Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część III » Rozdział LVII
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część III: Nowe oblicza bohaterów
Rozdział LVII - 11,7 sekundy
 

Capsule Corporation, niezależnie od okoliczności, trudno było nazwać normalnym domem. Przez budynek zawsze przewijali się niezliczeni dziwni osobnicy. Mieszkańcy domu byli już do nich przyzwyczajeni, w pewnym sensie nawet brakowałoby im tego całego zamieszania.

Ten dzień jednak był nietypowy nawet jak na standardy tego domu. Przybycie całego oddziału elitarnych wojowników Lanfa-jin postawiło Capsule Corp. dosłownie na głowie. W całym budynku pełno było rozmawiających grupek. Komandor Baku błyskawicznie odnalazł bratnią duszę w Doktorze Briefs'ie, który podobnie jak on sam znał trudy wychowywania kapryśnej nastolatki. Quina, zafascynowany technologią kapsułek, w którymś z mniejszych pokoi z zaangażowaniem rozmawiał z Bulmą. Ruby po około czterdziestu sekundach była już zaprzyjaźniona z Marron i Bra, teraz wszystkie trzy zawzięcie plotkowały o kręcących się po domu facetach. Tymczasem cała delegacja lanfańskich wojowników, w osobach Zidane'a, Marcusa, Garnet i Freyi ruszyła szybko z Blankiem i Cinna do miejsca treningu Vegety i Saladina. Dwójka książąt nie była specjalnie zaskoczona ich przybyciem, czekali już. Młodszy z braci rozpoznał Zidane'a i Garnet, dwójkę Lanfanów, którzy natłukli mu jednego dnia w pobliżu Boskiego Pałacu.

– Skauter wykrywa bardzo niskie wartości, dobrze panują nad swoją Ki – mruknął Saladin, Vegeta uśmiechnął się tylko.

– Zgaduję, że mam do czynienia z Czerwoną Gwardią – powiedział starszy książę.

– Zgaduję, że mam do czynienia z Vegetą – powiedział jednocześnie Zidane.

– A więc – zaczął Blank – poznajcie Vegetę i jego brata Saladina. Vegeta, Saladin, poznajcie Czerwoną Gwardię. Ten tutaj to Zidane, tamten duży to Marcus, a tam stoi Freya i jej młodsza siostra, Garnet.

– Tak. Jesteście lanfańską elitą, prawda?

– Po co te gadki-szmatki? – zapytała Freya. – Chyba wszyscy wiedzą, że jesteśmy tu, żeby sprawdzić na co stać tutejszych Saiyanów. Przejdźmy do rzeczy, Vegeta.

– Czyżby? – zadrwił Saiyan. – Ja sądziłem, że przybyliście tutaj, żebym to ja mógł sprawdzić na co was stać – książę zaznaczył słowo "was" – ale skoro naprawdę chcecie walki to powiedzcie tylko, czy będziecie walczyć pojedynczo czy wszyscy naraz.

– Nie rozśmieszaj mnie – powiedział Zidane. – Ja będę z tobą walczył.

– A niby dlaczego ty? – zapytała z wyrzutem Freya.

– A co za różnica... – odrzekł Zidane takim tonem, jakby chciał powiedzieć "on i tak nie ma szans".

Freya wzruszyła ramionami i nic już nie powiedziała.

Zidane i Vegeta spojrzeli jeszcze na siebie nawzajem i po chwili zniknęli.

– Bałso dobłe siasteszka, płosze pani – wyseplenił Baku wypluwając przy tym trochę okruszków. – Napławde wyszmienite.

– Cieszę się, że panu smakują – uśmiechnęła się pani Briefs – ale zupełnie nie wiem gdzie podziali się wszyscy pańscy przyjaciele.

– O... – Baku przełknął ostatnią porcję. – Mieli jakąś pilną sprawę do niejakiego Vegety.

– Ooo... – skomentował pan Briefs. – Do Vegety mówi pan...

– Tak. Czy coś nie w porządku?

– Nie, nie. Tak mi przeszło przez myśl... Czy oni lubią fasolę?

– Fasolę? A co to?

Zidane kopnął z półobrotu, Vegeta sparował cios przedramieniem i odskoczył do tyłu jednocześnie strzelając Ki-blastem. Lanfan uskoczył przed nim wysoko i strzelił własnym pociskiem, którego Vegeta uniknął dematerializując się. Książę pojawił się za przeciwnikiem i kopnął z prawej, Zidane złapał jego stopę lewą dłonią i strzelił Ki-blastem. Nie trafił jednak, gdyż Vegeta obrócił się wokół własnej osi kopiąc Lanfana w twarz drugą nogą. Zidane poleciał do tyłu puszczając Saiyana. Vegeta zaatakował, chcąc wykorzystać moment przewagi, ale jego prawy sierpowy trafił w widmo, a po momencie książę został trafiony w plecy, kiedy Lanfan niczym torpeda trafił go obiema nogami. Saiyan nie zdołał wyhamować i uderzył w ziemię wzbijając tumany kurzu. Zidane bardzo powoli opadł na podłoże.

– Nieźle – powiedział, kiedy Vegeta wstawał. – Przyznam, że jesteś najsilniejszym Saiyanem jakiego kiedykolwiek spotkałem. Ci, których znam dorównywali ci co prawda mocą, ale dopiero po transformacji w złotowłosą formę.

– Też jesteś niezły – odrzekł powoli książę. – Wiem, że wy także potraficie przemienić się tak, by wasza moc wzrosła. Dlaczego nie powalczymy na poważnie?

– To prawda, potrafimy się przemieniać... Ale to nie jest takie proste jak wasza transformacja. To nie jest naturalna zdolność naszej rasy, nie działa tak jak wasz "Super-Saiyan".

– Po co mi to mówisz?

– Chodzi mi o to, że musisz się uzbroić w cierpliwość. Przemiana chwilę potrwa.

– Dobrze, nigdzie się nie spieszę.

– Świetnie. – Zidane zacisnął pięści i rozpoczął koncentrację Ki, grunt pod Lanfanem zaczął lekko drżeć, jego moc wyraźnie rosła.

Saladin z niedowierzaniem patrzył na cyfry w swoim skauterze.

"Jest silniejszy niż sądziłem... oby Vegeta wytrwał" – pomyślał.

Skóra Zidane'a zafalowała, po chwili jego sylwetka urosła, znacznie powiększyły się przy tym mięśnie. Włosy stały się krwistoczerwone zaś oczy wręcz przeciwnie – jednolicie białe.

Vegeta nie był pod wrażeniem.

– To wszystko? – zapytał. – Zdecydowanie przereklamowane.

– Hę? – zdziwił się Zidane. – Co masz na myśli?

– Faktycznie jesteś silny, ale... No cóż, nie oszukujmy się, to za mało, żeby mnie pokonać.

– Blefujesz.

– Nie – zaprzeczył książę. – Nie będę z tobą walczył. To byłoby nieuczciwe.

– Czyżbyś się bał... – to była raczej sugestia niż pytanie.

Książę zmarszczył brwi.

"A chciałem oszczędzić trochę Senzu" – pomyślał.

– No dobrze. Mogę się zgodzić na walkę – powiedział po chwili. – Ale pod jednym warunkiem.

– Obiecuję, że daruję ci życie.

– Nie to miałem na myśli. Zaatakujcie wszyscy naraz.

– Żartujesz!

– Nie. Przemieńcie się wszyscy czterej i zaatakujcie naraz, obiecuję wykorzystać cała swoją moc, chociaż zapewne wystarczyłaby połowa.

Na czole Zidane'a pojawiły się żyły, ten Saiyan ośmielał się kpić z Czerwonej Gwardii.

– Dobrze! Sam tego chciałeś! Marcus! Freya! Garnet!

Trójka Lanfanów skinęła jednocześnie głowami i skupiła Ki, koncentrując się. Skauter Saladina zaczął szaleć. Chwilę później wszyscy Lanfani, poza Blankiem i Cinna, byli już po przemianie.

– Twoja kolej – rzucił Zidane. – Pokaż nam tę swoją "moc".

Vegeta uśmiechnął się, jego sylwetkę otoczyła złota poświata, włosy Saiyana zafalowały i wydłużyły się znacznie. Brwi zniknęły. Vegeta przeszedł w Perfect-SSJ3.

– Nie widziałam jeszcze takiej przemiany – powiedziała Freya. – Ale twoja Ki nie wzrosła.

– Sprawdź sama – odrzekł Vegeta.

Saladin wcisnął niewielki przycisk przy skauterze.

– Sejsmolodzy nie przewidują powtórzenia się wstrząsów – mówił ubrany w szary garnitur facet z telewizora. – Epicentrum trzęsienia określa się na jakieś trzydzieści kilometrów na północ od West Capital.

– Hm – zdziwiła się Bra – czy to nie tam zawsze trenuje mój ojciec z wujkiem Saladinem?

– Tam polecieli wszyscy z oddziału – rzuciła Ruby.

– Czy oni tam... walczą? – zapytała Marron.

– Zdaje się, że po to polecieli – stwierdziła córka Baku.

– Oby nie... ojciec ich pozabija.

– Żartujesz! – powiedziała Ruby. – Oddział mojego taty to sami najlepsi Lanfani z całej planety!

Bra spojrzała na nią tak jak zwykli patrzeć ci o dużej wiedzy na tych, którzy wiedzą tak bardzo niewiele.

Walka nie trwała długo, zaś wyrównana była tylko przez pierwsze dwie sekundy, kiedy to wszyscy zniknęli ze swoich miejsc.

Zidane padł pierwszy, kopnięty przez Vegetę w twarz zarył w ziemię i zatrzymał się dopiero po kilkunastu metrach. Druga była Garnet, próbująca trafić księcia prawym prostym. Saiyan złapał jej pięść, podrzucił Lanfankę do góry, a następnie zbił prosto w dół ciosem w kark. Freyę na pewno rozwścieczyłoby to, że jej siostra tak łatwo została pokonana, jednak niespecjalnie widziała co się stało, w sumie zauważyła tylko dwie smugi. Pierwszą kiedy Garnet spadała na ziemię i drugą tuż przed tym jak sama otrzymała cios w szczękę. Najdłużej wytrwał Marcus, którego książę postanowił zostawić sobie na koniec, gdyż rzeczywiście był najsilniejszy z całej grupy. Lanfan strzelił w Vegetę Ki-blastem, który Vegeta odbił jedną ręką, następnie wystrzeliwując w przeciwnika Big Bang Attack. Marcus uniknął pocisku dosłownie o włos. Ten unik był zresztą jego ostatnim manewrem w tej walce. Książę wykorzystując chwilę nieuwagi przeciwnika, błyskawicznie znalazł się przy nim i wbił mu pięść pod żebra. Marcus jęknął tylko i runął na ziemię.

Skauter Saladina piknął w momencie w którym Vegeta dotknął podłoża.

– 11,7 sekundy – powiedział młodszy książę.

– Aż tyle?

– Niepotrzebnie się bawiłeś z tym ostatnim.

– Nieważne... Daj im wszystkim po Senzu zanim któryś wykituje.

– Jasne, braciszku – rzucił Saladin, podchodząc do leżącej najbliżej Garnet.

Cinna i Blank milczeli dość długo, zanim w końcu niższy Lanfan odezwał się:

– Wiesz... wiesz co... Chyba niepotrzebnie ich tu wzywaliśmy.

Blank, swoim zwyczajem, milczał.

Czy Vegeta dogada się z Lanfanami?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział LVI

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker