Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część IV » Rozdział LXXIX
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część IV: Koniec
Rozdział LXXIX - Ostatnie chwile ciszy
 

Refleks niskiego Lanfana w tym momencie kompletnie go zawiódł. Słowa, które właśnie usłyszał całkowicie go ogłuszyły.

– Oczywiście, jeśli jesteś zainteresowany dołączeniem do nas – dodał Baku. – Niezależnie od tego czy się na to zdecydujesz czy nie, zostałeś objęty całkowitą amnestią co oznacza, że nie jesteś już poszukiwany. Masz od teraz czyste konto.

– Ale... ale... dlaczego?

– Mnie nie pytaj, ale nieoficjalnie powiem ci, że aktualna wysoka rada słabo pamięta twoje wcześniejsze sprawy. Dla nich liczy się to, że gdyby nie ty, nigdy nie odzyskalibyśmy Yasan.

– To przecież przeze mnie została zniszczona!

– Nie – twardo odparł Baku. – Zniszczył ją meteoryt. Ty tylko sabotowałeś obserwatoria.

– Ale...

– Jakie "ale"? Nie wiedziałeś o meteorycie w momencie sabotażu, czy tak? Nie zniszczyłeś obserwatoriów po to, by go nie wykryto, prawda?

– No... nie wiedziałem – przyznał Cinna, chciał jeszcze coś dodać, ale Baku zaczął znowu mówić:

– W tej kapsułce znajduje się mundur Czerwonej Gwardii, dokładnie na twój rozmiar. – Wyciągnął przed siebie dłoń na której leżała najzwyklejsza kapsułka. – Wystarczy, że ją weźmiesz, a staniesz się jednym z nas.

Cinna zawahał się, po chwili lekko uniósł dłoń. Kapsułka leżała tam, na wyciągniecie ręki. Wystarczyło po nią sięgnąć...

– Po moim trupie! – rozległ się nagle wyraźny sprzeciw. Głos należał do Zidane'a. Lanfan wyłamał się z szeregu, podszedł do Cinna i Baku, był wyraźnie wyprowadzony z równowagi, żeby nie powiedzieć, że wręcz rozwścieczony. – Dowódco! Zdaje sobie pan sprawę co pan robi!? Chce pan przyjąć do Czerwonej Gwardii tego... tego mordercę?

– Zidane – powiedział spokojnie Baku – nie udzieliłem ci głosu. Cofnij się z łaski swojej o kilka kroków. Później będziesz miał okazję o tym podyskutować.

– Ale dowódco!

– Zidane! Cofnij się!

– Nie, do wszystkich diabłów!! – krzyknął Zidane. – Przez niego zginęła cała moja rodzina!! Widziałem jak osobiście, z zimną krwią, zabił moją siostrę!!! Wstąpiłem do tego oddziału tylko po to, żeby właśnie jego dorwać! A teraz on ma do nas dołączyć ot tak sobie!? Chrzanię to!! Jest pewna granica tego, co mogę tolerować!! Jeśli on do nas dołącza to ja do cholery jasnej odchodzę!!

– Skończyłeś? – syknął Baku, nie powiedział tego zbyt głośno, ale za to tonem zupełnie nie tolerującym sprzeciwu. – Po raz ostatni mówię ci, że masz się cofnąć. Możesz zacząć w myślach układać tekst pisemnej rezygnacji, którą mi przedstawisz, gówno mnie to obchodzi, ale jeśli natychmiast nie wykonasz rozkazu to osobiście cię zabiję!

Zidane zacisnął zęby, ale ostatecznie posłuchał i odstąpił kilka kroków od dowódcy i Cinna.

– Przepraszam za niego, poniesie karę za swoje zachowanie – powiedział Baku. – Nie przejmuj się tym, co mówił. Wróćmy do naszej sprawy. Wystarczy, że weźmiesz kapsułkę.

Tym razem dłoń Cinna nawet nie drgnęła.

– Przykro mi, ale uważam, że Zidane ma rację. Szczerze mówiąc, gdybym sam spotkał tego Cinna, który wtedy zgodził się zniszczyć tamte obserwatoria to na miejscu bym go zabił. Miałem trochę szczęścia, Yasan została odtworzona. To świetnie, a nawet doskonale, ale to nie wymazuje moich uczynków. – "Nic ich nie wymaże" – pomyślał.

Odwrócił się, zaczynając iść w kierunku wyjścia, ale zanim zniknął im z oczu rzucił jeszcze ze złośliwym uśmieszkiem:

– Poza tym nie lubię należeć do grup, które mogą nazywać mnie swoim "członkiem".

