Do tego tematu zabieram się od dobrych kilku dni, jednak jednocześnie męczę się z chorobą, więc nie byłam na siłach do pisania (a to o czymś świadczy). Dziś jednak doszłam do wniosku, że choroba chorobą, ale trzeba się przemóc. Inna sprawa, że czuję się lepiej.
Temat brzmi: Akatsuki. Chciałabym podzielić się z Wami moimi przemyśleniami - czy nawet bardziej: odczuciami - na temat tej organizacji i jej członków. Chciałabym też usłyszeć Wasze opinie. Możecie napisać coś ogólnie albo o którejś konkretnej postaci, jak Wam wygodnie.
Ja sama bardzo Akatsuki nie lubię. Nie podobają mi się założenia tej organizacji, cele i środki do nich prowadzące. Nie podoba mi się idea władzy nad światem - choć oryginalna nie jest - a przede wszystkim obrzydzeniem i wstrętem napawa mnie sposób, w jaki Akatsuki chcą ów cel zrealizować. Polowanie na Jinchuuriki uważam za coś ohydnego i moja sympatia w stu procentach leży po stronie Naruto, który z wielką goryczą mówi:
"Nie mamy dla nich żadnej wartości, tylko jako Jinchuuriki. Nie widzą nas jako ludzi, widzą tylko potwory w naszym wnętrzu."
Właśnie ten brak poszanowania życia ludzkiego uderza mnie najbardziej. Sami członkowie Akatsuki to moim zdaniem chorzy na umyśle zwyrodnialcy, typowi psychopaci, antysocjalne jednostki, którzy zabijają bez żadnego wahania, nic przy tym nie czując. Idealni pacjenci dla psychiatrów sądowych, idealni kandydaci na rezydentów szpitalów stanowych. To także banda szaleńców: seryjny morderca, mistrz lalek, obłąkany artysta, fanatyk religijny etc - może Kishimoto chciał pokazać, że geniusz zawsze równa się szaleństwu?
Natomiast nie ulega wątpliwości, że jako bohaterowie potrafią być także fascynujący - jeśli popatrzy się na nich bliżej. Można zaleźć u nich jakieś rysy, cechy, które się spodobają. Mnie się na przykład ogromnie podoba przedstawienie tego spokojnego, powolnego kroku, jakim Akatsuki przemierzają swoje drogi. Donikąd się nie spieszą, idą własnym tempem, co świadczy o ich stuprocentowej pewności siebie, przekonaniu o swojej sile oraz zaufaniu własnym zdolnościom. To jest coś w stylu Orochimaru, który potrafi się śmiać w każdej sytuacji - bo czuje się niezwyciężony.
Jeśli mogę tu napisać coś o konkretnych bohaterach, to chciałabym się skupić na tych, którzy zostali naświetleni przez Kishimoto szerzej. Pominę Konan i Peina, bo o nich właściwie jeszcze niewiele wiadomo. O Madarze niewiele mam do napisania ponad to, że wydaje się typem krętacza i manipulatora, który bez wahania wbije towarzyszom nóż w plecy, kiedy już pomogą mu osiągnąć to, czego pragnie.
Deidara - jest chyba najbardziej pozytywną postacią pośród Akatsuki. Kiedy patrzę na niego na tle pozostałych, mogę się posunąć do stwierdzenia, że nawet go lubię. Mam bowiem wrażenie, że Deidara najmniej dbał o ten dumny cel Peina (?): władza nad światem, ile najważniejsze dla niego było spełnienie artystyczne. Na zasadzie: "dobra, dobra, pomogę wam zawładnąć światem, jeśli pozwolicie mi dalej bawić się fajerwerkami." Momentami mam wrażenie, że Deidara nawet do końca nie wiedział, o co chodzi w tej grze - takie naiwne dziecko, które nie wtrąca się do świata dorosłych, o ile samo tego nie chce. Co poza tym? Chimeryczny artysta, łatwo wyprowadzany z równowagi. Stwór żyjący chwilą i nie planujący na zapas. Gdy myślę o Deidarze, zawsze przychodzi mi na myśl scena, gdy Akatsuki werbowało Deidarę:
Deidara zakończył swój płomienny wywód stwierdzeniem, że sztuka jest wybuchem.
Sasori: - On mnie denerwuje.
Kisame: - Skończył już?
Itachi: - Kto to wie...
Dwoma kolejnymi Akatsuki, których darzę jako taką sympatią, są Itachi i Kisame. Itachiego historię znamy i to jedno czyni go postacią odmienną od reszty organizacji. O Itachim można napisać cały wywód, co sobie daruję - wydaje mi się jednak, że Itachiego lubię za jego charakter: spokój, pełne opanowanie, genialny umysł i zdolności. Nie pochwalam go za żaden z jego czynów, powstrzymuję się jednak od kompletnego potępienia, znając jego dzieciństwo, które wypaczyło jego charakter. Itachi jest być może najbardziej fascynującą postacią "Naruto", to też nie pozostaje bez znaczenia w przypadku ewentualnych sympatii/antypatii. Co zaś do Kisame - hmm, możliwe, że tego lubię przez fakt, że był partnerem Itachiego i z nim się wszędzie włóczył. Poza tym Kisame wydaje się - na tle Itachiego - żywą i niemal radosną postacią.
Oczywiście, te opinie nie rodzą się z miejsca przy okazji zapoznania się z danym bohaterem - są wynikiem pewnego procesu, albowiem każdy Akatsuki wywierał na mnie wrażenie raczej mocno odpychające przy pierwszym zetknięciu. Dopiero przyglądając się im dłużej, można przeanalizować ich cechy pod różnymi aspektami.
Hidan i Kakuzu są natomiast parą, która rozbawia mnie od samego początku. Hidan jest tak karykaturalny z tą swoją wiarą religijną - obrzędy, rytuały, umoralniające przemówienia - że nie może nie wywoływać głośnego śmiechu. A z drugiej strony Kakuzu, kompletne przeciwieństwo - myślący jedynie o materialnych korzyściach i wierzący jedynie w pieniądz. Jako duet nie mają konkurencji.
Sasori jest natomiast indywidualnym Akatsuki, którego nie lubię chyba najbardziej. Czy też: o ile pozostałych zdarza mi się lubić, o tyle dla Sasoriego jestem na nie. Czy Kishimoto celowo przedstawił go jako niemal lalkę, by pokazać, jak dalece Sasori utracił swoje człowieczeństwo także na poziomie moralnym? Sasori już w Hiruko budzi przerażenie, strach, wstręt - analiza jego osoby w wykonaniu Sakury, już przy pierwszym spotkaniu, jest niezwykle trafna: "Zaledwie patrząc na niego, widzę ogromną różnicę między nim a sobą - różnicę w doświadczeniu, wyrażającą się ilością ludzi, których zabił". To, co bije od Sasoriego, to jest wręcz odrzucająca nienawiść do ludzi, żądza śmierci, samo zło. Okej, Chiyo powiedziała, że to wypaczone nauki Suna-gakure uczyniły z Sasoriego tego, kim się stał - czyli podobnie nieco jak w przypadku Itachiego. Mam jednak wrażenie, że Sasori rozsmakował się w tym złu i z chęcią w nim pozostał, podczas gdy Itachi został niejako przymuszony. Jeśli jest mi Sasoriego żal w którymkolwiek momencie, to jedynie jako osieroconego chłopca. Później nie robi na mnie wrażenia w żaden sposób: ani piękną twarzą, ani zdolnościami. Nie ma w nim nic z człowieka. I nawet w tym różni się od Orochimaru, któremu też brakuje jakiejś cząstki człowieczeństwa - Sasori jest niemal jak android, jest niemal sztuczny i nie nadaje się do życia z ludźmi, podczas gdy Orochimaru, pozbawiony zdolności odczuwania uczuć, mimo wszystko potrafi znaleźć się w otaczającym świecie.
I to mniej więcej tyle. Znów wyszło więcej, niż miałam w planach. Ciekawam Waszych opinii.
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl