Budzi mnie ból. Otwieram oczy i od razu je zamykam. Przypominające bicz pnącze uderza mnie w twarz. Moje wargi pękają jak dojrzałe wiśnie. Ponownie podnoszę powieki. Wszędzie wokół jest krew. Po chwili dociera do mnie, że to moja krew.
Świat wokół zaczyna się zamazywać. Kolory powoli znikają, zostaje tylko czerń i biel. I ogłuszający krzyk srebrnowłosego.
***
Stoję nad przepaścią. Po bokach i za plecami mam las. Spoglądam w dół. Widzę wielkie jezioro, upstrzone kilkoma wysepkami. Jednak nie to w nim zwraca uwagę.
Od jeziora bije olbrzymia moc.
Bez namysłu skaczę w przepaść. Dopiero w locie zdaję sobie sprawę ze swojej lekkomyślności. Jeżeli nawet nie roztrzaskam się o skały, to w wodzie może być żagnica, żyrytwa, kraken...
Uderzam w wodę. Siła, z jaką to się dzieje, zapiera mi dech. Dopiero po kilkunastu sekundach próbuję wypłynąć na powierzchnię. Nie robię jednak tego.
Me ciało przepełnia mana.
Płynę pod wodą, czerpiąc z niej ki. Otwieram usta. Ciecz dostaje mi się do płuc, jednak nie tonę. Powoli zaczyna ogarniać mnie euforia.
Nagle uczucie mija. Zatrzymuję się zdezorientowany. Po chwili wypływam na powierzchnię i kieruję się w stronę brzegu. Nie jestem w stanie przyjąć więcej chakry.
Wychodzę z wody na piasek. Jestem mokry, jednak krótkie zaklęcie mnie osusza. Czuję przepełniającą mnie moc.
Nagle pojawia się przede mną postać w czarnej szacie. Odruchowo cofam się o krok, lecz od przybysza nie bije zło. Rozluźniam się trochę i czekam.
- Nie lubię telepatii – głos mężczyzny wydaje się cichy, jednak słyszę go dokładnie – dlatego będę do ciebie mówił w twym prymitywnym języku.
Milknie na chwilę. Wydaje się, że oczekuje odpowiedzi, ale to tylko pozór. Po kilku sekundach zaczyna mówić dalej.
- Być może o tym nie wiesz – jego ton jest trochę kpiarski – ale twoi przyjaciele umierają.
Cisza. Dopiero po chwili odważam się coś powiedzieć.
- Ale przecież straciłem przytomność... Nie mogę nic zrobić.
Mój rozmówca prychnął.
- Zawsze jesteśmy w stanie coś zrobić. Nawet ten żałosny tanar'ri oddał przed śmiercią swą broń towarzyszowi.
- Więc czemu ty nic nie zrobisz?
Urywa. Nie jest zmieszany, lecz raczej zdenerwowany. Dopiero teraz czuję, że bije od niego charakterystyczna aura. Aura Baator.
- Czy dlatego, że jesteś baatezu i nie chcesz pomóc tanar'ri i jego towarzyszom? – bardziej stwierdzam niż pytam.
Nic nie mówi. Pogrążony jest w rozmyślaniach.
- Odpowiedz!
Rzuca się na mnie. Nim zdążę zareagować, chwyta mnie w barkach szponiastymi dłońmi. Pod kapturem widzę jego pokrytą łuskami twarz i zdobiące ją rzędy ostrych jak brzytwy zębów. Zdaję sobie sprawę, że jest potwornie niebezpieczny.
- Lepiej zwracaj się do mnie grzeczniej – mówi, przystawiając mi do gardła koniec swego miecza – bo jeszcze przez przypadek cię uszkodzę. A to nie byłoby miłe, zaręczam.
Odpycha mnie od siebie. Padam na piasek. Próbuję wstać, lecz diabeł powstrzymuje mnie wzrokiem.
- Aby udowodnić ci – cedzi powoli słowa – że obce mi są już uprzedzenia rasowe, pomogę wam.
Wykonuje niedbały gest dłonią. Otwiera się portal, błyszczący czerwienią i zielenią. Wstaję i z ociąganiem go przekraczam. Gdy już prawie jestem na drugiej stronie, zauważam coś niepokojącego. Miecz czarta znikł z jego dłoni.
***
Gwałtownie podrywam się z ziemi, budząc zdziwienie moich pogrążonych w walce towarzyszy. Czuję, jak przepełnia mnie moc.
Nagle z mych dłoni zaczyna wydobywać się oślepiająco białe światło. Moje ręce podnoszą się, a jasne promienie kreślą nad polem walki równe sześciokąty foremne. Sześć sześciokątów foremnych.
Po chwili boki figur odrywają się od siebie i zaczynają przemieszczać w powietrzu. W mgnieniu oka formują pięć siedmiokątów. Jednak jeden odcinek pozostaje niewykorzystany.
Bok ten ustawia się pionowo nad leżącymi na ziemi zwłokami Xerona. Moje ciało przestaje wytrzymywać przepływ energii, zaczynam krzyczeć, gdy widzę, jak skóra na moich ramionach pęka, a krew wytryskuje z powstałych ran. Nie zaprzestaję jednak rzucania zaklęcia. Nie jestem w stanie.
Nagle siedmiokąty łączą się z pojedynczym odcinkiem, zderzając się z nim z olbrzymią prędkością. Powstałe nagromadzenie energii wnika w ciało Xerona. Świat na chwilę ciemnieje i zastyga w bezruchu.
Demon podrywa się gwałtownie, wróciwszy do Pierwszej ze swej ojczystej Otchłani. Bije od niego wielka moc. Teraz Władczyni Kniei nie ma już najmniejszych szans.
Miyamoto Hachimaro
obiit Anno Discordiae MMVII
Idus Ianuarias
Hic natus est
Q'ccaon'naeaeccer
Anno Discordiae MMVII
Ante Diem XIII Kalendas Martiae