Do niewielkiej nadmorskiej miejscowosci przybywa wedrowna trupa teatru kabuki. Miejsce wystawiania sztuki nie jest jenak przypadkowe, mistrz aktorstwa wybral je, aby spotkac sie ze swa dawna miloscia oraz doroslym synem, ktory uwaza go za dalekiego krewnego. Wkrotce widownia zaczyna tracic zainteresowanie spektaklem, takze pozostali aktorzy poswiecaja coraz wiecej czasu wylacznie wlasnym sprawa. Trupa popada w powazne klopoty finansowe.
Jestem wlasnie po seansie "Dryfujacych trzcin" i musze przyznac, ze film wywarl na mnie bardzo pozytywne wrazenie, tak wiec z czystym sumieniem moge go polecic. Tych, ktorzy juz go widzieli zchecam do wypowiadania sie w temacie.Jezeli wiara w drugiego czlowieka, ktorego ma sie przed oczami jest naiwnoscia, to jak nazwac wiare w Boga, ktorego nikt nigdy nie widzial...???