Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część IV » Rozdział XCVII
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część IV: Koniec
Rozdział XCVII - Zmienne koleje losu
 

Trunks wyraźnie poczuł jak napierający na niego Death Ball niespodziewanie słabnie. Otworzył oczy, które zacisnął z wysiłku kilka chwil wcześniej. Obok siebie ujrzał Son Gotena. Syn Goku pomagał mu blokować atak Cella.

– Goten? Ale...

– Ani słowa, Trunks – powiedział poważnie Goten, widać było na jego twarzy wysiłek, nawet teraz, gdy powstrzymywali kulę we dwójkę udawało im się zaledwie osiągnąć równowagę. – Nie sądź, że dam ci zginąć po raz trzeci.

– Trzeci?

– Nieważne... – Goten skoncentrował Ki i w kilka sekund przeszedł w Perfect-SSJ2. – Teraz skup się, nie chodzi tylko o to, żeby to odepchnąć.

Cell zdziwił się po raz kolejny, nie spodziewał się aż takiego oporu ze strony Trunksa. Saiyan zdecydowanie zbyt długo wytrzymywał napór jego Death Ball'a. Nie chodziło nawet o to, że mutant obawiał się porażki. Dziwiło go, że przeciwnik wytrzymuje tak długo mimo znacznie mniejszej mocy. Poza tym, co tu dużo mówić, ta mała przepychanka zaczynała go po prostu nudzić...

Nagle Death Ball drgnął gwałtownie. Cell uniósł łuki brwiowe (jako że samych brwi nie posiadał) ze zdziwienia.

Krzyk wydobyty z dwóch saiyańskich gardeł przedarł się przez huk kruszącej się, pod wpływem mocy ataku szarego mutanta, ziemi. Gigantyczna kula energii poleciała nagle w zupełnie przeciwnym kierunku niż ten, który jej twórca nadał jej na początku. Cell zbyt mocno zdziwił się tym faktem, by choćby pomyśleć o zrobieniu uniku. Oberwał wielkim niczym dom pociskiem i razem z nim poleciał z dość dużą prędkością na orbitę.

Goten i Trunks opadli na ziemię, dysząc z wysiłku.

– U... udało się... – powiedział z wysiłkiem Goten.

– Aha... ale on wróci... Za chwilę...

– Tak... tak sądzisz?

Syn Vegety pokiwał głową.

– Jestem pewien... Coś takiego go nie zabije. Za mocny jest...

Goten kiwnął energicznie głową, na znak, że zrozumiał i zaakceptował to, co właśnie powiedział jego przyjaciel. Następnie wstał i zrobił kilka kroków w jednym z kierunków. Drugi z Saiyanów podążył za nim wzrokiem. Syn Goku podszedł do dwóch wbitych w ziemię mieczy.

– Ten chyba jest twój – powiedział, rzucając Trunksowi dawną broń Tapiona.

Fioletowowłosy popatrzył na ostrze krytycznie i wbił je przed sobą w ziemię.

– Zostaw ten złom, Goten. W ten sposób nie mamy szans. Niezależnie od tego jak dobre są te miecze. On jest po prostu zbyt silny.

– Naprawdę aż tak? – młodszemu z półsaiyanów trudno było uwierzyć te słowa.

– Wiem co mówię. Jestem szybki, ale w porównaniu do niego ruszam się jak krowa. To nie ta liga. jeśli chcemy go pokonać, musimy się scalić.

– Fuzja? – Gotena zaskoczył i jednocześnie trochę przestraszył ten pomysł. – No, nie wiem... Wiesz, myślę, że wtedy na turnieju mogłeś mieć rację. Nie wiadomo czego można by się teraz spodziewać po Gotenksie.

– Musimy zaryzykować – przekonywał Trunks. – Goten, on zaraz wróci i to pewnie wściekły. Rozwali Ziemię, a my go nie powstrzymamy, jesteśmy za słabi. Fuzja to jedyne wyjście!

– Dobrze – odparł po chwili zastanowienia Son Goten. – Mam nadzieję, że masz rację i Gotenks nie okaże się jakimś świrem... – Syn Goku nie powiedział przyjacielowi, że jego wątpliwości wynikają z faktu, iż nie czuje się już pewien swojego własnego umysłu.

– Doskonale! – ucieszył się Trunks. – Aha, Goten, jeszcze jedno.

– Co?

– Dziękuję. Uratowałeś mi życie.

– To mam skuteczność jeden na trzy – Goten dezaktywował formę SSJ2. – Ale nieważne, zaczynajmy, bo on chyba wraca.

Blank został w ostatniej chwili odepchnięty z toru lotu pocisku przez Gemini, która jednak nie była dość szybka, by samemu go uniknąć, odrzucona eksplozją poleciała w kierunku powierzchni ziemi. Tymczasem Leo, wykorzystując moment odsłonięcia się Kaioshina, dopadł do niego trafiając kilkukrotnie w korpus i twarz. Czarnowłosy przerwał impas po jakichś dwóch sekundach, płynnie, lecz szybko odlatując do tyłu. Android oczywiście ruszył za nim i przez to oberwał Ki-blastem, co sprawiło, że na moment zawisł nieruchomo w powietrzu. To pozwoliło Kaioshinowi wysłać w jego kierunku jeszcze jeden pocisk, a raczej strumień Ki, który wybił androidowi dziurę w prawym boku, tuż poniżej żeber.

Kolejną próbę ustrzelenia Blanka przerwał władcy Wschodniej Megagalaktyki Sagitarius, który rzucił się na niego z prawym sierpowym. Kaioshin zablokował cios, łapiąc jego pięść lewą dłonią. Przez chwilę mocowali się w ten sposób, jednak po jakichś dziesięciu sekundach z ramienia androida poszły iskry i trochę dymu, najwyraźniej siła przeciwnika przeciążyła jego wewnętrzny szkielet.

Czarnowłosy uśmiechnął się, nie puścił przeciwnika, najwyraźniej chcąc kompletnie wyrwać mu rękę. Z jakiegoś powodu, może z chęci sprawdzenia się, Sagitarius także się nie poddawał.

– KIENZAN!!! – obaj usłyszeli krzyk wysokiego pseudo-Lanfana.

Błyskawiczny odskok Kaioshina uratowałby go zapewne, gdyby nie to, że Blank przewidział ten manewr, jego przeciwnik wskoczył dokładnie na tor lotu dysku. Zorientował się co prawda od razu i rzucił w drugą stronę, nie był jednak tym razem dość szybki, energetyczne ostrze zahaczyło go pod lewą ręką, uszkadzając jedno czy dwa żebra.

Ból nie powstrzymał władcy Wschodniej Megagalaktyki od ponownego rzucenia się na Blanka. Nie przeleciał jednak nawet jednej piątej dzielącego ich dystansu, chwycony za nogę przez zignorowanego Sagitariusa.

– To za Virgo! – krzyknął najwyższy z androidów, trafiając z bliska pociskiem Ki i rzucając w ten sposób czarnowłosego w jedną ze skał. Tam już czekała Gemini. Nie miała połowy lewej ręki, którą straciła chroniąc Blanka, wcale jednak jej nie potrzebowała. Odkopnęła go z całej siły w powietrze, przypadkowo trafiając w zranione żebra.

– To za Scorpio! – usłyszał przy tym Kaioshin, zanim jednak zdołał przypomnieć sobie, kim był Scorpio oberwał po raz kolejny. Tym razem od Leo.

– To za Ariesa!! – android uderzył złączonymi pięściami w kark przeciwnika, który poleciał znowu w kierunku Sagitariusa. Może nie dokładnie w jego stronę, ale najwyższy z członków oddziału Zeta szybko skorygował błąd i nadział lecącego przeciwnika na kolano. Kaioshin wykrztusił nieco zmieszanej ze śliną krwi.

– To za Librę, a to za... – tu Sagitarius utworzył w dłoni dość duży Ki-blast, jednak tym razem czarnowłosy był szybszy, uderzył prawym prostym w korpus tamtego, odpychając go nieco, a zaraz potem poprawił swoim pociskiem, trafiając w twarz.

– Niech zgadnę... – wydyszał, ścierając z ust krew – ...za Taurusa, co?

Kaioshin zdał sobie sprawę, że musi zakończyć tę walkę szybko. Mimo przewagi słabł coraz bardziej. Niezależnie od swego boskiego rodowodu był żywą istotą, odczuwał ból i zmęczenie, w przeciwieństwie do androidów, które wykorzystywały tę przewagę bezlitośnie.

Nie zdawały sobie jednak sprawy, z jak wyjątkową żywą istotą mają do czynienia.

Kolejny cios androida zmusił Brolly'ego do cofnięcia się o metr. To nie wystarczyło, #17 dopadł do niego jak błyskawica, kopiąc w klatkę piersiową i poprawiając uderzeniem złączonych pięści w twarz, co częściowo zmiażdżyło Saiyanowi prawą kość policzkową i sprawiło, że jego głowa odleciała na bok jak piłka.

– NIE!!! – krzyknęła Bra rozdzierająco, tak głośno, że mały Brolly, zwykle bardzo spokojny, zaczął płakać. – Przestań!!!

Ogarnięty euforią walki Siedemnastka nawet jej nie usłyszał. Dwoma ciosami w brzuch zmusił przeciwnika do skulenia się i wykorzystał ten fakt uderzając zamaszystym podbródkowym. Impet trafienia posłał długowłosego Saiyana na wiele metrów w górę. Android jednak był szybszy, wyprzedził go i kopiąc złączonymi nogami odbił w przeciwnym kierunku, sekundę potem trafił prawą stopą w plecy Saiyana, zmieniając jego tor lotu z pionowego na poziomy. Skoncentrował w dłoni Ki-blast i zamachnął się, chcąc go rzucić.

Zanim jednak do tego doszło, Brolly'ego niespodziewanie zasłoniła #18.

– Przestań! – krzyknęła. – Chcesz wszystko zniszczyć? On nie stanowił zagrożenia już zanim go zaatakowałeś!!

– Odsuń się, idiotko! Bo ciebie też rozwalę!

– Proszę bardzo!! Bo będziesz musiał, jeśli chcesz zabić jego!

#17 zawahał się. W końcu, po paru sekundach, rozproszył zgromadzoną w dłoni energię, opuścił ręce i odwrócił się do siostry tyłem.

– Nie wiń mnie, że po tylu latach chciałem jeszcze przez chwilę poczuć się najlepszy – powiedział cicho, opuszczając się powoli na kamienną posadzkę pałacu.

Jego siostra wylądowała obok.

– Brolly! Nic ci nie jest?! – krzyknęła Bra do wysokiego Saiyana, który zdezorientowany unosił się w powietrzu, kilkadziesiąt metrów od siedziby Dendego. Nie tylko był wściekły, czuł się także poniżony tym, że pobił go jakiś dzieciak, a przynajmniej ktoś kto wyglądał jak dzieciak. Syn Paragasa sam nie widział co właściwie powstrzymywało go teraz od rzucenia się na niego.

Bo też właściwie nic go nie powstrzymywało...

Krzyk jaki wydał z siebie w tym momencie Brolly przestraszyłby każdego, nic więc dziwnego, że obserwująca go Bra dosłownie zamarła z przerażenia, kiedy go usłyszała. Nie był to nawet krzyk, to był nieludzki ryk wściekłości, rozczarowania i frustracji. Aura Saiyana eksplodowała. Mimo, iż już był w trzeciej formie Super-Saiyana, wyraźnie czuło się jak jego moc zaczyna rosnąć...

Eksplozja Death Ball'a gdzieś w górnych partiach ziemskiej atmosfery dość mocno zachwiała pewnością siebie Cell'a. Poza tym, że stracił skrzydło nie odniósł poważniejszych obrażeń, zresztą nawet to od razu zregenerował. Mimo wszystko jednak zaskoczyło go to, że Goten i Trunks zdołali stawić mu skuteczny opór.

"No proszę, panowie" – pomyślał. – "Albo was nie doceniłem, albo jeszcze nie odkryłem swoich wszystkich możliwości. Zaraz się przekonamy."

Z maksymalną prędkością rzucił się z powrotem w kierunku powierzchni planety, z przyjemnością przecinając coraz gęstsze powietrze. Tak, latanie to wspaniałe uczucie.

W około trzydzieści sekund znalazł się z powrotem w miejscu, z którego wbrew swej woli odleciał chwilę wcześniej. To, co zobaczył sprawiło, że zatrzymał się odruchowo. Trunks i jego czarnowłosy przyjaciel stali obok siebie w odległości jakiegoś metra, zaczynali właśnie wykonywać coś w rodzaju synchronicznego układu tanecznego.

– FU... – zaczęli, mutant przypomniał sobie wszystko co wiedział o fuzji, uświadamiając sobie co się dzieje. Ruszył, chcąc przeszkodzić im za wszelką cenę.

Nie zdążył.

– ...SION-HA!!! – przy "ha" palce Gotena i Trunksa zetknęły się, co wywołało oślepiającą eksplozję światła. Cell zamarł w powietrzu, wiedząc, że już za późno na reakcję.

Blask zniknął, zaś oczom szarego mutanta ukazał się widok, jakiego zdecydowanie nie oglądało się codziennie.

Fuzja była nieudana.

Zamiast szelmowsko uśmiechniętej, smukłej postaci Gotenksa, w miejscu zajmowanym wcześniej przez dwóch półsaiyanów stał osobnik tak chudy, jakby znajdował się w bardzo zaawansowanym stadium anoreksji. Sam jednak chyba nie do końca zdawał sobie sprawę ze swojej sytuacji, zaczął mówić:

– Teraz... khe – zakaszlał – zobaczysz... khe, khe, prawdziwą potęgę, khe, Saiyanów...

Cell roześmiał się na całe gardło.

– Macie pecha, chłopcy! – powiedział donośnie. – Przedstawiacie sobą tak żałosny widok, że aż żal was zabijać – skoncentrował w dłoni okrągły, różowy pocisk – ale jak wiecie, na wojnie są zarówno zwycięzcy jak i pokonani. Wy właśnie zostaliście pokonani!

Ki-blast poleciał w kierunku chudego efektu fuzji, który oczywiście nie miał absolutnie żadnych szans uniknąć go. Coraz szerszymi ze strachu oczami obserwował, jak energetyczna kula zbliża się do niego.

Jakaś niesamowicie szybka postać przeleciała nagle tuż przed przerażonym Gotenksem, odbijając zagrażający jego życiu pocisk w powietrze. Jednocześnie Cell otoczony został przez cztery postacie. Przez cztery białowłose postacie.

Osobnik, który odparował atak, zatrzymał się. To był Vegeta, już w formie Perfect-SSJ3.

Eks-książę uniósł się na wysokość szarego mutanta i spojrzał mu prosto w oczy.

– No proszę, niespodziewany widok – zaczął z charakterystycznym sobie półuśmiechem. – Nie spodziewałem się, że tak duża Ki może należeć do ciebie, Cell. Gdybym wiedział, że to o ciebie chodzi, nawet nie wychodziłbym z domu. Skoro jednak już tu jestem – Saiyan pokazowo zacisnął przed sobą pięść, symbolizując miażdżenie czegoś – przygotuj się na swój ostateczny koniec!

Czy Vegeta i Lanfani dadzą radę Cellowi w jego nowej formie?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział XCVI

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker