-Chodź - powiedział któregoś dnia do Valentine. - Odlećmy stąd i żyjmy wiecznie
Więc idź, są światy inne niż ten...
Przypadkiem rzecz biorąc w owym okresie życia byłam tak naładowana uczuciami i emocjami, że wyżywałam się pisarsko, aby tylko nie wybuchnąć.
Kawałek nie jest perfekcyjny, widzę dużo niedociągnięć, ale mimo wszystko ma dla mnie szczególne znaczenie i podoba mi się. Właśnie w takiej formie, jak jest.
Zapraszam.
Następnym razem wrzucę komedyjkę, obiecuję, jak Boga kocham i piekła się boję.
***
Każdego dnia w rozległych lasach gdzieś na końcu świata młoda dziewczyna spacerowała wśród drzew, a wiatr rozwiewał jej długie, brązowe włosy. Śmiała się i śpiewała, delikatna jak podmuch wiatru, piękna i nierzeczywista. Co dzień przechodziła przez małą polankę z krystalicznym strumieniem przepływającym środkiem, przystawała na chwilę, a potem lekkim krokiem szła dalej, nie zważając na nic, ciesząc się i radując.
Pewnego dnia dojrzała w lesie chłopaka – spokojny, zamyślony, siedział na tej polanie i niebieskimi oczami wpatrywał się w strumień. Włosy miał czarne, opadające gładko na czoło, a twarz jego wyrażała spokojną zadumę.
- Kim jesteś? – Zapytała ciekawie, podchodząc bliżej i przyglądając się chłopakowi.
- Jestem Nen – odpowiedział on nie dziwiąc się niczemu. W głosie jego słychać było szum najdalszych mórz i szelest leśnych strumieni.
- A ja jestem Nar – roześmiała się i usiadła na brzegu strumienia, mocząc w nim nogi.
Spojrzał na nią przenikliwym wzrokiem.
- Nar, co robisz sama w lesie?
- Co dzień tu przychodzę… ja nie boję się lasu – odpowiedziała wesoło.
- Ja też co dzień tutaj bywam.
- Nigdy cię nie widziałam – zdziwiła się.
- Może dopiero teraz zdołałaś mnie zobaczyć – odpowiedział on. – Ja widywałem cię zawsze, od wielu lat.
Przekrzywiła głowę.
- Może – zaśmiała się perliście i niefrasobliwie – ja wielu rzeczy nie widzę. Ale nie przeszkadza mi to, bo wciąż krążę, nigdzie nie zatrzymuję się na dłużej. Nie muszę widzieć.
- A ja wciąż stoję w miejscu – powiedział cicho chłopak.
Potem już nikt nic nie mówił. Siedzieli przy strumieniu, każde zatopione w swoich myślach. Ale podczas gdy przez jej twarz przechodziły wszelkie emocje, on nie wyrażał nic, wpatrując się przed siebie.
A po długim czasie dziewczyna wstała.
- Muszę iść – powiedziała, uśmiechając się szeroko i podskoczyła na jednej nodze.
- Zostań – poprosił cicho.
- Po co?
- Żeby mnie kochać – wyjaśnił spokojnie.
- Ja cię kocham – odparła na to radośnie. – Ja wszystkich kocham, cały świat, ciebie też!
- Kochaj mnie miłością jedyną.
- Nie mogę – przeprosiła i zrobiła smutna minę – ja jestem ogniem, spaliłabym cię. Nie mogę trwać w miejscu, musze być w ciągłym ruchu!
- Ja jestem wodą, nigdy nie spłonę.
- Ale też nigdy nie zapłoniesz! – Roześmiała się. – A ja mogę kochać tylko tego, który zapłonie ogniem równie silnym jak ja!
To powiedziawszy odeszła radośnie, tańcząc i śpiewając w blasku słońca, a on siedział dalej przy strumieniu i wciąż wpatrywał się przed siebie.
Tak minęło kilka lat. Nar przemierzyła cały świat wzdłuż i wszerz, poznając wszystkie okrucieństwa człowieka, wciąż szukając, wciąż czekając i z nadzieją patrząc w przyszłość. Co działo się z Nenem, tego nie wiedziała. Nie obchodziło jej nic, nigdzie nie zatrzymała się na dłużej. I wciąż nie mogła znaleźć kogoś, kto zapłonąłby równie mocnym ogniem jak ona.
Po długim czasie pełnym rozczarowania powróciła do tamtego lasu. Nie była już taka sama, jej niewinność skalana została brudem całego świata, jej czysta i egoistyczna radość stłumiona przez cierpienia innych. Także i ona cierpiała, zwłaszcza później, widząc jak głupia była u zarania swych dziejów, gdy obchodził ją tylko śmiech i zabawa. A on siedział dalej w tym samym miejscu, sprawiając wrażenie, jakby nigdy się stamtąd nie ruszał. Również zmienił się – policzki mu zapadły, a oczy straciły swój blask.
- A więc w końcu wróciłaś, Nar – powitał ją.
- Witaj, Nen – odpowiedziała. Tym razem nie uśmiechała się. Oduczyła się śmiechu.
Usiadła koło niego.
- Przemierzyłam cały świat – powiedziała cicho – ale nigdzie nie znalazłam ukojenia.
- Są światy inne niż ten – odparł.
- Ale w nich nie ma ciebie – wyszeptała.
Powoli spojrzał na nią. Oczy już nie były tak niebieskie, jak kiedyś, teraz przypominały zachmurzone niebo.
- Jestem wodą. Zgaszę cię – rzekł spokojnie głosem pełnym rezygnacji.
- Bez ciebie mój ogień sam się wypala – położyła mu rękę na policzku. Dłonie miała chłodne, nie tak gorące jak kiedyś. – Czy czujesz?
- Jesteś ogniem, twoim przeznaczeniem jest płonąć.
- Woda również potrafi być gorąca! – zawołała zapalczywie.
- Woda również potrafi parzyć.
- Nic nie jest w stanie sparzyć ognia!
Nen po raz pierwszy w życiu uśmiechnął się.
- Zawsze walczysz do samego końca.
- I będę walczyć nawet dzień dłużej. Nauczyłam się wiele przez te lata. Już nie jestem taka, jak wtedy. Teraz potrafię widzieć. Teraz chcę widzieć.
Spojrzała mu głęboko w oczy, a w spojrzeniu tym były wszystkie jej uczucia. Mógł w niej czytać jak w otwartej księdze, a choć napisana była w innym języku, on znał ten język.
Ujął jej dłoń i pocałował. Uśmiechnęła się z wahaniem.
- Więc jak…? Odlećmy stąd i żyjmy wiecznie…? – Zapytała niepewnie.
- Nie – pokręcił głową, wpatrując się w nią, a w oczach, oczach niebieskich jak najczystszy strumień miał ogień. – Zostańmy tutaj i bądźmy szczęśliwi.
***