Forum Dragon Ball Nao

» [Fantasy] Koutetsu Sangokushi

clio Kobieta
niestowarzyszona
Admin no onēsan

niestowarzyszona<br />Admin no onēsan
clio
Wiek: 44
Dni na forum: 5.818
Plusy: 3
Posty: 1.272
Skąd: Kuopio, Suomi
Jestem na świeżo po obejrzeniu tego anime i jak to zwykle bywa, muszę się podzielić wrażeniami, a te są... różnorakie.

Koutetsu Sangokushi to dość nowa seria (2007) z gatunku fantasy. Jest jedną z adaptacji średniowiecznej chińskiej powieści historycznej "Opowieść Trzech Królestw" - która z kolei (na ile się zorientowałam po pobieżnym przejrzeniu netu) bazuje na autentycznych postaciach z początku naszej ery. Odrobinę to może skomplikowane - ale tak naprawdę najbardziej skomplikowane są imiona bohaterów, które być może zapamiętałam jakoś koło 15-go odcinka (czyli na trzeci dzień).

Do tej serii skusiła mnie nawet nie tyle tematyka (choć wiadomo, że Clio i fantasy to połączenie automatyczne), ile lista seiyuu. Powiedzieć, że na liście aktorów mamy więcej znajomych nazwisk niż nie, nie odbiega od rzeczywistości - i owi znajomi to ludzie, których lubię i cenię z tych serii, które są u mnie na tapecie: Naruto, Bleach, i 07-Ghost.

Wrażenia, jak napisałam, są różnorakie - bo różnoraka jest też ta seria, która wydaje mi się strasznie nierówna. Pochwalić mogę za animację i miły dla oka design, a także za muzykę, która nie jest arcydziełem, ale miło komponuje się z całością. Na plus zaliczam także bohaterów, których pojawi się całe grono i chyba każdy udał się autorowi tak, jak powinien - mam na myśli, że postacie są konkretne, obdarzone daną osobowością i wyróżniające się (poza imionami ). Natomiast fabuła - a konkretnie jej klasyfikacja - dostarcza bólu głowy.

Opinie, z jakimi się spotkałam w necie, są głównie dwojakie: "do kitu" albo "do kitu, ale i tak uwielbiam". Fabuła momentami strasznie się rozłazi, jakby scenarzysta właściwie nie wiedział, co robić, więc każe bohaterom biegać w tę i we wtę i się bić. Momentami ma się wrażenie, że temat został potraktowany bardzo po łebkach. Momentami aż się prosi o rozwinięcie jakiejś sceny albo wejście jakiejś postaci - niestety, to pozostaje w sferze marzeń. Potencjał jest niesamowity, ale często zupełnie się go nie wykorzystuje. Momentami jest wybitnie infantylnie. Z drugiej strony - zdarzają się odcinki, akcja, sceny, kawałki, motywy poprowadzone i przedstawione bardzo fajnie i wzbudzające wielkie emocje. Poziomem i przyzwoitością, to mam na myśli, nie tylko yyy fabułą.

O co w tym właściwie chodzi? Ano chodzi o magiczny artefakt zwany Pieczęcią Władzy, którego jeden ród strzegł i chronił. Władca jednego z dwóch wielkich królestw zamordował głowę rodu na oczach jego syna i wziął artefakt w posiadanie. Małym Rikusonem zajął się mistrz Koumei i wychował jak własne dziecko, zaś kiedy ów dorósł, stał się bohaterem tej bajki i postanowił Pieczęć Odzyskać. Koutetsu Sangokushi opowiada o walce o Pieczęć, w jakiej uczestniczą trzy królestwa, dążeniu do władzy i cenie, jaką się za to płaci. A pod tym wszystkim opowiadają tak naprawdę o czymś innym, dla czego znaczenie będzie miała relacja mistrz-uczeń.

Seria może się wydawać infantylna, przesłodzona, ckliwa i nastawiona na wyciskanie łez. Może i taka jest. Jeden z uroczych komentarzy z netu brzmiał: "Albo jest to wybitna seria o wartościach transcendentalnych, albo zupełny kicz" - przez pierwsze dwadzieścia odcinków można się rzeczywiście skłaniać ku temu drugiemu. Jest to prawdopodobnie związane z bohaterami, którzy - mimo całego swego uroku - są bardzo... no, hmm, jak to powiedzieć... Cóż, brak mi słowa, więc będzie opisowo. Przede wszystkim, w tej historii nie ma żadnej kobiety - jak się jakaś pojawi, to wkrótce okazuje się facetem. Po drugie, wszyscy są oczywiście obłędnie przystojni. Po trzecie, wg wikipedii anime to zawiera relacje homoseksualne, z czym nie do końca się zgodzę - owszem, skoro nie ma kobiet, faceci są zainteresowani sobą, ale być może jest to po prostu braterska miłość czy spotykane w m&a uwielbienie; generalnie rzeczywiście mogę powiedzieć, że każdy tutaj wydaje się na każdego lecieć, ale kompletnie i zupełnie nic z tego nie wynika. Zostawmy więc już tę ich emocjonalność i miłość wzajemną w spokoju, zwłaszcza że jakoś w połowie serii scenarzyści przystopowali w tym względzie i fabuła się jakby znów zrobiła lepsza. Po czwarte - wracając jednak do w/w emocjonalności: tylu płaczów i łez nie powstydziłaby się żadna bohaterka płci odmiennej. Nie mam nic przeciwko płaczom i łzom u facetów, tak tylko mówię, że niektórych może to razić.