Saladin stał na jednym z balkonów Capsule Corp. wpatrując się w panoramę miasta. Zadziwiające było jak szybko ludzie usunęli szkody powstałe po walce Saiyanów z trzema zabójcami z innej galaktyki. Tak... ludzie potrafili wiele. Reszty trzeba będzie dokonać za pomocą Smoczych Kul.

– Na co patrzysz? – Saladin usłyszał głos brata.

– Zastanawiam się jak to czasami sprawy dziwnie toczą się w życiu. Mniej więcej rok temu niszczyłem Nową Namek, a dzisiaj poniosłem tego konsekwencje w postaci jednej mocnej fangi prosto w brzuch.

– Gdybyś chodził na treningi w pancerzu Son Goten nie powaliłby cię jednym ciosem.

– Pewnie wtedy oberwałbym w twarz.

Vegeta roześmiał się.

– Czasami zastanawiam się w jaki sposób przeżyłeś tę walkę w West Capital.

Saladin zmarszczył brwi.

– Ja szczerze mówiąc też. Ostatnie co z niej pamiętam to, że właśnie miałem zostać rozerwany na strzępy. Nie wiem dlaczego jednak przeżyłem, a już w ogóle nie mam pojęcia w jaki sposób pokonałem tamtego gościa.

Vegeta nie odpowiedział, zamiast tego wziął głęboki wdech powietrza.

– Ty także czujesz to samo co ja?

– Niby co? – zdziwił się młodszy książę.

– Zbliżającą się walkę. Odczuwam to wyraźnie. Czeka nas wszystkich potężna bitwa. Być może największa i najtrudniejsza ze wszystkich dotychczasowych – Saiyan uśmiechnął się charakterystycznie. – Już się nie mogę doczekać.

– Dla mnie na pewno będzie największa – stwierdził młodszy książę. – Nie mam zbyt dużego doświadczenia w tym względzie.

– Doświadczenie ci niepotrzebne. My, Saiyani, mamy wrodzony instynkt walki.

Saladin uśmiechnął się tajemniczo.

– A więc nie jest to chyba odpowiedni moment by wspominać, że nie jestem Saiyanem.

– Że co? – Vegeta spojrzał na brata zdziwiony, musiał patrzeć sporo w górę, Saladin był od niego sporo wyższy.

– To znaczy po części tak, ale moja matka jest tylko półsaiyanką.

– Naprawdę? No, ale to przynajmniej wyjaśnia dlaczego ojciec chciał was ukryć na jakiejś planecie gdzieś na krańcu galaktyki. Nie wstydził się, że ma drugiego, nieślubnego syna, ale że ma syna, który nie jest w stu procentach Saiyanem.

– Martwi mnie nasz ojciec – niespodziewanie powiedział Saladin. – Przypuszczam, że ukradł moją kapsułę.

– Kapsułę?

– Tak, tę w której przyleciałem tu z Namek. Ostatnio próbowałem ją odnaleźć, ale po prostu nie było jej tam, gdzie ją zostawiłem. Kiedy chciałem ją przywołać kontrolerem nie odpowiedziała, co znaczy, że ktoś pozmieniał w niej kody. Gdyby to ludzie ją zabrali nie daliby rady tego zrobić.

– Po co naszemu ojcu twoja kapsuła?

– Pojęcia nie mam, ale chyba nie do turystyki.

Mniej więcej miesiąc później, dokładnie w rocznicę rozpoczęcia 29-ego Tenkaichi Budokai, Son Goten wcześnie rano zjawił się w Capsule Corporation. W salonie dołączył do reszty drużyny. Byli tu wszyscy, a więc androidy Zeta (poza inżynierami Piscesem i Capricornem), Lanfani (wszyscy poza Quina), Vegeta, Saladin, Bulma, #18, Kuririn i Yamcha. Nie brakowało także wszechobecnej pani Briefs, która częstowała wszystkich przygotowanymi specjalnie na tę okazję wypiekami i kanapkami.

– Smocze Kule powróciły – stwierdziła Bulma. – Radar wyraźnie to wskazuje. Jak widać scenariusz, który przedstawił nam Kuririn nie sprawdził się. Gero i Babidi nie zaatakowali, prawdopodobnie wydarzenia potoczyły się nieco inaczej niż w wymiarze Bulmy, która stworzyła androidy Zeta.

– I całe szczęście – stwierdził Kuririn.

– Mimo wszystko, podjęłam pewne środki ostrożności. Bra z dzieckiem, Marron i Ruby są teraz w pałacu Dendego. Tam powinny być względnie bezpieczne w wypadku kłopotów. #17 raczej będzie w stanie ich obronić. Każdy, który nie czuje się pewnie także może się tam przenieść.

– Nie omieszkam – stwierdził Yamcha.

– Ja i #18 też tam lecimy – dodał Kuririn.

– Ja tymczasem zostanę tutaj, w jednej z pracowni przygotowałam wehikuł czasu. Gdyby sytuacja stała się krytyczna cofnę się o półtora roku i tam zapobiegnę zniszczeniu Namek.

Wszyscy ukradkiem spojrzeli na Saladina, który starał się zachować kamienną twarz.

– Ale to ostateczność. Przypuszczam, że to nie będzie konieczne. Odnajdziemy Smocze Kule, odtworzymy planetę Nameczan i przywrócimy do życia wszystkie ofiary Cella, Edge'a i tych trzech kosmitów, którzy zaatakowali West Capital. Sprowadzimy tu także Piccolo i Uubu. Jeśli zabraknie nam życzeń skorzystamy z nameczańskich kul. Taki jest plan. Jakieś pytania?

Nikt się nie odezwał.

– W takim razie podzielimy się na cztery grupy. Każda dostanie radar.

– To bez sensu – stwierdził Vegeta. – Po co wszyscy mamy ruszać na poszukiwania Smoczych Kul skoro nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Wystarczy jedna osoba, żeby je odnaleźć i wypowiedzieć życzenia.

– A jeśli wrogowie czekają tam na nas? Trochę przezorności nie zaszkodzi.

– Mów sobie co chcesz, ja tam nie mam zamiaru latać po świecie szukając jakichś kulek. Kiedy... nie... jeśli pojawi się ktoś silny to zgoda, mogę walczyć, ale do szukania Kul nie jestem wam potrzebny. Nie ruszam się stąd.

– Właśnie – podchwycił Marcus. – Po co mamy bez sensu latać po całym świecie? Nawet nie wiemy czy będzie jakieś niebezpieczeństwo.

Garnet, Zidane i Freya także temu przytaknęły.

– Wy łachudry – odezwał się niespodziewanie Baku. – Czy wam się do wszystkich diabłów wydaje, że jesteście na wakacjach!? Pół roku obijacie się bez celu, a teraz kiedy macie okazję za to odpłacić to mówicie, że to bez sensu!? Chyba wam już do reszty mózgi rozmiękły!! Ruszycie się, albo możecie się zacząć żegnać z mundurami Czerwonej Gwardii!!

– Panie Baku – odezwał się spokojnie Taurus, przywódca androidów Zeta. – Nie ma sensu podnosić głosu w tak błahej sprawie. Ja i moje androidy doskonale sobie poradzimy, nawet w wypadku kłopotów pomoc raczej nie będzie nam potrzebna. Może rzeczywiście nie ma sensu, aby wszyscy tu zgromadzeni zaczynali szukać Smoczych Kul. Im nas więcej, tym większa szansa, że ktoś niewtajemniczony zwróci na nas uwagę, a jak sądzę dość ważna jest dyskrecja. Jeśli okaże się, że nie jesteśmy w stanie sobie poradzić wtedy twoi ludzie będą mieli okazję wkroczyć do akcji.

Baku odpowiedział dopiero po chwili.

– Być może masz rację, Taurusie. Skoro nie potrzebujecie pomocy...

– Ja ruszam tak czy inaczej – stwierdził Goten, który aby nie mylono go z Goku przez ostatni miesiąc nie obcinał włosów i teraz sięgały mu niemal do ramion. – Chciałbym osobiście przywrócić do życia Trunksa.

– Ja też – dołączył się Saladin. – Jeszcze nie widziałem tutejszego Smoka. Freya – powiedział, widząc że Lanfanka także chce się odezwać – proszę, zaczekaj na mnie tutaj.

– Ale dlaczego?

– Proszę, zrób to dla mnie, później ci wyjaśnię.

– No... dobrze – zgodziła się Freya, nic nie rozumiejąc.

– Świetnie, więc ja ruszam z Gotenem.

– W takim razie, weźcie ze sobą jeszcze jakieś moje androidy – powiedział Taurus, jest nas dziewiątka, więc myślę, że Libra, Scorpio i Aries mogą ruszyć z wami.

– Czemu nie? – zgodził się Goten.

– Doskonale, w takim razie reszta androidów idzie ze mną. Chyba nie ma co zwlekać, najlepiej będzie kiedy zaczniemy szukać kul od razu.

I tak dwie ekipy pod wodzą Taurusa i Gotena ruszyły na poszukiwanie Smoczych Kul.

Czy wrogowie spróbują przeszkodzić w odnalezieniu Smoczych Kul?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział LXXVIII

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker