Ja o swoich ulubieńcach pisałam w ogólnym temacie Bleacha - i czwórka ta nie zmieniła się. Zaraki Kenpachi, Kyouraku Shinsui, Ukitake Juushirou, Hitsugaya Toushirou.
Moim absolutnym faworytem jest Ken-chan, przede wszystkim za jego szczerość. W całym tym świecie polityki i zagmatwanych gadek Kenpachi - jak i cały Oddział Jedenasty - jest najbardziej przejrzysty. Ma jasne zasady, według których postępuje. Szanuje silnego przeciwnika i nie dyskryminuje nikogo pod żadnym względem. Wydaje się bardziej demonem niż człowiekiem, jednak nie znajduje upodobania w rozlewie krwi, a jedynie w próbie sił. Wierzy w siebie i nie poddaje się nikomu. Rozczula mnie jego relacja z Yachiru, która jest jedną z moich ulubionych relacji tej serii. Podoba mi się, że Kenpachi potrafi myśleć i podejmować szybkie decyzje - był pierwszym, który postanowił stanąć po stronie Ichigo i jego bandy, gdy przybyli do Soul Society ratować Rukię. Jest człowiekiem, u boku którego tacy shinigami jak Ikkaku i Yumichika chcą walczyć do końca. Jaki kapitan, tacy oficerowie. Bez wątpienia Kenpachi jest jedną z barwniejszych postaci Bleacha - choćby pod względem fryzury nie ma sobie równych

Kyouraku i Ukitake - niby tak różni, a doskonale się rozumieją. Przyjaciele od czasów szkolnych. Jeden kobieciarz ze skłonnością do nieprzemęczania się, drugi przykładny i honorowy wojownik. Gdy przyjdzie co do czego, są w bitwie nierozłączni - i potężni. Obaj bardzo mądrzy i inteligentni - potrafiący dojrzeć sedno sprawy i szybko działać. Ukitake ma u mnie jednego malutkiego minusa - za Kaiena i Rukię. Ja naprawdę rozumiem, że honor jest ważną rzeczą, ale przykro mi, że poprzez te jego nauki Rukia musiała własnymi rękami zabić najważniejszego dla niej człowieka i z tego tytułu cierpieć latami. Cóż, Ukitake jest stuprocentowym idealnym shinigami z Seireitei... Tak czy owak, do tej dwójki mam ogromnie dużo zaufania, ponieważ budzą je od pierwszego spotkania.
Hitsugaya - kolejny ideał. Już nie tyle shinigami, co w ogóle bohater mangi. Przystojny, genialny, potężny, ach ach... Pewnie dlatego bije rekordy popularności i wciskają go do każdego produktu pod marką Bleacha - aż człowiek boi się konserwę otworzyć

Gin Ichimaru - nie wiem, czy powinnam go zaliczać do Kapitanów, skoro był się wyniósł z Soul Society, ale co tam. Ten to robi wrażenie od pierwszego spotkania - cóż, był pierwszym przedstawionym Ichigo kapitanem (nie licząc Byakuyi). Wiecznie uśmiechnięty, pozornie ktoś na kształt psotnika, któremu wszyscy powinni wszystko puścić płazem. Potężny i na swój sposób przerażający (wystarczy wspomnieć choćby jego rozmowę z Jidanbou i jego bezlitosną akcję wobec strażnika bramy). Wykierowany na głównego złego tej serii - okazuje się być jego pomocnikiem. Czy na pewno jest? Według mnie Gin ma największą szansę okazać się główną niespodzianką tej historii - jak pisałam gdzie indziej, ostatnio w modzie są postacie pozornych zdrajców, którzy w ostatecznym rozrachunku są jednak zakonspirowanymi wojownikami jasnej strony. Gin jest zbyt fajną postacią, żeby go stracić na rzecz Aizena. Jego relacje z Kirą i Matsumoto są obie fascynujące, ale tak naprawdę o Ginie nie wiadomo nic - tyle tylko, że dla tej dwójki był naprawdę ważny. Ja w każdym razie trzymam kciuki.
Aizena nie znoszę - za psychopatię, doskonale przedstawioną w Gaidenie i historii z vizardami. Tousen mnie intrygował, ale później okazał się zaślepiony, więc też spadł w rankingu. Yamamoto-Genryuusai ma krechę za decyzje, w których brakuje serca, a czasem i głębszego pomyślunku - jeśli chodzi o ten typ bohatera: doświadczonego wiekiem i duchowego przywódcę, to bardziej mi odpowiadają Sandaime Hokage, Dumbledore czy Gandalf. Yamamoto-Genryuusai jak na razie pokazał najgorszą stronę przywódcy - brak litości i poszanowania jednostki. Soifon - cóż, na początku określałam ją jako "bitch", jednak po poznaniu jej historii poczułam coś na kształ sympatii. Unohana jest dla mnie uosobieniem neutralności i nie wiem, czy mi się to podoba. Byakuya - o nim jest cały akapit w innym temacie, napiszę więc tylko, że gdyby nie zachowywał się przez pierwszy arc jak sku***el, byłby wysoko w rankingu. Komamura - budzi zaufanie. Mayuri - genialny (i szalony) naukowiec, a do tych zawsze miałam słabość, więc zamykam jakby oczy na jego psychopatyczne sprawki. Generalnie lubię Mayuriego i kiedy się pojawia, wiem, że mogę liczyć na coś na poziomie (patrz walka z Szayelem Apollo).
A co Wy sądzicie o kapitanach?