Dziś chciałabym napisać na temat mangi. Oto bowiem zaraz po weekendzie udałam się do lokalnego wypasionego sklepu z mangami i zaopatrzyłam się w całą 12-tomową serię Gravitation (plus tom cyklu Gravitation EX, jeszcze nie przeczytany). Fajnie było wejść do sklepu, pokazać na serię na półce i powiedzieć: "Biorę wszystkie tomy." To dla mnie rzecz niezwyczajna, albowiem jestem raczej osobą, która najpierw się zapoznaje, a dopiero potem kupuje na własność - jeśli się spodoba - ale że teraz mogę sobie pozwolić, kupuję ryzkownie to, na co mam ochotę. Nie ma jak być burżujem. W każdym razie miałam trochę obaw odnośnie tego, czy manga przypadnie mi do gustu, ale teraz, po przeczytaniu, stwierdzam, że warto było.
Ten post siłą rzeczy będzie zawierał niejako porównanie mangi i anime. Nie potrafię powiedzieć na czyją korzyść to porównanie wypadnie - to chyba każdy musi sam ocenić. Osobiście jestem zdania, że zarówno manga, jak i anime, trzymają swój poziom i są po prostu dobre. Niemniej jednak się różnią. Myślę, że nie ma sensu rozpisywać się na temat różnic w fabule - te występują i opowiadają, co działo się przed i po akcją anime. Notabene jedyną poważną różnicą fabuły anime w stosunku do mangi jest zakończenie anime. Seria TV bazuje luźno na pierwszych 7-8 tomach, jednak później akcja mangi zrobiła się tak zwariowana, że po prostu nie pasowała do klimatu anime, toteż twórcy serialu zdecydowali się zakończyć w tym miejscu.
Fragmenty, o których mówię, to wstęp do historii - pokazanie Shuuichiego i Hiro jeszcze w liceum, podczas gdy w anime spotykamy ich już jako absolwentów szkół. Dalsza zaś część mangi opowiada o kolejnych wyzwaniach, jakie stoją przed kapelą Bad Luck. Ukazują też konsekwentny rozwój relacji Shuuichi-Yuki.
W stosunku do mangi anime jest wygładzone i stonowane, manga jest o wiele bardziej dynamiczna i żywa, a na upartego można nazwać ją kompletnie zwariowaną. Stonowanie anime sprawia, że jest ono łatwiejsze w odbiorze i zrozumieniu, fabuła została w jakiś sposób uproszczona (choć z drugiej strony zawiera także elementy, których nie znajdziemy w mandze), a przede wszystkim postacie zrobiły się bardziej... hmm... tu mi brak słowa. Wyraziste? Konkretne? Jednoznaczne? Schematyczne? Nie jestem w stanie określić tego zjawiska, ale w którymś momencie czytania mangi doszłam do wniosku, że postacie w mandze są bogatsze wewnętrznie, bardziej rozwinięte charakterologicznie i osobowościowo, prezentują szersze spektrum zachowań, są bardziej... ludzkie i rzeczywiste. Postacie w anime są łatwiejsze do zrozumienia, właśnie z uwagi na to wygładzenie, doprowadzenie do standardów. Wiem, że brzmi to sprzecznie, ale postaram się wyjaśnić najlepiej jak umiem: postacie w mandze są w naturalny sposób skomplikowane, podczas gdy postacie w anime zostały w sztuczny sposób dopasowane do schematów bohatera. Jako przykład mogę przedstawić postać Toumy, który już w anime robi wrażenie swoją bezwzględnością, jednak w mandze wywołuje bardzo gwałtowne emocje i ciarki na plecach. O ile w anime Touma wydaje się osobą raczej zrównoważoną, o tyle w anime obserwujemy go w pełnym spektrum zachowań. Jest w stanie postąpić bardzo podle i "zabić dla swoich celów", ale jednocześnie jest w stanie zupełnie autentycznie płakać w ramionach żony nad swoimi błędami i przejmować się jej stanem. Drugą postacią, która przychodzi na myśl, jest Yuki. Nie chcę powiedzieć, że w serii tv jego postać jest schematyczna - nic z tych rzeczy, Yuki jest świetną postacią, jednak w mandze także i jego cechy zostają podkreślone w każdym możliwym kierunku. W mandze Yuki jest naprawdę wredny i ma większe problemy z samym sobą niż w anime. To jest przekonujące.
Natomiast nie ulega wątpliwości, że przez te zabiegi anime jest bardziej a) poważne, b) romantyczne. Fabuła nie jest rozrywana we wszystkie strony i wszystkie kierunki, koncentruje się niejako na jednej wizji i jednej płaszczyźnie. Myślę, że dlatego anime robi tak duże wrażenie - a robi.
Wspomniane wyżej uproszczenie widzi się także w kwestii fabuły, i w tym wypadku uważam, że manga stoi ponad anime. W serii TV widzimy kilka scen, które jakby zostały urwane w połowie, a ich znaczenie nie zostało wyjaśnione - manga tymczasem dokładnie i dobitnie stwierdza, co się w tamtym momencie tak naprawdę działo. Mam wrażenie, że w przypadku anime cierpimy z powodu nieco nieudolnie przeprowadzonej cenzury. Twórcy wiedzieli, że niektóre sceny są ważne dla fabuły, toteż nie mogli się ich pozbyć, w kiepski jednak sposób zaadaptowali je na potrzeby serialu. Tu przychodzi mi na myśl przede wszystkim konfrontacja Shuuichiego z Aizawą z ASK. Przyznam szczerze, że choć oglądałam serial trzy razy, nie zdołałam pojąć, o co właściwie w tej scenie szło i co właściwie biednemu Shuuichiemu zrobiono. Manga stwierdza jasno i dobitnie, że chłopak został zgwałcony na polecenie Aizawy, ponieważ nie zgodził się na współpracę oznaczającą wydanie Yukiego, a chciał go i jego prywatność chronić za wszelką cenę.
Co mi się podoba w mandze, to ukazanie pełni rozwoju związku Shuuichiego z Yukim. W poście na temat anime napisałam, że Shuuichi może być jedynym lekiem na problemy Yukiego. W mandze jest to właśnie ukazane: jak Yuki powoli zaczyna sobie zdawać sprawę także z własnego zaangażowania w ich związek, jak zaczyna to akceptować i jak zaczyna z własnej woli wychodzić Shuuichiemu naprzeciw. W anime zostało pokazane, że znajomość z Shuuichim była dla Yukiego na swój sposób toksyczna - ponieważ otwierała rany z przeszłości - jestem jednak pewna, że jeśli uda mu się przeżyć ten największy szok, wówczas droga naprzód będzie już łatwiejsza. Tak właśnie jest w mandze. Scena, w której pani psychiatra mówi Yukiemu, że nie musi go już dłużej leczyć, ponieważ Yuki pozwolił przeszłości odejść w przeszłość i znalazł w teraźniejszości to, co jest dla niego najważniejsze, jest jedną z kulminacyjnych i najważniejszych scen. Uważąm tę mangę za świetne przedstawienie procesu, jaki dokonał się w człowieku - poprzez te wszystkie sceny traktowania przedmiotowego, mówienia ważnych słów bez emocji, aż do prawdziwego i autentycznego zaangażowania. Kiedy Yuki przestał widzieć w Shuuichim materiał zastępczy, zabawkę do uciech seksualnych czy zaspokojenie kaprysu, a odebrał go jako jego samego, ważną osobę i kogoś, kogo chce się widzieć szczęśliwym.
Wciąż twierdzę, że Yuki Eiri jest świetną postacią - zarówno w mandze, jak i w anime. Pewnie nie ma tu nikogo zainteresowanego psychiatrią, ale i tak powiem, że jest cudnym przykładem osoby cierpiącej na tzw. zaburzenie dysocjacyjne, "podzieloną osobowość". (I osobiście jestem z siebie niezmiernie dumna, że zdiagnozowałam go jedynie na podstawie jego specyficznego zachowania w anime, gdzie poza tym nie było ani słowa na temat jego dolegliwości - dopiero manga nazywa rzeczy po imieniu.) To jest człowiek, który jednego dnia postępuje tak, a drugiego w sposób zupełnie odwrotny. Który wydaje się, jakby nie wiedział, czego naprawdę chce. Który w rzeczy samej sprawia wrażenie dwóch zupełnie różnych ludzi w jednym ciele. Maki Murakami wykonała świetną robotę w kreacji Yukiego i za to ma u mnie ogromnego plusa.
I to chyba tyle. Kreska mangi jest ładna, choć styl wyraźnie ewoluuje z rozwojem, co widać wyraźnie na przykładzie Shuuichiego, który pod koniec wygląda już prawie tak jak w anime, a na początku... zupełnie inaczej Niemniej jednak absolutnie najsłodsza w jego przypadku rzecz pozostaje niezmieniona: jego oczy, kiedy je sobie wypłakuje. Tego nie da się opisać, to trzeba po prostu zobaczyć (Wygląda tak okropnie, że Yuki za każdym razem mówi mu: "Umrzyj" ) Gdybyście mieli kiedyś okazję zapoznać się z tą mangą - polecam!
"Dom jest tam, gdzie ktoś o Tobie myśli"
"Ore to koi, onna"
"Even though I'm worthless... thank you... for loving me...!"
kirin.pl