Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICE -- ZWYKŁY DZIEŃ W ŻÓŁWIEJ CHACIE
Zwykły dzień w Żółwiej Chacie

       Wakacje Goku i Kuririna

       Elo! Oto mój kolejny (chyba szósty) fancick dragonbolowy (zresztą innych nie piszę ;)), w którym tym razem opiszę kilkudniowe wakacje Goku i Kuririrna (to ten łysol bez nosa i z sześcioma dziurami w głowie. To mój ulubieniec;)), kiedy to Żółw Pustelnik da im kilka dni wolnego! Piszę to by odprężyć się po ponad 40 kilobajtowej opowiastce o Videl, a chciałem napisać coś lżejszego.

       Słońce wstało nad Żółwią Chatą. Delikatne promienie słońca zaczęły padać na twarz Boskiego Mistrza. Ten jednak obrócił się tylko na drugi bok. Wtem ktoś zaczął go popychać, była to postać bardzo niska, ze skorupą żółwia na plecach.
       – Mistrzu, Mistrzu, proszę się obudzić! – Kuririn raz po raz ciągnął Pustelnika za ubranie. – Niech się Mistrz obudzi, PROSZĘ! – niestety jedyne co zrobił, to przewrócenie się na drugi bok – No trudno, trzeba czegoś drastyczniejszego. – chłopak przysunął twarz do ucha swojego mistrza – Mistrzu, w telewizji jest film z gołymi paniami – na te słowa zaczął się lekko budzić – Och, ale wielkie dydki! Proszę spojrzeć! – Pustelnik zaczął otwierać oczy – Ojej, jedna zdjęła majteczki...

       TRYSK!!!!!!!!!
       Kuririn przerwał, gdyż właśnie został całkowicie oblany krwią. Spowodował to jego Mistrz, Żółw Pustelnik, zwany "Boskim". Kiedy chłopak zaczął wycierać z siebie czerwoną ciecz, on zerwał się momentalnie i zaczął się rozglądać. Gdy nie zobaczył żadnych jędrnych dziewuch, zafasolił Kuririrnowi kuksańca.
       – Auuua! Za co? – zapytał z wyrzutem, gładząc skronie
       – Co mnie budzisz! Prawie niedoboru krwi dostałem!!! – rzekł, stawiając krok w stronę kuchni. Chłopak szybko go jednak powstrzymał.
       – Mistrzu, nie ma czasu na kawę! Jest problem! Pani Lunch... – powiedział wskazując na schody na piętro
       – Nie mów, że...
       – Tak, znowu zmieniła się! A koło niej dalej leży Goku (w gwoli ścisłości: Goku śpi w jednym łóżku z Lunch, gdyż brakuje posłań w Chacie) – Boski Mistrz uderzył się w głowę ręką, a następnie założył swoją skorupę, kolor morski, model-T
       – Dobra Kuririn, robimy tak: Ty idziesz na górę i budzisz Goku.
       – A ty, Mistrzu? – powiedział i oglądnął się na Boskiego, lecz ku jego zdziwieniu, nie zobaczył go.
       – Ja będę cię krył. – odrzekł i wysunął głowę zza kanapy – No idź! – "Za co" pomyślał chłopak. Kuririn zebrał w sobie całą odwagę i twardym krokiem udał się na górę. Powoli stanął przed łóżkiem, gdzie spała Lunch i Goku. Ten drugi był twarzą zwrócony do okna, które było nad posłaniem. Dziewczyna zaś, gdyby otworzyła oczy, patrzyłaby się prosto na Kuririna. Po tej krótkiej ocenie sytuacji, chłopak postanowił się wrócić. Zbiegł ze schodów i wybiegł z budynku. Nie uszło to uwadze Mistrza.
       – Stchórzył... Phi. W takim razie... – Boski wstał i naprężył mięśnie – ... poczekamy na rozwój zdarzeń – i szybko zwiał do kuchni. Tymczasem Kuririn wspinał się po ścianie Żółwiej Chaty, próbując dostać się do okna sypialni na piętrze. Kiedy udało mu się tam dostać, z trudem otworzył rzeczone okno i zaczął budzić Goku.
       – Hej, Goku wstawaj! Wstawaj! – Kuririn szarpnął go za ubranie – Wstawaj, kretynie! – wycedził przez zęby. Po chwili Goku poruszył się i lekko otworzył oczy. Gdy zobaczył Kuririna, usiadł na łóżku.
       – Ej, Goku, musimy się zmy... – nie dokończył, gdyż właśnie półprzytomny chłopak zaczął się rozciągać i uderzył Lunch w plecy. Ta obudziła się momentalnie i pierwsze co zobaczyła to Kuririn trzymający się framugi okna.
       – Ty parszywy podglądaczu!!! – nie wiadomo skąd, dziewczyna wyciągnęła M5 i puściła serię w chłopaka. On jednak błyskawicznie zareagował i odskoczył, wykonując podwójne salto i miękko lądując na ziemi
       – Kurcze, treningi Boskiego jednak zdają rezultaty – powiedział zadowolony, przyglądając się sobie, a następnie odbił się i z powrotem znalazł się na piętrze. Zdetronizowana Lunch popatrzyła się na niego i już chciała nacisnąć spust, gdy on złapał ją z tyłu i unieruchomił. Gdy Kuririn przytrzymywał ją przy łóżku, Goku podbiegł do szafki i wyciągnął z niej pieprzniczkę
       – Puszczaj głupi szczeniaku! Zaraz nafaszeruję cię ołowiem!
       – Goku, pospiesz się! – w tym momencie Goku sypnął trochę pieprzu na nos Lunch. Gdy ta zaczęła wciągać powietrze, Kuririn puścił ją. Gdy kichnęła, kolor jej włosów zmienił się z blond w czarny, a ona sama upadła na podłogę. Rozglądnęła się i spostrzegła, że obok niej leży M5.
       – Och, nie mówcie, że znów się zmieniłam!
       – Niestety, potraktowała mnie pani serią z karabinu. – Dopiero teraz Kuririn zorientował się, że dostał jedną kulkę w tyłek, najprawdopodobniej gdy robił salto.
       – Och wybacz. – Lunch wstała, podeszła do chłopaka i pocałowała w czoło – Naprawdę mi przykro. – Kuririn zaczął coś mamrotać pod nosem, nagle zakręciło mu się w głowie i padł na ziemię
       – Kurcze, ciekawe czy podczas walki też tak mdleje? – zapytał Goku

       – Kuririn, ty teraz włóż. Ja nie mam siły! – powiedział Goku
       – Sam włóż, mi się skończyło mleko – rzekł i siadając, pokazał puste pudło. Obaj byli teraz przed domem, do którego, tak jak do każdego innego na tej wyspie, dostarczali mleko. Była to cześć treningów Boskiego Mistrza, wydająca się morderczą. Jednak po pewnym czasie można się przyzwyczaić, a dodatkową zachętą jest śniadanie, które dostaje się dopiero po skończonej robocie.
       – Niech ci będzie – chłopak wstał i wrzucił butelkę mleka do skrzynki
       – No to zostały nam tylko domy na zachodzie. – oznajmił Kuririn i aż ciarki przeszły mu po plecach – jak znowu będzie nas gonił ten dinozaur, to ja rezygnuję!
       – Daj spokój, przecież to część treningu. – odpowiedział zamykając skrzynkę – zresztą on jest całkiem milutki... – dodał po chwili
       – Jasne, ciekawe czy dalej będzie taki milutki gdy odgryzie ci nogę! – mówiąc to Kuririn wstał i gdy Goku też ruszył tyłek, podążył na zachód. Nie odzywali się przez dłuższą chwilę, w końcu cały czas biegli. Po 15 minutach Goku nagle się zatrzymał. Znajdowali się teraz na polanie, polanie na której zwykle gonił ich dinozaur.
       – Nigdzie go nie widzę. Może dzisiaj poszedł gdzie indziej? – powiedział Goku rozglądając się
       – Nie wiem... Co jest? – nagle Kuririna pokrył cień. Chłopak odwrócił się, a z przerażenia nie mógł się ruszyć
       – E... Goku...
       – Zaczekaj, wypatruję go... Przestań sapać mi w szyję! Kuriri...! – Gdy Goku zobaczył wielkiego, sześciometrowego dinozaura za ich plecami, zareagował podobnie jak Kuririn.
       – Goku... Masz jakiś pomysł...?
       – Tylko jeden... W NOGI!!!! – Obaj chłopcy złapali skrzynki z mlekiem i jak tylko potrafili najszybciej, zaczęli uciekać. Kuririn widząc, że dinozaur go dogania, przypomniał sobie, że przecież on nie ma już mleka. Pospiesznie więc wyrzucił skrzynkę i słyszał tylko jak wielkie nogi utrzymujące ciężar ośmiotonowego stwora rozwalają małe pudełko z drewna. Bestia była jednak coraz bliżej.
       – Goku, musimy zdjąć skorupy!!! – krzyknął lekko wysuwając się na prowadzenie
       – Tylko że nowych już nie dostaniemy!
       – Człowieku! Chcesz być trupem w skorupie czy żywym bez niej!!!? – Kuririn nie czekając na odpowiedź, szybko zrzucił 20-kilową skorupę. Gdy Goku zobaczył, że jego kolega biegnie teraz cztery razy szybciej, nie miał wyjścia. Sam też zrzucił bagaż, ledwo utrzymując skrzynkę z mlekiem. Po chwili umknęli z oczu dinozaurowi.

       – O Boże! To było niezłe, co Goku? Niezła prędkość! – powiedział z ledwością Kuririn, wychodząc na brzeg jeziora, które przepłynęli, uciekając przed dinozaurem.
       – No... Ale co z naszymi skorupami? I mleko zostawiłem na tamtym brzegu! – rzekł z wyrzutem Goku, otrzepując się z wody
       – No ale gdzie my jesteśmy? Nigdy nie zapuszczaliśmy się tak daleko!
       – O w mordę, masz rację! – i tak oto chłopcy zaczęli błądzić po nieznanym im terenie. Nie mogli przepłyną0ć jeziora, gdyż po drugiej stronie czekał na nich dinozaur. Dopiero po ośmiu godzinach znaleźli miejsce im znane i jeszcze po kolejnych czterech dotarli do Żółwiej Chaty. Kiedy stanęli w drzwiach, cali brudni i sponiewierani, z ranami, siniakami i zadrapaniami, padli bezwładnie na ziemię.

       Delikatne promienie zachodzącego już dziś słońca nie mogły przedostać się do pokoju w którym spali chłopcy. Mieli zasłonięte żaluzje i w całkowitym mroku spali w najlepsze. Mieli opatrzone najcięższe rany, szczególnie dłonie i kolana. Kiedy oni odpoczywali, w pokoju obok toczyła się pewna rozmowa.
       – Muszą po nie wrócić!
       – Ależ Pustelniku! Przecież są wykończeni! Jak tak można?! – Lunch wymachiwała energicznie rękoma, próbując przekonać Genialnego Żółwia
       – Muszą ponieść odpowiedzialność za zgubienie skorup!
       – Przecież nawet nie wie Pan jak to się stało! – szukała dalszych wytłumaczeń, lecz Boski był nieugięty. Nie wysłuchując dłużej dziewczyny udał się w stronę pokoju, gdzie spali chłopcy. Z wielkim hukiem trzasnął drzwiami i zaświecił światło. Kuririn obudził się i gdy zobaczył gdzie jest nie wiedział co się stało. Dopiero po chwili przypomniał sobie poranną przygodę. Następnie spostrzegł swojego mistrza, a wyraz jego twarzy, nie wróżył nic dobrego. Chłopak z niemałym bólem wstał i zaczął budzić Goku, którego takie "ciche" hałasy nigdy nie budzą.
       – Wstawaj Goku! Proszę cię, raz w życiu się obudź! Mamy przerąbane! – Mistrz chwycił obu chłopców i doszedł z nimi pod frontowe drzwi. Dziewczyna próbowała mu przeszkodzić, a Kuririn wiercił się i próbował uwolnić, lecz nic nie wskórał. Boski otworzył drzwi kolejnym kopniakiem i wyrzucił przed dom obu chłopców. Dopiero gdy Goku zaliczył glebę, zaczął się powoli budzić.
       – I nie wracać bez skorup, smarkacze!!! – Żółw powygrażał im jeszcze przez chwilę ręką, a potem zatrzasnął za sobą drzwi.
       – Co jest? – Goku siadł i pogładził głowę
       – Chodź, musimy odzyskać skorupy... – mówiąc to, Kuririn podał przyjacielowi rękę

       – Gdzie to było? Teraz w lewo czy prawo? – powiedział sam do siebie Goku. Byli teraz w wielkim lesie, a przed nimi dwie ciemne ścieżki. Zmrok zapadł już dawno, a oni poruszali się z wielkim trudem. Na szczęście Kuririn miał latarkę, którą Boski niepostrzeżenie włożył mu do kieszeni.
       – To chyba tamtędy! – krzyknął Kuririn, wskazując na ścieżkę w lewą stronę
       – Dlaczego tak sądzisz?
       – No bo są tu ślady obuwia! I to na dodatek mojego i twojego! Widzisz? – Chłopcy ruszyli więc w wybraną stronę, tak samo ciemną jak poprzednie, zachmurzony księżyc nie pomagał im, a drogę widzieli tylko dzięki wątłemu światłu latarki.
       – Kuririn, przypomnij mi, dlaczego nie idziemy normalną drogą?
       – Ponieważ on będzie pewnie na nas czekał! Wie, że wrócimy po skorupy!
       – Chyba przeceniasz jego inteligencję...
       – Jeżeli jest dużo mądrzejszy od ciebie, to będzie czekał!
       – Mimo tylu ran i bandaży, czuję się o wiele zwinnej niż jak mam tę skorupę... – zmienił temat Goku i zaraz potem wywrócił się o wielki kamień – Auuu!!! Moja noga!
       – Jasne, zwinny i szybki! He he! Chodź, idziemy dalej. – chłopak podał rękę przyjacielowi, a gdy ruszyli dalej, powiedział
       – No ale i tak idziemy szybciej niż w tych skorupach! Tylko te cholerne bandaże...
       – A wolał byś mieć otwartą ranę?
       – Dobra, dobra, nie bądź taki mądry... – szli dalej lasem, potem dotarli na polanę, aż w końcu, po dwu godzinnej wędrówce znaleźli jezioro.
       – Udało się Goku! Jest jezioro! Już myślałem, że go nie znajdziemy. – Kuririn siadł na brzegu i spojrzał w tafle wody. – Jak my się tam przedostaniemy? Jezioro jest okropnie szerokie, nie wiem ile dni musielibyśmy iść na około. Nie możemy też wejść do wody z bandażami!
       – No to je zdejmiemy! – powiedział, nie widząc problemu Goku
       – Ale rany nie mogą nasiąknąć wodą! Będą podrażnione i goić się będą z dwa tygodnie! Szczególnie ta moja na żebrach.
       – Nie trzeba było bić się z tym tygrysem! Mogliśmy uciec!
       – Ale chciałem wypróbować swoją siłę... – Kuririn chciał kontynuować, gdy spostrzegł, że Goku ma na plecach Długokrótka (jego kij, który potrafi się dłużyć i skracać) – Goku, przecież masz swój kij!
       – No ale co nam po Długokrótku? Przecież on nas nie przeniesie. – chłopiec sięgnął po niego i uważnie zaczął się mu przyglądać
       – Daj go, mam pomysł! – Kuririn złapał kij i wdrapał się z nim na drzewo koło jeziora.
       – Powiedz żeby się wydłużył tak, aby jego koniec znalazł się na drugim końcu jeziora!
       – No tak! Ty masz łeb, Kuririn! – chłopak obrócił się w stronę jeziora i wystawił rękę – Długokrótku, wydłuż się, aż dostaniesz się na drugi brzeg! – wtem kij zaczął się wydłużać, aż dostał się na drugą stronę. Kuririn zostawił jeden koniec na drzewie, a sam kazał przejść Goku na drugą stronę. Gdy znalazł się na koronie, zaczął stawiać małe kroki na kiju.
       – Nie martw się, trzymam go! – Goku stawiał coraz dłuższe kroki, które w wkrótce zmieniły się w skoki, aż w końcu znalazł się na drugiej stronie jeziora. Gdy stanął na twardym gruncie, zauważył, że przed nim znajdują się dwie skorupy i skrzynka z mlekiem.
       – Ale fart! Nawet ich nie ruszył! – szybko podbiegł, otworzył skrzynkę i wziął jedną butelkę mleka. Gdy wypił je całe, spojrzał na skorupy.
       – Skąd one się tu wzięły? Przecież zostawiliśmy je koło polany dinozaura... – Goku nagle poczuł drżenie podłoża. Gdy obejrzał się za siebie, zobaczył trzy wielkie dinozaury, w tym jeden z tych, który ściga co rano chłopców. Goku szybko przyjął postawę do wali, lecz nie zdążył sparować ataku największego stwora, który rzucił nim paręnaście metrów. Z wielkim trudem wstał, a następnie rzucił się do ataku! Trafił nogą jednego ze stworów, tego najmniejszego. Nie zrobiło to jednak na nim większego wrażenia, a więcej bólu przysporzył sobie Goku, gdyż zaatakował zranioną kończyną. Wydarł z siebie tylko dłuższe "AAAARGGGGHH!!!!". Nie miał jednak dużo czasu na użalanie się nad sobą, gdyż po chwili dostał ogonem. Zanim jednak uderzył o twardy grunt, trzeci stwór trafił go głową, a chłopiec poleciał prosto w twardą skałę. Gdy spadł w końcu na ziemię, z trudem otworzył oczy. Nad jego głową znajdował się księżyc. On jednak zobaczył tylko wielką, białą plamę. Może to przez ten atak, a może dlatego, że nagle odrósł mu ogon? Dopiero po chwili obraz dla Goku się wyostrzył. I zobaczył go. Zobaczył księżyc. Księżyc w pełni. Nagle chłopiec zaczął rosnąć. Wydawało mu się, że odpłynął. Zaczął tracić świadomość, a jego rozmiary były jeszcze większe. Bandaże już dawno pękły, a całe ciało zaczęły pokrywać brunatne włosy. Dinozaury, które okrążyły Goku, stały jak wryte. Patrzyły jak mały chłopiec, zmienia się w wielką, włochatą małpę rozmiarów pięciopiętrowego bloku.

       Tymczasem Kuririn:
       – Co jest z tym Goku? Miał trzymać kij, inaczej nie przejdę – powiedział sam do siebie, przewracając kolejną stronę Dr Slump'a. Popatrzył się w stronę jeziora, a gdy spostrzegł wielką bestię, coś stanęło mu w gardle – Nie... Tam jest Goku! GOKU!!! – Kuririn nic nie myśląc, wskoczył od jeziora i z całej siły zaczął płynąć na drugi brzeg. Mimo wykorzystywania całej energii, nie poruszał się za szybko, przeszkadzały mu bandaże i rany. – Muszę się ich pozbyć – i kilkoma ruchami zrzucił bandaże. Zasyczał z bólu, do ran dostała się woda. Lecz on dalej płynął, płynął aby pomóc przyjacielowi.

       Tymczasem Goku pod postacią małpy, rozprawiał się z dinozaurami. Jednego pozbawił już życia i nacierał na drugiego. Jednym kopnięciem załatwił go. Zaczął uderzać w skały, a w szale, nie zauważył ostatniego z dinozaurów. Ten rzucił się na niego od tyłu i ugryzł w najbliższe miejsce, czyli ogon. Nadgryzł go tylko, gdyż po chwili został zdjęty pięścią. Małpa dalej niszczyła skały, a była jeszcze bardziej rozwścieczona, z powodu wielkiego bólu. Jednym ciosem Goku rozwalił kolejną skałę, z dwa razy większą od niego. Gdy zaczęła się walić, pojedyncze odłamki zaczęły spadać na plecy odwróconego stwora. Jedna z nich całkowicie odcięła 3/4 ogona, a sama małpa w wielkiej agonii, zaczęła biegać jak oszalała. Lecz już po chwili zaczęła się zmniejszać, aż w końcu przybrała rozmiary Goku. Futro znikło, twarz i reszta stało się normalne. Wyczerpane ciało padło bezwładnie na ziemię. Gdy do brzegu dotarł Kuririn, zobaczył skorupy i roztrzaskaną skrzynkę, dalej Goku, a w oddali martwe dinozaury i rozwalone skały. Szybko podbieg do chłopca.
       – Goku! Goku, obudź się! – chłopiec otworzył oczy i popatrzył na Kuririna
       – Kuri... Au!! M... Mój ogon...! – Dopiero teraz Kuririn zauważył, że ogona prawie nie ma, a z resztki leje się krew
       – Goku, co ci się stało?
       – Mu... Musisz go... wyrwać!
       – Co?! Jesteś pewien?! – Goku lekko pokiwał głową. Chłopak jeszcze raz przyjrzał się przyjacielowi, a następnie złapał ogon
       – Aaaa! – krzyknął przeraźliwie Goku. Kuririn zawahał się, a następnie jednym szarpnięciem wyrwał resztki ogona. Odrzucił je na bok i zobaczył, że chłopak stracił przytomność, a krew przestała się lać.

       Był środek nocy. Goku leżał przykryty koszulą Kuririna. On sam stał teraz przy rozpalonym ognisku. Wysechł już dawno, teraz pilnował by złapany dzik się nie spalił. Gdy uznał, że jest już gotowy, przygasił trochę ogień i oderwał kawałek nogi. Na ten smakowity zapach obudził się Goku, powoli zaczął otwierać oczy. Gdy zauważył to Kuririn, podał przyjacielowi kawałek mięsa. Chłopak nic się nie odezwał i z trudem włożył mięso do ust. Próbował wstać, lecz Kuririn go powstrzymał
       – Nie wstawaj, stary. Jutro czeka nas ciężka przeprawa. Odpoczywaj. – Goku posłuchał go i już po chwili znów spał.

       Następnego ranka, koło godziny ósmej, obaj chłopcy szli do Żółwiej Chaty. Ich liczne rany zaczęły się już jadzić, lecz oni dzielnie podążali do celu, mając na plecach skorupy. Goku był ubrany w strój Kuririna, wspierał się Długokrótkiem, jego przyjaciel miał na sobie tylko podkoszulek i szorty. Niedawno wyruszyli, mogli teraz spokojnie porozmawiać o wydarzeniach wczorajszej nocy.
       – No i wtedy mnie ogłuszyły. A kiedy się obudziłem, zobaczyłem ciebie.
       – A dlaczego kazałeś mi wyrwać ogon? – Na te słowa Goku zmarszczył czoło
       – Wydawało mi się, że to pomoże. Czułem w ten czas okropny ból, a nie miałem lepszego pomysłu.
       – To one tak cię sponiewierały? Obgryzły ogon, zniszczyły ubranie?
       – Chyba tak... Niczego nie pamiętam...
       – Ej, a tak w ogóle to od kiedy ty masz ogon? Przecież ludzie go nie mają! – Kuririn zmierzył przyjaciela wzrokiem
       – Nie wiem, chyba od urodzenia... Niedawno mi go odcięli, ale teraz znów musiał się pojawić...
       – Aha... A to coś wielkiego? Co to było? Wyglądało jak jakaś małpa.
       – Ja tego nie widziałem. Musiało się pojawić po tym jak straciłem przytomność. I to pewnie to załatwiło dinozaury.
       – Pewnie tak... – przez chwilę szli w milczeniu, aż Goku zmienił temat
       – A ty jak się dostałeś na drugi brzeg?
       – Zobaczyłem to coś i wskoczyłem do wody. Musiałem zrzucić bandaże... – i mówiąc to, popatrzył się na swoje rany
       – No, trochę będą się goić... Ale jak będziemy z nimi trenować, to nas tylko wzmocni!
       – CO?! Ty chcesz z tym trenować? W łóżku leżeć powinniśmy, a nie po lesie gonić! Chcesz nas zabić?
       – Jak coś mi się stało, kiedy byłem mały to dziadek zawsze kazał mi trenować, bez względu na ból. I widzisz jak na tym wyszedłem? – Goku mówiąc to, naprężył mięśnie
       – No. Jesteś nieźle pojebany...
       – E, Kuririn. Co znaczy "pojebany"?
       – Nieważne... Lepiej chodźmy...

       Było koło godziny dziewiątej, może w pół do dziesiątej, gdy Lunch zobaczyła dwie wolno poruszające się postacie. Byli to Goku i Kuririn. Dziewczyna szybko rzuciła się w stronę Boskiego Mistrza, gapiącego się w telewizor i z euforią krzyknęła:
       – Mistrzu, Goku i Kuririn tu idą!
       – CO?! – Boski jakimś cudem oderwał wzrok od dziewuch typu "balą balą" i razem z Lunch wyleciał przed dom. Jego oczom objawił się widok dwóch strudzonych wędrowców, z jego ukochanymi skorupami na plecach i widocznymi ranami na całym ciele. Widział jednak też ich uśmiechy, byli szczęśliwi, że w końcu doszli, szczęśliwi, że w ogóle przeżyli.
       – Ej, Mistrzu, to my!
       – Odzyskaliśmy twoje skorupy! – Boski i Lunch wybiegli chłopcom na przeciw. Mistrz położył jedną rękę na głowie Goku, drugą na Kuririna
       – No chłopcy, spisaliście się! Dobrze wam poszło. Ale widzę, że jesteście w gorszym stanie niż mogłem przypuszczać!
       – No bo... – zaczął Goku, ale Lunch go powstrzymała
       – Opowiecie później, teraz chodźcie do domu. – rzekła z uśmiechem i wszyscy udali się do Żółwiej Chaty.

       – No i wtedy zobaczyłem Kuririna!
       – A ja mu po tym wyrwałem ogon, strasznie krwawił!
       – A ja...
       – Tak, tak. Opowiadacie to już trzeci raz. Przestańcie się lepiej tak rochlić, bo nigdy nie zawiążę bandaży. – Lunch nakładała na głowę Goku ostatni opatrunek. Chłopcy wyglądali prawie jak mumie, z trudem wykonywali szybsze ruchy, co nie przeszkadzało im energicznie gestykulować przy opowiadaniu tej historii. Nie ułatwiali tym zadania Lunch robiącej co może z ich ranami. Temu wszystkiemu przyglądał się Boski Mistrz, z zadowoleniem myślał o tym nowym pokoleniu mężnych wojowników. Zaciągnął jeszcze raz fajkę, a następnie kazał się chłopcom uspokoić.
       – Dajcie się Lunch wami zająć, bo na razie to jej takim zachowaniem tylko przeszkadzacie!
       – Prze... Przepraszamy, Mistrzu. – obaj chłopcy od razu się uspokoili
       – No, tak ma być! Muszę teraz gdzieś wyjść, nie czekajcie na mnie z obiadem, a może i ze kolacją. – Genialny Żółw wstał i udał się do swojego pokoju po ubranie
       – A mistrz się gdzieś wybiera? – zapytała Lunch, gdy ze zdziwieniem zobaczyła, że Żółw już zdążył się przebrać
       – Muszę załatwić lekarstwo dla chłopców. Inaczej będą się leczyć miesiąc. A tak będą zdrowi po chwili.
       – Ale gdzie pan chce takie znaleźć?
       – Mam swoje sposoby. Nie martwcie się, może mnie nie być kilka dni. – Boski wyszedł na zewnątrz, zostawiając zdziwionych Goku, Kuririna i Lunch. Wyjął małą kapsułkę z której zrobił się poduszkowiec. Wsiadł do niego i poleciał na południe, w stronę miejsca dobrze znanego w przyszłości Goku, Kuririnowi czy Yamchi. Poleciał do Wieży Karin.

       – Kurcze, to lekarstwo naprawdę działa! Czuję się niesamowicie dobrze! – Kuririn zrzucił właśnie wszystkie swoje bandaże.
       – No, ale za to miało okropny smak. Dobrze, że było rozpuszczone w wodzie. – powiedział Goku, ściągając z głowy bandażowy turban
       – To chyba była jakaś sproszkowana tabletka. No bo to była tabletka, nie?
       – E... A co to jest "tabletka"? – zapytał beztrosko Goku. Kuririn chciał właśnie wygłosić jakąś chamską aluzję, gdy zawołał ich Boski Mistrz.
       – Tak, Mistrzu? – zapytał się Goku, stając przed obliczem swojego Mistrza, siedzącego na fotelu w salonie.
       – Chłopcy, widzę że senz... znaczy się lekarstwo pomogło!
       – Tak, czujemy się świetnie. Dziękujemy za nie, Mistrzu!
       – Och, nie ma za co! Moglibyście się odwdzięczyć przyprowadzając tu jakąś jędrną dziewóchnę... – Mistrz cały się zaczerwienił i zaczął się głupkowato śmiać.
       – Eeee... Wiesz Mistrzu, przecież dopiero co tu przybyliśmy. Chyba jakiś miesiąc temu, więc Lunch też tu tyle jest... – Kuririn chciał dyplomatycznie podejść do sprawy
       – No co ty, przecież ja tylko żartowałem! Ha ha! Ha! Ha ha ha!! – zaniósł się od śmiechu. Kuririn szarpnął Goku i oboje wyszli z pokoju pozostawiając turlającego się po ziemi Mistrza.

       Było koło południa gdy obaj chłopcy gołymi rękami orali kolejny kilometr pola. Nie zostało im już dzisiaj dużo, jakieś 200 metrów. Słonko nie przypiekało, przyjemnie się pracowało, szczególnie jak zawiał wiatr.
       – Ten nasz mistrz, to okropny dziwak. – powiedział Kuririn, ocierając czoło i siadając na twardej ziemi.
       – No.. może... Ale za to jest silny...
       – I chyba tylko dlatego tu jesteśmy – skwintował i wrócił do pracy. Nie miał ochoty na rozwodzenie się na temat ich mistrza, mimo że sam zaczął ten temat.
       – Ale jednak z niego fajny gościu! – Goku dotarł do jakiegoś kamienia i jednym ruchem wyrzucił go na bok. Czuł że od ostatnich wydarzeń stał się jeszcze silniejszy.


       Autor: Szpaner


<- POWRÓT DO DZIAŁU

ZWYKŁY DZIEŃ W ŻÓŁWIEJ CHACIE -- FANFICE
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker