To 12-odcinkowe anime jest o tyle specyficzne, że każdy epizod trwa 50 minut, zaś emitowane były co miesiąc. Animacja jest absolutnie szalona, kreska podobnie, a jednak całość budzi pozytywne odczucia. Akcja serii dzieje się w tym, co powinno być epoką Edo, ale nie jest. Zamiast Tokugawów mamy szogunat Owari. Zamiast innych znanych z historii osob, mamy zupełnie nieznajome postacie i wydarzenia historyczne. Dobrze, że nazwy miejsc pozostały takie same...
Togame, ceniona pani strateg szogunatu (choć wcale nie wygląda), przybywa na odludną wyspę, by prosić zesłanego tam samuraja o pomoc w wypełnieniu misji. Na miejscu okazuje się, że pan samuraj już był odszedł, zaś honory domu pełni jego syn, siódmy przywódca rodu Kyotouryuu, Yasuri Shichika. Togame angażuje więc na potrzeby zadania owego młodzieńca o tak pięknym imieniu... i wyruszają w podróż po całym kraju, której celem jest zgromadzenie dwunastu mieczy. Są to jednak miecze nie byle jakie: bardziej trafną nazwą dla nich byłoby "klątwy". Łatwo się domyślić, że swoim posiadaczom dają wielką siłę i władzę, więc zdobycie ich będzie nie lada wyzwaniem... A na końcu i tak okaże się, że to wszystko miało być zupełnie inaczej.
Togame to drobna panienka, która nie wygląda na więcej niż 15 lat. Jak sama twierdzi, na walce zupełnie się nie zna, nie dziwi więc, że jest w potrzebie ochroniarza i chłopca, który wykona brudną robotę. Oprócz wybujałej osobowości Togame jest jednak posiadaczką także błyskotliwego umysłu - jej tytuł stratega jest w pełni zasłużony. Dla odmiany Shichika to 20-letni młodzieniec, który całe życie spędził na odludnej wyspie, więc o świecie nie ma zielonego pojęcia, któremu myślenie sprawia pewne problemy, ale za to bić się umie jak mało kto. Jakoś całkiem szybko ta dwójka skojarzyła mi się z innym zabójczym duo: Liną Inverse i Gourrym Gabrievem

Ta seria może irytować wieloma sprawami: dziwną kreską, nietypowo poprowadzoną fabułą, szokującymi kolorami, niezwiązanymi z tematem wątkami, debilnymi ninjami, rozlewem krwi, nawalankami i przemocą, których wystarczyłoby na pięć inne anime... a jednak jakoś jest w stanie wciągnąć. Nie brakuje w niej humoru, nie brakuje fabuły i może nawet jakiegoś przesłania. Mi osobiście podobała się relacja dwojga głównych bohaterów i to, jak byli w stanie się od siebie uczyć. Zakonczenie było równie dziwne jak cała seria i nie jestem do końca pewna, czy mi się podobało - na pewno wolałabym jeden motyw poprowadzony inaczej, ale generalnie nie mogę powiedzieć, że psuje wydźwięk całości. No i główny bohater był w ostatnim odcinku absolutnie cool.
Myślę, że mogę tej serii dać solidną ocenę 8. Nie sądzę, bym miała ją jeszcze kiedyś powtórzyć - jednak filigranowe panienki z piskliwym głosikiem oraz dużymi oczami i biustem w rolach głównych bohaterek to nie moja pala kaloszy, nawet mimo tęgiej głowy - ale na pewno mogę ją polecić innym. Najbardziej w pamięć zapadł mi humor, mądre dialogi oraz ostatni odcinek, który wymiata.
Tutaj opening:
https://www.youtube.com/watch?v=zONevQyxRGM