Od ponad roku już męczę "czystego" Kakarota.
Mam 24h godziny nabite i jestem na początku Cell Sagi (trenujemy po spotkaniu Trunksa). Niby gra się fajnie, jest dużo miłych akcentów, animacje i cut-scenki są śliczne, jednak po prawdzie nie ciągnie mnie do tej gry. Według HLTB przejście fabuły to "ledwie" 30h, ja nie szukam specjalnie żadnych sekretów ani misji pobocznych, a jednak wynik ten mam większy. Tak czy inaczej, nie pale się specjalnie, by te grę skończyć. Poniekąd szkoda, bo jest śliczna, ale jednak jakaś taka ślamazarna.
Bardzo żałuję, że jesteśmy tak mocno ograniczani jeżeli chodzi o skład naszej ekipy. Wciąż z lubością wspominam Super Saiya Densetsu, gdzie można było wszystkimi przeżyć walkę z Saiyanami i takim Kaozem popitalać po Namek albo SuperSonic Warriors na GBA z masą scenariuszy "What if?". Wiem, że ta gra miała ukazać fabułę oryginału, oczywiście cudownie było rozwalić mordę Freezerowi Goku SSJ, ale jednak fajnie byłoby np. móc polatać po Namek z Yamchą albo w czasie treningów przed Androidami zaprosić sobie do ekipy Kuririna.
A, jeszcze nie do końca rozumiem po co nam tyle plansz na rozkładanie żetonów postaci... Plansze na walkę czy EXP rozumiem, ale jest też plansza technologii, która poprawia pojazdy... Które nie dość, że pojawiają się dopiero w Cell Sadze, to stanowią minigry. Po co mi to.
Akira Toriyama 1955 - 2024