Jak ktoś nie zna , to myślę że na początek wikipedia wystarczy.
Hmm wg mnie Bóg istnieję przekonuje Nas o tym Bibllia i nie tylko, cuda wykonane przez Pana Jezusa chyba o czymś świadczą ja nie wiem jak można mieć wątpliwosci na ten temat
gdy zaczął jadać inne stworzenia, nie tylko rośliny, co równało się z większą ilością białka powodującym rozrost mózgu [więcej białka yhy]
Co do Anzelma - przyznam się, że nigdy nie starałem się wgłębić w jego poglądy. Z tego co czytam (owszem, na wiki) - wystarczyłoby nie używać słowa Bóg, by przestał istnieć. Zresztą, niekoniecznie wszystko co istnieje w języku musi istnieć. Choćby perpetuum mobile. Ale mogę się mylić - jak już pisałem, mój brak wiedzy tutaj nie pozwala mi podjąć jako-takiej dyskusji na poziomie.
Tomasz z Akwinu - byt sprawczy. Ruch itd. Okej. Skoro istnieje Bóg - to ktoś musiał sprawić i Boga. Bo jeśli Bóg sam się sprawił, to na jakiej podstawie możemy stwierdzić, że inny byt sam się nie sprawił? Na to dowodów nie ma. Przyczyna również musi mieć przyczynę - bo gdy nie ma przyczyny, nie staje się przyczyną a niczym, a nic nie ma skutku. Ergo co może być przyczyną Absolutu?
Nie wiem, czy cokolwiek istnieje co jest Bogiem. Nie sądzę by był to Bóg chrześcijański - ten jest zbyt niespójny.
Ale pytanie zasadnicze - na co takiemu Bogu nasze modły?
Za wszystko co tu napisałem, przepraszam.
Zasadnicza różnica między Bogiem a perpetum mobile jest taka że to drugie nie zakłada w sobie istnienia. Jest to argument czysto logiczny , ale jako że jest tautologią jest niepodważaly jak np. to że ne można powiedzieć że niebyt bytuje. Wielu filozofów ateistów i agnostyków zajmujących się również logiką musiało się zgodzić z Anzelmem. Natomiast jeśli by nie padło słowo Bóg , to i dyskusja o nim nie miała by żadnego sensu. Jedyną jak dla mnie racjonalną odpowiedzią na ten dowód jest to że nasza logika jest niedoskonała. Tylko wtedy co jest doskonałe? I tak wruciliśmy do punktu na którym się skończyło w "Największym zbrodniażu"
Z Tomaszem sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, a to przez tłumaczenie . W oryginale mówił on nie o dowodach ( a przynajmniej nie tak rozumianych jak np. Anzelm czy Jan Duls Szkot ) , lecz o drogach prowadzących rozum do Boga , czyli sprawach sugerujących istnienie Boga , ale nie przesądzających , co zresztą słusznie zauważyłeś ( ciekawe czy dostrzegasz również różnice między tym dowodem a pytaniem co było wcześniejsze) .
Pokaż gdzie. Jak dla mnie najbardziej spójny tj. nie wykluczający się
Jemu - na * [ nie przeklinaj! ]. Nam mogą się przydać , albo temu za kogo się modlisz
Mnie bynajmniej nie musisz.
Bóg jest doskonały. Tylko dochodzimy do tego wniosku drogą, jak zauważyłeś, niedoskonałej logiki, ergo mogą wyjść błędy w końcowych wnioskach. W dalszym ciągu nie możemy powiedzieć nic o Bogu na pewno.
Między którym dowodem?
Ewangelie. Sprzeczne są ze sobą. I pozmieniane. A przecież Bóg objawia się w Ewangeliach.
A sama koncepcja Boga? Ludek, który nas obserwuje bez przerwy, 24/7 osądza nas, karze bądź nagradza, każe czcić (do czego zaraz dojdę) - czy taka koncepcja odpowiada Ci jako koncepcja istoty wspanialszej niż my?
Ja takiej koncepcji nie lubię, koncepcji, na której końcu zawsze będę musiał powiedzieć - "Udało się, kocham Wielkiego Brata"
To dlaczego każe oddawać sobie cześć? I to nie raz. Dlaczego każe tych, którzy czci mu nie oddają? Którzy się do niego nie modlą?
Jest bardzo prawdopodobne że moja wychowawczyni szpieguje co piszę, ergo przepraszam z góry.
Pewien wykładowca na studiach zaczął prawić w swoim przemówieniu, że Boga nie ma. Spytał się uczniów:
Czy widzieliście kiedyś Boga? Cisza...
Czy słyszeliście kiedyś Boga? Cisza... ?
Czy dotknęliście kiedyś Boga? Cisza...
Na końcu rzekł: -Tak więc Boga nie ma, ot cała prawda.
Na to jeden z uczniów:
Drodzy koledzy, czy widzieliście kiedyś mózg Pana Profesora? Cisza...
Czy słyszeliście kiedyś mózg Pana Profesora? Cisza...
A może dotykaliście mózgu Pana Profesora? Cisza...
Jak widzicie, Pan Profesor nie ma mózgu.
konieczność i przyczyna
Jeszcze się nie spotkałem z tym żeby dwie różne osoby opisały jedną historię w dokładnie taki sam sposób. Po pierwsze wcale nie musisz mówić "Kocham cię wielki Bracie , ale na przykład "nienawidze cię zdrajco". Poza tym koncepcja mi się podoba o ile zawsze mogę się zwrucić do Boga , który nie tylko się na mnie gapi jak "Big Brother " ,ale bardziej jak ojciec na dzieciaka. Naprawdę wontpię żeby absosut się onanizował widząc cię podczas srania. Czcić też nie każe , bo inaczej nie miałbyś wolnej woli a tak możesz mu nawet powiedzieć !?. Schody zaczynają się dopiero jak mu już to powiesz. Wtedy faktycznie tylko siedzi i się gapi bo liczy na to że jednak się z nim pojednasz , bo nic nie robi wbrew tobie. Tak więc koncepcja darmowej miłości , wolności i wyboru raczej mi odpowiada.
Mi jeszcze wprost nic nie kazał , a jedynie napomniał o tym co jako istota doskonalsza wie że jest lepsze [ ort! ] dla mnie. poza tym nikogo z tego co wiem jeszcze nie ukarał. Oczywiście jeśli cały czas mówisz mu !? , to sam się skazujesz na potempienie ( jeśli oczywiście wciąż mówimy o tej samej doktrynie).
Ot cała puenta waszej dyskusji, kierowana do tych wszystkich niedowiarków, którzy myślą, że mają argumenty na brak istnienia Boga.
W Boga trzeba po prostu [ ort! ] wierzyć, tak, jak to mówi nam pismo święte chociażby. Ci , którzy wierzą, zostaną zbawieni. Ci, którzy mają jakieś wąty, niestety nie
A gdzie tu niby dowód na to że Bóg istnieje?
W Boga trzeba po prostu [ ort! ] wierzyć, tak, jak to mówi nam pismo święte chociażby. Ci , którzy wierzą, zostaną zbawieni. Ci, którzy mają jakieś wąty, niestety nie
Fajno. Ale Ewangeliści musieli być świadkami tych samych wydarzeń. A są inaczej opisane. Np. śmierć Judasza.
Wolność - kończąca się tam, gdzie zaczyna się to Bogu nie podobać. Orwellowski Wielki Brat mode on. Zresztą w dupie mam taką wolność, gdzie Bogu nie mogę powiedzieć "* [ nie przeklinaj! ]".
Miłość - do czasu powiedzenia Bogu "* [ nie przeklinaj! ]"
Szarak napisał(a):W życiu każdego człowieka przychodzi taki czas, że ojciec musi przestać się patrzeć na syna i pozwolić mu kroczyć własną ścieżką. Bóg widocznie tego nie rozumie.
Wybór - mamy wybór. Postępować według przykazań lub iść się smażyć. Słodko!
Bo kto wie, czy potępienie (brak Boga) nie byłoby wielkim darem?
W życiu każdego człowieka przychodzi taki czas, że ojciec musi przestać się patrzeć na syna i pozwolić mu kroczyć własną ścieżką. Bóg widocznie tego nie rozumie.
Chrześcijaństwo nie jest złe z definicji, złe jest jego uproszczone pojmowanie. Większość chrześcijan (brońcie bogowie nie wszyscy, żeby się nikt nie buntował) uważa, iż wystarczy chodzenie do kościoła i zmówienie paciorka, by wszystko było cacy. Potem można się uchlać, pobić żonę, obrzucić kamieniami pedała (nie homoseksualistę, gdyż to za trudne słowo), zdemolować przystanek, napisać na murze HWDP, skopać Żyda czy innego masona (bo to Żyd czy inny mason, jakby kto pytał) itp., itd. Oczywiście żadne z powyższych nijak nie przeszkadza w uważaniu się za dobrego, pobożnego katolika.
Jedna uwaga, tak na marginesie. Przy braku dowodów zazwyczaj za prawdziwą przyjmuje się tezę negatywną (zasada "brak dowodów jest wystarczającym dowodem").
Ale w kontekście wszystkich zawartych tutaj wypowiedzi... Co czynić jeżeli wierzysz źle? Konkretniej - jeżeli dane bóstwo nie istnieje lub bogów nie ma wcale? Dalej: co czynić jeżeli dogmaty twojej religii są sprzeczne z normami etycznymi i moralnymi (przykładem obrzędy Azteków)? Bezmyślnie merdać językiem: "Bo tak trzeba!"? Nie. To właśnie tutaj starają się inni m. in. ustalić.
Raz jeszcze chcę podkreślić- wiara nie potrzebuje dowodów, bo poznanie opiera sie właśnie na wierze. A wierzyć, to nie to samo co wiedzieć. Zapewne pamiętacie scena z Niewiernym Tomaszem...
W związku z tym, że znalezienia takowych dowodów jest, przy aktualnej kondycji ogólne pojętej wiedzy i nauki, praktycznie niemożliwe, samo ich szukanie właściwie mija sie z celem.