
Jeśli idzie o mnie, to zdecydowanych ulubieńców mam pięcioro, aktualnie z mocnym wskazaniem na jednego z nich (ale o tym za chwilę).
Pierwszym fukutaichou, który zwrócił moją uwagę, był, jakżeby inaczej, Renji Abarai (fakt, że jako pierwszy pojawił się w serii, też pewnie miał tu swoje znaczenie). Wicekapitan Oddziału Szóstego jest niewątpliwie postacią barwną i ciekawą (i wzbudza we mnie zdecydowanie więcej sympatii niż kapitan tego samego oddziału), choć może niespecjalnie skłaniającą do refleksji. Nie ma w Renjim nic szczególnie tajemniczego; to bohater szalenie otwarty, u którego wszystkie uczucia widać jak na dłoni — co jednak należy mu zaliczyć jedynie na plus. Szczerość i prostolinijność Renjiego to jedne z tych cech, które pozwalają go polubić nawet mimo nie najlepszego wrażenia, jakie musiał wywrzeć, gdy wkroczył na scenę wydarzeń w Karakurze. Do tego jest Renji postacią, która w trakcie trwania serii pokazuje nam bardzo zróżnicowane (i bywa że zaskakujące oblicza) — od dumnego wojownika po — powiedzmy szczerze — nieco głupawę ofiarę losu . Mam tylko wrażenie, że ostatnimi czasy trochę brakuje Renjiemu potencjału fabularnego — zupełnie jakby Tite Kubo wyeksploatował większość pomysłów na tę postać w arcu z Soul Society, a teraz ciągnie go jako jednego z głównych bohaterów, ale nie bardzo wie, co z nim zrobić. Chociaż, muszę powiedzieć, scena, gdy zawiązują wspólny front z Ishidą w starciu z Szayelem, robi potężne wrażenie. Może to dobry kierunek, by poprowadzić postać Renjiego.
Postacią, której niewątpliwie potencjału nie brakuje (choć podejrzewam, że sam bohater stwierdziłby inaczej


Tyle jeśli chodzi o brzydszą (?!) część wicekapitanów — jako że moją piątkę ulubieńców dopełniają trzy panie


Ma w tym jednak godną rywalkę, którą lubię chyba jeszcze bardziej — a jest nią rzecz jasna Yachiru Kusajishi z Oddziału Jedenastego, żywa ilustracja zasady, że małe i słodkie jest zawsze groźniejsze od wielkiego i strasznego. Wraz z Ken-chanem tworzą jedyną w swoim rodzaju parę, szczególnie gdy w początkach arca w Soul Society razem biegają po mieście

I wreszcie trzecia z pań, czyli Rangiku Matsumoto z Oddziału Dziesiątego — postać, jak się okazało całkiem skomplikowana, co było całkiem miłym zaskoczeniem. Bez wątpienia jest ona niewyczerpanym źródłem sytuacji komicznych (ach, te scenki na kacu i na zakupach, ach te spięcia z Toushirou), ale autor pozwala pokazać jej się także z innej strony. Obok leniwej, beztroskiej, niestroniącej od sake zakupoholiczki mamy więc i dumną wojowniczkę, i kobietę po przejściach (Gin!) i osobę, która darzy Toushirou siostrzano-matczynymi uczuciami — jednocześnie zaś żadne z tych wcieleń nie zaprzecza innym. Bardzo, bardzo dobrze skonstruowana postać — i budząca wiele sympatii.
Jeśli idzie o pozostałych fukutaichou, hmmm… lubię jeszcze Hisagiego i Ibę; Sasakibe i Isane są mi właściwie obojętni, co do Hinamori mam mocno mieszane uczucia, Nemu jest… specyficzna, a Ooameda mnie śmieszy (o ile mnie akurat nie irytuje

Tyle ode mnie. A jak tam wasze typy?
