Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICE -- DRAGON BALL AZ -- DARK KAIOSHIN SAGA -- CZĘŚĆ I -- ROZDZIAŁ I
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część I: Umierające Gwiazdy
Rozdział I - Trzy życzenia

       Niebo nad Nowym Namek było tego dnia wyjątkowo zielone. Escar i grupa innych Nameczan pracowali sobie spokojnie, sadząc kapusto-podobne roślinki w kilku rzędach. W pewnym momencie usłyszeli potężny huk, jakby odgłos przekraczania bariery dźwięku. Chwilę potem okolicą wstrząsnęła eksplozja. Escar zauważył wybuch, który nastąpił zaledwie około kilometr od niego i jego towarzyszy. Nameczanie czym prędzej podążyli w tamtą stronę. Na miejscu zastali spory krater na środku którego leżała, dymiąc lekko, biaława kula średnicy około trzech metrów. Escar był zbyt młodym Nameczaninem by pamiętać takie pojazdy, których kilka pojawiło się na starej Namek tuż przed jej zniszczeniem.
       Kula otworzyła się, ujawniając fakt, że w środku ktoś się znajdował. Osobnik ten wysiadł powoli, rozprostowując kości. Był to wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy mężczyzna. Jego fryzura charakterystycznie sterczała nieco do tyłu. Ubrany był w nieco sfatygowaną zbroję z odstającymi naramiennikami, zaś na lewym uchu miał jakby okular. Najbardziej jednak w jego wyglądzie zwracał uwagę małpi ogon, który lekko kołysał się na boki, gdy mężczyzna rozcierał obolałe od siedzenia w jednej pozycji stawy.
       – Kim jesteś? – zapytał Escar, przezwyciężając niepokój jaki budził w nim przybysz.
       Mężczyzna spojrzał na Nameczan.
       – Wygląda na to, że dobrze trafiłem. Czy to aby na pewno jest planeta Namek?
       – Tak.
       – No to doskonale... – Przybysz wcisnął przycisk przy okularze, który zapikał kilka razy i przejechał wzrokiem po zgromadzonych na miejscu Nameczanach. – Trzysta dziewięćdziesiąt, co? – Mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie, wyciągając dłoń w stronę zielonych mieszkańców Namek.
       – Uwaga! – krzyknął jeden z Nameczan.
       Było już jednak za późno. Kilkoma mocnymi pociskami Ki ciemnowłosy unicestwił całą grupę zielonoskórych. Następnie ponownie kilkakrotnie wcisnął przycisk przy swoim okularze.
       – Muszę uważać – powiedział do siebie. – Mają tu wojowników z mocą ponad 30,000. Lepiej, żebym na nich nie trafił. Chyba zacznę szukać tych Smoczych Kul. – Mężczyzna wyciągnął zza pasa charakterystyczne okrągłe urządzenie i kilkakrotnie wcisnął znajdujący się na nim jedyny przycisk.

       – Vegeta!!! – Saiyański książę usłyszał słodki głos swej małżonki. – Nie widziałeś gdzieś Smoczego Radaru?
       – A po co ci on?
       – Po nic, ale nie mogę go znaleźć!
       – Zrób nowy, będzie szybciej. W tym domu jest taki bajzel, że nic nie idzie znaleźć.
       – A czyja to wina? I nie mów, że moja!
       Vegeta przemilczał sprawę.

       Ciemnowłosy przybysz, na Namek dobił przeciwnika mocniejszym pociskiem Ki. Ten zielonoskóry zaskoczył go, kto mógł się spodziewać, że jego moc podskoczy nagle z czterech do jedenastu tysięcy? Tym bardziej nie mógł już ryzykować spotkania z tą dwójką z mocą ponad 30,000. Wcisnął przycisk przy okularze. Zbliżali się, widocznie zostali już zaalarmowani o zagrożeniu. Na szczęście ci idioci zgromadzili wszystkie Smocze Kule w jednym miejscu, co znacznie ułatwiło ich odnalezienie. Teraz trzeba było tylko wypowiedzieć zaklęcie. Mężczyzna ponownie odwołał się do okularu, wyświetlając na nim słowa przywołujące Boskiego Smoka. Powtórzył je, nie rozumiejąc ani słowa – namecki był strasznie dziwny.
       Niebo nagle ściemniało, dziwne na tej planecie, która nie znała nocy. Wszystkie siedem kul zabłysło, zmieniając się w smugę energii, która uformowała się w sylwetkę Boskiego Smoka Nameczan, Porungi.
       – O, w mordę! – Taki widok wywierał wrażenie.
       – Wypowiedz swe życzenia. Spełnię tylko trzy, więc dobrze się zastanów – powiedział charakterystycznym, głębokim głosem smok.
       – Trzy? Doskonale, bo akurat mam trzy.

       Dende poczuł się nagle bardzo dziwnie. Miał złe przeczucie. Coś było nie tak, ale co?
       – Czy wszystko w porządku? – zapytał Popo, widząc nietęgą minę nowego Wszechmogącego Ziemi.
       – Tak, wszystko dobrze, Popo.
       Ale wcale nie było dobrze.

       – Po pierwsze, smoku. Wiem, że na Ziemi żyją potężni Saiyani. Chcę się stać silniejszy niż oni są teraz.

       Północny i Zachodni Kaio obserwowali walkę Olibu i Paikuhana. Mimo, że Olibu znacznie się ostatnio wzmocnił, widać było, że z Paikuhanem nie ma szans. Wynik walki był zbyt oczywisty.
       – Nuuuuuuudy... – ziewnął zachodni Kaio. – Od czasu jak Goku stąd zniknął nie ma żadnego godnego przeciwnika dla Paikuhana. Marzę o tym, żeby zjawił się tu ktoś mocny.
       – Ale to zwykle oznacza niemałe kłopoty.
       – Straszny z ciebie zrzęda! Przecież od kiedy pokonaliśmy Buu w kosmosie nie ma już nic groźnego!

       – Po drugie. Smoku, słuchasz mnie?
       – Tak.
       – A więc, po drugie, chcę, abyś przywrócił do istnienia trzy megagalaktyki zniszczone przez potwora zwanego Buu. Myślisz, że dasz radę?
       – Nie ma rzeczy niemożliwych dla Pierwszego Smoka, ale to chwilę potrwa.
       – Nie spiesz się, ja mam czas.

       Wlecieli do wioski, w której zgromadzono Smocze Kule jednocześnie. Trzech najpotężniejszych wojowników Nowej Namek. Już od dłuższej chwili wiedzieli, że przybyli za późno, nad wioską unosił się znajomy kształt Porungi. Może jednak zdołają zabić najeźdźcę zanim wypowie wszystkie trzy życzenia?
       Nie zobaczyli go nigdzie, prawdopodobnie uciekł. Nie byli w stanie wyczuć, czy jest gdzieś w pobliżu.
       – Smoku! Ile życzeń spełniłeś?
       – Dwa.
       – W takim ra... – Nameczanin nie zdołał dokończyć zdania, kiedy czarnowłosy wojownik pojawił się znikąd, miażdżąc mu klatkę piersiową. Drugi z zielonoskórych zaatakował natychmiast, ale po chwili uderzył w ziemię z dymiącą dziurą zamiast głowy.
       – Smoku natychmiast przenieś mnie...
       – Nic z tego! – krzyknął ciemnowłosy. – SILVER WEDGE!
       – ...na Zie... – zdążył powiedzieć Nameczanin, zanim uformowany w długi szpikulec pocisk Ki nie przebił go na wylot, zostawiając w nim dziurę wielkości małego arbuza. Martwe ciało spadło na ziemię, obok dwóch pozostałych i wielu innych, należących do Nameczan, którzy mieszkali w tej wiosce.
       – He he, dobry jestem. – Uśmiechnął się pogromca trzech Nameczan. – Nigdy nie zadzierajcie z Saiyanami, dupki. – Ciemnowłosy splunął. – Czy spełniłeś już moje drugie życzenie, smoku?
       – Tak.
       – W takim razie mam też trzecie. Chcę, abyś przywrócił do życia pięć osób, mojego ojca oraz... – tu wojownik wymienił cztery imiona, które jemu samemu kompletnie nic mu nie mówiły, ale dla wielu żyjących na Ziemi osób byłyby pewnie bardzo znajome...

       Enma był wściekły, z tego powodu większość dzisiejszych dusz trafiała do piekła. Nagle jego gabinetem coś wstrząsnęło.
       – Do wszystkich diabłów, co się dzieje!?
       – Chyba mamy jakieś kłopoty w piekle.
       – No to, zajmijcie się tym! Za co wam płacę?
       – Tak jest, już!
       – Mam dość tej roboty – wymruczał Enma i zajął się stemplowaniem. – Piekło, piekło, piekło...

       Saiyan patrzył jak kule rozlatują się na siedem stron Namek – jakże smutny widok, zwłaszcza, że miał miejsce po raz ostatni...
       – Ładna ta planeta, choć pewnie bezwartościowa. Mimo wszystko, prawie szkoda rozwalać...
       Kilkanaście minut później Nowa Namek przestała istnieć.

       Vegeta potężniejszy od Goku... niemożliwe?


Rozdział II

       Autor: Vodnique


<- POWRÓT DO DZIAŁU

ROZDZIAŁ I -- CZĘŚĆ I -- DARK KAIOSHIN SAGA -- DRAGON BALL AZ -- FANFICE
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker