Forum Dragon Ball Nao

» [Opowiadanie] Cronius

.Black Mężczyzna
Super Saiyanin 2
Super Saiyanin 2
.Black
Wiek: 34
Dni na forum: 6.718
Ostrzeżenia: 3
Posty: 930
Witam wszystkich. Otóż, jakis czas temu, gdy zacząłem pisać, uznałem, iż jestem juz wystarczająco doświadczony przez świat fantasy, by samemu go kreować, jak wyszło, przeczytajcie i oceńcie sami. UWAGA! Jest to pierwszy rodział mojej powieści i BARDZO prosze o komentarze, aluzje i pochwały Oficjalnie zapewniam, iż juz trwaja prace nad drugim rozdziałem. Pozdro

Cronius
Piórem (klawiaturą Jack'a Marcus'a Navaro

I. Lotos

I

Noc miała się ku końcowi, jednakże widmo księżyca nadal przewijało się po gwieździstym niebie. Z jakiskini nadal dochodził brzęk metalu oraz złowrogie, potworne wręcz wrzaski. W samym środku jaskini, a był to niemały kawałek drogi by tam zajść, trwała widocznie jakaś walka. Niewyrównana walka. Po samym środku jaskini stał wielki na pięć metrów potwór z szyją długa na conamniej połowę jego wysokości. Zielonkawa skóra z odcieniem brązu zdała się lśnić wobec wszechogarniającego światła z pochodni, która leżała tuż u stóp monstra. Stwór ten, wrogo nastawiony, nie był sam, co potwierdzał udział stali w walce. Tak. Wokół niego zręcznie biegł mężczyzna, może około 25 lat, 175 cm wzrostu, lekki zarost, włosy zręcznie rozpierzchwione na boki, siekąc stwora to z prawej to z lewej wielkim dwuręcznym mieczem. Mimo średniego wzrosu i młodego wieku z łatwością machał wielkim kawałkiem żelaza. Nie tylko On atakował, również ogromna Wiwerna raz po raz uderzyła go wielkim skrzydlanym płatem odrzucając go na sporą odległośc. I tak się stało w tym momencie. Wielkie skrzydło uderzyło gościa. Z zaskoczenia upuścił miecz, który z wdzięcznym stukotem opadł na ziemię, zaś On sam uderzył gromko w ścianę i opadł bez sił. Nastała cisza, Wiwerna poczęła lizać głębokie rozcięcia na prawym srzydle, po czy spojrzała na śmiałka, rozciągnęła wachlarz długich na pół łokcia zębów u pyska i odetchnęła głośno. Nieznajmomy wciąż leżał u podnóża skalnej ściany. Wiwerna zbliżyła do niego łeb i rozwarła szczękę. Nagle śmiałek dobył sztyletu z wysokiego buta i dźgnął stwora w łeb trzymając się go. Wiwerna zaczęła machać łbem z takim impetem, iż ciężar nieznajomego uwieszonego na jej łbie zdawał sie niczym w porównaniu z odczuwanym przez nią bólem. W końcu nie wytrzymał. Zleciał w dół uderzając z potworną siłą o skalną posadzkę jaskini. Trysnęła krew. Nagle wiwerna utraciła zupełnie siły i padła łbem wprost na niego. Nastała chwila ciszy, którą mógł przerwać jedynie syk zielonkawego płynu który jakby pod ciśnieniem zaczął wylewać się z dziurawego już łba Wiwerny. Nieznajomy przygniażdżony ciężkim łbem stwora nie ruszał się. Przez chwilę. Aż nagle poruszył ręką i ostatnimi siłami krzyknął :

-Lotosie !
Echo rozniosło się po całej jaskini. Przez chwilę nic sie nie działo. Nagle coś w rodzaju krwi Wiwerny o mazistej konsystencji o nieprzyjemnym zapachu doplynęło do ognia pochodni i momentalnie zapaliło się. Ogień prędko szedł wprzód wnet do łba stwora. W ym samym momencie upuszczony miecz rozbłysnął i niczym nie pchnięty, jakby niewidzialną siłą powrócił do ręki właściciela. Nieznajomy, z ledwością zamachnął mieczem w kierunku sąsiedniej ściany, zacisnął rękojeść w dłoni jak tylko mógł i z potężnym zamachem wyleciał spode łba potwora. Lotos, jak go zwał, wbił się w skałę, po czym zrobił to ciężko ranny już mężczyzna i opadł gubiąc w locie kolejne krople krwi. Resztką sił zmierzył jeszcze kątem oka łeb Wiwerny, gdy ten właśnie eksplodował. Krople lepkiej zielonkawej i na dodatek palącej cieczy trysnęły mu na i tak już rozszarpane lewe przedramię. Nie miał już siły by krzyczeć z bólu. Po prostu zasnął.

II

Promienie słońca raptownie wtargnęły do jaskini ukazując ślady nocnej masakry. Wszystkie ściany wokół pokryte były zielonkawą mazią kontrastującą na zmianę z krwią leżacego na ziemi mężczyzny. Lotos nadal był wbity w ścianę. Krew właściciela zakrzepła na nim niczym sparaliżowana. On sam leżał na ziemii w zastygłej plamie krwii. U dziwo, jego ręka nie wyglądała już na rozszarpaną. Ba! Nie dało sie nawet dostrzec mniejszych zadrapań. Po prostu jego rany jakimś cudem zabliźniły sie przez sen. Ćwierkanie Colabrii siedzących na skraju jaskini obudziło go. Z ledwością wstał i zaczął oglądać jaskinię wokół. Był tak spokojny, że nie dałoby sie wyczuć iż posiada serce. Odwrócił sie w kierunku tylnej ściany, chwycił Lotosa za rękojeść i mocnym szarpnięciem wyjął go ze skały. Rozejrzał sie wokół, po czym przysiadł na pierwszym lepszym głazie. Wyjął spod czarnego ćwiekanego płaszcza haltystową szmatkę, po czym zaczął wycierać swój wielki miecz z własnej, oschłej już krwi. Nie minęła chwila, gdy Lotos świecił niczym nowy. Wstał, podszedł do resztek łba Wiwerny i zaczał grzebać w jej rozlazłych bebechach. Po chwili odnazał swój sztylet, przetarł szmatka i schował do przegrody w prawym bucie. But nie był byle jak but. Zdobiony łuskami czarnego smoka, handalowa zelówka no i podeszwa zrobiona z czegoś bynajmniej trwardszego niż żelazo. Odwórcił się na pięcie by raz jeszcze zerknąć na ciało potwora. Schylił się i wyszukał ocalałe po eksplozji łba wielkie niczym jego własna pięść kły bestii. Usmiechnął sie lekko po czym opuścił jaskinię. Pogoda zdawała sie być wręcz natchniona przez Bogów. Oślepiające promienie słońca zmieniały wygląd bagniska nie do poznania. Już nie było tak straszne i zamglone jak nocą, gdy ruszał na polowanie. Znał już drogę, więc nie błądził. W niecały kwadrans opuścił bagna wkraczając na teren bardziej mu przyjazny niż uprzedni. Na leśną polanę. Zewsząd dobiegały dźwięki przebudzonej już fauny i flory. Niekiedy mijał krzewy Cerkoji zrywając kilka kiści dziwnie czerwonawych kulek, na ząb rzecz jasna. Krótki spacer zakończył się tuż u bramy Rondir, tak bynajmniej głosił ociosany z kory i wyłupany drewniany bal, na którym ktoś w iście mistrzowski sposób wyrył nazwe wioski. Wioska czy nie, Rondir prezentowało się wspaniale. Już sam gościniec, bo tak przyjęło się zwać bramy w tych terenach, był w niezwykle gustowny sposób urządzony. Tuz nad główną bramą rozciągały się dwie miniwieże obserwacyjne, równo osadzone na palistym, wysokim na sześć metrów ogrodzeniu. Nieznajomy spojrzał w górę, a skórzana sakwa oparta na ramieniu ześlizgnęła mu sie do stóp. Schylił się . . .

-Kogoż tu mamy? - spytał wysoki, odziany w raczej skąpą zbroję stróż

Zastygł. Lecz po chwili wysprosował się, narzucił sakwe na ramię, oporządził włosy i rzekł :

-Jam jest Blake Marcus z Rindrill, zechcesz mnie ugościć Panie w swym grodzie? - rzekł Blake ukłoniwszy sie nisko. Tak nisko że z sakwy wyleciał jeden z kłów pokonanej wcześniej bestii

-A cóż to, Panie Blake wyleciało mu z sakwy? - spytał stróż ze znaną z tych okolicach gwarą
-A tóż to jest, łapcie, a zażdy ciekawości ino ja zaspokoję Wam – rzekł rzucając na wieże kieł Wiwerny

Stróż z wielką ciekawością doglądał dziwnego przedmiotu. Nagle zaczął zmieniać temat . . .

-A cóż to widzie me oczy, to uszy słychają, jakeżby tyś gwarą Naszą ukamać się miał! - powiedział stróż zręcznie chowając kieł za plecy
-Ano gwara jaka wasza taka es ma, zraz kiła pokażdy mi, bokasać a musza na sztroc wasz ! - rzekł Blake zmieniając ton głosu

Stróż jakby się zawiesił, nie mogąc nic powiedzieć, nagle znikł Blake'owi z oczu. Ten, zezłoszczony, a raczej zaskoczony, wspiął się na gościniec i wskoczył do wieży. Rozejrzał się szybko, jednakże nikogo tam już niebyło. Ani tam ani w sąsiedniej wieżyczce. Zbiegł w dół po drewnianych schodach. Znów sie rozejrzał.

-Niech to licho trzaśnie i krew zaleje! Zachciało mi sie gwary, cholera! - przecedził przez zęby

Zaczął biec między alejkami Rondir. Również wewnątrz miasto cieszyło się gustownym okrachem piekności. Wszystkie domy, piętrowe czy dwu, stawiane były tam ze skośnymi dachami krytymi czerwonym jarasem, rodzajem trawy kwitnącej na jesień w całej Lismei. Mniejsza o podziwnianie widoków, teraz musiał znaleźć stróża który zdołał mu spieprzyć z oczu, jemu, który ostatniej nocy pokonał jedną z najstraszniejszych bestii. Ta myśl nie chciała mu ujść z głowy nawet, gdy mijał krawca. Jego warsztat był cudownie opleciony kamsami i jedwabiem trymskim, co znaczyło, iż gość zna się na swym rzemiośle. Pogoń trwała jednak dalej. Nagle zatrzymał się, gdyż zauwazył jakiegoś innego stróża na skrzyżowaniu alejek. Podbiegł do niego, chwycił za kosztowny purpurowy habit i wstrząsnął . . .

-Znasz tego stróża, co straż na gościńcu po lewej stronie trzyma? - spytał podnosząc gościa ponad ziemię
-Ano, zakam ja, jeno nie wiadom gdzie bytaje teraz . . . - wydusił strażnik z ledwością
-Cholera! A jak mu było? Mów szybko kmieciu, bo do Pana Twego zaraz doniosę ! - zagroził Blake
-Adrimus hata się, pusztaj mnie ! - wrzasnął
-Dzięki stary – powiedział Blake puszczając gościa, poprawiając mu habit ściskając dłoń i uciekając nim stróż zorientuje się z kim miał do gadania

Po chwili jednak zatrzymał się w miejscu. Stał teraz pomiędzy karczmą "Pod guźdeckim łebem", a miejscowym "Herant – Szewc". Pomyślał chwilę. Do prawego ucha docierały go dźwieki wydobywające się wprost spod kielicha. Rózni ludzie rozmawiali, smiali sie i kłócili przy symbolicznym kieliszku cragonu, najmocniejszego trunku na kontynencie, jesli nie na całym globie. Nagle obrócił się na pięcie o 90 stopni w lewo, rozwarł czarno-karmelową zasłonę o perlistym półcieniu i wszedł do środka. Typowy dla jego niezwykłego obuwia dźwięk przeszył wszystkich znajdujących sie wewnatrz, tak, iż nagle wszystko ucichło. Zrobił jeszcze kilka kroków. W tej ciszy dało sie usłyszec nawet stukot Lotosu o jego czarny płaszcz, co brzmiało niezwykle metalicznie. Dał znak typkowi za barem.

-Słucham!? - warknął rosły chłop
-Tylko bez gwary proszę . . . - rzucił bokiem Blake – Do rzeczy, szukam niejakiego Adrimusa, stróża lewej warty gościńca, gdzie go znajde? - spytał, gdy gość za barmanem pucował gliniany kufel

Wewnątrz panowała niezwykła atmosfera. Wszędzie wokół unosił się pirganowy dym, przypominający zapachem świeżo palone trawy matru, rosnącego gdzieś między Lismeą a Mongrathem późną wiosną raz na cztery lata. Ściany charakteryzowały sie niezwykle gustownym przepychem. Wszędzie pełno było pejzaży oraz etrasów, obrazów upamiętniających walki bohaterów w bestiami, np. słynny "Taniec Lycana". Na samym zas środku u sifitu wisiał róg bodajże czerwonego smoka z Thranu, położonego na granicy kontynentów, w niedostępnych Górach Polnych. Wymieniać by wiele . . .

-Pewnie chodzi Ci o to? - spytał, wyjmując zza lady kieł Wiwerny

Blake nadal oparty był o dębowy bar i zdawał się nie być zaskoczony sytuacją.

-A żebyś wiedział – mrunkął pod nosem
-Harot jestem, beczułka zwany, miło mi . . . - przedstawił sie wyciagając drugą, wolną od kła Wiwerny rękę, w kierunku Blake'a
-Blake Marcus z Rindrill – oznajmił ściskając wielką niczym kuta patela dłoń Harota

Cała rozmowa zdawała sie odbywać w milczeniu. Wszyscy wokół zamarli, wpatrzeni byli to w Blake'a, to w Lotosa, lub w oręż zwisający u jego prawego boku, oslepiający platynowym połyskiem.

-No więc Panie Blake z Rindrill, dobijmy targu! - zaproponował radośnie Harot
-Targu nie będzie – odpowiedział sucho Blake
-Niemiły jesteś, jak mniemam mógłbys mieć tutaj problemy . . . - zagroził Pan beczułka
-Jak mniemam, ty już masz problem - skontrował

Harot spojrzał kątem oka na kilku opryszków siedzącyh przy butelce cragonu, Ci nader prędko wstali. Rozległ się świst kling wyciąganych z pochew. Zatrzymali się. Blake usmiechnął sie tylko.

-Chcesz targować sie żelazem, Harocie? - spytał

Nim ostatnie słowo dotarło do karczmarza, Blake skłonił się wyciagając Lotosa z pochwy na plecach, nastepnie siarczyście sie zamachnął i niby z przypadku, niby z woli, ściał jednemu ze zbujów Harota klingę. Cała reszta cofnęła się.

-Uznaj to więc za zaliczkę – zaproponował, uśmiechając się złośliwie

Nagle Harot wrzasnął, upuścił kieł i zza lady można by rzec, wyleciał, ogromy topór. Blake odskoczył, zas ogromny osadzony w jesionowy trzon oręż rostrzaskał dębowy bar na wióry. Większość siedzących w karczmie typków w popłochu uciekło, zostali tylko Ci, zdwać by sie mogło, twardsi, jak to sie mawia. Zrobiło się gorąco. Harot rozwścieczony rozpoczął zamach. Jednakże trwał na tyle długo, nim ogromy kawał kutej broni osiągnął punkt zaczepu do zamachu, iż Blake zdołał obskoczyć go i złapać kieł Wiwenry, ledwo unikając rozerwania łba przez ostrze innego z bandytów. Zrobił przewrót przez plecy, wyjął sztylet i rzucił nim w łeb jednego z opryszków, zabijając natychmiast. Skinął głową nim wielki topór Harota znów go sięgnął. Nagle poczuł niemiłosierne pieczenie u lewego ramienia. Jeden z bandytów rozciął mu właśnie mięsień, gwarantując paraliż prawej ręki. Blake upuścił Lotosa. Jednakże, jak zauważyło kilku pijaków z karczmy, gdy zaszedł do niej przed bujką, coś delikatnie zabłysnęło u prawego boku przy pasie. Tak. To nic innego jak skrawek wystającej z pochwy platynowej klingi. Blake z cierpieniem na ustach wybiegł z karczmy. Uciekał przez chwilę, aż do momentu gdy drogę zatamowali mu stróże, którzy dowiedziawszy sie o całej akcji, natychmiast przybyli z odsieczą. Blake spojrzał im głęboko w oczy, po czym odwrócił się. Było ju za późno, z jednej strony nadbiegał Harot nieziemsko wręcz zagniewany, zaś z drugiej swe miecze wyjmowali już stróże. Spojrzał na rękojeść przy pasie. Chwycił ją lewą ręką, mocno ścisnął i wyjął. Metaliczny świst wyciąganej klingi głucho obił się o ściany równolegle rozstawionych domostw. Zarobiło się ciemno, powiało grozą . . .

W przygotowaniu rozdział II : Crux

Pozdro ! I jeszcze raz prosze o komentarze. . .
Focus Mężczyzna
"GMF
GMF
[ Klan Asakura ]
Focus
Wiek: 36
Dni na forum: 6.815
Plusy: 41
Posty: 2.966
Skąd: Szczecin
Zacznijmy od samego początku. Nie przepadam obecnie za opowieściami fantasy, lecz cenie sobie, gdy ktoś napisze je w dobrym i klimatycznym stylu.Przeczytałem to i musze przyznać, że po paru linijkach żałowałem, że to zrobiłem ... No cóż, ale rzetelna recenzja wymaga sprawdzenia produktu do końća (niestety). Zacznijmy od mozolnego przygotowania akcji.Ja rozumiem, że wzorując się na mistrzu Tolkienie tudzież Sapkowskim, chciałeś stworzyć opis sytuacji i otoczeia, lecz Twoje próby, skonczyły się na nudnym przeciąganiu i usilnej reanimacji i tak już umarłej akcji.Powtarzało Ci się mnóstwo zwrotów, czasami w ogóle [ ort! ] nie mających racji bytu ... Opisy same w sobie mają czasami dobry ton, widać jakąś głebie, lecz w konsekwencji są przepełnione zbędnymi słowami/zwrotami i zamulają ... Sama fabuła jest zgoła nużąca, nie mam praktycznie punktu zaczepienia z tego co lubiłem z fantasy(szybka akcja,magia,dużo walki) - dynamizm!!!!!. Tak samo zdanie jak np "tak" i koniec ehhh. Jestem całkowicie na nie.Ale dziekuje, że to napisałeś.

Regulamin Forum | Cytaty z mang i anime

Obraz
.Black Mężczyzna
Super Saiyanin 2
Super Saiyanin 2
.Black
Wiek: 34
Dni na forum: 6.718
Ostrzeżenia: 3
Posty: 930
Hmm, bardzo dziękuję za komentarz. Nie będe nic zmieniał w pierwszym rodziale który tu własnie opublikowałem, ale spróbuje poddac twe wskazówki pod filar drugiego rozdziały.

PS: Szanuję ludzi, którzy potrafia dobrze skomentowac, bo to oznacza iz dobrze zapoznali sie z dziełem i mają pojęcie . . .

pozdro
Wyświetl posty z ostatnich:

Forum DB Nao » » » » [Opowiadanie] Cronius
Przejdź do:  
DB NaoForum DB NaoAninoteAnimePhrasesDr. Slump
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao
Facebook