Chapter I
Podczas, gdy Naruto, Shino i Hinata walczą z Madarą, a Sasuke szlakiem zemsty ściera wzrok z Itachim . . . zajmijmy się zupełnie inna historią. Historią srebrnowłosego młodzieńca. Jednakże, by to nastąpiło, musimy przenieść się daleko za Kraj Piasku, do Doliny Jedwabiu . . . gdzie wszystko co umiera, miało swój początek.
Na skraju jeziora, w dolinie, na gładkiej skale przysiadł owy młodzian. Mógł mieć około dwudziestu lat. Był dość wysoki, tęgiej postury. Włosy delikatnie opadały mu na ramiona i były luźno rozrzucone po czerepie. Miał szare oczy i mały, nieco zadarty nos. Odziany był w luźne, jasne, jedwabne spodnie i gustowną czarną koszulkę ściśle przylegającą do nieco umięśnionego ciała. Tak sobie siedział bez butów i skarpetek, i łowił na kija, rozmyślając . . . nagle szybkim ruchem pociągnął kijem w sztorc, mocno chwytając rybę. Odhaczył ją, a kij schował za kamień. Wyprostował się i ruszył wprzód wzdłuż jeziora. Wyglądał raczej na kogoś, kto w życiu nie był w większej wiosce czy mieście. W gruncie rzeczy był . . nie ukrywajmy . . wieśniakiem. W kilka minut dobiegł do swojej chaty. Była dość wysoka, na dobre dwa piętra, drewniana chata. Zbudowana na planie kwadratu z samo klinujących bali – bardzo mocna konstrukcja. Młodzian głośno wbiegł do środka.
-Mamo, tylko spójrz, piękna sztuka! – zagaił zmywającą właśnie talerze matkę, ta nie odwróciła się, jakby wcale nie była tym zaskoczona
-Coś nie tak? – zmartwił się chłopak
-Nie, nic, po prostu . . . – odwróciła się do niego - . . . wiedziałam że ci się uda – odetchnęła
Spojrzał w jej cud zielone oczy, niczym plamy na śniadej cerze. Blond włosy opasały jej ramiona, zaś dwie kitki zgrabnie odstawały w tył.
-Też się cieszę – potwierdził uśmiechając się gromko
-Siadaj Ecci, zaraz ją przygotuję wraz z ryżem – rzekła chwytając sporą rybę w dłoń i odchodząc w kierunku patelni z szerokim uśmiechem
Ecci szybko zasiadł przy drewnianym stole pośrodku kuchni. Podparł głowę piąstkami i zaczął spoglądać przez małe okienko naprzeciw, na zachodzące za jeziorem słońce.
-Mamo . . .
Nastała cisza.
-Jaki był tata? – spytał nie odwracając wzroku od okienka
Cisza ze strony matki nie ustawała . . . po chwili zgasiła ogień pod patelnią i zaparła się rękoma o kuchenkę.
-Tata . . . był kimś wyjątkowym. Gdy go po raz pierwszy ujrzałam, zaczęłam się uśmiechać, czego do tamtej chwili nie czyniłam. Obaj byliśmy młodzi, niewiele starsi niż ty teraz . . . – uśmiechnęła się – Ale . . . musiał odejść . . .
-Jak to odejść, miał jakiś powód?
-Miał. Nie ma co ukrywać. Był wówczas na bardzo ważnej misji, a ja . . . mimo iż się pokochaliśmy, kazałam mu odejść. Chciał przy mnie zostać . . . ale . . . to nie było możliwe, on był Shinobim, a ja . . .
-Co z tego! – wtrącił Ecci, uderzając pięścią o stół – CO Z TEGO ŻE BYŁ SHINOBIM!?
-Nie zrozumiesz tego. Shinobi mają swe ścieżki którymi muszą podążać mimo, iż niekiedy z nich zbaczają. Wolą zginąć niż się ugiąć. Mimo to on się ugiął . . . moja w tym wina że nie ma go przy nas, zbyt go kochałam by pozwolić mu na zboczenie z jego własnej drogi Shinobi – wyrzekła, zaś łzy delikatnie popłynęły po jej policzkach
Ecci milczał nerwowo wyginając sobie paluchy i zaciskając zęby.
-Brakuje mi ojca – stwierdził nie zmieniając nastawienia – Naprawdę mamo, brak mi kogoś, kto mógłby mnie uczyć nowych rzeczy, pokazywać, jak stać się prawdziwym mężczyzną! - uderzył w stół tak mocno, iż pozostawił w nim lekkie wgłębienie, matka zaś zadrżała
-Jest taki sam jak Jiraiya – pomyślała spoglądając na syna – Są niemal identyczni – stwierdziła
-Wychodzę mamo, przepraszam, muszę to przemyśleć! – wrzasnął mocnym głosem wstając od stołu
-Zaczekaj! – zawołała, nim otworzył drzwi
Stanął w miejscu.
-Mam coś dla ciebie . . .
-Co takiego? – spytał z nutką ciekawości w drżącym głosie
-Gdy twój ojciec odszedł . . . zapomniał wziąć czegoś ze sobą
Te słowa wyraźnie zaciekawiły Ecci’ego.
-Co takiego? – spytał
-Myślę że dość już dorosłeś, bym mogła ci to dać – oznajmiła, patrząc mu prosto w oczy – Zaczekaj chwilę – dokończyła wbiegając po schodach na piętro
Ecci czekał w zamyśleniu. Z jednej strony był zdenerwowany tym, że matka pozwoliła jego ojcu tak po prostu odejść. Z drugiej – był ciekaw, co też ojciec pozostawił. Po chwili zeszła po schodach dzierżąc w ręku starą opaskę na czoło i . . . książkę. Podeszła do syna, spojrzała raz jeszcze na te rzeczy i dała mu je do ręki. Chwycił mocno. Spojrzał na opaskę . . . była biała, zaś od strony czoła był przymocowany kawałek poniszczonego metalu, na nim zaś symbol w kształcie przypominającym liść.
-Co to za symbol? – spytał patrząc raz na opaskę, raz na matkę
-To liść – rzekła krótko – To symbol Wioski Liścia, która mieści się w Kraju Ognia, daleko na północny wschód stąd, za Krajem Piasku, stamtąd wywodził się twój ojciec
-Ale, po co ta opaska, do czego służy? – spytał ponownie
-Cóż, każda z wiosek Shinobi ma swój własny unikalny symbol, który informuje o przynależności do danej wioski. Niekiedy symbol opiewa hańbą . . . a niekiedy nosi się go z dumą – jak czynił twój ojciec . . .
Słysząc to, Ecci przetarł opaskę i mocno przewiązał na głowie.
-Pasuje idealnie – rzekł kręcąc głową
-Masz rację . . . – ozwała się matka, tym razem uśmiechając się – Czuję się tak, jak tamtego dnia gdy go spotkałam, są identyczni . . . - pomyślała
-A co to za książka? – zmienił temat, spuszczając wzrok na wyniszczony rękopis
Książka bardziej przypominała dziennik, na pierwszej stronie widniał napis :
„RASENGAN”
Zaś pod nim delikatny koślawy szkic czegoś na podobę kuli ściskanej w ręku. Ecci zaczął wiercić owy szkic wzrokiem, aż w końcu wstrzymał dech puszczając mimo uszu coraz słabiej dochodzące do niego słowa matki. Czymkolwiek był Rasengan – oczarował go na tyle, że na chwilę urwał mu się film
-Ecci?! Wszystko w porządku? – matka go szturchnęła, ten jednak ani drgnął
Nagle młodzieniec nieoczekiwanie przerwał jej słowotok . . .
-Mamo . . . ja . . . ja to już kiedyś zrobiłem – oznajmił z wolna podnosząc wzrok
-Jak to? – spytała z niedowierzaniem
-Pamiętasz? – wtrącił z nienacka, matka się skrzywiła – Pamiętasz, gdy byłem mały, bardzo mały – wysłałaś mnie do lasu po jagody
Matka opadła na krzesło przy stole, kompletnie zmieszana.
-Opowiadałem ci, jak ktoś mnie zaatakował . . . dostałem kilka razy pod żebro i jeden mocny cios w szczękę . . . padłem na ziemię w plamie lepkiej krwi . . . wówczas poczułem jak moja dłoń się rozpala, po chwili siłą inną niż woli, stanąłem i pchnąłem oprawcę tą sama ręką . . .
-Ecci . . . – wyszeptała matka roniąc kolejne łzy i uśmiechając się
- . . . wówczas poczułem, jakby jakaś nieznana siła chciała mną obrócić, zaparłem się więc . . . – położył rękopis na stół i zaczął improwizować - . . . i ta kula, to światło . . . rozbłysło, a jego obróciło i . . . i pchnęło nim, z hukiem uderzył o pobliskie drzewa!
Zamilkł, nie mogąc przypomnieć sobie nic więcej.
-I wtedy straciłeś przytomność – stwierdziła matka, Ecci zaś przytaknął, raz jeszcze chwytając książeczkę w dłoń
-Spójrzmy – wymamrotał pod nosem otwierając kilkunastokartkowe dzieło spod ręki ojca
Jego oczom ukazało się ostre, ciemne pismo. Bardzo charakterystyczna czcionka, rzec można, uwodzicielska.
„ . . . to nie kolejne ulotne dzieło, lecz natchnione me myśli . . . w tych kilkunastu stronach zebrałem wszystkie wiadomości, które zdobyłem, robiąc liczne eksperymenty z moją własną, oryginalną techniką . . . „
-Mój ojciec był geniuszem, żeby wymyślić coś takiego . . . – pomyślał pomijając kilka kartek, zarazem niedowierzając
„ . . . Rasengan to nie tylko zabawka, na którą lecą panienki, to również potężna broń, jedyna w swoim rodzaju, nie do skopiowania przez żadne DouJutsu . . .”
I na samym końcu odnalazł ukryty w rogu cytat . . .
„ . . . i ostatnia, fundamentalna zasada . . . NIE WOLNO UŻYWAĆ RASENGANA PRZECIW INNEMU RASENGANOWI! . . . nie testowałem tego, ale to wynika z samej idei jego działania ! . . . „
Ten cytat zakończył ową długą notę, tym samym pozostawiając w myślach Ecci’ego niedosyt . . .
-Mamo – rzekł po chwili – Chcę . . . – nacisnął klamkę i z lekka uchylił drzwi - . . . być taki jak on! – urwał wybiegając domu
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Gwoli ścisłości wyjaśniam że ten tekst nie jest jakimś moim flagowym tytułem, po prostu chciałem roprostować paluchy po tak długiej przerwie od pisania, a że wziąłem na warsztat akurat Naruciaka, to tylko przypadek Będę wdzięczny za wszelkie oceny, w jakichkolwiek skalach.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
Ten post był edytowany 1 raz, ostatnio zmieniony przez .Black: 10.02.2008, 16:38
Calibra napisał(a):Będę wdzięczny za wszelkie oceny, w jakichkolwiek skalach.
Skoro tak, to czemu nie
Znalazłem sporo błędów językowych, np.: , ale to można szybko poprawić.
Co do poważniejszych spraw, to:
Nie trzymasz się jednego, wybranego stylu języka. Używasz mowy współczesnej, żeby chwilę później przeskoczyć na "staropolski". Niewygodnie się coś takiego czyta.
Niepotrzebnie "uplastyczniasz" dialogi. Postacie o których wcześniej napisałeś, że są wieśniakami (w sensie, że pochodzą ze wsi) powinny raczej posługiwać się mową potoczną (ale nie gwarą, bez przesady , taką, jak normalni ludzie na co dzień.
Poza tym sporo bałaganu w dialogach. Widać, że pisałeś pod wpływem chwili, ci akurat wpadło do głowy.
Na koniec słowo o fabule.
Naciągana
Jakim cudem ktoś, kto w życiu nie widział rasengana, mógłby go "odpalić" przez przypadek?! Przecież do tego trzeba perfekcyjnej kontroli chakry. To nie SSJ, gdzie wystarczy się rozzłościć...
Z resztą rasengan i tak był wymyślony przez Czwartego
Za to wymyśliłeś jeden fajny motyw: rasengan przeciw rasenganowi...
Dla mnie bomba! Że niby nie wiadomo, co się stanie... Świetny pomysł! W tym momencie całe potencjalne opowiadanie będzie miało moment w połączeniu rasenganów Naruciaka i Ecci'ego.
No i ocena: W dziesięciostopniowej skali Kinomanika, gdzie 1 oznacza kiszkę, a 10 coś w stylu "zobaczyć i umrzeć szczęśliwym" daję mu...
Cztery.
Przede wszystkim za to, że na tyle pisaniny jedyny element ciekawy, to rasengan vs rasengan. Inaczej byłoby mniej...
Popraw błędy w stylu i dopracuj fabułę, a będzie dobrze.
ps.: oceniam ostro, bo po fanfikach sporo oczekuję;
w końcu autor uznał, że może bez obaw publikować efekty swojej pracy...
I taką krytykę rozumiem Spoko, wszystkie błędy zostaną poprawione A co do samego, jak to napisałeś "odpalenia" . . . nie mogę ci przyznać racji, ale też nie mogę się bronić, bo "coś" w tym tkwi . . . sam rozumiesz, nie mogę zdradzać dalszej fabuły A I jeszcze coś, błagam nie czepiaj się tego że Czwarty opracował Rasengana! Staram się pisać ograniczając wszechwiedzę narratora, więc logicznym jest że Ecci i jego matka NIE MOGĄ wiedzieć że to nie Jiraiya jest jego twórcą! Ja to wiem, ty to wiesz, ale oni nie!
I ostatnie. Z błędów które wypisałeś, żaden nie będzie miał potwierdzenia w dalszej fabule, obiecuję, że wszystko sie pięknie i raczej zaskakująco wyjaśni . . .
Podrawiam
Calibra napisał(a):więc logicznym jest że Ecci i jego matka NIE MOGĄ wiedzieć że to nie Jiraiya jest jego twórcą
A chyba, że tak... w sumie mogłeś dodać kwestię dialogową w stylu "mój ojciec był geniuszem, żeby wymyślić coś takiego!", albo coś w ten deseń, żeby bardziej to podkreślić. Nie zapominaj, że będzie to czytał ktoś, kto siedzi trochę w tym temacie...
Calibra napisał(a):wszystko sie pięknie i raczej zaskakująco wyjaśni . . .
Trzymam za słowo
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao