Esej napisany na studia. Parę rzeczy może się wydać niezrozumiałych, zwłaszcza dla użytkowników nie zaznajomionych z choćby podstawami filozofii, inne nie zostały dopowiedziane w sposób jaki by tego wymagał, z racji na ograniczenie pracy do 2 stron. Tym niemniej jest ona napisana na tyle lekko że może kogoś zainteresuje.
Zniesmaczenie
Tematem mojej pracy będzie zniesmaczenie. Jest to uczucie które ostatnimi czasy nieustannie mnie prześladuje. Braku dobrego smaku doszukuje się w wielu dziedzinach życia, ludzkich zachowaniach, tendencjach społecznych oraz szeroko pojętej kulturze. Uczucie to wiąże mi się bardzo z estetyką, a raczej jej brakiem. Za nieestetyczne uważam na przykład wiadomości podawane w zwłaszcza przez jednej z komercyjnych telewizji, oraz w gazecie która miała być w zamyśle publiczna, a stała się prywatna. Zwyczajnie brzydkim zagraniem wydaje mi się podawanie w miejscu na rzetelną informację dość niezgrabnie ukrytej propagandy. Niesmacznym wydaje mi się również to o czym te media mówią, a nie tylko w jaki sposób. Nie chciałbym popadać w sztampę i pisać o nieudolności, dbaniu głównie o własne interesy, kierowanie się słupkami popularności a nie dobrem ludzi u większości polityków, ale nie wspomnieć o tym nie sposób jeśli się mówi o braku dobrego smaku. Zazwyczaj w takiej sytuacji zażenowany z lekka przełączam kanał w telewizji, lub odkładam gazetę. W tym pierwszym przypadku prędzej czy później muszę trafić na stację muzyczną, i znów ogarnia mnie zniesmaczenie. Już sam wygląd muzyków pokazywanych w telewizji jest mówiąc delikatnie niekonsekwentny. Jak widzę artystę wyglądającego jak skrzyżowanie Jamesa Deana z „Buntownika bez powodu” z Bellą Lugosim śpiewającego za olbrzymim logiem pasty „Colgate Herbal” tekst w stylu „Chcę zmienić świat” to nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Poraża mnie to że autorzy tekstów jakby całkowicie zapomnieli w jakim języku śpiewają. Być może to tylko moje wrażenie, ale wydaje mi się że każdy język ma swoją specyfikę, którą przy tworzeniu piosenki trzeba z niego wydobyć, żeby było to zdatne do słuchania. Jako przykład mogę podać kapelę Einstürzende Neubauten założoną przez byłego gitarzystę Nicka Cave'a - Blixe Bargelda. Otóż zespół ten potrafi zrobić coś co kiedyś wydawało mi się nie do pomyślenia- dobrze zaśpiewać po niemiecku. W moim odczuciu dzieje się tak dlatego że muzycy nie uciekają od brzmienia własnego języka, nawet jeśli jest on tak paskudny. Jednakże współcześnie większość tekstów jest pisana jakby istniał tylko jeden język, albo jakby nie miało to znaczenia w jakim języku utwór jest napisany. Parafrazując Marcina Świetlickiego mamy do czynienia z jedną wokalistką która śpiewa cały czas jedną i tą samą piosenkę, z tym że ta wokalistka czasami trochę inaczej wygląda i piosenka brzmi trochę inaczej, ale tak naprawdę nigdy się nie zmienia.
Kolejną sprawą która mnie zniesmacza jest coraz szybszy rozwój techniki. Robię się coraz bardziej odosobniony w swoim zniesmaczeniu w tej kwestii, i kilkakrotnie musiałem porzucić swoje poczucie estetyki na rzecz rzekomej funkcjonalności. Przez wiele lat byłem zaciekłym wrogiem telefonów komórkowych. Uważałem, i do dziś uważam że życie bez nich było prostsze. Kiedyś jeśli się z kimś umawiałem na daną godzinę, to zwyczajnie o tej godzinie się spotykaliśmy, dziś nagle pojawiło się tysiąc zmiennych, które tylko szybki esemes o treści „Spóźnię się kotku”potrafi rozwiązać. Mimo tego sam jestem posiadaczem telefonu, gdyż głupotą byłoby żyć tak jak kiedyś w zupełnie zmienionym świecie. Choć uczucie niesmaku pozostało. O tyle o ile jestem w stanie jeszcze zrozumieć zwykły telefon, tak poza granice mojej percepcji sięgają i-pody i wszelkiej maści gadżety które mnie zniesmaczają pewnie dlatego że ich nie rozumiem. Nie rozumiem również kart kredytowych, kart do telefonów i kart potrzebnych do zakupu piwa w barze. Jak usłyszałem że w jednym z Gdańskich lokali wprowadzono to ostatnie moje oburzenie osiągnęło chyba poziom krytyczny. Cały ten rozwój technologii wydaje mi się niesmaczny, gdyż jak mniemam zmierza on do przejęcia kontroli nad prywatnością. Oczywiście mówi się o szczytnych celach et cetera, ale jakoś trudno mi wyobrazić to sobie. Wydaje mi się że ludzie w zamian za wygodę i poczucie bezpieczeństwa są w stanie rezygnować z wolności i prywatności. W Stanach społeczeństwo nie miało nic przeciwko podsłuchiwaniu rozmów telefonicznych przez rząd, u nas ludzie już się godzą na to by wszelkie dane o odwiedzanych przez nich stronach w internecie były przesyłane do wielkich korporacji, nawet się nad tym nie zastanawiając. Niesmaczne.
Nie jestem w stanie wskazać momentu w którym zaczęło się u mnie doszukiwanie we wszystkim estetyki, jednakże nasilenie tego natręctwa nastąpiło chyba kiedy po raz pierwszy usłyszałam wiersz Zbigniewa Herberta „Potęga Smaku” wyśpiewany z niesamowitą mocą przez Przemysława Gintrowskiego. Wiersz ten co prawda odnosi się do sprzeciwu przeciwko komunizmowi, jednakże w mojej opinii jest on wciąż bardzo aktualny mimo przemiany ustrojowej. Teza Herberta jest taka że „niezgoda, odmowa, i upór” przeciw temu co nas zniewala, jest „w gruncie rzeczy kwestią smaku”. Mówi on że być może „gdyby nas lepiej, piękniej kuszono” nie buntowalibyśmy się przeciwko narzuconemu porządkowi. Dzisiaj oczywiście to kuszenie przebiega w całkowicie różny sposób niż w czasach do których wiersz ten się odnosi. Zostało ono wygładzone, sprawia wrażenie czegoś przyjemnego, miłego, a nawet dobrego. I tutaj pojawia się jak dla mnie kolejny problem, ale o tym dalej. Zanim jednak przejdę do omówienia tego problemu chciałbym zaznaczyć że przyjmuję iż kusi nas to co chce nas zniewolić, bez względu na to czy jest to system polityczny, styl życia, czy my sami.
Wydaje mi się że przynajmniej kultura zachodu ( o ile o czymś takim można mówić) została zdominowana przez Kantyzm. Nie mnie oceniać czy to dobrze czy źle, jednakże niesie to za sobą pewne konsekwencje. Pierwszą z nich jest to że większość ludzi nie zna systemu etycznego w którym żyje, a przynajmniej nie zna go w stopniu dostatecznym. Tak więc z moich obserwacji wynika ( być może mylnych) że ludzie nie zastanawiają się co jest dobre, gdyż dobro zostało zrelatywizowane, a zasada uniwersalizacji odnosi się głównie do przestrzegania prawa. W krajach skandynawskich ta tendencja jest tak wyraźna że powoli przeobraża się w groteskę. Tak więc Kantyzm podważył w jednym tylko ruchu dwa transcendentalia- prawdę oraz dobro. Pozostaje jedynie pytanie czy piękno może być relatywizowane. Przysłowie za którym jeśli nie wszyscy to przynajmniej większość ludzi się chowa - „O gustach się nie dyskutuje”- dowodzi że piękno jest jak najbardziej relatywne. Pytanie tylko ile jest prawdy w tym powiedzeniu. Patrząc na fakty- o gustach się faktycznie nie dyskutuje, bo ludzie o nich nie dyskutują. Więc prawidłowo zadane pytanie powinno brzmieć – Czy o gustach powinno się dyskutować? I tu odpowiedzi mogą być różne. Moja brzmi nie tyle można co powinno się. Nazistowskie wiece pozornie wyglądały naprawdę imponująco. Jeśli ktoś widział to na jakimś zachowanym dokumencie,to pewnie zgodzi się ze mną że było tam widać olbrzymią siłę, magnetyzm, porządek, synchronizację etc.. Więcej te spektakle były wręcz porywające. Odważę się jednak twierdzić że nie było tam piękna. Owszem, było w nich coś co sprawia że chce się na to patrzeć, ale przyglądając się temu z bliska widać w tym pragnieniu pewną perwersję, nienaturalność. Nie jestem potrafię powiedzieć co sprawia że nie jestem w stanie nazwać tych manifestacji pięknymi, ale chyba właśnie o to chodzi że piękno jest czymś nienazwanym, niedefiniowalnym szczerym i prawdziwym.
Nie potrafię wskazać granicy jaka dzieli piękno od brzydoty ( nawet tej pociągającej), i chyba nie o to w tym chodzi. Ważnym wydaje mi się to że mam w sobie ten głos który mówi mi „Tego nie dotykaj, to jest niesmaczne”. Nie chciałbym również kończyć zbyt ogólną i prawdopodobnie niebezpieczną tezą że ludzkość powinna zacząć poszukiwania dobra oraz prawdy właśnie poprzez piękno, gdyż po pierwsze jest to pewnie równie karkołomne jak szukanie piękna poprzez dobro. Po prostu jestem zadowolony że jest we mnie jakieś zniesmaczenie, może nawet rozgoryczenie, które pomaga mi w ocenach, również tych moralnych. Być może jest to jedynie tłumaczenie się, że puki to posiadam, to jestem lepszy od innych ( tych którzy nie dostrzegają brzydoty), nie tak zepsuty. Ale to już materiał na zupełnie inny esej.
"I wówczas, jakby dla ostatecznego i nieodwołalnego pchnięcia mnie do upadku, zjawił się duch Przekory. Filozofia nie zdaje sobie żadnej z tego ducha sprawy. A jednak wieżę w to święcie, jak w istnienie własnej duszy, że przekora jest jednym z pierwotnych popędów ludzkiego serca - jedną z niepodzielnych, pierwiastkowych władz lub uczuć, które nadają kierunek charakterowi danego człowieka. Któż, popełniając czyn niedorzeczny lub nikczemny, nie dziwił się po stokroć tej prostej oczywistości, iż wiedział, że winien go był nie popełniać? Czyż pomimo doskonałości naszego rozsądku nie mamy nieustannych zakusów do naruszania tego, co jest Prawem, dla tej po prostu przyczyny, iż wiemy właśnie,że jest to - Prawo?"
Edgar Allan Poe "Czarny Kot"