Odcinek 272 - i mam tylko dwie rzeczy do powiedzenia. Po pierwsze: uważam, że walka Ichigo-Ulquiorra została w anime niemal kompletnie spieprzona poprzez jednoczesne pokazywanie zupełnie niepotrzebnej bójki Rukii i kolegów gdzie indziej. Było to po prostu beznadziejne.
Po drugie - chyba oficjalnie porzucam pairing Ulquiorra/Orihime, którego wielbicielką byłam ponad rok. Ta baba jest tak totalną idiotką, że nie zasługuje na żadnego faceta. Mając przed oczami dwóch śmiertelnie rannych facetów, pobiegła z krzykiem i łzami do tego, który ich zmasakrował. Nigdy nie miałam o niej dobrego zdania i nawet zaliczałam do grupy postaci na cenzurowanym, ale tolerowałam jako tako w kontekście Ulquiorry. Myślę jednak, że teraz już chyba nawet nie chcę mieć nadziei na jakiś cudowny powrót Nietoperza, bo, jak napisałam wyżej, to babsko jest przypadkiem nieuleczalnym.
Wszystko było w spojrzeniu Ulquiorry, jakim na nią patrzył, gdy poleciała do Ichigo. Możliwe, że właśnie wtedy zdał sobie sprawę ze swoich ewentualnych uczuć - i w tej samej chwili przyszło mu porzucić wszelką nadzieję. Brutalne.
Co zaś do samego histeryzującego Ichigo - heh, niemal robiło wrażenie, gdyby nie fakt, że na żale było odrobinę za późno. Kurosaki, pora dorosnąć.
Odcinek smutny, oczywiście - i to z wielu przyczyn - ale nie robi nawet w 1/5 takiego wrażenia jak rozdział mangi (353-354). Postawa Orihime zepsuła wszystko i zostawiła kompletnie nieprzyjemny smak z całej tej historii. Myślałam, że będzie płacz i łzy - jak przy 169 Shippu - a było westchnienie rozczarowania i ogólna niechęć. Cóż, tej historii do Naruto zawsze było daleko.
PS. Żeby było śmieszniej, to jest mój 354. post - a ta liczba kojarzy mi się tylko z w/w rozdziałem.
PS2. Chyba pora na zmianę sygnatury...
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl