Tak, jak niebo i ziemia, zgadzam się w całej rozciągłości. Design postaci, choreografia, animacja, zaś przede wszystkim fabuła oraz bohaterowie - w porównaniu z SN Fate to jest prawdziwe arcydzieło, które ogląda się z prawdziwą przyjemnością. A tak naprawdę to po prostu bardzo dobre anime, które niczym nie rozczarowuje.
Świetnie bawiłam się, śledząc losy poszczególnych Masterów i Servantów. Moimi niekwestionowanymi faworytami zostali Waver-kun i Iskander - ten pierwszy przypominał mi młodocianego Severusa (xD), zaś ten drugi... Cóż, obok Date Masamune to Aleksander Wielki jest jedyną historyczną postacią, którą darzę uwielbieniem graniczącym z obsesją. Cieszę się, jak ich wątki zostały poprowadzone i zakończone. I podobała mi się gra Daisuke Namikawy oraz Akio Ohtsuki ^^
Histerycznie chichotałam przy okazji Ryuunosuke oraz Gillesa - tych dwóch totalnych oszołomów nie da się nie darzyć jakąś pokręconą sympatią i śmiać się przy ich każdej odzywce, mimo że to psychopaci. Tutaj znów ukłon w stronę Akiry Ishidy, który jako Ryuunosuke był wspaniały.
Podobali mi się Saber i Lancer, zwłaszcza w zestawieniu i wzajemnej relacji - i cieszę się, że mogłam posłuchać Hikaru Midorikawy w roli nie-epizodycznej. Specyficznym, dość mieszanym, uczuciem darzę Gilgamesza... Też na swój sposób oszołom, który wszystkich wokół traktuje jak swoje sługi i jest w tym zadufaniu prawie że zabawny. Odnośnie niego mam jednak dwa komentarze: po pierwsze Złoty Łańcuch; po drugie... myślę, że Mamoru Miyano nadawałby się do tej roli jeszcze lepiej niż Tomokazu Seki. A biorąc pod uwagę mój stosunek do Miyano, to wiele mówi.
Kiritsugu nie byłam w stanie obdarzyć sympatią, nie przemawiała do mnie jego filozofia tworzenia pokoju kosztem życia, wybierania dobrobytu większości kosztem mniejszości... i jednocześnie nadzieja na cud. Aż cieszę się, że na koniec się sparzył. Z kolei Kireia nie mogę tak zupełnie skreślić, choć jest mocno odpychający i na początku byłam pewna, że go strasznie nie lubię i nie polubię - a jednak mimo wszystko jakby lepiej rozumiem jego motywy działania niż Kiritsugu; Kirei wydaje mi się znacznie bardziej prawdziwy.
Jednak postacią, która zrobiła na mnie chyba największe wrażenie, jest Irisviel. Jakże łatwo byłoby z niej uczynić postać-lalkę, słodką eteryczną piękność, która nie robi nic, a jedynie jest i wygląda. Tymczasem Irisviel, mimo swoich ograniczeń, jest w tym konflikcie wręcz niezastąpiona i w żadnym momencie nie zawodzi. Walczy do końca, wspiera ukochanego człowieka, robi wszystko, co w jej mocy, by przyczynić się do jego sukcesu. Jest mądra, jest przewidująca, jest odważna, jest szczęśliwa. Homunkulus stworzony dla jednego celu - a jednocześnie wydaje mi się najpełniejszą i skończoną osobą.
Czemu SN nie zrobiono w takiej konwencji? Przypomina mi się oglądanie oavek "Tsubasa Tokyo Revelations" po zmęczeniu serii tv "Tsubasa Chronicles" - tam jest dokładnie tak samo: niebo i ziemia. Jak to reżyser i studio mogą wpłynąć charakter i jakość tego samego tematu.
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl