Kilka dni temu wróciłem do ponownego śledzenia mangi Naruto. Nadgoniłem ponad 100 chapterów i mam mieszane uczucia co do pracy Kishimoto. Nie wiem na ile ta historia jest wymyślona od A do Z, a na ile autor kreuje ją na poczekaniu. Chodzi mi przede wszystkim o jakość starć, które zamiast elektryzować kończą się po kilku stronach. Takim przykładem jest chociażby konfrontacja Guya i Kisame. Jedna technika i koniec? Nie sama walka przechodzi do historii, a śmierć członka Akatsuki. To drugie akurat oceniam pozytywnie, klimatyczna scena.
Drugim przykładem jest pojedynek Deidary z drużyną Kankuro, gdzie ten pierwszy, po niespełna 14 stronach chaptera, już chce się wysadzać (czyt. użyć swojej ostatecznej i najsilniejszej techniki). Gdzie dramaturgia, strategia i atmosfera ze starcia z Sasuke? Generalnie przykłady można by mnożyć.
Sądzę, że Kishimoto w dużej mierze wywrócił się na pomyśle tak licznego wskrzeszenia najpotężniejszych postaci ze świata shinobi. Owszem, ten zabieg daje możliwość wiarygodnej wojny totalnej, podtrzymuje całą fabułę etc. ale jest mimo wszystko niepoważny. Niepoważny względem równoważenia sił. Kishimoto demitologizuje tych wszystkich bohaterów, których na tak potężnych i legendarnych kreował. Wspomniałem już o Deidarze. Deidara w walce z Sasuke i Deidara wskrzeszony to dwie zupełnie inne postacie! 7 mistrzów miecza pada jak muchy, raikage (to koksiwo co zraniło się własną techniką) jest niemal niepokonany (hp & armor + 1000) a używa na dobrą sprawę jednej umiejętności. Dwaj bliźniacy, co to Lis ich zjadł, trochę postraszyli ale jak na posiadaczy chakry Kyubiego i kilku artefaktów to nic nie pokazali.
Autor najpierw kreuje wizerunek wielkich ninja, niepokonanych wojowników, ludzi wyjątkowych i wybitnych, a potem na przestrzeni kilkudziesięciu rozdziałów rozprawia się ze wszystkimi, jakby byli pluszowymi zabawkami. Nie wspominając nawet o Sasorim, jednej z bardziej zmarnowanych postaci. Wszystko zaczęło podupadać mniej więcej od starcia z Painem. To chyba była ostatnia z tych monumentalnych walk, na które ¾ wskrzeszonych osób zasługuje.
Nie twierdzę jednak, że Naruto ma same minusy. Czyta się nadal przyjemnie. Z pewnymi pomysłami mogę się nie zgadzać, ale nie mogę odbierać autorowi prawa do jego własnej wizji. Ciekaw jestem czy Naruto uda się opanować bijume z Kyubim. Stawiam, że Sasuke zabije Kakashiego, Naruto niczym Goku przy starciu z Freezerem wpadnie w szał i tak się zacznie najlepsza (oby!) walka w całej mandze. Swoją drogą jestem ciekaw czy Kishimoto ma już ten pojedynek opracowany.
Ps. jak się tak dokładniej przyjrzeć to jest mnóstwo analogi do Dragon Balla, szczególnie jeśli chodzi o techniki.
Co do waszych postów, to ja również nie lubiłem Kabuto, ale odkąd przestał być pionkiem znacznie lepiej go oceniam. Tzn. wiążę z nim nadzieję, większego zamętu w fabule i niejednej niespodzianki
I zgadzam się z Shiro co do przesady w rinnenganie i sharinganie u jinchuuriki.
„(..) czytanie książek i oprawianie ich to całe dwa, i to ogromne, okresy rozwoju. Z początku pomalutku uczy się człowiek czytać. Oczywiście nauka ta trwa wieki. Książkę rwie, szapie, brudzi, nie traktuje jej poważnie. Oprawa zaś świadczy o szacunku do książki, świadczy o tym, że człowiek nie tylko lubi ją czytać, lecz że traktuje ją poważnie.” Dostojewski Fiodor