Forum Dragon Ball Nao
» Szukaj » Znaleziono 37 wyników

Aborcja

Xell

Odp.: 151
Wyś.: 63.232
Q'ccaon'naeaeccer napisał(a):
Przyrównywanie aborcji do zabójstwa narodzonego człowieka to moim zdaniem kompletna paranoja i jestem w stanie to zrozumieć tylko w przypadku Teresy z Kalkuty, która – wiadomo nie od dziś – była osobą wyjątkowo obrzydliwą, zapewne chorą psychicznie. Powoływanie się na bogów i inne postacie fikcyjne nie najlepiej świadczy o psychice.
Z niekłamaną przyjemnością mogę skonstatować, Xan, że schopenhauerowska erystyka jest Ci obca, a w tym przypadku by Ci się niewymiernie przysłużyła. Biedny Artur, w grobie się pewnie przewraca, widząc, jak współcześni nieumiejętnie korzystają z jego dzieła.

„Obrzydliwa”, „chora psychicznie”, „fanatyczka” – tylko powinszować argumentacji. Po przeczytaniu książki Christophera Hitchensa lub jego licznych krytycznych wystąpień pod adresem Matki Teresy, bo na tym, dam sobie rękę uciąć, świadomie bądź nie bazujesz, powinieneś się nieco bardziej wykazać.

Z katolickim (przełknij, bez popicia) pozdrowieniem.

Neonazizm, w Polsce i na świecie

Xell

Odp.: 31
Wyś.: 20.228
Skrajnie prawicowe organizacje, głównie młodzieżowe, mają charakter nazistowski. A co gorsza próbują go ukryć pod hasłami obrony tradycji, czy wręcz patriotyzmu. Patriotyzmu, z którym nazizm nie ma nic wspólnego.
Podniosłeś mimochodem, Dai Kaiosama, niezmiernie ciekawą kwestię – polskich organizacji narodowych. Zjawisko i specyfika stowarzyszeń nacjonalistycznych, które odwołują się do dorobku dwudziestolecia międzywojennego, tj. do tradycji endecji (Narodowa Demokracja) i narodowych radykałów, jest warta bliższej uwagi.

Nie sposób deliberować na ten temat bez uprzedniego zaznajomienia się z historią ruchu narodowego i zajęcia stanowiska w tej sprawie. Za ojca nacjonalizmu polskiego uchodzi Roman Dmowski. Postać nad wyraz kontrowersyjna i wyrazista, której myśl i spuścizna pobudzają do dyskusji szerokie audytoria. Pozwolę sobie pominąć przybliżanie jego sylwetki, wychodząc z założenia, że jest to persona Wam znana. Dmowskiego jednoznacznie ocenić nie sposób. Osobiście mam doń ambiwalentne odczucia – estyma miesza się z wielkim krytycyzmem. Ze smutkiem muszę jednak na początku skonstatować, że rola i postać Dmowskiego jest powszechnie deprecjonowana. Nazwisko Dmowskiego właściwie nie funkcjonuje w społeczeństwie, w odróżnieniu od jego wielkiego antagonisty Józefa Piłsudskiego. Stwierdzam jedynie fakt, nie zamierzając póki co zagłębiać się w „odwieczną” debatę „Dmowski czy Piłsudski”. Z autopsji mogę świadomie wyartykułować, iż dyskredytowanie Dmowskiego ma m.in. miejsce w edukacji. Podręczniki szkolne minimalizują jego rolę, lapidarnie wzmiankując o dokonaniach lidera Narodowej Demokracji. Można odnieść nieodparte wrażenie, że przy Piłsudskim Dmowski nie zrobił właściwie nic.

Nie postuluję gloryfikowania Dmowskiego, apeluję jedynie o dozę obiektywizmu. Prawda jest bowiem taka, że Dmowski dokonał czegoś z wszech miar godnego powinszowania – rozbudził mianowicie świadomość narodową Polaków. Konsekwentnie, krok po kroku, skłaniając się ku pragmatyzmowi. To fundament. Myśl Dmowskiego na niwie pogłębiania świadomości narodowej zasługuje na aprobatę. Dmowski cementował i integrował Polaków, uświadamiał im pryncypialny charakter interesu narodowego, objaśniał im szereg powinności.

Mierzić może również imputowanie Dmowskiemu megalomanii narodowej. Zarzut ten zupełnie mija się z prawdą, bowiem Dmowski mocno, jak nikt przedtem, godził rodaków ostrzem krytyki. Piętnował polski charakter narodowy – rugał bierność, apatię, lęk przed działaniem i słomiany zapał. Miejscami nie zostawiał na nas suchej nitki. Choć dostrzegał drzemiący w nas potencjał, ganił nieumiejętność jego wykrzesania. Co więcej, żywił on szacunek do adwersarzy Polski – w „Myślach nowoczesnego Polaka” dowodził, iż wysiłki Niemców i Moskali, które zmierzają do poszerzania ich wpływów, budzą w nim podziw. Jednakże, jeśli godzą one w interes Polski, oczywiście oponował. Mimo nacechowanej wrogością postawy do Niemiec, darzył ich estymą. Doceniał fakt, iż kulturalnie górują nad Polską, jednocześnie dostrzegając w tym źródło zagrożenia. Awersja do państwa niemieckiego nie brała się znikąd, zaś koleje losu pokazują, że trafnie ocenił ówczesną rzeczywistość.

To, że Dmowski położył wielkie zasługi pod odzyskanie przez Polskę niepodległości, jest truizmem. Był jednym z wiodących prym na konferencji w Wersalu. Kwestionowanie tego to oznaka zacietrzewienia.

Cieniem na postaci Dmowskiego kładzie się awersja do Żydów. To wyraźna rysa, która nie pozwala mi zaaprobować poglądów Dmowskiego w pełni. Nie negując wielkości tej postaci, zachowując obiektywizm, nie wolno zapominać o tej przykrej kwestii. Nieważne, gdzie miała swe źródła – w uprzedzeniach czy koniunkturalizmie – rozlewanie niechęci do Żydów na całą ludność tej nacji, mierzenie każdego jedną miarą urąga po prostu człowieczeństwu.

Dziś istnieją organizacje odwołujące się do tradycji ruchu narodowego – Młodzież Wszechpolska, Narodowe Odrodzenie Polski i Obóz Narodowo – Radykalny. Dwie pierwsze, choć ostentacyjnie powołują się na Romana Dmowskiego, otwarcie czerpią z dorobku narodowych radykałów (ONR i ONR „Falanga”). Warto tu podkreślić, że Dmowski z dezaprobatą przyjmował działania oenerowców, więc nieco dziwi mnie powoływanie się na niego przez NOP i ONR. Tym bardziej, że wśród autorytetów tych formacji są ludzie, którzy, po sprzeniewierzeniu się dotychczasowemu programowi Stronnictwa Narodowego w imię jego radykalizacji, rugali Dmowskiego, wieszcząc m.in. jego koniec. Dmowski nie pozostawał im dłużny. Dosadnie krytykował radykałów, dowodząc, że nie są oni w stanie nieść brzemienia odpowiedzialności za sprawę narodową. W moim przekonaniu zupełnie słusznie.

Kto liznął trochę historii ONR, ten wie, że niepomierną rolę odgrywała sprawa żydowska. Antysemityzm implikował zamiar usunięcia Żydów z Polski pod hasłem „odżydzenia” kraju. Żydom zamierzano odebrać pełnoprawne obywatelstwo, w konsekwencji czego traktowano ich jako ludzi niższej kategorii. Deprecjonowanie wartości Żydów osiągnęło poziom niewyobrażalny – zabraniano im możliwości kształcenia się na uczelniach, piastowania zawodów (m.in. nauczycieli, adwokatów), przybierania polskich nazwisk, zawierania małżeństw z osobami polskiego pochodzenia, nakazywano wyodrębnienie czasopism żydowskich, uniemożliwiono im nabywanie ziem, planowano wydzielić im miejsca zamieszkania. Ta segregacja doprowadzała do niebywałych skandali na tle dyskryminacji rasowej, np. getta ławkowego.

Piszę o tym, bo skoro mówi się o organizacjach nacjonalistycznych dziś, trzeba pamiętać o ich korzeniach. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że NOP i ONR powinno się już dawno zdelegalizować. Ich odwołanie się do ONR ma miejsce bowiem nie tylko w sferze werbalnej, zaznacza się również w konkretnych działaniach i realizacji poglądów. NOP dosłownie parę dni temu, na ulicach Wrocławia, zorganizowało demonstrację przeciw imigrantom, pod hasłem: „W naszym kraju jest miejsce dla czarnych, ale tylko dla czarnych koszul”. Zdyskredytowało samo siebie. ONR zaś jest organizacją skrajnie niebezpieczną, o charakterze bojówkarskim. Znane są liczne przypadki aktów wandalizmu i przemocy z ich strony.

Na tym tle zdecydowanie lepiej wypada Młodzież Wszechpolska. Nie jest organizacją pozbawianą wyraźnych wad, wielu członków ma radykalne odchylenia, ale dużą część z nich posiada klarowne, konserwatywne przekonania. MW zresztą na przestrzeni lat ewoluowała, czego nie sposób powiedzieć o ONR i NOP. Co najmniej połowa postulowanych w sferze werbalnych idei MW jest mi bliska. Co nieco do życzenia pozostawia kwestia ich wdrażania w życie, choć i tak na tej niwie prezentuje znacznie efektywniej niż NOP i ONR. Nie jest moim celem bezkrytyczna aprobata MW, jestem bowiem świadom poważnych mankamentów tego stowarzyszenia (vide zakorzeniona niechęć Żydów, nie u wszystkich oczywiście), mentalności część Wszechpolaków, aczkolwiek, mimo swoich ułomności, dobrze, że MW istnieje. Brak bowiem formacji młodzieżowej akcentującej polskość, gloryfikującą patriotyzm, krzewiącą miłość do narodu i państwa, podkreślającą rolę interesu narodowego. To potrzebna przeciwwaga dla organizacji młodzieżowych o zabarwieniu liberalnym i lewicowym.

Wybaczcie, proszę, jeśli nieco zboczyłem z tematu, ale zdaje mi się, że pewna analogia jest widoczna. Przecież dziś coraz częściej, np. Dmowskiego określa się mianem faszysty, jego "uczniów" również. Jak jednak widać, rzeczywistość bywa nieco bardziej złożona.

Samobójstwo

Xell

Odp.: 83
Wyś.: 34.729
Samobójstwo to kwestia wieloaspektowa. Na nic zdadzą się tu odgórne wyrokowania i próba umieszczenia zagadnienia w ciasnych ramach. Bez pierwiastka empatii, woli zrozumienia nie sposób artykułować swoich racji z pełnym przekonaniem. Tym bardziej, że człowiek jawi się jako istota szalenie złożona i skomplikowana, o indywidualnym stopniu zaangażowania emocjonalnego, co implikuje krańcowe granice, którym jest w stanie podołać. Daleki jestem od potępiania w czambuł samobójców. Nie doszukujcie się jednak w moich słowach cienia aprobaty dlań – staram się jedynie nie abstrahować od drugiej strony medalu. Każdy w swoim życiu znajdzie się na mrocznym rozdrożu, nie spodziewając się, kiedy przeszyje go zwątpienie i strach. Persona o dużej uczuciowości i wrażliwości serca, melancholijna, ze skłonnościami do introspekcji, może na drodze refleksji dojść do gorzkiej konstatacji, iż ludzka egzystencja wyzuta jest z sensu. Introspekcja tchnie w niego ducha dekadentyzmu, zbierając ponure żniwo – zrodzi ból istnienia. Człowiek nie zagłębia się w siebie z powodu lęku przed stawieniem czoła wyzwaniom, kieruje nim bowiem wewnętrzna potrzeba. Z biegiem czasu zaczyna odczytywać księgę swej duszy. Jednostka taka samoistnie alienuje się ze społeczeństwa. Wszechobecne czerpanie ze źródła życia – melancholii i samotności – potęguje poczucie bezsensu egzystencji. Rodzi ono niewysłowiony żal za minionymi latami. Szum jeziora, szelest liści, widok gwiazd wywołuje bezdenną, nieokreśloną tęsknotę. Poprzez zanurzanie się w zabarwionych smutkiem myślach człowiek indaguje sam siebie – po co żyjesz, stwierdzając przy okazji, iż po śmierci nie czeka nań absolutnie nic. Gloryfikowanie i hołdowanie szczytnym ideom, altruizm, oddawanie się hedonizmowi – w perspektywie nieuchronnego końca nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Po sprzeniewierzeniu się wierze nie pozostanie mu już nic. Wszelkie próby odszukania sensu istnienia spełzają na niczym, czyniąc zeń piewcę pesymizmu. Dojdzie on do wniosku, że panaceum na cierpienie po prostu nie ma. Człowieczeństwo naznaczone chroniczną samotnością i melancholią, niemożność wyjścia z impasu pchnie człowieka w ramiona śmierci. Słusznie? Nie. Czy jestem w stanie to zrozumieć? Jak najbardziej.

Nie imputujcie mi, że to abstrakcja, czysta irracjonalność. Poza problemami dnia codziennego (permanentne szykanowanie w środowisku), rodzinnymi (alkoholizm, kłopoty natury wychowawczej), niezależnymi od nas (choroba), poza nieszczęśliwą, tragiczną miłością, gdzieś na społecznym uboczu istnieje ludzkie wnętrze targane ambiwalentnymi odczuciami...

Samobójstwo nosi jednocześnie wyraźne znamiona egoizmu. Objawia się on tym, że uczucia bliskich topi się we własnym dramacie. Samobójcy często nie potrafią i nie chcąc pojąć, jak wielkie brzemię tragedii wkładają na barki bliskich – nawet, jeśli na co dzień nie są ze sobą w dobrej komitywie. To nie rozwiązanie problemu, jedynie pokłosie dalszej rozpaczy. Próbujący targnąć się na własne życie odgradzają się od świata specyficzną barierą, błędnie zakładając, że absolutnie nikt nie jest w stanie zrozumieć ich tragizmu. Skądinąd jest to zrozumiałe, ale staje się pokłosiem krótkozwroczności.

Powinnością człowieka wobec siebie i, co ważniejsze, bliskich, za których jest on odpowiedzialny, będąc z nimi związanym więzami uczucia, pozostaje dążenie do podejmowania próby podołania wyzwaniu. Nie sposób uciekać od konekwencji czynu. Zawsze winno się być w pełni świadom, iż to, co się uczyni, dotknie także rodzinę i przyjaciół.

Polska młodzież

Xell

Odp.: 31
Wyś.: 18.223
To co dzieje się obecnie w Polsce to tragedia. Myślę, że prawie całą winę za to, co się dzieje ponoszą rodzice tych typów. Najpierw rozpieszczanie (tych bogatych), a potem "róbta co chceta". Myślę, że gdyby rodzice bardziej przykładali się do wychowywania dzieci i interesowali się nimi, takich przypadków byłoby mniej.
To już zakrawa na truizm. Idziesz na skróty, dopuszczając się dość dużego nadużycia. Wiem, że już od dawna zwykło się brzemieniem odpowiedzialności za „złą” młodzież obarczać rodziców. Nie zamierzam kwestionować tego, że opinia, jaką wyartykułowałaś, często znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ale autopsja zmusza mnie do zaoponowania i wzięcia osądzanych od czci i wiary rodziców w obronę.

Stawianie rodziców w niekorzystnym świetle przychodzi łatwo, jeśli konkretne, ocierające się nawet o patologię sytuacje zna się z grubsza, nie próbując dotrzeć do ich źródła. Wiem, bo na co dzień obcuję z osobami, które na widok „kwiatu” polskiej młodzieży, wylewają na rodziców wiadro pomyj - nie znając ich, nie zagłębiając się (to stwierdzenie faktu, nie zarzut) w nękające ich problemy. Słowem – nie wiedząc nic. Utarło się bowiem, że jeśli młodzieniaszek wkroczył na złą drogę i mimo upływu czasu kroczy nią dalej, winę ponosi matka i ojciec. Tymczasem, o czym miałem nieprzyjemność pośrednio (pośrednio – bo kwestia dotyczyła mojego najlepszego kolegi, prawie przyjaciela) przekonać się sam, sytuacja nierzadko wygląda zgoła inaczej.

Rzecz miała miejsce rok temu, eskalowała na przestrzeni miesięcy, teraz zaś osiągnęła apogeum. Rodzice mojego znajomego są przyzwoitymi ludźmi, dobrymi rodzicami, finansowo też wiedzie im się niezgorzej (bez luksusów, lecz problemów z wiązaniem końca z końcem w ogóle nie mają). Ponad 12 miesięcy temu ich 15-letni wówczas syn (brat wspomnianego kolegi), uprzednio zupełnie nie sprawiający kłopotów natury wychowawczej, nawiązał więź znajomości z grupą, mówiąc kolokwialnie, nastoletnich wyrostków. Jego życie zmieniło się diametralnie. Jął sięgać po alkohol, papierosy i miękkie narkotyki. Rodzice pierwotnie byli skonsternowani, lecz, co zrozumiałe, wyciągnęli do swej latorośli pomocą dłoń. Ten pokajał się, obiecał poprawę, lecz po upływie jakiegoś czasu problemy przybrały na sile – urządzane przezeń wespół z kolegami libacje alkoholowe coraz częściej oglądały światło dzienne. Młodzian przychodził do domu pod wpływem alkoholu. Rodzice rozmawiali z nim, robili wszystko, co w ich mocy, aby „nawrócić” syna, lecz ten puszczał ich uwagi mimo uszu. Jak sam twierdził – czuł, że teraz, dzięki używkom i kolegom, żyje. Wezwania do szkoły przychodziły cyklicznie. Rodzice stawiali się za każdym razem na prośbę wychowawców, co nie jest przecież regułą - wszak wielu z nich zwyczajnie za nic ma sobie „gadanie” nauczycieli, twierdząc, że robią z igły widły. Regularne pojawianie się 15-latka w domu po pijanemu zebrało straszne, tragiczne żniwo – doprowadziło do rękoczynów z rodzicami, które powtarzały się co jakiś czas. Wyobraźcie sobie, co czuje matka/ojciec, kiedy (niepełnoletni) syn podnosi na niego rękę, nie szczędząc przy tym inwektyw? Za to, że zawsze byli przy nim, nie opuszczali w potrzebie, starali się zapewnić to, co niezbędne – otrzymali dramatyczną zapłatę. Myślicie, że skończyło się na jednej scysji? Chociaż rodzice wybaczyli dziecku, ono brnęło dalej. Sytuacja powtórzyła się niejednokrotnie. Zachowanie syna, przy jednocześnie dokonującej się na oczach dyrekcji szkoły demoralizacji, znalazło wreszcie swój finał w sądzie. Wyrok – wzmożona opieka rodziców. 15-latek wziął to jednak za dobrą monetę i mimo solennych deklaracji, jego zachowanie nie uległo zmianie. Wyzwiska pod adresem rodziców, używki, niestosowne postępowanie na terenie szkoły ponownie otarło się o sąd, który tym razem orzekł opiekę kuratora. Na nic to się jednak nie zdało. Przeciwnie – nastolatek odnotował zatarg z prawem, przy jednoczesnym wzmożonym uprzykrzaniu życia rodzinie oraz szkole. Trwa to po permanentnie, po dziś dzień i, co gorsza, nie widać lepszych perspektyw. Sprawa ponownie znajdzie swe ujście w sądzie. Szkoła załamała ręce, domagając się kar. Nietrudno wyobrazić sobie, w jakim stanie znajdują się rodzice…

To nie jest odosobniony przypadek. Zaręczam.

Śmiem zaryzykować tezę, ze gdyby większość z Was miała do czynienia z takim osobnikiem na co dzień, w pierwszym odruchu obwiniłaby właśnie rodziców. Generalizowanie? Nie sądzę. Dziś, co jest po części zrozumiałe, nikt nie ma ochoty na analizowanie zachowania kogoś, kogo „normalne” środowisko alienuje – po prostu wali się w rodziców jak w bęben, mnożąc listę zarzutów.

Tymczasem pomyślcie, co czuje rodzic, wchodząc z własną „pociechą” na salę sądową? Co czuje rodzic, słuchając pod swoim adresem niezasłużonych oskarżeń innych rodziców odnośnie nieumiejętności wychowania? Co czuje rodzic, widząc godzące bezpośrednio w niego zachowanie dziecka? Niech każdy z Was odpowie sobie w zaciszu domowych pieleszy na te pytania, zanim ponownie podniesie larum i obłoży rodzica balastem winy. Nie zapominajcie, że każdą sprawę powinno się rozpatrywać indywidualnie, nie stosując odpowiedzialności zbiorowej. Wykazujcie się, proszę, większą powściągliwością przy ferowaniu podobnych wniosków. Bo to przychodzi akurat z łatością, zwłaszcza, jeśli nie wie się zupełnie nic na temat konkretnej sytuacji.

Nowhere Man (Bez przeszłości)

Xell

Odp.: 5
Wyś.: 3.893
Od poniedziałku do piątku o 17.40. Dziś zostanie wyemitowany trzeci odcinek. AXN wcześniej jednak kilkukrotnie powtarzało emisję tego serialu.

Nowhere Man (Bez przeszłości)

Xell

Odp.: 5
Wyś.: 3.893
Fenix Fable napisał(a):
Powiedz lapiej po cholerę zakładasz takie bezcelowe tematy i co najważniejsze, skąd skopiowałeś ten tekst.
Recenzja jest mojego autorstwa. Bezcelowe jest natomiast Twoje notoryczne bajdurzenie o "przepisywanych" tekstach...

Gotenx17 napisał(a):
Xell masz możę linki do tej produkcji ?
Nie, nie mam. Serial jest jednak emitowany na AXN.

Nowhere Man (Bez przeszłości)

Xell

Odp.: 5
Wyś.: 3.893
Obraz

Wyobraź sobie, że prowadzisz spokojne, pozbawione większych problemów życie, masz szczęśliwy dom, a jako jedynak jesteś oczkiem w głowie rodziców. Budzisz się pewnego zwyczajnego poranka. Idziesz jak zwykle do szkoły/na uczelnię/do pracy, dzień mija normalnie. Wracasz do domu, wkładasz klucz do zamka i… nie pasuje. Usiłujesz sforsować w jakiś sposób wejście, ale klucz nie chce wejść. Lekko zakłopotany pukasz więc do drzwi. Otwiera Ci ojciec, pytając… kim jesteś? Zalewa Cię nieopisana fala zdziwienia, bo rodzic brnie w zaparte i za nic w świecie nie chce wpuścić kogoś obcego do mieszkania. Moment później w drzwiach pojawia się Twoja matka, indagując męża o to, z kim tak głośno rozmawia. Ona również nie rozpoznaje w Tobie swojego dziecka. Za chwilę u boki Twojej rodzicielki zjawia się jakaś dziewczynka. Mama zwraca się do niej „córko”, co wywołuje w Tobie szok, bo przecież nie masz żadnego rodzeństwa. Koniec końców, rodzice zatrzaskują Ci drzwi przed nosem, a Ty – zupełnie zdezorientowany – bijesz się z własnymi myślami.

Nie wiedząc, co masz począć, bezwiednie postanawiasz udać się do parku, gdzie byłeś umówiony z grupą przyjaciół. Podchodzisz do nich, chcesz się przywitać, ale oni wyglądają, jakby Cię zupełnie nie znali. Powtarzają jak mantrę, że po raz pierwszy w życiu widzą Cię na oczy. Twoje tłumaczenia nie robią na nich najmniejszego wrażenia. Odchodzą, zostawiając Cię samego. W głowie kłębi Ci się tysiąc myśli...

Co byś zrobił, czytelniku? Nie masz pojęcia, prawda?

Nie bez kozery pozwoliłem sobie na przytoczenie powyższej opowiastki, bo w sposób analogiczny nawiązuje ona do przygód głównego bohatera serialu, Thomasa Veila. Tom para się fotografiką. Pewnego razu organizuje wernisaż, którego główną ozdobą jest zdjęcie przedstawiające egzekucję – „Hidden Agenda”. W międzyczasie Tom postanawia udać się z żoną Alyson do restauracji. W trakcie kolacji Veil wymyka się na chwilę na papierosa. Po powrocie nie zastaje żony, a jego stolik zajmuje jakaś nieznana mu para. Próbuje więc zasięgnąć informacji od kelnera. Ten jednak zarzeka się, że przedtem go tu nie widział. Pierwotnie Thomas myśli, że padł ofiarą jakiegoś żartu, lecz kelner prosi go o jak najszybsze opuszczenie lokalu. Chcąc jak najprędzej wyjaśnić całą sprawę, fotograf dzwoni do żony. Okazuje się, że jego numer jest nieaktualny. Tom rusza czym prędzej do domu, lecz tu czeka nań kolejna niespodzianka – Alyson twierdzi, że go nie zna, a na domiar złego mieszka z jakimś mężczyzną. Zagubiony Veil z podobną reakcją spotyka się w swojej pracowni. Wkrótce okazuje się, że jego tożsamość została wymazana, a posiadane przezeń negatywy zdjęcia z Ameryki Południowej rodzą żywe zainteresowanie.

„Nowhere Man” epatuje reżyserską maestrią. Jego siła tkwi przede wszystkim w znakomitej fabule i niewysłowionej klimatyczności – enigmatyczność wprost przykuwa do ekranu, od pierwszego do ostatniego odcinka trzyma w napięciu, a zaskakujące sploty wydarzeń wprawiają w konsternację. Elektryzujący, zawiły scenariusz okraszony tajemniczością i pierwiastkami psychologicznymi nie pozwala nawet na chwilę nieuwagi. Dech w piersiach zapierają zupełnie nieoczekiwane, następujące po sobie zdarzenia. Kiedy zaabsorbowany opowieścią widz jest święcie przekonany, że z grubsza orientuje się w tym, co spotkało Thomasa, sytuacja zmienia położenie o sto osiemdziesiąt stopni. Im dalej w las, tym więcej drzew – wraz z rozwojem fabuły zamiast pojawiających się odpowiedzi, mnożą się pytania. Twórcy odkrywają kolejne zagadki, trochę rozjaśniają, ale w gruncie rzeczy toczą jedynie z widzem nad wyraz interesującą grę, aby w odpowiednim momencie wyciągnąć asa z rękawa i kompletnie zbić z tropu. To, co wydaje się prawdą i pewnikiem, w rzeczywistości oznacza zgoła co innego. Za tę fantastycznie przygotowaną mistyfikację scenarzystom należą się słowa powinszowania. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż reżyserzy i scenarzyści serialu mieli również wkład w tworzenie takich produkcji jak: „Z archiwum X”, „Tajemnice Smallville”, „Roswell”, „CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas”, „24 godziny”, „Zdarzyło się jutro”, „Miami Vice”, „Drużyna A”, „MASH” czy „Nash Bridges”, co także trzeba uznać za probierz wartości „Nowhere Mana”.

Piać z zachwytu można nad wspaniałą grą aktorską. Bruce Greenwood wspiął się na wyżyny. Wcielenie się w postać głównego bohatera i sprostanie oczekiwaniom scenariusza wymagało nie lada predyspozycji. Greenwood dorównał poziomem realizatorom, tworząc znakomitą kreację człowieka tragicznego, a zarazem nie poddającego się biegowi wydarzeń. Thomas Veil jawi się, co mało zauważa, jako postać samotna, chronicznie zmagająca się z targającymi ją wewnętrznie uczuciami („Ja już nie wiem, w co mam wierzyć…”) – ktoś, kto w mgnieniu oka stracił coś, co przecież namacalnie istnieje. Veil to persona szalenie trudna i „niewdzięczna” do zagrania, osoba, która musi spróbować odnaleźć się w zupełnie niezrozumiałej sytuacji. Z wszech miar słuszna więc wydaje się konstatacja, iż to zadanie mogło wielokrotnie przewyższyć Greenwooda. Mając to na uwadze, Greenwood na każdym kroku dowodzi, że wskazanie na niego na nie nosiło jakichkolwiek znamion błędu. Czyni to z nawiązką, wzbudzając szczery aplauz.

Wspomniana już tajemniczość zostaje natomiast zgrabnie podkreślona również przez muzykę Marka Snowa (komponował on m.in. do "Z archwium X"). Od razu słychać, że odpowiedzialność za warstwę muzyczną ciążyła na osobie, która już z niejednego pieca chleb jadła.

Całość, o dziwo, została zamknięta w 25 epizodach. Nie doświadcza się więc zbędnego przestoju, przeciągania. Widz nie może przejść na serialem obojętnie – jeśli przypadnie mu do gustu, zaczyna po prostu żyć losami Thomasa. Śmiało mogę wyartykułować, że „Nowhere Man” to najlepsza produkcja, z jaką miałem przyjemność się zaznajomić. Wyrokuję również, iż zdecydowana większość osób, która sięgnie po„Nowhere Mana”, diametralnie zmieni swój sposób patrzenia na seriale pod kątem scenariusza. Z miejsca pocznie znacznie wyżej zawieszać poprzeczkę twórcom, kontrastując oglądane produkcje z „Nowhere Manem”. Nie dziwota, wszak zawsze powinno równać się do najlepszych. A „NM” to spektakl zasługujący na owacje na stojąco.

Polityka

Xell

Odp.: 322
Wyś.: 122.862
Forum zdaje się popadać w lekki marazm, toteż przyda się lekki powiew świeżości, co – jak myślę – gwarantuje ogólna dyskusja na temat polityki – możecie artykułować swoje poglądy, opinie na temat partii bądź bieżących wydarzeń. Spektrum tematów jest wielkie, więc narzucanie sztywnych ram mija się z celem.

***************************************************

Preludium z mojej strony będzie nieco nietypowe. Nie chcąc tworzyć wielostronicowego opracowania na temat wszystkich ugrupowań, na początek wezmę na tapetę SLD (resztę systematycznie uzupełnię).


Obraz

SLD zamierza się obecnie jawić jako odnowiona lewica, zarówno na niwie wiekowej, jak i ideologicznej. Wiek liderów (Wojciech Olejniczak – 32, Grzegorz Napieralski – 32) nie przekłada się na średnią wieku SLD, gdzie znakomita część posłów liczy sobie ponad 50 wiosen. Konstatacja o pokoleniowej zmianie w partii zupełnie nie znajduje więc odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wielu dało się jednak zwieść medialnemu czarowi SLD - przetasowania na górze miały, nie przeczę, tchnąć w Sojusz nowego ducha i w dłuższej perspektywie postawić go na nogi, lecz również zamydlić wyborcom oczy zmianą warty na górze – wynieść na piedestał Olejniczaka i Napieralskiego, a usunąć w cień „zużytych” prominentów (Leszka Millera, Józefa Oleksego i Grzegorza Kurczuka). Podjęto jednocześnie próbę zrzucenia z siebie postkomunistycznego jarzma. Zabieg nie do końca się jednak powiódł, bo Kurczuk wespół ze swym otoczeniem stanowczo i skutecznie zaoponował. On i duża część person z postkomunistyczną przeszłością znalazło swoje miejsce w obecnym sejmie. Ten, kto pobieżnie śledzi scenę polityczną i nie zdobędzie się na prześledzenie kadr SLD, będzie dalej błędnie zakładał, iż Sojusz przeszedł długo oczekiwaną metamorfozę i teraz reprezentują go głównie młodzi, nieskażeni piętnem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Ongiś ktoś słusznie skonstatował, iż w Polsce nic nie ruszy do przodu, póki w czeluści zapomnienia nie przepadną postkomuniści. Swą tezę argumentował głęboko zakorzenioną w czasach komunistycznych mentalnością. Zgadzam się w zupełności. A przeszłość ma kolosalne znaczenie, szczególnie jeśli chodzi o SLD, gdzie bardzo duży odsetek posłów ma pezetpeerowski rodowód:

* Jerzy Szmajdziński (w PZPR w latach: 1973-1990, od 1986 w składzie Komitetu Centralnego);

* Grzegorz Kurczuk (1969-1990, piastował ponadto funkcję inspektora w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Lublinie, później objął stanowisko dyrektora wydziału w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie. „Karierę” zwieńczył jako kierownik wydziału Komitetu Wojewódzkiego w PZPR w Lublinie)

* Jolanta Szymanek Deresz (od 1979)

* Jacek Piechota (1978-1990;)

* Janusz Zemke (1969-1990, I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego w Bydgoszczy)

* Kazimierz Chrzanowski (1973-1990, przewodniczący Małopolskiej Rady SLD)

* Witold Gintowt-Dziewałtowski (1968-1990; w latach 1981-1986 - I sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR w Elblągu)

* Wiesław Jędrusik (1967 do 1990; 1975-1982 był I Sekretarzem Komitetu Gminnego PZPR w Psarach, a od 1982 do 1990 w Będzinie.)

* Jan Kochanowski (1968 do 1990; w latach 1988-1990 kierownik kancelarii KW PZPR w Gorzowie Wielkopolskim.)

* Marek Strzeliński (1979-1990; sprawował funkcję sekretarza KW PZPR w Łomży w 1984, zaś od 16 października 1986 do sierpnia 1990 pełnił funkcję wojewody łomżyńskiego)

*Krystian Łuczak (do 1990, od 1981 do 1989 był I Sekretarzem KW PZPR we Włocławku)

* Piotr Gadzinowski (1981-1990)

* Ryszard Kalisz

* Tadeusz Iwiński

* Ewa Maria Janik

* Janusz Krasoń (1979 do 1990)

* Joanna Senyszyn (lata 70)

* Grzegorz Woźny – PZPR

* Zbigniew Zaborowski (1977-1990)

* Sławomir Jeneralski – pełnił służbę w organach bezpieczeństwa PRL

* Bogusław Wontor – wsławił się wizytą u zaprzyjaźnionej młodzieżówki komunistycznej na Kubie, sam należał do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej (ZSMP)

Bajanie o postawieniu grubej kreski i notoryczne zamiatanie niechlubnej historii pod dywan nie zda egzaminu. Ubolewam, że wzorem np. Czech nie przeprowadzono w Polsce dekomunizacji z prawdziwego zdarzenia. Tam nie ukręcano sprawie łba, tylko zdecydowano się twardo wyjść naprzeciw problemowi. U nas koleje losu potoczyły się inaczej i dziś już szczerze powątpiewam, czy dziejowej sprawiedliwości stanie się zadość. Skończy się zapewne, jak zwykle, na szumnych zapowiedziach, które już zostały wyartykułowane. Nie wolno jednakże absolutnie zapominać, iż pryncypialnym celem PZPR było propagowanie, krzewienie i ugruntowanie komunizmu w Polsce. Z wszech miar słuszna jest zatem konstatacja, iż ten, kto dobrowolnie wstępował w jej szeregi, automatycznie aprobował główne postulaty partii. Osobiście nie godzę się więc na to, aby wybielać przeszłość członków PZPR i zrzucać z ich barków haniebne brzemię pezetpeerowskiej przeszłości. Wyborca ma zaś pełne prawo prześwietlić „zawodowy” życiorys parlamentarzystów i kandydatów ubiegających się o sprawowanie poselskiego mandatu pod każdym kątem.

Dziś natomiast SLD nieudolnie próbuje ewoluować z klubu postpezetpeerowskiego w nowoczesną, laicką lewicę. Na paradoks zakrawa fakt, że postkomuniści usiłują kreować się na piewców wolności, równości i tolerancji. Pozostaje powinszować pamięci, panowie (i panie) posłowie…


Obraz

Ostatnimi czasy, po wyborach samorządowych, wyrokowano, iż lewica ponownie staje na nogi. Jednym z głównych rozgrywających powstającej z martwych lewicy okrzyknięto Marka Borowskiego. Lider SDPL stanął w szranki z Kazimierzem Marcinkiewiczem i Hanną Gronkiewicz – Waltz i mimo, że nie odniósł zwycięstwa, osiągnął niezgorszy wynik. Warto w tym miejscu poświęcić tej postaci nieco uwagi.

Borowski ochoczo oddaje się logicznym łamigłówkom. Wspominam o tym nie bez kozery, bo za na ogół chłodną i stonowaną facjatą przewodniczącego Socjaldemokracji Polskiej kryje się nielichy intelekt. Dowiódł tego, plasując się na trzecim miejscu w Narodowym Teście IQ wśród znanych osobistości. Borowski jawi się jako dobry interlokutor – zazwyczaj sięga po merytoryczne argumenty, nie daje się łatwo zbić z tropu, ale – jak przyznaje Józef Oleksy, z którym Borowski współpracował w Sojuszu Lewicy Demokratycznej - jego kostyczność implikuje nieumiejętność przyjmowania kontrargumentów.

Wizerunek kreowanego na lidera odradzającej się lewicy Borowskiego mocno mąci przeszłość. Jan Lityński (Partia Demokratyczna), z którym Borowski uczęszczał do jednej klasy, wyznał na łamach „Wprost”, że bardzo hołubił on komunistyczne ideały. W wieku 21 lat wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, skąd po roku został usunięty za wspomaganie studenckich strajków. Jak wieść gminna niesie, nie porzucił jednak ojcowskich wzorów i nie opuścił szeregów Związku Młodzieży Socjalistycznej. Po siedmiu latach ponownie został przyjęty w poczet członków PZPR, gdzie prawie dorobił się ministerialnej teki (ministerstwo rynku wewnętrznego). Aż do okresu transformacji ustrojowej przebywał w PZPR. W 1990 roku kładł podwaliny do budowę Socjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej (SdRP) – spadkobierczyni PZPR, w której odnalazła się lwia część działaczy tej formacji. Kilka lat później SdRP przekształciła się we wszystkim dobrze znany SLD – ugrupowanie o ewidentnie pezetpeerowskim rodowodzie.

Cieniem na zarysowanym już portrecie byłego marszałka Sejmu kładzie się również rejterada z SLD, która odbyła się oczywiście pod deklamatorskimi hasłami renesansu na lewicy. Wiem z autopsji, że ideowi ludzie lewicy mają mu za złe ucieczkę z tonącego okrętu i powołanie do życia Socjaldemokracji Polskiej. Nowa formacja nie zaskarbiła sobie zaufania społeczeństwa, znajdując się na marginesie życia politycznego w kraju. Borowski poniósł spektakularną klęskę w wyborach parlamentarnych. Osobom, które po dziś dzień czują się oszukane i zdradzone wyjściem Borowskiego z SLD, w niesmak było jego ponowne bratanie się z Sojuszem. Wszak, jak mówił Olejniczak, on sam wolał uzdrawiać lewicę w łonie macierzystej partii, nie zaś szukając poparcia gdzie indziej i zostawiać politycznych przyjaciół w potrzebie…

Serce czy rozum?

Xell

Odp.: 27
Wyś.: 14.181
Serce czy rozum?

Zawsze na piedestale stawiałem uczucia. Sfera duchowa odgrywa dla mnie rolę pryncypialną, usuwając w cień racjonalizm. Ludzkie emocje, zagłębianie się w arkany duszy człowieka, kontemplacja której podłożem jest duchowość – to cenię znacznie bardziej niźli hołdowanie li tylko prawdom rozumu. Racjonalizm spłyca życie, odrzucając pierwiastek uczuciowości. Egzystencja, która świadomie jest tego pozbawiona, traci swą sól. Refleksja często przeszywa ludzkie serce niczym zaskakujący miecz, lecz umożliwia nam spojrzenie na świat zupełnie innymi oczyma – odziera materialistyczną i oschłą racjonalną powłokę życia, sprawiając, że naprawdę możemy się w nim zanurzyć.

Czy rozum pozwala usłyszeć przepełniający smutkiem szum wiatru?
Czy rozum pozwala zagłębić, dlaczego pejzaż pięknego lasu budzi uczucie bezdennego żalu i tęsknoty?
Czy rozum udziela odpowiedzi na pytanie, dlaczego widok spadających liści rodzi nostalgię?

Nie…

Eutanazja

Xell

Odp.: 36
Wyś.: 15.810
Większość osób w naszym kraju jest chrześcijanami. Ja też jestem chrześcijaninem, choć nie katolikiem. Więc osoby chore (...) umierają z myślą, że już niedługo pełni życia będą się radować przy Stole Pańskim, i śpiewać „Hosanna” z aniołami, zapominając o troskach tego, nieszczęsnego padołu łez.
Czy to jest złe?
Nie sądzisz, Szarak, że nie można myśleć o „radowaniu się przy Stole Pańskim”, odrzucając cierpienie? Nie sposób mówić o chrześcijaństwie, abstrahując od cierpienia, którego arkany są nierozerwalnie związane z wiarą. Czy nie jest to negowanie jednej z największych tajemnic chrześcijaństwa?

Aborcja

Xell

Odp.: 151
Wyś.: 63.232
Wybacz, Megane, ale zupełnie nie masz racji. Odmawiasz mi, jako facetowi, prawa do odczuwania prawdziwego bólu, cierpienia i smutku z powodu morderstwa dokonanego na dziecku. To kobieta jest "fizycznie" bliżej maleństwa, lecz to nie zwalnia mnie z obowiązku dźwigania brzemienia odpowiedzialności za życie i stawania w jego obronie jako wartości największej. Do tego obliguje mnie człowieczeństwo. Deprecjonowanie roli mężczyzny, w których także, nie przeczę, trzeba wymierzać ostrze krytyki za skrajną nieodpowiedzialność i zło wyrządzane kobietom, wiedzie do uczynienia z niego w dyskursie na temat aborcji postaci drugoplanowej, pozbawionej możliwości zabierania głosu. Tymczasem w nim również rodzą się uczucia i nawet jako osoba postronna, jeśli stanowczo sprzeniewierza się aborcji, ma moralną powinność wyrazić stanowczo swą dezaprobatę. Decydowanie o ludzkim życiu w żadnym wypadku nie może być domeną tylko jednej strony.

Aborcja

Xell

Odp.: 151
Wyś.: 63.232
Obecnie polskie prawo dopuszcza wykonanie aborcji w trzech sytuacjach: uszkodzenia płodu, gwałtu i zagrożenia życia (i zdrowia) matki.

Osobiście nie godzę się na aborcję w dwóch pierwszych przypadkach. Gwałt na kobiecie jest rzeczą straszną, odciska na niej mocne i trwałe piętno, ale dziecko nie może ponosić odpowiedzialności za tę tragedię. Ono nie nosi znamienia winy. Kobieta ma prawo decydować o sobie, lecz w chwili zapłodnienia nie odpowiada już tylko za siebie - także za osobę, która ma przyjść na świat. Przyszła matka dźwiga na sobie ogromne brzemię, jednak absolutnie nie powinna starać się zrzucić jarzma cierpień kosztem ludzkiego życia.

Jakkolwiek kontrowersyjnie zabrzmi to, co pragnę wyartykułować, nie boję się już teraz ferować niniejszych wyroków. Aby mocniej naświetlić swój pogląd, posłużę się przykładem, jaki może się każdemu z nas przytrafić w przyszłości. Wyobraźmy sobie, że pojąłem już wybrankę swego serca za żonę, układa nam się znakomicie (uczuciowo, kwestie materialne tu pomijam). Pewnego dnia pada ona ofiarą gwałtu. Zachodzi w ciążę, zamierza ją usunąć. Targają mną sprzeczne emocje, rodzą się moralne rozterki. Decydować się na aborcję? Kocham ją, chcę jej szczęścia, lecz ona pragnie zabić niewinną istotę. Powtarza ponadto, abym wreszcie się zadeklarował, przedsięwziął jakieś kroki. Nie zaaprobowałbym tej decyzji. Poczęłaby dziecko, zaś później prawdopodobnie spakowała manatki, mówiąc, iż zmarnowałem życie jej i swoje. Co zrobiłbym z maleństwem? Tu już trudno zawyrokować, nie jestem w stanie na to odpowiedzieć.

Tak, to tylko słowa. Ale one płyną z głębi serca.

Nikt nie może uzurpować sobie prawa do decydowania o losie niewinnego człowieka – nieważne, czy przyjdzie on na świat chory. Niepełnosprawni wielokrotnie okazują się ludźmi znacznie wartościowszymi, o czym miałem niewątpliwą przyjemność przekonać się sam; wiele możemy się od nich nauczyć. Padają również pytania: „Chcesz widzieć, jak twoje dziecko się męczy, dzień w dzień upada, bo nie jest w stanie poruszyć się o własnych siłach, ma problemy z mówieniem, itp.”. Wypowiedź, która na pozór emanuje troską o tę osobę i o potencjalnego rodzica, zawiera ziarenko egoizmu. Nie rodzic odgrywa tu pryncypialną rolę, tylko chora latorośl. Niejedna osoba dzięki temu, że rodzic obdarzył je szczerą miłością, potrafi, pomimo swoich fizycznych (i nie tylko) ułomności, płynąć pod prąd, zwalczając przeciwności losu. Chwyta rękawicę rzuconą przez życie - ono, które znajduje się w jeszcze trudniejszym położeniu niż rodzic. Ma pełne prawo poznać smak egzystencji. Skreślanie z definicji zawsze będzie czymś niepomniernie przykrym.

DB Nao - Wasza opinia

Xell

Odp.: 51
Wyś.: 255.131
DB Nao zawsze jawiło się w moich oczach jako strona dobrze prosperująca. Posypię głowę popiołem i szczerze przyznam, że ongiś, gdy (faktycznie) sprawowałem pieczę nad DBEW, zazdrosnym okiem spoglądałem na ilość i jakość informacji zamieszczonych w serwisie. Z niekłamaną przyjemnością cyklicznie odwiedzałem witrynę, stawiając ją na piedestale - obok takich tuzów jak Kame House i DB-Tenshin. Miło, Gotenks, że nie poszedłeś w ślady "kolegów po fachu" i nie porzuciłeś definitywnie swojego dzieła.

Uczucia

Xell

Odp.: 29
Wyś.: 12.592
Mistrzu, oceniając moją skromną osobę, skonstatował, iż nie odkryłem jeszcze swoich kart na forum. Pozwolę więc sobie uchylić rąbka tajemnicy…

Jakie [uczucie] dominuje w Waszym życiu?
Specyficzne uczucie splinu (nie mające swych korzeni w poczuciu bezwartościowości życia). Bardzo często pogrążam się w zabarwionych melancholią myślach, podróżując ku samemu sobie. Naznaczona tajemniczością „wyprawa” pozwala odkrywać arkany własnego serca – kto raz jej zasmakował, nie chce przerywać. Przyjaźń? Moimi najwierniejszymi przyjaciółkami są melancholia i samotność. Szkoda, że wielu ochoczo utożsamia samotność z brakiem towarzystwa. Sprowadzenie jej do słabości relacji interpersonalnych oraz niskiej samooceny pozostaje dużym uproszczeniem. Hołdując tej tezie, abstrahuje się bowiem od istotnej kwestii – zupełnie pomija się fakt, iż samotność bywa również treścią duszy człowieka, co implikuje chęć upajania się nią. Wiodąc życie samotnika, podejmuję świadomą decyzję, która nie jest uwarunkowania nieumiejętnością podtrzymania nawiązanych kontaktów. Mam grupkę dobrych znajomych, kolegów, lecz nie odczuwam konieczności dłuższego obcowania z ludźmi (poza najbliższą rodziną).

Samotność nie jest też jednoznaczna z zamknięciem się na potrzeby innych. Wprost przeciwnie...

Mel Gibson a antysemityzm

Xell

Odp.: 4
Wyś.: 2.901
Gibsona cenię nie tylko za niekwestionowany kunszt aktorki, ale również za człowieczeństwo. Jako jeden z nielicznych w szeroko rozumianym amerykańskim show biznesie potrafi niezmiennie hołdować swym moralnym przekonaniom. Nie zabiega o pozorną sławę; nie jawi się jako skandalista, nie szuka romansów, które tak pochłaniają prasę bulwarową i podsycają ogień zainteresowania opinii społecznej – tylko raz stanął na ślubnym kobiercu, dochował się siedmiu latorośli. - Ja osobiście nie uznaję ostatnio tak modnego relatywizmu moralnego. W najważniejszych sprawach czarne jest czarne, a białe białe. A największą wartością jest rodzina. Tym samym wyróżnia się na tle kolegów/koleżanek po fachu, jest osobą z zupełnie innej bajki. Gibson nie hołubi innych także swym katolickim tradycjonalizmem. - Jestem po prostu rzymsko-katolikiem z pierwszej połowy lat 60-tych. Niejednokrotnie w kuluarach dworowano sobie z jego religijności, zwąc go bigotem. Adwersarze z niekłamaną satysfakcją rugają jego ojca, Hutton’a, który permanentnie kwestionuje postanowienia Soboru Watykańskiego II (m.in. wprowadzenie języków narodowych do liturgii w miejsce łaciny, ekumenizm). Gibson senior niejednokrotnie w swej krytyce Watykanu posuwał się za daleko. To jednak nie usprawiedliwia faktu, że wielu nieprzychylnych Melowi person z zaciętością godną lepszej sprawy usiłuje wbić klin pomiędzy niego a ojca. Imanie się takich praktyk jest godne pożałowania.

Absolutnie nie cechuje mnie awersja do Żydów, daleki jestem od kreowania spiskowych teorii z nimi w roli głównej. Słowa wypowiedziane przez Mela Gibsona niewątpliwie zasługują na napiętnowanie. Wszelako Gibson pokajał się, posypał głowę popiołem, nie poprzestając na lapidarnych przeprosinach. Niejednokrotnie zarzucano mu antysemityzm, więc nie dziw, że Anti-Defamation League nawołuje do bojkotu aktora – wszak ta organizacja twierdziła, iż „Pasja” jest zanurzona w klimacie osiemnastowiecznego katolickiego mistycyzmu i stanowi wielkie oskarżenie Żydów o zabójstwo Jezusa. Teraz potępia go w czambuł, co zdaje się stanowić naturalną kolej rzeczy.

Właśnie już przy produkcji „Pasji” środowiska skupione wokół A-DL (i, niestety, nie tylko - również wielu chrześcijan, w tym duchowni) podnosiły larum, wieszcząc, iż film może fałszować historię i potęgować nienawiść do Żydów. Błędnie wyrokowano, że Gibson będzie się starał przemycić antysemickie przesłanie, co implikować miał jego katolicki tradycjonalizm. - Oczywiście, że nie jestem antysemitą! Jeszcze coś - dla mnie to jest przeciw dogmatom mojej wiary. Być rasistą w jakiejkolwiek formie, być antysemitą jest grzechem. Nie uwierzono mu, wciąż atakując dzieło, które nie ujrzało jeszcze świata dziennego. Do dziś nikt nie przeprosił Mela za niesłuszne oskarżenia. Nie dziwota, wszak uderzyć się w piersi to wyczyn nie lada. A przecież Ari Emanuel i znakomita większość jego kompanów i tak już dawno postawiła na nim krzyżyk.

Gibson potrafi przyznać się do słabości, w tym także do alkoholizmu. Upadał wielokrotnie. Nie załamuje rąk, tylko podejmuje rzuconą przez życie rękawicę. - Wciąż nie jestem wolny od wad, jednak wiara pozwala przezwyciężać mi moje słabości. Żywię głęboką nadzieję, że i tym razem wyjdzie z narastających opresji z podniesioną głową. To również stanowi probierz wartości człowieka.

Mel Gibson a antysemityzm

Xell

Odp.: 4
Wyś.: 2.901
Pozwalam sobie umieścić niniejszą wiadomość w tym dziale, bowiem ma związek z jednym z bardziej utytułowanych aktorów.

Mel Gibson w piątek został aresztowany pod zarzutem prowadzenia samochodu po spożyciu alkoholu. Na tym się jednak nie skończyło. Aktor użył również antysemickich słów. - Mam spieprzone życie - miał powiedzieć Gibson zgodnie z relacją policjanta Jamesa Mee. - Cholerni Żydzi. To oni są odpowiedzialni za wszystkie wojny na świecie.

Mel Gibson w specjalnym oświadczeniu przeprosił za użycie antysemickich słów podczas swojego aresztowania za jazdę po pijanemu.

"Nie ma żadnego wytłumaczenia i nie powinno być żadnej tolerancji dla kogoś, kto wypowiada antysemickie uwagi.

Chcę przeprosić wszystkich członków żydowskiej społeczności za jadowite i krzywdzące słowa, które powiedziałem policjantowi w noc, kiedy zostałem zatrzymany pod zarzutem jazdy po pijanemu.

Jestem osobą publiczną, więc jeśli mówię coś - czy jest to najpierw przemyślane, czy wyrzucone z siebie w chwili bezmyślności - moje słowa odbijają się szerokim echem w sferze publicznej.

W związku z tym, muszę przyznać się do osobistej odpowiedzialności za swoje słowa i przeprosić bezpośrednio tych, których nimi skrzywdziłem i obraziłem.

Zasady, w które wierzę, zmuszają mnie do obrania dobroci i tolerancji jako postawy życiowej.

Każdy człowiek jest dzieckiem Boga i chciałbym czcić swojego Boga poprzez szanowanie jego dzieci. Wiedzcie, i mówię to z głębi serca, że nie jestem antysemitą. Nie jestem bigotem. Nienawiść w stosunku do kogokolwiek jest sprzeczna z moją wiarą.

Nie proszę jedynie o wybaczenie.

Chciałbym pójść o krok dalej i spotkać się z liderami żydowskiej społeczności, z którymi mógłbym porozmawiać w cztery oczy, by znaleźć odpowiednią drogę do wyleczenia.

Rozpocząłem program odwykowy i teraz zdaje sobie sprawę, że nie mogę uczestniczyć w nim bez ich pomocy.

Jestem w trakcie dochodzenia do rozumienia, skąd pochodziły te okropne słowa podczas owego pijackiego incydentu i proszę żydowską społeczność, którą osobiście uraziłem, by pomogła mi w mej drodze ku wyzdrowieniu.

Jeszcze raz proszę was o pomoc. Wiem, że będzie wśród tej społeczności wielu, którzy nie będą chcieli mieć ze mną nic wspólnego i jest to zrozumiałe.

Ale modlę się, by drzwi nie były na zawsze zamknięte.

Tu nie chodzi o film. Ani o wolność artystyczną. Tu chodzi o prawdziwe życie i poniesienie konsekwencji za krzywdzące słowa.

Tu chodzi o życie w harmonii w świecie, który zdaje się, że oszalał."



Skrucha jednak nie wystarczyła, aby ułagodzić amerykańską organizację Jewish Anti-Defamation League, która zaczęła nawoływać do bojkotu aktora. Do tej akcji przyłączył się także Ari Emaneul, jeden z najbardziej wpływowych agentów w Hollywood, który nawołuje hollywoodzkich producentów do bojkotowania projektów Mela Gibsona.

- Ludzie w branży powinni pokazać, że rozumieją powagę sytuacji poprzez ignorowanie Mela Gibsona i odmowę współpracy z nim - powiedział agent. - Nawet jeśli to będzie oznaczało pewne ofiary. Kiedy osoba tego autorytetu co Gibson czyni antysemickie uwagi sprawa jest zupełnie innego kalibru niż gdy czyni je osoba nieznana.

W związku z sytuacją jeden z projektów Gibsona, serial o holokauście, najprawdopodobniej nie zostanie zrealizowany. Za kilka miesięcy na ekrany wejdzie nowy film w reżyserii Gibsona "Apocalypto".
Czekam na komentarze, bo ta sprawa na pewno odbije się szerokim echem nie tylko w świecie szeroko rozumianego show - biznesu.

Kościół, a książki fantasy

Xell

Odp.: 19
Wyś.: 10.935
Nie podzielam obaw papieża Benedykta XVI co do Pottera. Pobudzanie wyobraźni, rozbudzanie zainteresowania fantasy nie musi wcale wieść do wykiełkowania w sercu ziarna okultyzmu. Przeciwnie, lepsze, głębsze zaznajomienie się z tematyką pozwala na drodze przemyśleń wyrobić sobie własne sceptyczne zdanie, m.in. właśnie o okultyzmie.

Pozwolę sobie jeszcze na małą dygresję odnośnie papieża. Dziwię Ci się niepomiernie, Xan. Wyczytywanie połajanek pod adresem Benedykta XVI wprawiło mnie w konsternację – wszak jawisz się jako orędownik wiary chrześcijańskiej. Nikt nie każe Ci bezwiednie aprobować papieskich słów, lecz miast wymierzyć w niego ostrze krytyki – zwyczajnie mu urągasz („skończony dupek”, „szczurzy spust”, „kretyn”). Takie zachowanie mnie osobiście mierzi i bez cienia wątpliwości nie licuje z postawą człowieka wierzącego.


Drake Phoenix napisał(a):
Jak to u mnie mówią są Ludzie i parapety . Jeden został nawet papieżem , a paru innych rzadzi naszym krajem. Napisze tak:
PATOLOGIA I PARONOJA.
Powinszować konstruktywnej krytyki papieża...

Seriale

Xell

Odp.: 66
Wyś.: 39.361
Pozycją obowiązkową dla widza ceniącego sobie oryginalność i kunszt scenarzystów jest "Bez przeszłości" ("Człowiek, którego nie ma"). Serial wyróżnia przede wszystkim niesztampowa fabuła - enigmatyczność przykuwa do ekranu, świetnie podsyca ogień zainteresowania.

Definicja szczęścia

Xell

Odp.: 24
Wyś.: 10.751
Esencją szczęścia jest zachowanie człowieczeństwa.

Są dwa rodzaje szczęścia. Pierwsze – złudne, iluzoryczne, ma swe korzenie w hedonizmie. Człowiek, jako istota skłonna do ułomności, lubi czerpać zeń pełnymi garściami, szafując słowem „szczęście” przy opiewaniu chwilowych przyjemności. Jego działania determinuje wówczas jedynie chęć zasmakowania rozkoszy. Sprzeniewierza się on tym samym temu, co jest kwintesencją człowieczeństwa (drugie) i czego w głębi serca człowiek łaknie – miłości, bliskiego, nie ukierunkowanego tylko na doznania cielesne kontaktu z drugą osobą, zrozumienia, szczerego pragnienia szczęścia innych, oddania się kontemplacji. Pierwiastek hedonizmu jest zakorzeniony w każdym, lecz naszym zadaniem pozostaje dążenie do jego poskromienia. W sukurs nierzadko przychodzi sumienie – hedoniści bowiem za wszelką cenę usiłują je zagłuszyć; zbyć moralne rozterki, uciec od nękających pytań. Tłamsząc w sobie uczucia, nie zważając na rozdarcie, szukają usprawiedliwienia swych czynów. Prawdziwe szczęście nie nakazuje również omijania dróg cierpienia. Cierpienie jest w stanie skierować nasze życie na inne tory i, co najważniejsze, sprawić, że w przyszłości szczęście będzie pełniejsze. Alienacja od wszechobecnego bólu i gloryfikowanie własnego ja, skupienie się jedynie na sobie wiedzie do uzyskania szczęścia pozornego. Kreśli się wtedy obraz niekompletny, gdyż nie dysponuje się pełną paletą barw. Cieszenie się codziennością nie zasługuje na napiętnowanie, jeśli nie przesłania nam szczęścia płynącego z człowieczeństwa.

Tolerancja

Xell

Odp.: 52
Wyś.: 22.116
pensar napisał(a):
Oponujesz przeciwko generalizacji i szufladkowaniu, a sam robisz to samo. Być może są osoby czy organizacje, których celem i pasją jest deprecjacja wartości i pozycji Kościoła ale nie jest to regułą wśród środowisk liberalnych.
Jednym z nieukrywanych priorytetów środowisk liberalnych (światopoglądowo) sensu stricto (abstrahuję więc od formacji typu Platforma Obywatelska) jest kwestionowanie zasadności nauczania Kościoła Katolickiego oraz negowanie istnienia Boga. Jeśli to zadanie im się powiedzie, laicyzacja, która ma stanowić zwieńczenie ich działań, będzie faktem. Dążą do tego środkami, o jakich wspomniałem. To już ma miejsce, czego ewidentnie dowodzi Europa Zachodnia. Naprawdę nietrudno wyciągnąć wnioski, obserwując to, co się dzieje na Starym Kontynencie. Nie ma to nic wspólnego z generalizowaniem.
Strony: 1, 2  
Przejdź do:  
DB NaoForum DB NaoAninoteAnimePhrasesDr. Slump
Powered by phpBB
Copyright © 2001-2024 DB Nao
Facebook