Śmierć Cię urzekła, no pięknie...
Jak na Akatsuki Kisame jest naprawdę fajny. Na luzie, z poczuciem humoru i jakiś taki niefrustrujący. Zgadzam się, że jego opowieść i jego śmierć Kishimoto potraktował bardzo porządnie. Mam wrażenie, że Kisame nigdy nie starał się być kimś, kim nie był. Solidnie wywiązywał się z powinności, nie robił żadnej prywaty na boku - po prostu wykonywał polecenia: najpierw Mizukage, potem Tobiego (co na jedno wychodzi). Cała reszta Akatsuki miała jakieś urojenia odnośnie własnej osoby, plany, jakieś myśli nadwartościowe i dorabiane ideologii do swoich poczynań, podczas gdy Kisame żył swoim mieczem i robił swoją robotę. I przez to wyszedł na postać całkiem sympatyczną - w przeciwieństwie do 90% kolegów.
O Kisame udało mi się popełnić fanfica - jedynego poza tematem Naruto-Sasuke - i kiedy po latach do niego wracam, wydaje mi się całkiem oryginalny, choć z początku kompletnie mi nie pasował do całości klimatu. Ha.
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl