald kontynuuje rzucanie zaklęcia, ja zaś zwijam się na podłodze, wrzeszcząc nieludzko.
- Przestań!
Starzec słucha polecenia. Yoel podchodzi do mnie i pochyla się nade mną. Po chwili podnosi się i odwraca do Ribalda.
- Mogłeś go zabić – mówi z wyrzutem.
Elf chce coś powiedzieć, ale młodzieniec go przed tym powstrzymuje. Starzec jedynie kręci głową, po czym otwiera pomarańczowo-zielony portal i przekracza go. Za nim przez bramę przechodzi Kurufin. Ostatni jest Yoel. Wchodząc w teleport, odwraca do mnie jeszcze swą sympatyczną, uśmiechniętą twarz. Twarz, która mówi "Nie martw się".
Gdy tylko przybysze znikają, świat odzyskuje barwy, a czas zaczyna normalnie płynąć.

Miyamoto Hachimaro
obiit Anno Discordiae MMVII
Idus Ianuarias

Hic natus est
Q'ccaon'naeaeccer
Anno Discordiae MMVII
Ante Diem XIII Kalendas Martiae

Ten post był edytowany 1 raz, ostatnio zmieniony przez Xan: 03.05.2005, 6:47
Kamzo Mężczyzna
"Shinobi
Shinobi
[ Klan Takeda ]
Kamzo
Wiek: 37
Dni na forum: 7.048
Plusy: 15
Posty: 1.602
Skąd: Biskupiec
Spojrzałem na leżącego Xana, przed chwilą w portalu znikneło dwóch dziwnych typów. Ale nie ważne, sytuacja dzięki temu obróciła się na moją korzyść. Może zbyt pochopnie oceniłem tego człowieka, uważałem go za słabego durnia wieżącego w jakieś ideały, okazał się jednak dobrym narzędziem mordu. Zabił większość z elfów, która przemierzała Faeirun aby zabić mnie, wielkiego Sephirota. Szybko uwinąłem się z jednym z pozostałych wojowników pozbawiając go głowy tuż przy samej szyi. Xeron pozbył się drugiego łowcy niemal go rozrywając na strzępy. Spojrzałem na Clash, jednak nienawiść do mnie pozwoliła jej pokonać zaklęcie... Zawachałem się, ale tylko do momentu kiedy stanął przy niej jasnowłosy elf o zielonych oczach wyciągają przed siebie długi, wspaniały miecz. Nienawidziłem go, to była moja jedyna przeszkoda do elfki.
-Choć, jeśli chcesz Calsh musisz najpierw zabić mnie - rzekł jej obrońca czym Clash zaniepokoiła się... A więc to tak !! To nie był zwykły strach o towarzysza to było coś więcej !! Krzyknąłem wściekle nacierając do przodu z wyciągnietym przed siebie mieczem. Kivan odparł cios uginając się pod siłą mojego ciosu. Zdołał uniknąć jeszcze dwóch cięć wielkim mieczem, był bardzo zwinny, a ja musiałem robić prawie za każdym razem wielki zamach. W końcu kopnąłem go w brzuch i elf padł na ziemie stając się łatwym celem, już szykowałem końcowy cios gdy staneła między nami Clash. Odruchowo zatzrymałem Masamune. Spojżałem w te piękne niebieskie oczy do których wrócił znany mi błysk, opuściłem miecz ku ziemi. Xeron zaczął krzyczeć w moim kierunku coś co brzmiało jak "Ty słaby durniu !! Wykończ ją !". Ale nie mogłem, stałem jak sparaliżowany, coś mnie powstrzymywało, coś czego nigdy nie znałem, jakieś dziwne uczucie w środku. Nagle frontowe drzwi wypadły z zawiasów. Do środka wsypało się chyba z dwudziestu zbrojnych z "Płomiennej pięści"... Sami wysocy rangą weterani jak zauważyłem, w sumie nie dziwiłem się patrząc na rzeź jak tu się zrobiła. Za rycerzami weszło pięciu Paladynów w złotych zbrojach. Moje kocie źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. To było pięciu przewodników zakonu Paladynów służących Helmowi. Widocznie przebywali akurat we Wrotach Baldura w kwaterze swych towarzyszy. Odwróciłem się dziwnie spokojny w strone Xerona.
-Mój jedyny przyjacielu, weź Xana i uciekaj - jak zwykle zrozumieliśmy się bez słów, demon wiedział, że nawet on polegnie jeśli zostanie, klepnął mnie w ramie i rzucił pożegnalny uśmiech, zarzucił Xana na ramie i wystrzelił w góre na swych wielkich skrzydłach przebijając dach. Spojżałem na Kivana oraz Clash i wskazałem im wyrwe w ścianie, zdumiony elf wziął swą towarzyszke za ręke i wybiegł na zewnątrz. Rzuciłem za nią ostatnie smutne spojrzenie [ ort! ]. Jeden ze strażników ruszył w ich kierunku, a drugi na mnie. Długi Masamune wykonując cięcie na 180 stopni przeciął obu jak masło, chwyciłem miecz w drugą ręke i rzuciłem pewnym tonem
-Jeśli chcecie iść za nimi to musicie najpierw pozbyć się mnie, a to ja urządziłem tu tą całą rzeź (co było oczywiście w większej części kłamstwem aby stać się ich głównym celem). Cały oddział Płomiennej Pięści ruszył na mnie wyciagając przed siebie różne miecze i włócznie oraz korbacze bojowe. Wyskoczyłem w góre mrucząc pod nosem szybką inkantacje i wyrzucając przed siebie wolne ramie, wystrzeliło z niego pięć ognistych pocisków trafiając w paru rycerz i obejmując ich silnym płomieniem. Zaczeli miotać się jak oszalali, a ja tylko ciąłem Masamune w tak łatwe cele. Reszta ruszyła z jeszcze większą zawziętością, przebiłem się przez pierwszy rząd czując zapach krwi mych wrogów lecz nie bez ran, lewe ramie było rozcięte tak jak i udo, a na policzku miałem głęboką szrame. Bez opamiętania wykonywałem zawiłe ruchy, a Masamune ryczał w powietrzu. Podłoga zalała się strumieniami krwi gdy klęknąłem pośród ciał mych wrogów ze sztyletem w barku i kolejnymi ranami... Zamglonym wzrokiem ujżałem pięciu ubranych w złote pełne zbroje płytowe paladynów idących pewnym krokiem. Każdy z nich dzierżył wspaniały miecz oburęczny, ale jeden był wyjątkowy, piękny i groźny za razem, lecz tylko dla złych istot. Moja dłoń powędrowała pod płaszcz ściskając czarną kule...
-Teraz, oto nadszedł czas. Czarna Materia zawierająca w sobie całe zło mego świata zamknięte niegdyś przez Starożytch zostanie użyta poraz pierwszy... - włożyłem kule do otworu w rękojeści miecza i wtedy ogarnął mnie mrok, widziałem tylko świetliste postacie mych wrogów niczym tarcze na strzelnicy. Moje włosy rozwiały się jak na wietrze, a płaszcz rozrywał się na strzępy od falującej wokół mrocznej mocy... Coś nie pozwoliło mi wyzwolić pełnej mocy materii, te dziwne uczucie którego nie znałem. Jendak i tak siła ta była niewyobrażalna. Poruszałem się niczym błyskawica a Masamune był lekki jak piórko lecz paladyni dorównywali mi kroku, a było ich pięciu. Doskonale współpracując w niezwykłej harmonii jeden wspomagał drugiego i nie byłem w stanie zabić żadnego; nawet gdy miałem już przewage nad którymś przede mną wyrastał następny rycerz. Udało mi się w końcu jednemu zadać rane w bok, ale zbroja uratował mu życie. Mrok był coraz gęściejszy, a mięśnie drżały coraz bardziej. Moc czarnej materii jest zbyt wielka dla zwykłych istot... Ten moment wykorzystał paladyn w czerwonej pelerynie i z niezwykłym mieczem, usłyszalem tylko "Oto potęga Karsomira" i poczułem jak krew wypełnia mi usta, a moje płuca nie mogą złapać powietrza. Gdy tak leżałem na ziemi odpływając powoli w objęcia śmierci byłem w pewien sposób szczęśliwy... To uczucie, którego wreszcie zaznałem, teraz już wiem, że to:
-Miłość - wydyszałem ostatnim tchnieniem i zapadłem się w ciemność...
Xan Mężczyzna
Super Saiyanin
Super Saiyanin
Xan
Wiek: 67
Dni na forum: 7.035
Posty: 474
Skąd: Forteca Żalu
Spoczywam bezwładnie na ramieniu lecącego Xerona. Próbuję uporządkować w głowie wszystko, co wydarzyło się w karczmie.
Nagle balor ląduje. Kładzie mnie na ziemi, po czym długim pazurem rozcina kimono na mym lewym ramieniu.
- Wkrótce cały wieloświat spłynie krwią, śmiertelniku – uśmiecha się, przesuwając dłoń po mym znamieniu – Gdy Tichondrius będzie wolny, NIC nie stanie nam na przeszkodzie!
Prostuje się i zaczyna się śmiać. Drżę na ten dźwięk.
- Chyba po uwolnieniu Nieczystego pozwolę ci pozostać przy życiu – szczerzy zęby – Popatrzysz sobie, co potrafi zdziałać Szkarłat.
- Nigdy.
Głos dobiega zza pleców demona. Tanar'ri obraca się. Jego szerokie skrzydła zasłaniają przybysza.
- A kimże ty jesteś, człowieczku – bestia znów trzęsie się od rechotu – by mówić do mnie, wielkiego Xerona?
- Moje imię nie jest ważne – głos jest niski, basowy. I przerażający – Ważny jest cel. Posługiwanie się imieniem może pomóc w wypełnieniu celu, ale w tym przypadku jest ono całkowicie zbędne.
- A to niby dlaczego? – ton demona jest wyraźnie kpiarski.
- Bo zaraz umrzesz – odpowiedź jest zimna i lakoniczna.
Xeron zaczyna śmiać się obłąkańczo. Po chwili niedbałym gestem dłoni wysyła przed siebie ognistą kulę. Fala uderzeniowa dosięga mnie, skulonego na ziemi, i zapala mi włosy. Gaszę płomień szybkim ruchem.
Śmiech balora ustaje. Zaczyna się cofać, złożywszy skrzydła. Aby nie przeszkadzały mu w walce.
Teraz dopiero dostrzegam przybysza. Jego szata jest czarna, podobnie jak szeroki kapelusz zdobiący głowę. Twarz skrywa cień.
Xeron rzuca się na czarnego mężczyznę, wznosząc miecz do cięcia. Jednak zanim ostrze opada, przybysz zadaje demonowi szybkie kopnięcie w twarz. Nim głowa tanar'ri zdąży wychylić się do tyłu, kapelusznik jest już za jego plecami. Zadaje trzyciosowe combo. Po trzecim uderzeniu balor pada na ziemię.
Mężczyzna wyciąga z połów czarnego płaszcza dziwną broń, wyglądającą na stalową rurkę połączoną z drewnianym elementem nieokreślonego kształtu. Kieruje ją na podnoszącego się demona. Rozlega się huk, a Xeron pada na ziemię jak rażony piorunem.
- A więc wrócił do Otchłani – mówi beznamiętnie czarny mężczyzna, chowając broń – Na pewien czas będziemy mieli z nim spokój. Ma dług u Demogorgona.
Nie odpowiadam. Drżę, czując bijące od niego zło. Dostrzega to.
- Nie bój się – nawet nie próbuje nadać głosowi uspokajający ton – Yoel namówił nas, byśmy cię nie zabijali.
Powinienem westchnąć z ulgą, ale tego nie robię.
- Kapłan Światłości zapomniał jednak o pewnym kruczku – dostrzegam pod kapeluszem uśmiech. Zły uśmiech – My nie możemy cię zabić...
Sięga w poły płaszcza. Odruchowo kurczę się, lecz on tylko wyciąga sztylet i rzuca go na ziemię obok mnie. To kusongobu.
- ...ale ty możesz – kończy.
Nie ruszam się, on również. Po kilkunastu sekundach decyduje się przerwać milczenie.
- Masz wątpliwości? – w jego głosie brzmi sztuczne zdziwienie – Nie pomściłeś Aurona, zabiłeś siedem niewinnych elfów. Uważasz, że takie postępowanie jest zgodne z Bushido? Że możesz jeszcze żyć z honorem?
Macha teatralnie ręką.
- Zresztą sam zdecyduj.
Otwiera czarny portal, ledwo widoczny pośród nocy. Przekracza go powoli, nie spiesząc się. Brama zamyka się z cichym mlaśnięciem.
Patrzę na wciąż leżący na ziemi sztylet. Przypominam sobie wszystkie moje grzechy i przewinienia wobec bliźnich. Przypominam sobie chwile zwątpienia i utraty honoru. Przypominam sobie uczucie szału, gdy Tichondrius mnie opanowywał.
Sięgam spokojnie po kusongobu. Podnoszę go i obracam sztychem do siebie. Przymykam oczy i mocnym pchnięciem wbijam sobie sztylet w brzuch. Tnę od lewego boku ku prawemu, powoli, nie spiesząc się. Czuję na dłoni ciepło krwi.
Wyjmuję broń z potwornej rany. Obracam ją i przesuwam w powietrzu. Wbijam ponownie na wysokości przepony. Przesuwam ostrze w dół, aż do pępka.
Wysuwam sztylet z brzucha. Odrzucam go od siebie. Przez chwilę wciąż klęczę, lecz po paru sekundach padam twarzą na ziemię. Nim umieram, wyszeptuję jeszcze parę słów:
- Ilmaterze, zabierz moje serce do raju.
Niestety, nigdy nie będzie mi dane zaznać spokoju w raju. Ani już nigdzie indziej.

Miyamoto Hachimaro
obiit Anno Discordiae MMVII
Idus Ianuarias

Hic natus est
Q'ccaon'naeaeccer
Anno Discordiae MMVII
Ante Diem XIII Kalendas Martiae
Łasiczka Kobieta
"Rōnin
Rōnin
Łasiczka
Wiek: 38
Dni na forum: 7.053
Posty: 419
Skąd: Pszczyna
Widok jaki zastałam, gdy wpadłam do karczmy totalnie mnie zaskoczył. Sephirot razem z Xeronem walczą z grupą elfów, wśród których szybko zauważam Kivana. Po chwili dobiega do nas jakis mężczyzna, zaczyna się zażarta walka. Nagle skóra obcego zmienia się i obrasta łuskami. Wręcz niewierzę własnym oczom, gdy z czoła wyrastają mu rogi, a na jego plecach pojawiają się błoniaste skrzydła. Daleko mi do paniki, ale widzę, że nie mamy wielkich szans w walce z Czymś takim. Kombinując w myślach jakieś wyjście z całej sytuacji, nacieram na potwora, aby zając go walką. Lecz wtem wszystko wokół zastyga w bezruchu i traci barwy. Zdąrzyłam tylko pomyśleć, że to zapewne Zatrzymanie Czasu. W mgnieniu oka całą sytuacja zmienia się - widzę na podłodze leżącego obcego już w normalnej postaci.
Spojrzałam na Sephirota. Teraz pozostaliśmy tylko my, Xeron i Kivan. Karczma przypominała raczej rzeźnię, wszystko ociekało we kwi, a po podłodze walały się ciała elfów. Poczułam wzbierającą we mnie nienawiść i rosnącą chęć ucieczki z tego parszywego miejsca.
Kivan objął mnie ramieniem i uważnie patrząc na Sephirota powiedział:
- Choć, jeśli chcesz Clash musisz najpierw zabić mnie. - Obaj uniósłszy swą broń natarli na siebie. Wyciągnełam moje miecze, gotowa w razie czego do interwencji. 'Nie pozwolę ci zabić nikogo więcej z moich bliskich' - powiedzialam w duchu do Sephirota, gdy Kivan upadł na ziemię, a ja skoczyłam aby go obronić.
Wstrzymał się i opuścił Masamune. W jego oczach wykryłam błysk, hmm, uczucia?... smutku?... Nie zdąrzyłam wtedy zbytnio się nad tym zastanowić ponieważ do karczmy wpadła grupa zbrojnych paladynów, zapewne w służbie Helma. Sephirot szybko zmniejszył ich liczbę, lecz po chwili z drzwi wyłoniło się jeszcze pięciu, odzianych w złote zbroje. Jeden z nich dzierżył Karsomira - legendarny miecz oburęczny, stworzony do walki w imię dobra...

***

Stojąc teraz na tarasie mojego domu i spoglądając na moją krainę, wspominam tamte wydarzenia. Nie wiem co stało stało sie z Sephirotem, nigdy potem ponownie o nim nie usłyszałam. Przypuszczalnie zginął w starciu z paladynami. Ironia losu sprawiła, że to własnie jemu zawdzięczam to, iż jestem szczęsliwą matką i żoną. Gdyby nie pozwolił nam wtedy odejść zapewne zwiedzałabym teraz Dzięwięć Piekieł. Nie wiem dlaczego to zrobił, ale jestem i zawsze będę mu za to wdzięczna...
Wyświetl posty z ostatnich:
Strony:   1, 2

Forum DB Nao » » » » [Sesja] Mroczny cień
Przejdź do:  
DB NaoForum DB NaoAninoteAnimePhrasesDr. Slump
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao
Facebook