Generalnie jednak skończyłam oglądać tę serię z poczuciem zadowolenia - prawdopodobnie dlatego, że jest jednym z tych uroczych tytułów, które do samego końca zwodzą odbiorcę, każąc mu wymyślać najróżniejsze teorie, porzucać jedne i znajdować drugie, upewniać się w swoich odczuciach bądź ponownie w nie wątpić. Jeśli jest się weteranem m&a, potrafi się założyć zupełnie absurdalne rozwiązanie i przez cały czas oczekiwać go, nawet jeśli wydarzenia prowadzą w zupełnie innym kierunku. To nie są zachodnie produkcje, gdzie wszystko jest dokładnie takie, jakie się wydaje - i za to uwielbiam m&a.

Z przyjemnością patrzyłam na to, jak zmienia się klimat serii, w końcówce sięgając wyżyn epickości (momentami miałam bardzo mocne skojarzenia z Władcą Pierścieni i Star Wars). W kwestii fabuły przeżywałam małe załamania gdzieś w połowie, z ulgą jednak zauważając, że później wróciła na przyzwoity poziom. I powiem jeszcze, że anime to nie jest sielankowe - postacie tutaj giną, także te, które stały się nam bliskie.

Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała o bohaterach - ale skupię się tylko na szóstce głównych, z których lubię... pięciu.

Rikuson, główny boahter, jest okropny i kompletnie nie w moim typie. Emo, emo i jeszcze raz emo. I to nie taki emo jak Sasuke czy Ulquiorra, tylko taki najprawdziwszy! Dziecko, które nie daje sobie rady, kiedy każe mu się wydorośleć. Nie mówię, że nie mogę go znieść, bo jakoś zniosłam, ale dobrego słowa jakoś chyba o nim nie powiem. Seiyuu: Mamoru Miyano (czyli Light z DN)

Ryoutou - samozwańczy młodszy brat Rikusona, syn jednego z generałów armii kraju Go. Narwany młodzieniec z kompleksem wzrostu i wieku, który jednak swoją pogodną osobowością dziecka nigdy nie przestaje dostarczać entuzjazmu towarzyszom. Seiyuu: Mitsuki Saiga (Teito z 07-Ghost)

Ryoumou - młodzieniec ze wsi, który przybył do stolicy, bo chciał zostać urzędnikiem państwowym. Świetny kucharz i ogólnie gospodyni domowa Bez niego grupa umarłaby z głodu Bardzo sympatyczna postać, która w miarę trwania serii pokazuje się od zupełniej innej strony. Seiyuu: Akira Ishida (choćby Gaara z Naruto)

Taishiji - jeden z generałów armii, któremu przyjdzie zająć się całą tą rozhukaną młodzieżą. Groźny i potężny, tak naprawdę rubaszny i lojalny. Świetny wojownik, który nie da swoim podopiecznym chwili wytchnienia, chcąc uczynić z nich prawdziwych mężczyzn. Seiyuu: Kentarou Ito (Renji z Bleacha)

Shoukatsukin (ksywa Kin) - starszy brat miszcza Rikusona, i podobny, i nie. Uśmiechnięty, luzacki, tajemniczy - wygląda, jakby tylko tamtędy przechodził. Seiyuu: Kouji Yusa (Gin Ichimaru z Bleacha) - i wszystko jasne To naprawdę wcielony Gin!

Kannei - prawdopodobnie moja ulubiona postać, ale sza... Doskonały łucznik, który trafił do Go w zupełnie innych okolicznościach. Spokojny, opanowany, rzadko się odzywa, więcej potrafi powiedzieć jednym spojrzeniem. Psychologicznie chyba najbardziej złożona postać... Seiyuu: Jun'ichi Suwabe (Grimmjow z Bleacha... i Frau z 07-Ghost).

Znajomych seiyuu jest więcej; Takehito Koyasu w roli Koumeia (miszcza) - naprawdę ciekawy zabieg, zwłaszcza że kojarzę go przede wszystkim z ról komediowych (Pesche z Bleacha czy Sasuke z Sengoku Basara); Shinichiro Miki w roli Shuuyu (doradcy wojennego Go); Kazuhiko Inoue jako generał i ojciec Ryoutou; Noriaki Sugiyama jako psychopatyczny ninja, przy którego śmiechu ma się ochotę walnąć czymś w telewizor; Ryotaro Okiayu jako jeden z najeźdźców Go. Widać, że twórcy chcieli odnieść sukces, skoro zatrudnili takie gwiazdy. Cóż, podejrzewam, że przynajmniej niektórych widzów ściągnęli na taką przynętę.

Po tej serii, mimo różnych odczuć w trakcie oglądania, pozostało mi pozytywne wrażenie. Nie sądzę, bym miała po nią niedługo sięgnąć ponownie, jednak czas, jaki jej poświęciłam, nie uważam za stracony. Można to było zrobić o wiele lepiej, zwłaszcza w kwestii uwielbianych przeze mnie relacji między postaciami - ale już trudno. Zawsze pozostaje wyobraźnia i inspiracja dla fanfiction

"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"

Obraz
kirin.pl

Wyświetl posty z ostatnich:

Forum DB Nao » » » [Fantasy] Koutetsu Sangokushi
Przejdź do:  
DB NaoForum DB NaoAninoteAnimePhrasesDr. Slump
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao
Facebook