[ Klan Takeda ] Dni na forum: 6.647 Posty: 1.214 Skąd: 4chan.org, Ostrzeżeń: Więcej niż Ty, kochany użytkowniku.
Vasson dostaje w celu ratowania własnego tyłka.
Ale i tak nie wygram tej batalii ponieważ mądre przysłowie mówi - "I Herkules dupa kiedy chłopów kupa"
Sit tibi terra levis!
Cthulhu fhtagn!
la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi
That is not dead which can eternal lie. Nie jest umarłym ten który spoczywa wiekami,
fa itha yaji ash-shuthath al-mautu gad yantahi
And with strange aeons even death may die nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami.
Noc była w pełni. Dante przytłoczony rozmachem spraw, wyszedłszy z jaskini przysiadł na kamieniu. Legolasa nie było już od dłuższego czasu, więc podejrzewał, że jak to z elfami bywa, poszedł na polowanie do pobliskiego lasu.
-Zło się przebudziło . . . - powtarzał w myślach zszywając głęboka ranę na lewym ramieniu
Nadal trapiła go myśl, jak Kamyl, zwykły piechur z imperialnych szeregów, mógł przybrać tak chaotyczną fizycznie postawę wobec jego bez silnych ataków. Nie mógł pojąć w jaki sposób Kamyl dysponował przyznaną mu w magiczny sposób mocą. Przecież nawet gdyby był całkowicie opętany, kluczową rolę odgrywałoby doświadczenie . . . Wewnętrzny spór został przerwany przez dźwięk spadającego tuż pod jego stopy zwierza . . .
* * *
Było już grubo po północy, zaś ognisko niemal wyzionęło ostatnie iskry. Nie spali mimo tak późnej, lub jak kto wolo, wczesnej pory nadchodzącego dnia.
-Wiesz, tak na marginesie nadchodzących problemów, muszę przyznać że ten jeleń był doskonały - pochwalił Dante przegryzając ostatni kawał pieczonego mięsa
Legolas nie spojrzał się na niego. Uśmiechnął się lekko i dalej strugał grot do strzały z oberwanego poroża. Nagle . . . schylił głowę i błyskawicznie sięgnął po leżący u boku łuk. Również Dante spostrzegł czyhającego w zaroślach wroga. Przekulnął się na boku po czym odskoczył w głąb lasu. Nie miał przy sobie żadnej broni prócz małego sztyletu w bucie z bazylijskiej skóry i swych demonicznych umiejętności.
Legolas puścił kilka strzał w przeciwnika. Jego elfi wzrok z łatwością dostrzegł mocne, wyraźne rysy rywala. To był Vasson. Znał go z karczmy "Pod rozbujałym błaznem", gdzie to uchylił kilka łyków słodkiej wódeczki, gdy był w stolicy w interesach. Dante, mimo kuracji nadal był niezdolny do walki. Niedokończony opatrunek na lewym ramieniu dawał sie we znaki. Rana jeszcze nie zakrzepła. tymczasem Legolas po mistrzowsku operował swym orędziem który stanowił jego łuk z wiśniokrzewu. Jeszcze jeden strzał . . . trafił w serce, Vasson padł. Nastała cisza . . .
Witam,witam przepraszam ze nie glosowalam w pierwszej tuze ale niestety dopchanie sie do kompa w weekend to po prostu [ ort! ] nie mozliwe jest,czyste pobojowisko.
Ale skoro juz mam wybierac głosuje na Vassona (czy jak mu tam) nie chce mi sie pisac powodow (jak zwykle )po prostu [ ort! ] on i tyle.komus sie nie podoba??...no to juz nie mój problem
Po długiej ciszy, Dante, jeszcze przez zagryzione zęby wypowiedział cicho kilka słów:
- Przecież nie możemy tak go zostawić... Może i ten bydlak próbował nas zaskoczyć, lecz nie możemy pozwolić aby tu zgnił.
- Przed rozkładem, zostanie rozszarpany przez sępy- odrzekł Legolas
Legowisko ich znajdowało się zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia.
Vasson zelżał w bezruchu. Otworzone, zakrwawione oczy zdawały się spoglądać na stojących. Wbite w ciało kilka strzał, znikły natychmiastowo. Legolas zgrabnym ruchem, powyciągał wszystkie, obtarł z zdradzieckiej krwi i schował to kołczana. Dante natomiast przyglądał się bardziej temu co trup miał schowane w pochwie. Piękny zdobiony miecz. Mocno wyostrzony. Dante w tym czasie rzekł.
- Ostry miecz mówi sam za siebie. Wróg się przebudził, zbiera swoje wojska na południu, ten oto jest tego przykładem. Zdrajca! Szpieg! Niech go szlag…
Z ust Dantego wyleciały ciurkiem przekleństwa kierowane, ku nieprzyjacielowi. Legolas natomiast stał w bezruchu, wpatrując się w rozciągnięty krajobraz. Po chwili odrzekł.
- Musimy ruszać. Nasi przyjaciele czekają na nas nieopodal świętej ziemi. Zostawmy tego tu na rozszarpanie.
Dante rozumiejąc powagę sytuacji, obszedł martwego Vassona’a , stanął obok Legolasa, kiwną głową i ruszył przed siebie. W biegu natomiast mówił:
- Mam nadzieję, że jako Szpiczastouche książątko, dotrzymasz mi kroku.
Legolas nic nie mówił, uśmiechnął się lekko i ruszył. Oboje dotrzymując sobie kroku, biegli przez nieznane tereny, na ostatnią bitwe naszych czasów.....
Wiek: 32 Dni na forum: 6.558 Posty: 344 Skąd: się biorą dzieci?
nie chce mi się myśleć nad tym, którego teraz odstrzelić, więc niech będzie ta osoba, która miała nawięcej strzxałów od Vassona, czyli Szarak
jako, że niektórzy z was będą pisać opowiadania, to jakby też chcieli napisać i o mnie (np. przy strzale), napisze opis mej postaci, by później nie przyłąnczali mnie do jakiś niestworzonych rasach jak elf, wróżka (strzeż mnie od tego boże), przyłanczam opis postaci. Nie jestem dobra w pisaniu opowiadań, jak również nie chce mi się tego robić, więc przyłanczam takie podstawowe przedstawienie postaci:
imie: Kyuketsuki "ketsu" ???
wiek: 1820 (mental 17)
rasa: wampir (typ A)
umiejętności: takie jak wampira + władanie lalkami voodo
lubi: krew (jak to wampir), horrory, koty (w szczególności białe tygrysy), pepsi, Hellsinga, Alucarda, Elfen Lied, Nyuu/Lucy, spać, Ergo Proxy, walke, bronxa, gnaty inaczej spluwy
nie lubi: Tokio Hotel, romansideł, wody święconej, telenowel ( ZNISZCZYĆ JE!!!! wygląd: jak fan narysuje to zobaczyciemiłość to uczucie głupie, zaczyna się na ustach, a kończy na dupie...
Ten post był edytowany 1 raz, ostatnio zmieniony przez bad orydżinal nick: 10.04.2007, 12:44
Legolas nic nie mówił, uśmiechnął się lekko i ruszył. Oboje dotrzymując sobie kroku, biegli przez nieznane tereny, na ostatnią bitwę naszych czasów.....
Zaraz zaraz . . . tak po prostu pobiegli na południe ? Oj niemądry Legolasie, przecież nim to uczynili, Dante wrócił do jaskini, przyodział poszytą już i podreperowana skórzana kurtkę z wyświechtanej skóry Lucyfera, wciągnął rękawice z łuski czarnego smoka i . . . no właśnie . . . do jaskini wbiegł za nim Legolas
-Co jest? - spytał zdyszany
-Miałem wyruszyć na epicką bitwę pół nagi? - spytał Dante wyraźnie nad czymś się zastanawiając, Legolas skrzywił się zawstydzony
-Powiedz, Lego, nie widziałes gdzies mojego Rebeliona? - spytał zaglądając we wszystkie zakamarki jaskini
-Eee - ten zdziwił się - Nie kojarzę . . . chociaż czekaj, znalazłem to, w miejcu gdzie rozprawiłes sie z Kamyl'em - wyjął zza pazuchy kawałek pękniętego ostrza
Dante na jego widok padł na kolana.
-Jakim cudem? Jakim cudem Rebelion został zniszczony?! - krzyczał coraz donośniej
-Rzeczywiście, to trochę dziwne - stwierdził po chwili namysłu elf oddając kawał metalu w ręce Dante'go
-I czym mam teraz walczyć, żadne inne ostrze tego świata nie będzie w stanie z nim konkurować! I ty mówisz mi o epickiej bitwie! LEGO! JA POTRZEBUJĘ BRONI! - jęknął zdesperowany, zaś Legolas przysiadłszy na wielkim głazie podrapał sie po powabnej blond czuprynie, po chwili namysłu :
-A może . . . - Dante uniósł głowę - Słyszałem o pewnym człowieku, mieszka w Calinor, na południu. Ponoć to największy ogniomistrz jakiego świat widział , no i, paradoksalnie, to On wykuł Maraziasza, przeklęty miecz podziemia - rzekł
-To jest to! Naprawdę myślisz że mógłby naprawić Rebeliona? - spytał z nadzieja Dante zapominając już o bólu lewego ramienia
-Nie - Dante posmutniał na powrót - Nie można już naprawić Rebeliona . . . ale zapewne można wkuć jego weń w inną broń, czyniąc ją znacznie potężniejszą - spogodniał
-No jasne! - wrzasnął Navaro wyprostowując skrzydła - Tak więc Legolasie . . . - rzekł przypinając Shotgun'a do szerokiego pasa - ruszajmy do Calinor'u!
Wyszli z jaskini, powoli wschodziło słońce.
-No, Lego, myślę że moje skrzydełka są już zdrowe. Jak myślisz, ile zajmie nam droga do Calinor pieszo? - spytał z dziwnym podnieceniem chowając kawałek Rebeliona w kieszeń ćwiekowanych spodni
-Jakieś cztery, może trzy dni - onzajmił Lego rozprostowując na nowo kości i wiążąc włosy
-Wiem jak zaoszczędzić te trzy dni - powiedział z coraz głębszym uśmiechem
-Tak?! - zdziwił się wielce Lego, zaś Dante schylił się - Wskakuj - rzekł rozpościerając ramiona
Elf nieomal padł z wrażenia.
-Jesteś tego pewien?
-Heh, ja mam orle skrzydła, ty zaś wzrok
Nie namyślając się długo Legolas wskoczył półdemonowi na plecy i wzlecieli obaj w powietrze. Wzbijali się kilka minut, gdy już osiągnęli spodziewany pułap . . . widok był niesamowity, z daleka dało się nawet dostrzec dym z kominów pobliskiej wioski . . .
-Którędy lecieć? - spytał
-Na wprost! - krzknął Legolas trzymając się mocno . . .
Było ciemno. Było ciemno i zimno. Było ciemno i zimno i na dodatek ten cholerny ogień zgasł. Kurna. Właściwie Hidden miał to wszystko w dupie, na tyle, że nie wiedział czy to jeszcze odbyt, czy już jelito. Tak czy inaczej, spity w siedem diabłów, zadarł głowę ku górze. Mimo odurzenia trunkiem, szeroko znanym jako wódka, zdołał dojrzeć nad swą głową przedziwny kształt przypominający mu ogromnego ptaka. Był jednak zniekształcony. Pijanemu człowiekowi właściwie nie robi to różnicy. Z wielkim uśmiechem na ustach, które otoczone były tygodniowym zarostem, uniósł swego Colta i wymierzył w niebo. Jakby od niechcenia nacisnął spust. Odgłos wystrzału przedarł się przez głuchą ciszę leśnej kniei. Latającym monstrum zachwiało, "coś", przypominające ogromny guz na plecach, zsunęło się po stworzeniu, złapało jego podbrzusza i zmusiło do lądowania. Po chwili koło Hiddena wylądowali Legolas i Navaro, którego skrzydła otuliły elfa. "Wylądowali" nie jest zresztą dobrym słowem, raczej zaliczyli awaryjne lądowanie połączone z pionowym lotem pikowym. Jak zwał tak zwał.
Wizyta starych przyjaciół od razu wróciła Hiddenowi jasny umysł. No, teoretycznie. Właściwie tylko trochę wytrzeźwiał. Na tyle, by móc wstać. Cholera, nogi mu się trzęsły zawsze po paru głębszych, a ręce to ni za Boga. Przynajmniej by spudłował.
Doczłapując do "zdobywców przestworzy", klnął siarczyście. Zbliżył się najpierw do będącego bliżej Navaro i prowizorycznie walnął go w mordę.
- Żyjesz? - zapytał niezbyt wyraźnie.
Navaro po chwili otworzył oczy, przed którymi dwoił mu się obraz jakiegoś starego pijaka. Po chwili obraz wyostrzył się i przemienił się w zdjęcie z rozkładówki. Marcus zmrużył oczy, niedowierzając. Zamknął je i otworzył ponownie, tym razem dostrzegając przed sobą Hiddena.
"Cholera, powinienem przestać palić to świństwo"
- Żyjesz? - zapytał ponownie Ukryty, już wyraźniej.
- Taaaa... - przeciągnął Jack, próbując wstać. Siadł i złapał się obiema rękami za głowę. - Ale mnie... łeb !?...
- Nie oberwałeś? - przerwał mu Hidden, wkładając ręce do kiszeni płaszcza.
- ... - stwierdził po chwili.
- Dobrze. - odpowiedział Ukryty. Odwrócił się, chwycił coś z ziemi i podał bratu do połowy wypity bukłak wódki. Navaro opróżnił jednym haustem.
- No, a ten... Ten za tobą to jest...
- Legolas. - dokończył Marcus, podwijając skrzydła. Zobaczyli półżywego elfa z kulką między oczami. Leżał plackiem na ziemi.
Obaj, jak na zawołanie, wymiętolili okropne obelgi.
- To ten... Trzeba by wyjąć kule. - zaproponował po chwili Ukryty.
- No... - brat się zgodził. - No to proponuję odkazić. - wyjął zza pazuchy piersiówkę, lecz zamiast polać jej zawartością twarz efla, pociągnął parę głębszych.
- Ej, no co Ty!... - warknął Hidden, lecz Navaro przerwał mu ręką.
- Spoko, zostawię ci trochę...
Tak, było ciemno i zimno i cholerny ogień zgasł i na dodatek musieli operować elfa...Akira Toriyama 1955 - 2024
[ Klan Takeda ] Wiek: 24 Dni na forum: 6.272 Plusy: 1 Ostrzeżenia: 2 Posty: 668 Skąd: się biorą prześliczni Azjaci? Kocham kuchnię japońską!
Rzuciłbym bagnetem w Szaraka, aby uczynić zadość eutanazji, ale taka śmierć byłaby zbyt lekka. Dlatego kontynuuję moją misję eliminowania osób o marnej jakości postów. Kamyl jest wymarzonym wręcz kandydatem : P
Chaos na wieki!
Q.At thy twilight, old thoughts return, in great waves of nostalgia.