za namową kolegi obejrzałam serial FMA - on za moją namową obejrzał Naruto, a potem poszedł w FMA, i Bleacha... więc stwierdziłam, że pół roku egzystencji w Naruto mogę obejrzeć coś innego, a FMA i krótkie, i lubiane, i w ogóle. A że znalazłam u siebie na płytach (razem z różnymi innymi tytułami, jakie od roku u mnie leżą...), nie było problemu. Obejrzałam w 4 dni i... hmm.
Po wyłączeniu dvd moją pierwszą myślą było: dziwne. Nie ekstaza, nie euforia, nie płacz i śmiech - ale właśnie: dziwne. Dziwne nie oznacza słabe, złe, kiepskie. Oznacza, że nie byłam w stanie zachwycić się tym anime, a w każdym razie nie w pełni. Nie mówię, że nie robi wrażenia - robi. Nie mówię, że nie skłania do przemyśleń - skłania. Ale chyba to jest kino dla wybranych, które nie każdemu przypadnie z miejsca do gustu.
Po obejrzeniu FMA doszłam do wniosku, że preferuję epickie dzieła, o miłości i sprawiedliwości, najczęściej zakrawające na fantasy. FMA jest inne. Jest przede wszystkim znacznie bliższe naszemu światu i naszej rzeczywistości - i skupia się na nieco innych tematach niż w/w epickie dzieła.
Może właśnie dlatego FMA jest - według mnie - bardziej przygnębiające, bardziej brutalne, bardziej szokujące. Bo o ile w epickich dziełach mamy zwykle ukazanego świetlistego bohatera, który odkupia innych, o tyle w FMA mamy ukazane w całym spektrum niedoskonałości świata, nawet i jego najgorsze strony.
Przyznam szczerze, że jestem typową fanką fantasy - historii z jakichś odległych czasowo i przestrzennie rzeczywistości - toteż historie bazujące na rzeczywistości otaczającej trafiają w moje gusta mniej. Ostatecznie, skoro żyję w jakiejś niedoskonałej rzeczywistości, z przyjemnością zanurzam się w jakiejś wykreowanej i abstrakcyjnej, lepszej, milszej, fajniejszej. Tak samo wolę historię ludzkich uczuć, emocji i myśli - powieści psychologiczne - aniżeli kryminały polityczne, wplatające wątki władzy, kontroli, wątki militarne, wątki ekologiczne etc. Kiedy wędruję po jakimś wymyślonym świecie z bohaterem, wtedy skupiam się na odczuciach i własnej analizie - kiedy oglądam historie typu FMA, mam wrażenie, że na siłę chce mi się przekazać jakieś moralno-filozoficzne przesłanie, co automatycznie budzi we mnie sprzeciw i rzutuje na odbiór. Ale, jak napisałam, to kwestia indywidualnego podejścia.
FMA jest przygnębiające - brakuje w nim jakiejś lekkości, radości. Opowiada historię dwóch chłopców, dzieci, którzy zostali (częściowo ze swojej winy) wciągnięci w cykl niezwykle okrutnych zdarzeń. Musieli zbyt szybko dorosnąć, choć z drugiej strony wciąż pozostali dziećmi. Musieli doświadczyć wiele zła, spotkać się z najbardziej ohydnymi aspektami życia. I do samego końca nie osiągnęli tego, co było dla niech najważniejsze, nie osiągnęli tego szczęścia, jakiego pragnęli. Może osiągnęli w zamian coś innego...?
FMA opowiada o pojęciu człowieczeństwa, stawia pytanie: czym naprawdę jest człowiek i jaka jest jego wartość. Opowiada o nieśmiertelnym dążeniu człowieka do władzy i potęgi - a także opowiada o tej władzy i potędze wykorzystywanych do osiągnięcia własnych celów. Opowiada - co może najbardziej bolesne - o manipulacji. Opowiada o przekraczaniu moralnych i naturalnych granic. Żaden z powyższych tematów nie jest radosny i dlatego FMA może zaklasyfikować do anime brutalnych - przede wszystkim dla umysłu, choć strefa fizyczna także nie jest pozbawiona znaczenia. Przyznam, że kiedy patrzyłam na najróżniejsze wynaturzenia - na chimery, na homunkulusy, na ciała pozbawione duszy - budziło to mój wstręt głównie na poziomie uczuć, ponieważ najczęściej owe wynaturzenia były dziełem rąk ludzkich, dziełem ludzi, którzy pragnęli poprzez nie coś osiągnąć.
Co dla mnie osobiście ważne, to konstrukcja bohaterów - a ta w FMA jest naprawdę bardzo dobra. Zawsze zwracam uwagę na bohaterów, a świetna fabularnie opowieść nie będzie zasługiwała na uwagę, jeśli bohaterowie będą nieciekawi. Bracia Elric - świetni. Świetni osobno i świetni razem. Bracia, którzy mimo przejść - a może właśnie z ich powodu - są sobie niezwykle bliscy. Darzący się nawzajem ustawiczną troską, dbający przede wszystkim o tego drugiego. Alphonse - spokojniejszy, milszy, mediator i rozjemca. Edward - aktywniejszy, szczery i mówiący wprost. Dzieci, które pomimo pracy dla armii, pomimo wykonywania zadań dla dorosłych, wciąż były dziećmi - co im niejednokrotnie udowodniono. Ale jednocześnie były to dzieci dorastające, uczące się, zdolne do zmiany poglądów.
O głównym bohaterze napiszę kilka słów więcej, albowiem jest to bardzo pełna postać. Geniusz alchemii, niezwykle inteligentny człowiek, który potrafi dokonywać błyskawicznej analizy i działać w oparciu o wnioski. Silny psychicznie, nie ulegający wpływom i posiadający własne zdanie, którego się trzyma. Potrafiący dokonywać także bolesnych wyborów. Przy tym wszystkim osoba wrażliwa i zdolna do współczucia - nawet wobec tych, którzy początkowo na jego współczucie nie zasługiwali. Osobiście bardzo cenię Edwarda za to, że potrafił współczuć homunkulusom, nawet jeśli uważał ich za sztuczny wytwór. Potrafił zrozumieć, że oni także cierpią. Kiedy dostrzegł, że nimi także manipulowano, potrafił czuć złość wobec Dante. Przyznam, że ja także czułam współczucie.
Z bohaterów nie mogę nie wymienić colonela Roya Mustanga - jak można się domyślić: mojej ulubionej postaci tej historii. Cóż, na początku jest aż przerażający z tym swoim imidżem - typowy i aż za bardzo ulubiony bohater dla Clio Postać, która w miarę trwania serii okazuje się mieć za tym imidżem wnętrze. Kolejny inteligentny człowiek, trwający przy swych przekonaniach, a do tego pragnący osiągnąć swoje cele, by przysłużyć się ludzkości. Potrafiący obserwować, kontrolować i działać. Potrafiący chronić tych, których uważał za słuszne chronić - m.in. braci Elric. Edward tak go nie znosił, odbierał jego postępowanie jako cyniczne i sarkastyczne - jakże więc wzruszająca jest scena, kiedy colonel pyta Edwarda podniesionym głosem: "Dlaczego uciekliście, nie zwracając się do mnie po pomoc??" I ich wspólna, pełna zrozumienia ostatnia podróż do dwóch ostatecznych starć - kiedy Ed jedzie rozprawić się z Dante, a Roy z Fuhrerem.
Przy okazji colonela muszę wspomnieć o jego zaufanych podwładnych, a zwłaszcza o porucznik Hawkeye (uwielbiam tę dwójkę). Wielką sympatią obdarzyłam też z miejsca Hughesa. Wszyscy ci ludzie darzyli szefa i szacunkiem, i sympatią, i przyjaźnią - stali za nim, cenili jego ambicje i chcieli ich urzeczywistnienia. Jednocześnie mogę w tym miejscu zwrócić uwagę na kwestię humoru w FMA. No właśnie, humor jest obecny, ale moim zdaniem momentami z brakiem zachowanych proporcji. Owszem, zawsze fajnie jest, kiedy w sytuacji napięcia pojawia się wstawka humorystyczna, ale z drugiej strony można zapytać, czy nie zaburza to nieco odbioru całości. Jakakolwiek by była odpowiedź, wyznam, że odcinek "specjalny" właśnie o wyżej wymienionej grupie podobał mi się szalenie Lubię też tę dwójkę, która ochraniała/zajmowała się braćmi w stolicy - porucznik Ross i jej kolega Lubię ich, ponieważ potrafili poza sztywnym służbowym stylem bycia okazać się ludźmi z sercem na właściwym miejscu.
W FMA jest wiele dobrze skonstruowanych postaci, które robią wrażenie i budzą sympatię - albo wstręt; o wiele za dużo, by tutaj pisać o wszystkich. Wspomnę tylko, że przy okazji ostatniego odcinka przyszła mi do głowy myśl, że ten, kto postępował w sposób najbardziej szalony, musiał wycierpieć najwięcej - i była to myśl w odniesieniu do Envy'ego...
Na koniec wspomnę jeszcze o konstrukcji anime, która według mnie nie jest idealna. Kiedy zaczęłam oglądać, uderzyła mnie chaotyczność fabuły, masa pozornie niezwiązanych ze sobą historii, akcji, odniesienia do różnych tematów, zawiązanie różnych wątków. To trochę utrudnia odbiór. Później jednak akcja się klaruje, jest łatwiejsza w śledzeniu i rozumieniu - może ma na to wpływ fakt, że więcej odkrywamy i dowiadujemy się coraz to nowych szczegółów, a wszystko zaczyna się wiązać w jedną całość.
Moja opinia na koniec - Full Metal Alchemist to dobrze zrobione anime, które śmiało można polecić każdemu, nie oczekując jednak, że każdemu przypadnie do gustu.
PS. Strasznie podoba mi się pierwszy ending - a konkretnie piosenka
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl