Forum Dragon Ball Nao

» [Opowiadanie] Autorskie, miłosne. Nieco ckliwe.

Parvatti Kobieta
Full Power SSJ
Full Power SSJ
[ Klan Asakura ]
Parvatti
Wiek: 34
Dni na forum: 6.747
Plusy: 1
Posty: 724
Skąd: Kraków, Nowa Huta. Bój się.
Tytułu nie ma.

Chciałam zobaczyć, jak przyjmiecie coś takiego. Zdaje sobie sprawę, że na forum jest więcej panów niż pań i taka twórczość może nie przypaść do gustu. Jeśli się spodoba - mam w zanadrzu kilka innych kawałków w tym stylu. Jeśli nie - mam w zanadrzu kawałki w całkiem innym stylu. Zapraszam.




***

Dziewczyna odgarnęła włosy z twarzy i zmęczonym wzrokiem szybko obrzuciła pokój. W porządku, chyba niczego nie zapomniała. Westchnęła głęboko, sięgnęła po torebkę i neseser, zarzuciła na ramię marynarkę i przytrzymując drzwi nogą wyszła. Przekręciła klucz w zamku, po czym zbiegła po kilku schodkach, opuszczając klatkę schodową masywnego bloku pomalowanego w zielono pomarańczowe pasy. Wyciągnęła z kieszeni małego pilota i nacisnęła guziczek. W stojącej na krawężniku Toyocie coś pstryknęło i oto drzwi były już otwarte.
Wrzuciła neseser na tyły samochodu, torebkę położyła obok siebie, na siedzeniu pasażera i już miała odpalić, gdy coś głośno zapikało.
- Niech to szlag – zaklęła pod nosem i zaczęła niecierpliwie grzebać w torebce. Elektroniczna melodyjka z telefonu doprowadzała ją do szału. Już dawno miała zmienić dzwonek, ale z niewiadomych powodów do tej pory tego nie zrobiła.
- No już, już – mruknęła i z ulgą odnalazła aparat. Wcisnęła guziczek i przyłożyła telefon do ucha, przelotnie zerkając na nieznajomy numer. – Słucham?
W słuchawce przez chwilę panowała cisza.
- Słucham! – powtórzyła poirytowana.
W końcu ktoś się odezwał.
- Nar…?
Dziewczyna poczuła, jak coś wywraca jej się w brzuchu. Nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Serce biło jej jak oszalałe. Znała ten głos, doskonale znała i nie spodziewała się, że kiedykolwiek go jeszcze usłyszy. Nie po tak długim czasie.
Była tylko jedna osoba na świecie, która zwracała się do niej w ten sposób.
- Olmer…? – zapytała niepewnie.
- Tak. Ja… jestem w Krakowie.
- Gdzie…?
- W Krakowie, na dworcu…
Jakaś mała cząstka jej serca podskoczyła radośnie. On tu jest! Jest, tak blisko, w końcu, po tylu latach przyjechał, nareszcie, On tu jest!
Dziewczyna zacisnęła zęby. W tym momencie nie panowała nad sobą, opętało ją tylko jedno, przemożne pragnienie – żeby go zobaczyć.
- Czekaj tam, zaraz przyjadę – powiedziała cicho, po czym rozłączyła się i oparła głowę o kierownicę. Musiała się uspokoić, jeśli chciała bez żadnej stłuczki dojechać na dworzec. Starała się nie myśleć. Na myślenie przyjdzie czas później, tymczasem dała ponieść się emocjom.
Odpaliła i ruszyła z piskiem opon, lecz jej spojrzenie z każdą minutą stawało się coraz bardziej ponure.

***

Jego sylwetkę widziała już z daleka. Mimo tak długiego czasu nie mogła jej zapomnieć. Zwolniła trochę, odetchnęła głęboko, po czym opuściła szybę.
- Olmer!
Odwrócił się gwałtownie. Dostrzegła w jego oczach błysk zdumienia. No tak, przecież tyle razy powtarzała, ze nigdy w życiu nie zrobi prawa jazdy, że boi się prowadzić.
Nigdy? To słowo zawsze kłamało. Przecież mieli się już nigdy nie zobaczyć…
- Wsiadaj – rzuciła sucho.
Zrozumiał. Szybko obszedł samochód dookoła i wsiadł od strony pasażera. Nawet na niego nie spojrzała. Usiłowała opanować to wszystko, co kłębiło się w jej sercu. Próbował coś powiedzieć, ale uciszyła go jednym ruchem ręki.
- Nie mów nic. Nie teraz – wyszeptała.
Kiwnął głową na znak, że rozumie. Ruszyli.
Jechali dość długo w całkowitym milczeniu.
Patrzył na nią często. Mimo woli podziwiał pewną rękę trzymającą kierownicę, uważny, skupiony wzrok, brwi ściągnięte w wyrazie zamyślenia. Nigdy nie znał jej od tej strony. Zawsze była roztrzepana i nieuważna, pełna pomysłów i całkowicie chaotyczna. Nie sądził, że mogła aż tak bardzo się zmienić.
A jednak, stało się. Dorosła. To nie była ta sama dziewczyna sprzed lat, teraz była kobietą dojrzałą i odpowiedzialną.
Westchnął głęboko i odwrócił wzrok. Pełen żalu zaczął przyglądać się mijanym krajobrazom.
Właściwie nie do końca wiedział, po co przyjechał do Krakowa. Już od dawna nosił się z tym zamiarem, ale zawsze coś go powstrzymywało. Nie chciał zawiadamiać jej wcześniej – mógł liczyć jedynie na jej impulsywność. Po przemyśleniu na pewno nie zgodziłaby się spotkać. To był na nią jedyny sposób – działanie z zaskoczenia.
Ale, mimo wszystko, nie czuł się usatysfakcjonowany. Coś stało między nimi – i tutaj wcale nie chodziło tylko o te lata milczenia – było coś więcej.
Właściwie kiedy jej stary numer telefonu okazał się być aktualny, przez chwilę zastanawiał się, czy nie przerwać połączenia. Tyle razy wyobrażał sobie ten moment – kiedy stojąc na dworcu w Krakowie podniesie komórkę do ucha i usłyszy – nie ma takiego numeru.
Spodziewał się tego. Zawsze był pesymistą i nawet nie oczekiwał, że mu się uda. Tak właściwie przyjechał tylko po to, by znów mu się nie udało.
A jednak…
Silnik zgasł i to skłoniło chłopaka do zaprzestania rozmyślań. Rozejrzał się nieprzytomnie i ku swojemu zdumieniu ujrzał w oddali Tatry. Znajdowali się na jakiejś górze, daleko od cywilizacji. Drzewa delikatnie szumiały, kołysząc łagodnie zielonymi liśćmi, trawa wydawała się być miękka i przyjemna. Całkiem inaczej, niż w mieście.
Jego zdziwienie ustąpiło miejsca zrozumieniu, gdy zerknął na zegarek. Faktycznie, minęły ponad dwie godziny, a ona przecież prowadziła na tyle szybko, żeby móc dowieźć ich nawet w góry.
Spojrzał na dziewczynę. Wciąż wpatrywała się nieruchomo przed siebie, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Po co przyjechałeś…? – wyszeptała bladymi wargami.
Pochylił głowę.
- Sam nie wiem… - wyznał szczerze. – Już dawno chciałem… ale… po prostu dopiero teraz mogłem…
Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego tłumaczenie jest całkowicie bez znaczenia. Patrzył na swoje kolana, a świadomość, że nic nie wskóra niemalże sprawia mu ból. Jednak myśl o tym, że miał jej nie zobaczyć już nigdy w życiu, była zbyt przerażająca. Musiał. I dlatego przyjechał. A ona musiała to zrozumieć.
Zerknął w bok i zobaczył łzę spływającą powoli po przypudrowanym policzku.
Tak bardzo chciała się opanować, nie reagować, pokazać, że już nic jej to nie obchodzi. Ale nie potrafiła.
- Nar… - powiedział cicho i niepewnie wyciągnął rękę, aby dotknąć jej drżącej dłoni. Jednak ów gest podziałał na nią w sposób wręcz odwrotny do zamierzonego.
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, gwałtownie odsuwając się. Przez chwilę szamotała się na siedzeniu, po czym odpięła pasy i wybiegła z samochodu, byle dalej od niego.
Nie wytrzymał. Opuścił tak bezpieczne wnętrze pojazdu i podążył za nią.
- Nar, opanuj się… - próbował ją jakoś uspokoić, ale tylko bardziej rozognił rany.
Przestała się kontrolować. Wybuchnęła dzikim szlochem.
- Jak śmiesz przyjeżdżać tu po siedmiu latach i tak po prostu ze mną rozmawiać?! – krzyczała głośno poprzez łzy. – Miałeś nigdy już nie wracać! Obiecałeś! Przecież skończyliśmy to wszystko, dlaczego, dlaczego, dlaczego mi to zrobiłeś, dlaczego!!!??? – uderzyła go z całej siły w twarz. Potem drugi raz i trzeci, aż w końcu biła go jak oszalała, byle sprawić mu ból, byle go zranić. Chciała, by cierpiał tak strasznie, jak ona.
Lecz on stał nieruchomo, przyjmując na siebie kolejne ciosy, jakby wiedząc, że ból fizyczny tak naprawdę niewiele znaczy.
- Nar, proszę cię... – wyszeptał i spróbował ją złapać. Wyrywała się, ale on okazał się silniejszy. Jeszcze przez chwilę szamotała się bezradnie, uderzała dłońmi o jego klatkę piersiową, jednak, mocno przyciśnięta, nie mogła już swobodnie się poruszać. Jej ciałem wstrząsał płacz, lecz gwałtowna wściekłość gdzieś się ulotniła.
- Dlaczego… dlaczego… Dlaczego przyjechałeś… - wyszlochała już o wiele ciszej, mocząc łzami jego koszulę.
Obejmował ją tak mocno, jak tylko potrafił. Doskonale znał jej napady histerii, wiedział, że po wybuchu szybko się uspokoi i wtedy będą mogli poważnie porozmawiać. Nie przewidział jednak jednego. Tego, że gdy jej dotknął, z całą siłą powróciły jego uczucia. Nie mógł tak po prostu czekać, aż się uspokoi, była zbyt blisko. Jej włosy pachniały delikatnie jakimś owocowym szamponem. Na twarzy rozmazane miała czarne smugi tuszu, lecz nie przeszkadzało mu to.
- Dlaczego… - powtarzała, lecz już tylko słabym, rozpaczliwym szeptem. – Dlaczego… dopiero… teraz…
Nie zrozumiał tych słów. Gdyby zrozumiał – może nie cierpiałby tak mocno. Jednak wtedy przestały go obchodzić jakiekolwiek słowa, liczyło się tylko to, że jej usta gwałtownie szukały jego warg, że jej dłonie przestały zaciskać się w pięści, że wiotkie ciało przylgnęło do niego, a przerywany oddech ocieplał jego policzki.
Pocałował ją. W końcu, po siedmiu latach wyczekiwania, po siedmiu latach jałowego życia jego sny zamieniły się w rzeczywistość.
Ona również nie potrafiła się opanować. Nigdy nie miała władzy nad własnymi uczuciami, a to było zdecydowanie najsilniejszym, jakie w życiu do kogokolwiek żywiła. Lata rozstania nie wydawały się w tym momencie wiecznością, zniknęły gdzieś daleko, zniknęło wszystko wokół, pozostawiając tylko jego, tak blisko, tylko dla niej.
Opadli na ziemię. Trawa nie była tak jedwabista i miękka, jak wydawało się wcześniej, ale to przecież nie miało znaczenia, tak jak nie liczyły się drobne kamyki, wbijające się w ciało. Ważne było to, że w końcu byli razem, że wiecznie szukające dłonie wreszcie znalazły, że mogli przez chwilę nie myśleć o tym, co było, będzie – lecz tylko o tym, co jest. I chociaż obydwoje wiedzieli, że to ścieżka pełna zakrętów, wkroczyli na nią nie bacząc na przeszkody, byle razem.
Na zawsze razem.

***

Uśmiechnęła się i przewróciła na bok. Z czułością zabarwioną smutkiem spojrzała na jego subtelną, delikatną twarz, długie rzęsy rzucające cień na policzki, ciemne, potargane włosy. Leżała całkiem naga, i chociaż było trochę niewygodnie, a i słońce okazało się nie tak gorące, na jakie wyglądało, to jednak było jej dobrze.
On najwyraźniej doskonale wiedział, o czym myślała.
- Tak bardzo cię kocham, wiesz? – wyszeptał cicho, kładąc palec na jej wargach i delikatnie przesuwając go w dół, aż do szyi. Ten gest niemal wycisnął jej łzy z oczu.
- Ja ciebie też… - odpowiedziała może banalnie, ale za to całkowicie szczerze. Pocałowała go. Napawała się tym, że w końcu może to zrobić, choć miała świadomość, że będzie to trwać zbyt krótko.
Leżeli długo na trawie, nie mówiąc nic, patrząc tylko, jak zimne słońce powoli chyli się ku zachodowi. Aż w końcu, gdy ona zadrżała lekko z zimna, zrozumieli, że ich czas dobiega końca.
A może tylko jedno z nich rozumiało?
- Poczekaj – powstrzymał ją ruchem ręki, gdy chciała wstać. Sięgnął po rzucone gdzieś niedbale spodnie i wyciągnął coś z kieszeni.
- Wiesz… - zaczął poważne. – Mój ojciec umarł… i siostra już dawno się wyprowadziła… więc zostałem sam. Nareszcie – westchnął chyba z ulgą. – Mogę sprzedać dom, wyprowadzić się z tego cholernego Rzeszowa i w końcu zamieszkać z tobą…
Otworzyła szeroko oczy, jednak pozwoliła mówić mu dalej.
- Ja… - zająknął się niepewnie i spojrzał na nią – Ja nie przyjechałem tutaj bez celu. Tak naprawdę… chociaż nie wierzyłem, że się uda, zawsze… zawsze… o tym marzyłem…
Wyciągnął dłoń, na której spoczywał mały, połyskujący srebrzyście pierścionek z niewielkim brylantem.
- Nie wiem, jak się oświadcza – uśmiechnął się zmieszany – ale po to tu przyjechałem. Żeby zawsze być z tobą. Wyjdź za mnie.
Zamarła. Siedziała bez ruchu, patrząc to na pierścionek, to na niego i nie rozumiała, a raczej starała się nie rozumieć, co do niej mówił. Zbladła. Dopiero wtedy on zorientował się, że coś jest nie tak.
- Nar…? – zaniepokojony odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy. – Nar, co się dzieje… Przecież cię kocham, ty mnie też, więc… o co chodzi…?
Broda jej zadrżała. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem zabarwionym strachem.
- To ty… nie wiesz? – wyszeptała.
- Czego nie wiem…?
Z jej oczu pociekły łzy. Usta wygięły się, a spojrzenie nabrały tak rozpaczliwego wyrazu, że chłopak aż się przestraszył. Ale mimo wszystko i tak nie spodziewał się najgorszego.
Powoli, w ciszy przerywanej tylko urywanym szlochem, wyciągnęła w jego stronę trzęsącą się, prawą dłoń. Przyjrzał jej się i zamarł, czując, jak serce staje się kamieniem.
Na serdecznym palcu widniała delikatna, złota obrączka.
Nie wiedział. No bo skąd miał wiedzieć? Przecież nie patrzył się na jej dłonie. Każdy miał jakieś tam dłonie, wiedział, że te jej są smukłe i delikatne, ale nie poświęcał im większej uwagi. Przecież to były tylko dłonie! Po co miał na nie dłużej patrzeć?
A jednak powinien był to zrobić. Przyjrzeć się dokładnie. Wtedy nie popełniłby tego błędu. Wtedy przynajmniej by wiedział. Wtedy…
Nie ważne, co by zdarzyło się wtedy. Po prostu… obrączka była. Nie pojawiła się znikąd.
Dopiero w tym momencie zrozumiał jej pełne rozpaczy słowa.
Dlaczego dopiero teraz…
- Od… dawna…? – słowa nie chciały mu przejść przez gardło.
- Prawie rok.
Pustym wzrokiem zapatrzył się przed siebie.
- Dzisiaj jadę do jego rodziców – dodała kompletnie niepotrzebnie. – Zawiozę cię do Rzeszowa. To po drodze.
Kiwnął głową. A potem nie mówił już nic.

***

Rzuciła na niego krótkie spojrzenie. Byli już w Rzeszowie. Podróż odbyli w takim samym milczeniu, jak poprzednio, lecz tym razem cisza była o wiele cięższa. Zachowywali się jak ludzie kompletnie sobie obcy. Te piękne chwile w górach tak jakby przestały istnieć. Pozostał tylko ból i żal, uderzające ze zdwojoną mocą.
Chciał bez słowa wysiąść, po prostu odejść. Ale ona zatrzymała go.
- Pierścionek – wskazała na mały krążek leżący bezwładnie tuż przy szybie.
Zacisnął zęby, aby powstrzymać łzy płynące do oczu.
- Jest twój – wyszeptał i spojrzał na nią ostatni raz. – Na zawsze. Ja też na zawsze będę twój.
Nawet się nie obróciła. Gdy tylko zatrzasnął drzwiczki, ruszyła i ani razu nie spojrzała w lusterko. Nie chciała. Ten widok wzmógłby tylko ból. Kiedyś już musiała się z nim rozstać. To ona tak postanowiła – on był zbyt słaby na tę decyzję. Ale to dlatego, że po prostu nie mogli być razem. Dzieliła ich zbyt wielka odległość.
Świadomość tego, że będzie musiała żyć bez niego, była straszna. Ale wtedy mogła to sobie tłumaczyć – przecież tak musiało być.
A tym razem ta przeszkoda nie stała na ich drodze i dlatego to rozstanie było sto razy boleśniejsze.
Skupiła się całkowicie na prowadzeniu. Specjalnie jechała szybko, ryzykownie. W takim momencie, w jakimś filmie zdarzyłby się wypadek, bohaterka albo zginęłaby, co byłoby dla niej przecież wybawieniem, albo znalazłaby się w szpitalu, z ukochanym wiernie czuwającym przy jej łóżku.
Ale to nie był film. Żaden wariat drogowy nie chciał spowodować kraksy, żadna ciężarówka się nie wywróciła, ani raz na jezdnię nie wypadło jakieś zwierzę. A ona była zbyt tchórzliwa, by samej targnąć na swoje życie.
Dojechała do domu nawet bez mandatu za nadmierną prędkość. I bez pierścionka.
Wyrzuciła go przez okno. Zniknął raz na zawsze pod kołami rozpędzonych samochodów, a ona chyba nigdy w życiu tak mocno nie pragnęła, by znaleźć się na jego miejscu.
A potem, gdy zapaliły się już pierwsze latarnie, i dzień dobiegł końca, podjechała pod niewielki, dwupiętrowy domek stojący malowniczo wśród pięknego ogrodu. Na ganku widniała sylwetka wysokiego mężczyzny.
- Nareszcie, kochanie! Czemu tak długo? – zawołał ten, gdy tylko wysiadła z samochodu. Już po chwili znajdowała się w jego objęciach. Przypomniała sobie, jak to było, kiedy obejmował ją On…
Z jej oczu popłynęły łzy.
- Kochanie, co się stało? Czemu płaczesz?- jej mąż zaniepokojony otarł wierzchem dłoni policzki dziewczyny.
Zebrała w sobie wszystkie siły
- To ze szczęścia – wyjaśniła, uśmiechając się. – W końcu dzisiaj twoi rodzice dowiedzą się, że zostaną dziadkami. To takie… wspaniałe!
Mężczyzna objął ją jeszcze mocniej.
- Tak bardzo cię kocham, wiesz? – wyszeptał.
Przez jej twarz przebiegł grymas bólu. Mimo wszystko nie potrafiła odpowiedzieć.
A potem weszła z nim do domu, zaciskając dłonie najmocniej, jak tylko potrafiła.
I naprawdę nigdy więcej nie ujrzała Olmera. To nie był film, a w życiu szczęśliwe zakończenie nie jest jednoznaczne.


***

koniec.

- Tato, ale ja nie mam żadnego celu w życiu!
- Celuj w dziesiątkę.


Nie sztuką jest dołączyć do dobrego klanu. Sztuką jest taki klan stworzyć.
Co za pech, że największa sztuka, z jaką niektórzy mieli w życiu do czynienia, to sztuka mięsa wołowego.

Wódka.
Raz przyjemność, a raz trutka.
Old Cyceron Mężczyzna
Gekokujō
Gekokujō
Old Cyceron
Wiek: 35
Dni na forum: 6.515
Plusy: 3
Ostrzeżenia: 6
Posty: 1.499
Skąd: z Polic
Dobre, prawdziwe, życiowe. Wystarczy. [W moich ustach/palcach] to komplement wielki.
Parvatti Kobieta
Full Power SSJ
Full Power SSJ
[ Klan Asakura ]
Parvatti
Wiek: 34
Dni na forum: 6.747
Plusy: 1
Posty: 724
Skąd: Kraków, Nowa Huta. Bój się.
Dziękuję, doceniam ;]

- Tato, ale ja nie mam żadnego celu w życiu!
- Celuj w dziesiątkę.


Nie sztuką jest dołączyć do dobrego klanu. Sztuką jest taki klan stworzyć.
Co za pech, że największa sztuka, z jaką niektórzy mieli w życiu do czynienia, to sztuka mięsa wołowego.

Wódka.
Raz przyjemność, a raz trutka.
Mart Kobieta
Super Saiyanin 4
Super Saiyanin 4
[ Klan Asakura ]
Mart
Wiek: 31
Dni na forum: 5.867
Plusy: 2
Posty: 1.643
Skąd: Poznań
Hmmm... Całkiem niezłe, ale <wygina nadgarstki i zaczyna pisać>.... napisane bardzo chaotycznie. Ciężko skupić się na jednym fragmencie, bo zanim się porządnie rozkręci, już się kończy, a zaczyna się następny. No i historia taka... schematyczna? Cały czas miałam wrażenie, że już kiedyś czytałam coś podobnego. Nie ma nic szczególnie oryginalnego, co rzuciło by się w pamięć. No, może oprócz tego fragmentu: "Ważne było to, że w końcu byli razem, że wiecznie szukające dłonie wreszcie znalazły, że mogli przez chwilę nie myśleć o tym, co było, będzie – lecz tylko o tym, co jest." i zadania na zakończenie.
Ogólnie rzecz biorąc to bardzo chciałabym przeczytać więcej twoich prac.
Nie jest to złe, wręcz przeciwnie, cieszę się, że mogłam przeczytać i podobało mi się. Jednak wczytuję się w takie historie o każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko znajdę coś w tym stylu, więc mnie już ciężko czymś zachwycić. A to nie zachwyciło niestety.
Ładne, podoba się, ale bez euforii i zachwytu.
Liczę na więcej

Pozdrawiam

Nawet siedząc na ławie oskarżonych lubimy słuchać o sobie.
Dark Mężczyzna
Kaiō
Kaiō
[ Klan Tokugawa ]

Dni na forum: 6.124
Plusy: 4
Ostrzeżenia: 6
Posty: 5.406
Skąd: Poland
Nie za bardzo lubię czytać romansidła, ale to jest naprawdę dobre.
Od pierwszego do ostatniego wyrazu czytałem z wielką uwagą.
Podsumowując:
Całkiem dobre dzieło napisałaś .
Pozdrawiam.
Old Shatterhand Mężczyzna
Super Saiyanin 4
Super Saiyanin 4
Old Shatterhand
Wiek: 73
Dni na forum: 6.371
Plusy: 1
Ostrzeżenia: 2
Posty: 1.749
Dobrnąłem do końca. Ledwo. To było wyjątkowo nudne. Trzeba jednak przyznać, że świetnie napisane. Stąd też chciałbym zobaczyć inne Twe opowiadania, tym razem jednak, w odmiennym stylu.
Parvatti Kobieta
Full Power SSJ
Full Power SSJ
[ Klan Asakura ]
Parvatti
Wiek: 34
Dni na forum: 6.747
Plusy: 1
Posty: 724
Skąd: Kraków, Nowa Huta. Bój się.
W takim razie wrzucę na forum kilka rzeczy w różnych stylach. Obecnie dałam jedno humorystyczne, drugie w drodze. Fantastykę mogę również, ale odcinkami. Jak również obyczajkę o dojrzewaniu. Kilka romansideł tez jeszcze mam. Sensację jedną płodzę, ale w fazie zarodku. Brać i wybierac, moi kochani.

Od razu zaznaczam, każda opinia ma dla mnie znaczenie, bo każda, nawet najgorsza, sprawia, że coś poprawiam. Bo zawsze jest coś do poprawienia. Toteż liczę na szczere wypowiedzi i raczej dostrzeganie błędów, których ja dostrzec nie potrafię, gdyż nie umiem na swoje dzieła spojrzeć całkowicie obiektywnym okiem.
Zależy mi na tym o wiele bardziej niż na czymś w stylu " Supper opowiadanko, daj jeszcze", bo to do niczego nie prowadzi.

- Tato, ale ja nie mam żadnego celu w życiu!
- Celuj w dziesiątkę.


Nie sztuką jest dołączyć do dobrego klanu. Sztuką jest taki klan stworzyć.
Co za pech, że największa sztuka, z jaką niektórzy mieli w życiu do czynienia, to sztuka mięsa wołowego.

Wódka.
Raz przyjemność, a raz trutka.
Drakan
Super Saiyanin 4
Super Saiyanin 4
[ Klan Asakura ]
Drakan
Wiek: 34
Dni na forum: 6.212
Plusy: 7
Posty: 1.646
Skąd: Elizjum
Heh.
Zaczynając od techniki szału nie ma. Pierwszy akapit to takie gadanie o wszystkim, zbędne szczegóły które nic nie wprowadzają do wątku, tudzież jakaś taka niepełna konstrukcja zdań... Mówiąc obrazowo pierwsze zdanie jest skończone, ale coś tam za mało treści więc trzeba sprawę w drugim wyjaśnić. W efekcie ani to ładne, ani zgrabne oraz za długie. Po prostu za mały spontan, nawet jeżeli miał być on reżyserowany co do literki. Dalej jest już lepiej, a końcówka nawet nieźle się prezentuje. Ot, zwykłe poprawne opowiadanko jakich wiele. Dalsza ze spraw technicznych to rozłożenie akcji, punktów kulminacyjnych, etc. chociaż o kilku wątkach mówić trudno gdy ich nie ma. Rozłożone w sposób klasyczny, każda rzecz dzieje się na swoim miejscu. Nowatorska konstrukcja to nie jest, ale ja akurat takie typowe lubię (z paroma wyjątkami).

Przechodząc do samej treści... ekhem, nie wiem czy jest oryginalne czy zwykłe i zbytnio mnie to nie obchodzi dosyć, że przypomina mi gorzkie żale dwóch wafli / subów / petów aczkolwiek sądząc po zachowaniu obojga jednak petów. Mimo iż oddane bardzo dokładnie czy też lekko wyśmiane (sądzę tak po dramatyzmie sytuacji, bo chyba ludzie myślący się tak nie zachowują mam nadzieję...) nie podoba mi się - pety jak to pety, zawsze są bez jaj i dla własnego dobra nigdy nie powinny się ze sobą krzyżować.

Podsumowując nad techniką musisz jeszcze popracować, ale to problemu stanowić nie powinno. Pisząc o treści:
Parvatti napisał(a):
Jeśli się spodoba - mam w zanadrzu kilka innych kawałków w tym stylu. Jeśli nie - mam w zanadrzu kawałki w całkiem innym stylu.
masz rację. Daj kawałki w innym stylu - nie chcę popaść w chorobę sierocą.

I know I'm strange, but what are You?
Ech, gdzie te czasy Nao oświecone...
Wyświetl posty z ostatnich:

Forum DB Nao » » » » [Opowiadanie] Autorskie, miłosne. Nieco ckliwe.
Przejdź do:  
DB NaoForum DB NaoAninoteAnimePhrasesDr. Slump
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao
Facebook