Chociaz jestem czlowiekiem wierzacym, to zgadzam sie z wypowiedzia kolegi Macieja  Jesli milosc jest wielka, to ludzie nie potrzebuja ślubu, aby móc sie kochac "po chrzescijansku". Wedlug mnie slub jest tylko przypieczetowaniem bardzo cieplego uczucia do drugiej osoby. Jesli w przyszlosci mialbym brac slub, to tylko i wylacznie po glebogim zastanowieniu sie o moich uczuciach do partnerki. Nie chcialbym miec takiego problemu, jak moi rodzice- to znaczy rozwodu. Jesli mialbym wypowiedziec sakramentalne "tak", to tylko przez milosc, a nie jak teraz postepuje wiekszosc ludzi, przez rozsadek czy chciwosc. Jak juz powiedzialm, slub ma byc dla mnie przypieczetowaniem uczuc i wydaje mi sie, ze tak pozostanie 
"I wówczas, jakby dla ostatecznego i nieodwołalnego  pchnięcia mnie do upadku, zjawił się duch Przekory. Filozofia nie zdaje sobie żadnej z tego ducha sprawy. A jednak wieżę w to święcie, jak w istnienie własnej duszy, że przekora jest jednym z pierwotnych popędów ludzkiego serca - jedną z niepodzielnych, pierwiastkowych władz lub uczuć, które nadają kierunek charakterowi danego człowieka. Któż, popełniając czyn niedorzeczny lub nikczemny, nie dziwił się po stokroć tej prostej oczywistości, iż wiedział, że winien go był nie popełniać? Czyż pomimo doskonałości naszego rozsądku nie mamy nieustannych zakusów do naruszania tego, co jest Prawem, dla tej po prostu przyczyny, iż wiemy właśnie,że jest to - Prawo?"
Edgar Allan Poe "Czarny Kot"