Zafona odkryłam około 3 lat temu za sprawą jego najpopularniejszego dzieła, jakim jest „Cień wiatru”. Należy ono do ścisłej czołówki moich ulubionych książek. Co ciekawe, nie spotkałam się jeszcze z osobą, która miałaby negatywny stosunek do tego utworu, prawdopodobnie dlatego, że książka obfituje mnogością wątków, wartką akcją, dzięki czemu każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dawno nie czytałam czegoś, co tak bardzo przypadłoby mi do gustu, dlatego postanowiłam sięgnąć po inne tytuły Zafona. I tu…. klaps.
O ile „Gra anioła” okazała się w miarę znośna, choć niekiedy balansowała na granicy kryminału rodem z powieści Agaty Christie i taniego Harlequina, to pozostałe tytuły zwaliły mnie z nóg, niestety nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. No, może „Marina” wyszła obronną ręką, ale „Książę mgły” mógłby śmiało znaleźć sobie miejsce pośród tomów z cyklu „Gęsia skórka”.
Może i nie są to kompletne gnioty, po prostu na tle „Cienia wiatru” wypadły tak blado. Zdaję sobie też sprawę, że „Marina” i „Książę mgły” były pierwszymi dziełami Zafona, zatem cieszy mnie, że jego talent tak bardzo się rozwinął, to jednak nie tłumaczy mojej niechęci do „Gry Anioła”.
Ostatnio w księgarniach pojawiły się dwie kolejne książki Zafona- „Pałac Północy i „Światła września” napisane przez Autora ponad ponad 10 lat temu. Raczej się o nie nie pokuszę.
I tu pojawia się moje pytanie.
Czy ktoś z Was czytał któryś z tych tytułów? Chętnie wymieniłabym się opinią z innymi czytelnikami:) Ciekawa jestem czy ktoś podziela moje odczucia.
Zapraszam do dyskusji!
Istnieją grzechy, których urok tkwi raczej w myśli o nich niż w samym czynie, triumfy dziwne, zadowalające raczej dumę niż namiętność, wzmagające tętno intelektualnej radości - radości znacznie intensywniejszej niż ta, jaką obdarzają czy mają możliwość obdarzyć zmysły.