Tutaj musiałbym się odnieść do wywiadów z Akirą Toriyamą bardzo dawnych, cytować wszystko.
Kto ma na to czas aby czytać, komu się chce? Nikomu, może jakimś jednostkom.
Otóż, cała historia zaczyna się po historii z planetą Namek. Po tej historii nie miało być tak naprawdę już nic.
Przy czym te nic, miało być jednocześnie wszystkim. Czyli wyobraźnią każdego z nas.
Do tego czasu DB było, choć dziwnie to może zabrzmieć, poważne.
Frezeer jako ostateczny boss kończył całą historię.
Potem jest koniec, ale niestety, koniec nie nadszedł.
Pojawiły się nowe historie, nowe pomysły, wiadomo, były to czasy jeszcze jako takiej pracy ludzkiej.
Grafik był jeszcze grafikiem, komputer nie rysował za niego.
Więc jakoś to wyglądało. Nawet GT jakoś wyglądało. Dzisiaj nic nie wygląda, można zrobić milion odcinków DB i będą one niczym.
Kiedy zaczyna się parodia? Kiedy ktoś tworzy więcej, niż trzeba.
Historia z Namek i Freezerem była wystarczająca, była ukoronowaniem wszystkiego.
Chcieć więcej, to tak, jakby w matematyce chcieć więcej niż 100%.
100% to kompletny wynik. Nic więcej nie ma.
To się stało z tym anime. Za dużo, niepotrzebnie.
100% jest najwyższym stanem normalności. Coś jak trzeźwość. Nie można być bardziej trzeźwym. Można się ogłupić.
100% to idealny stan, trzeźwość to 100%. Można się zniżyć jedynie do niższego stanu, czyli poniżei 100%.
Nie można być bardziej trzeźwym, nie istnieje ani jeden przypadek w historii świata człowieka bardziej trzeźwego.
Parodia Dragon Ball zaczęła się po Freezerze i Namek. To było 100%. Niepotrzebnie zaczęła się ta historia.
Wcale nie musiała, ale gdy ktoś chce więcej, niż trzeba, to tak to się kończy.
Wiadomo, mędrcy i filozofowie wymyślą coś nowego na usprawiedliwienie. Oni zawsze coś wymyślą.
I zawsze będzie to usprawiedliwieniem, i niczym więcej.