
Czas płynie zbyt szybko i nieubłaganie. Wraz z jego upływem, często odchodzą osoby nam bliskie lub takie, które podziwiamy. Zdarza się to gdy nadejdzie ich czas, niekiedy przedwcześnie... Tak samo było w przypadku Hideto Matsumoto, znanego lepiej na całym świecie jako hide. Jeden z największych japońskich muzyków (dla wielu, w tym mnie, jeden z największych na świecie) odszedł od nas 02.05.1998 mając zaledwie 33 lata. Pozostawił po sobie wielu fanów i przyjaciół pogrążonych w smutku i cierpieniu (wystarczy, że wspomnę tu Yoshikiego. Biedaczek mocno wstrząśnięty rozpadem X JAPAN, po śmierci tak bliskiego przyjaciela, popadł w depresję. Jak sam powiedział na niedawnej konferencji prasowej, długo nie mógł nawet wypowiedzieć imienia hide bez napływających do oczu łez).
Hideto był osobą niezwykle żywą, pełną energii i radości. Do każdego podchodził otwarcie i szczerze, był pełen charyzmy i nie zabiegał o względy, ale i tak zjednywał sobie ludzi swoją niezwykłą osobą. Mimo, że już za życia stał się legendą i absolutną mega-gwiazdą, nigdy nie zatracił swego prawdziwego 'JA' i to była na pewno jedna z rzeczy, dzięki której kochało go tyle osób.
Prócz niezwykłej osobowości (i niesamowitego stylu


Mimo 10 lat od śmierci Hideto, ma on wciąż wieeeelu fanów, a przyjaciele pamiętają (bo co to byliby za przyjaciele, którzy zapominają



Pozdrawiam
PS. Trochę się rozpisałem, ale hide jest dla mnie bardzo ważną osobą, idolem i jednocześnie wzorem pod wieloma względami. Jego muzyka i osoba nie raz dodały mi sił w trudnych chwilach!