"Bleacha" polecano mi z wielu stron, więc w którymś momencie wyznaczyłam sobie datę 1 kwietnia 2009 (rok po "Naruto") na rozpoczęcie oglądania. Według opinii znajomych anime to może przysporzyć niebagatelnych przeżyć - uznałam więc, że nie będę się z nim zapoznawać w środku manii Narutowej (która zresztą nie przeszła), a dam mu odpowiednie warunki. A także odpowiednie warunki sobie - do delektowania się. W jedenaście dni obejrzałam wszystkie 214 odcinków i nareszcie mogę się wypowiedzieć, a na to miałam ochotę cały czas.
Wszyscy wyżej wspomnieni ludzie, którzy mnie na "Bleacha" namawiali, siedzą także po uszy w "Naruto". W ogóle wszędzie w necie porównuje się te dwa anime ze sobą, stawia na jednej półce - i tak dalej. Postanowiłam sobie jednak, że tego posta - choćby było trudno - postaram się napisać, nie patrząc przez pryzmat "Naruto". Najwyżej w dalszej części zamieszczę jakieś wnioski - no i przy postaci Ishidy sobie odpuszczę.
Nie ulega wątpliwości, że "Bleach" ma rozmach. 214 odcinków (anime), które wraz z fillerami zawierają w sobie praktycznie jedynie cztery wydzielone opowieści - a jakieś 150 odcinków zawierających właściwie dwie historie - to wskazuje na niebagatelny wkład/nacisk autora na rozwój akcji. Animacja jest ładna, a na postacie miło się patrzy. Ścieżka dźwiękowa pasuje do klimatu serialu, a wspomiany wyżej "Soundscape to ardor" - w połączeniu z obrazem - miażdży. Podobnie jest z najbardziej charakterystycznym utworem muzycznym - "On The Precipice Of Defeat", który robi wrażenie od pierwszego usłyszenia. Warto wspomnieć o "Number One", który w wersji instrumentalnej robi doskonałe udźwiękowienie do starć i walk. Z resztą muzyki dopiero się zapoznaję, ale nie mogę nie wspomnieć o "Asterisk", utworze z pierwszego openingu serii, który jest bardzo pozytywnym kawałkiem i doskonałym rozpoczęciem przygody w "Bleachem".
Albowiem "Bleach" nie jest ani eposem, ani szczególnie głęboką historią - jest to seria na swój sposób lekka, pozytywna, humorystyczna. Jeśli się to zrozumie, nie będzie się miało problemów z odbiorem, tak myślę. Ja się nastawiałam na epos i było mi ciężko. Przyznam szczerze, że naprawdę trudno mi się to anime oglądało - a kiedy człowiek sobie postanowi obejrzeć taki serial w ciągu 10-12 dni, nie może sobie od niechcenia oglądać po 5 odcinków dziennie. Pod względem dopracowania "Bleach" nie jest ideałem - fabuła (choć ciekawa i z założenia wielowątkowa) kuleje, pełno jest hokus-pokus i mało przekonujących rozwiązań, akcja idzie naprzód mocno standardowym torem, a przede wszystkim Oni-Się-Ciągle-Biją! Nie wiem dlaczego, ale "Dragon Balla" oglądało mi się znacznie lepiej, a otooto może potwierdzić, że w roku 2001 w wakacje obejrzałam DBZ i GT w ciągu dwóch tygodni i rozemocjonowana siedziałam przed wideo od rana do nocy.
Największą siłą tego serialu są humor i bohaterowie. Humor jest śmieszny, a bohaterowie - choć także (niektórzy przynajmniej) zbyt standardowi bądź niedopracowani, bądź wręcz idiotycznie skonstruowani - przyciągają uwagę. O bohaterach będzie, tradycyjnie, więcej. Niezmiernie podoba mi się koncepcja różnorodności postaci - to nie jest jednolita grupa, w której każdy stanowi indywidualność, jednak na takich samych zasadach i punkcie wyjścia (patrz: ninja albo czarodziejki-wojowniczki), ale zbitek całkowicie różnych charakterów, którzy odgrywają różne role. Widać to na przykładzie głównej piątki bohaterów, z których każdy posiada inne moce: Ichigo jest Zastępczym Shinigami, Rukia prawdziwym Shinigami, Ishida jest Quincym, natomiast Orihime i Chad posiadają kompletnie inne zdolności i możliwości. A oto, co szczegółowo sądzę o postaciach (pewnie trochę ich się nazbiera) - spojlery! spojlery!.
Ichigo - moja ulubiona postać od pierwszego odcinka i nie zmieniło się to przez 214 epizodów. Pierwsza scena, pierwsze wejście, doskonale oddaje charakter tego bohatera, a kolejne odcinki jedynie potwierdzają, że pierwsze wrażenie było słuszne. Ichigo to po prostu dobry człowiek. Bardzo pozytywny, choć można się domyślać - poprzez wieczny nieco zachmurzony wyraz jego twarzy (te ściągnięte brwi i standardowy brak uśmiechu) - że jakąś mroczną tajemnicę w sobie nosi (w tym przypadku jest to śmierć ukochanej matki i wyrzuty sumienia, z jakimi przyszło mu żyć latami). Ichigo podchodzi do ludzi pozytywnie i obejmuje sympatią wszystkich bliskich. Jako starszy brat dwóch sióstr ma absolutnie fantastyczne podejście do dzieci - czy są to dzieci ziemskie, dusze czy choćby Hollowy. Jednym z moich absolutnie ukochanych cytatów serialu jest (w nieco zmodyfikowanym tłumaczeniu własnym): "Czy wiesz, do czego służą starsi bracia? Do opieki nad młodszym rodzeństwem." Ichigo byłby doskonałym opiekunem, nauczycielem czy lekarzem, albowiem lubi dzieci i ma do nich pełne wyrozumiałości i cierpliwości podejście. Lubię Ichigo za jego głos, bardzo spokojny i jak rzadko pozbawiony agresji - tym głosem jest w stanie powiedzieć w środku bitwy jakąś największą i zarazem najprostszą prawdę, która jest w stanie zrównoważyć wszystkie argumenty przeciwnika. Ichigo jest osobą odpowiedzialną, co wynika przede wszystkim z jego troski o bliskich - aczkolwiek mam wrażenie, szczególnie na początku, że zdolny byłby w którymś momencie rzucić miecz w diabły, odwrócić się i pójść do domu. Tak na zasadzie: "Co ja tu w ogóle robię?" Myślę, że wynika to z jego postawy lekkiego luzaka, któremu trudno się jest w coś zaangażować (tu porównanie z Shikamaru) - jest to jednak jedynie postawa, wyrażana na przykład zrównoważonym zachowaniem czy pełnym zamyśleniem w środku białego dnia i wyłączeniem z otaczającego świata. (A także samo zorientowanie w otaczającym świecie: "Ishida Uryuu? A co to za jeden?" "Jest w naszej klasie!!!") Kolejnym moim ulubionym cytatem jest "E?", świadczące o kompletnym zaskoczeniu, po którym najczęściej następuje jakiś kopniak albo inny cios we wrażliwą część ciała. To się Ichigo udaje jak mało komu



Rukia - moja ulubiona postać kobieca tego serialu, bijąca na głowę wszystkie postacie kobiece z "Naruto" razem wzięte (za wyjątkiem Babci Chiyo). Rukia robi wrażenie na samym początku - wyglądem, głosem i siłą - i to wrażenie jakoś zostaje, aczkolwiek z przykrością stwierdzam, że o ile Kishimoto nie umie konstruować postaci kobiecych z założenia, o tyle Kubo wychodzi to dobrze, ale w procesie każdą jedną postać kobiecą sprowadza do coraz niższego poziomu. Rukia jednak od czasu do czasu miewa przebłyski i to ją ratuje w całokształcie. (Zaczynam się jednak poważnie zastanawiać, czy to wina autorów czy może samej koncepcji mangi shounen, że kobiety zawsze będą za plecami mężczyzn - ale przecież kobiety w nieśmiertelnym "Dragon Ballu" wymiatały zawsze!) Rukia ma charakter - i na swój sposób jest postacią idealną. Bo nie jest idealna. Jest momentami silna, momentami słaba. W walce stara się, ale często zawodzi. Ma silne zasady moralne, ale potrafi też się załamywać. Kubo był okrutny, wprowadzając ją z impetem do akcji w pierwszym odcinku, a następnie pozbawiając ją mocy oraz wtrącając do więzienia na 50 odcinków, gdzie mogła się tylko umatwiać. Co jednak zaskakujące, Rukia umartwiała się z klasą i przez to zachowała swój imidż. Co mi się ponadto w Rukii podoba, to jej kobiecość - podkreślona tymi ślicznymi i prostymi sukieneczkami, które nosi na ziemi. Skoro zaś mowa o świecie realnym - Rukia jest wybitna. Z jej minami, z jej rysowaniem, z jej sposobem mówienia, z jej gestami. Ze spaniem w szafce Ichigo

Relacja Ichigo-Rukia jest dla mnie najważniejszą relacją tej opowieści. Los zetknął ich w pierwszym odcinku i dał im obojgu coś wyjątkowego: bliskość drugiego - tak różnego - człowieka. Ichigo i Rukia to oczywiście wiele śmiechu: Rukia przywołująca Ichigo do rozumu, Rukia zmuszająca Ichigo do przeprosin Orihime, Rukia rysująca schematy i Ichigo krzyczący w panice: "Nie musisz rysować!!!", Rukia w szafie, Rukia i zaloty kolegów Ichigo ("Uważaj na niego, to straszny kobieciarz." "Interesują mnie starsze kobiety." "No właśnie."), Rukia i obsługa soku z kartonika. Przede wszystkim jednak relacja Ichigo-Rukia to przyjaźń, bliskość, zrozumienie, troska. Możliwe, że świadomie nie zdają sobie sprawy, co ich łączy - jak nastolatkowie, którzy jeszcze nie rozumieją, co to miłość - jednak wiedzą, że w swoim towarzystwie czują się najlepiej i że rozstanie przysporzy im bólu. Pierwsze rozstanie Rukii i Ichigo (w odcinku 16 czy 17), kiedy Rukia chciała odejść po cichu, by nie narażać Ichigo, i kiedy Ichigo nie był w stanie jej zatrzymać/ochronić, a skończył na kolanach u stóp silniejszego przeciwnika - ile tam było emocji! We łzach Rukii, która nakazywała Ichigo zostać i nigdy po nią nie przychodzić, w upokorzeniu Ichigo, który walczył z całych sił, a nie był w stanie nic zrobić. I te jej późniejsze słowa: "Stał się dla mnie jedyną osobą, której mogłam zaufać". I że dla Ichigo od początku było jasne, że musi iść ją uratować - choćby oficjalnym powodem był dług wdzięczności. Z wielkim zainteresowaniem będę śledzieć rozwój tej relacji.
Ishida - to kolejny z moich ulubieńców. (Opinia po pierwszych 15 odcinkach: "Imidż ma mroczny, osobowość paskudną, fascynuje od pierwszego spotkania, ale przy bliższy poznaniu zyskuje






Orihime - zapowiadała się świetnie: mocno oryginalna dziewczyna, z głową w fantastycznym świecie, z upodobaniem do dziwnej żywności i z porem. W trakcie rozwoju serii, niestety... Dość powiedzieć, że przestałam Orihime trawić. Szybko zaczęła jęczeć, jak to się do niczego nie nadaje - oczywiście zupełnie niesłusznie, bo moce ma poważne. Zaczęła się umartwiać i zupełnie nie z klasą. Nie znoszę czegoś takiego. Straciła moim zdaniem całą swoją unikalność.
Chad - fajna postać i oryginalna. Przeważnie mamy w takim wypadku do czynienia z niezgrabnym osiłkiem, wielkim chłopem o miękkim sercu. Chad nie ma w sobie nic miękkiego, a jednak jest pozytywną postacią. Ma imidż i swój styl. Ma swoje zasady. Nie denerwuje, budzi uznanie.
O reszcie postaci będzie później.
"Bleach" dostaje u mnie 9/10 - bo jest dobrym anime, które przeciętnego widza zachwyci i wciągnie - ale pomiędzy tą punktacją a 9,8/10, jakie przeznaję "Naruto" (-0,2 za postacie kobiece), jest przepaść. Niech sobie ma kulawą akcję, hokus-pokus, nierealistyczne rozwiązania, standardowe posunięcia i czasami kiepsko skonstruowanych bohaterów - to wszystko można przeżyć. Nawet to, że "się ciągle biją". Dla mnie największym minusem tego anime jest brak głębi. Nie jestem w stanie zaangażować się emocjonalnie w ten serial. We wszystkich 214 odcinkach znalazłam dwie (dwie!!!) sceny, które mnie poruszyły i zrobiły mocne wrażenie - pożegnanie Orihime z Ichigo oraz wyrzucenie Neliel z Las Noches. (Przy obu gra "Soundscape to ardor".) Znacznie więcej jest scen, które umiejętnie poprowadzone mogłyby rzucić na kolana, a jednak potraktowano je po łebkach - jak całość serialu.
Pod względem głębi emocjonalnej "Bleach" nawet się do "Naruto" nie umywa, stoi jakieś 3-4 poziomy niżej. Nie twierdzę, że za działaniami postaci nie ma głębi - po prostu nie jest to ukazane w taki sposób, by robiło wrażenie. Oglądając "Bleacha", uświadomiłam sobie po raz kolejny, jak wyjątkową i genialną serią jest "Naruto". Ale nie zamierzam wymagać od każdego anime tego, co jest w "Naruto". Jak napisałam, miałam inne nastawienie i dlatego mój odbiór "Bleacha" jest taki, jaki jest. I, jak napisałam, zapoznałam się z tym anime nie w takiej kolejności, jak się powinno - przynajmniej w moim przypadku.