Hidden napisał(a):
Grind. Jakkolwiek jeśli komuś nie chciało się zbytnio męczyć z grindem no to jedynie przed walką z Kuim trzeba swoje przecierpieć i wytrenować postacie do 25 poziomu (Gohanek ma wtedy 15k BP, a reszta lekko ponad 10). Dalej jest już łatwo, a po dołączeniu Vegety wręcz sielanka, ponieważ ma najmniejsze wymagania jak chodzi o exp. Dodatkowo Goku, Gohan i Vegeta mają w pakiecie Zenkai, ale to już trzeba znać mechanikę gry.
jak ludzie radzili sobie na SNESie.
Niemniej jeśli ktoś lubi tłuc mobki (wszak to RPG) to taka rada, że warto pomęczyć się i dopakować postacie do 45 poziomu przed wizytą u Guru Nameczan.
Głównie z tego powodu, że ten daje bonus w postaci trzech poziomów do góry, więc ziemscy bohaterowie dobijają do maksa tj. od Gohana do Chaozu (48 to ich maksymalny level). To jest jeden z tych tytułów, gdzie znajomość gry przekłada się na dużo większą korzyść jeśli zrobi się coś o wiele szybciej. Pakowanie z najsilniejszymi przeciwnikami gdzieś przed finałową walką zajmie zdecydowanie więcej czasu, bo ilość expa jest wręcz horrendalna.
Problem tak naprawdę jest tylko przy Vegecie i Nappie, bo rozwój jest ograniczony jakby twórcy wręcz siłowo chcieli wymusić naukę rozgrywki, a gracze nie mieli zbyt łatwo. Bez karty dziadka Gohana i Piccolo ani rusz przy walce z Nappą. Kaio tez nie zaszkodzi.
Co do samej gry...
Tytuł doskonały. Gra to oczywiście duchowy spadkobierca Dragon Ball Z II: Gekishin Freeza wydanej na NES, bo i też ją tworzyło TOSE, ale cała rozgrywka wykonana jest o wiele, wiele lepiej, a przede wszystkim przejrzyściej.
Co wpływa na tą doskonałość? Przede wszystkim nieszablonowość jak chodzi o skład, trochę możliwości gdy mowa o wyborach gracza np. jak nie uratujemy od razu Dendiego tylko pójdziemy po jedną ze Smoczych Kul możemy zabić dwóch Nameczan, którzy jej pilnują, Piccolo może, ale nie musi dokonać asymilacji z Dendim. Jest trochę tego typu smaczków.
Dodatkowo historia nie jest totalnie jeden do jednego. Przypominam to gra z 1992 roku , a takich rozwiązań raczej oczekuje się od współczesnych tytułów. Tymczasem od trzech generacji konsol Bandai ma na to totalnie wywalone i nawet w bijatykach próżno obecnie szukać scenariuszy typu "what if...".
Przy "Dragon Ball: Kakarot" bardzo się zawiodłem pod tym względem. Już kiedyś o tym pisałem, ale liczyłem na różne fabularne furtki (np. że jednak Goku, czy Vegeta wykończą Cella jeśli gracz tego zechce przez co następne wydarzenia pójdą alternatywnym torem) i otwarty świat, a ostatecznie wyszło jak zawsze. Budokai tylko z liczbami plus sztywne ramy fabularne tzn. przerobienie po raz 193858 śmierci Kuririna z rąk Tyrana i sprowokowanie tym przemiany Goku w SSJ Innymi słowy... wiecznie to samo tylko w nieco lepszej oprawie graficznej.
Ile można... jeszcze w grze, która dała sobie RPG jako gatunek.
Tutaj tego nie ma -> chcemy to poświęcamy odpowiedniego członka drużyny i Goku dostaje SSJ. Nie chcemy to wystarczy Kaio-Ken i pomoc pozostałych członków drużyny by zrobić finał. Niektóre walki można olać totalnie np. z wymienionym na początku żołdakiem Freezera. Można też przy którejś fazie z Freezerem przemienić Gohana w Oozaru jeśli się wie jakie warunki trzeba spełnić żeby dostać odpowiednią kartę jako trzecie życzenie od Porungi.
Gra ma tylko trzy wady:
-Oklepana muzyka. Łącznie jest chyba... z sześć utworów???
-Jest zdecydowanie za krótka.
-Brak kontynuacji.
Jakkolwiek można to podzielić przez dwa, bo zawsze jest tak, że na początku producenci gier nie potrafią w pełni wykorzystać możliwości danej konsoli. No może z wyłączeniem dawnego Konami i Capcomu. Dopiero przy Chrono Triggerze i Tales of Phantasii widać w pełni możliwości SNESa.