Nie znalazłam innego tematu, a muszę się wypisać. Moja historia z DB jest długa - tak samo jak Wasza. Kiedy DB po raz pierwszy weszło na ekrany polskiej telewizji, byłam dziewoją na granicy dorosłości (nawet nie pamiętam dokładnie, ale obstawiam początek studiów), zdecydowanie negatywnie nastawioną do wszelkich bijatyk. Preferując wysublimowane treści, ponadczasowe wartości, walkę dobra ze złem, historie pełne emocji i poświęcenia, wrażliwe dziewczyny i idealnych facetów, nie byłam w stanie nawet patrzeć na tych mięśniaków, którzy ciągle się bili, zaś ogólnoświatową popularność DB pojmowałam w kategorii masowości popkulturowej. Dopiero później odkryłam, że w DB jest dokładnie wszystko to, co wyżej wymieniłam - i jeszcze więcej.
Półtora roku zajęło mi przekonanie się do DB - a to za słyszanymi stąd i zowąd wzmiankami na temat Vegety i zwłaszcza jego przemiany - a jak się przekonałam, tak wpadłam po uszy. Jak to mam w zwyczaju. Ale to była już wiosna 2001 i końcówka trzeciego roku studiów. Tym, co mnie wtedy zachwycało w pierwszym rzędzie, była właśnie postać Vegety oraz ogólny poziom epickości serii. Emocje przeżywane przy oglądaniu serii pozwoliły mi zaliczyć DB do serii, które zdecydowanie stały mi się bliskie.
Jednak dopiero teraz, jesienią 2010, kiedy postanowiłam sobie obejrzeć DB i DBZ jeszcze raz, dotarło do mnie, że ta historia jest piekielnie dobrą opowieścią. Może potrzeba mi było tych dziesięciu lat i o tyle większego doświadczenia z anime, może tego spokojniejszego, nie tak wariackiego jak wtedy, tempa oglądania. Teraz byłam w stanie zachwycić się historią Akiry Toriyamy i zaliczyć do dzieł m&a z najwyższej półki.
DB ma świetną fabułę. Ciekawą, oryginalną, interesująco poprowadzoną - a nade wszystko konsekwentną i logiczną. Po rozczarowaniu Bleachem przywiązuję do tego dziesięciokrotnie większą uwagę. Toriyama nie gubi się w wątkach, ale rozwija je systematycznie i dokładnie, nie pozostawia uczucia niedosytu, niczego nie gubi, o niczym nie zapomina, ale splata w zgrabną całość.
Humor DB zabija. Jest absurdalny, jest groteskowy, jest komiczny, jest zróżnicowany. Wynika z postaci, z sytuacji, z okoliczności, a czasem po prostu z kosmosu. Toriyama niezwykle umiejętnie przeplata humor z powagą, groteskę z epickością, i nie pozostawia wrażenia, że jednego bądź drugiego jest za mało bądź za dużo. Co za tym idzie, klimat serii jest wyborny i doskonale nakreślony - udziela się odbiorcy. Smutne sceny są naprawdę smutne; wzruszające są poruszające; radosne promienieją ciepłem. Toriyama tworzy nie tylko humor albo epickość, ale wspaniale odnajduje się w całym spektrum sytuacji.
Bohaterowie... Cóż, są świetni. Są charakterni, są żywi i namacalni. Są potrzebni. Nikt nie robi za ozdobę, każdy ma swoją rolę i każdy jest ważny. Odbiorca przywiązuje się do wszystkich i nawet jeśli kogoś nie lubi (ja na przykład nie znoszę Chichi), nie może powiedzieć, że tego kogoś w ogóle nie powinno tam być. I to, co bardzo mi się podoba w przypadku protagonistów: są grupą, polegają na sobie, są sobie bliscy - to się po prostu czuje. Razem się smucą, razem cieszą. Przez całą serię zawsze gdzieś tam będą się spotykać, ich drogi nigdy się nie rozejdą. Także w kwestii postaci podoba mi się wspomniana wcześniej konsekwencja: pewne relacje, zasygnalizowane w którymś momencie, już zawsze pozostaną istotne, autor ich nie porzuci ani nie zapomni: przyjaźń Trunksa i Gotena przetrwa całe lata, tak samo oddanie Gohana wobec Piccolo i vice versa.
Natomiast emocje... Można powiedzieć, że w porównaniu z innymi seriami m&a tutaj jest dość oszczędnie - może się tak wydawać na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę tych emocji jest w sam raz, nie do przesady, i robią wcale nie mniejsze wrażenie - od samego początku do samego końca.
Dragon Ball jest serią, której poziom jest bardzo wysoki. Pół tysiąca odcinków można oglądać jednym ciągiem i człowiek w żadnej chwili się nie nudzi! A kiedy skończy odcinek 291 DBZ, czuje, że chciałby oglądać dalej, choćby drugie tyle, bo ten świat i ci ludzie, i ta historia, są pokazane w taki sposób, że pragnie się jeszcze więcej i wie się, że dalej byłoby równie dobrze.
Chylę czoła przed Akirą Toriyamą oraz twórcami anime, ponieważ stworzyli prawdziwe dzieło, którego poznawanie jest wielką przyjemnością.
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl