Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część IV » Rozdział XCVI
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część IV: Koniec
Rozdział XCVI - Zawiedzione nadzieje
 

Medytujący na skale Nameczanin na pewno usłyszał odgłos teleportacji, jednak nawet nie drgnął gdy Kaioshin pojawił się kilka metrów przed nim.

– Nie mam pojęcia kim jesteś, ale jestem ci bardzo wdzięczny, że ujawniłeś się teraz – powiedział władca Megagalaktyki Wschodniej, już częściowo uspokojony. Jego przeciwnik nie miał szans mu teraz uciec. – Wydawało mi się, że zabiłem wszystkich Nameczan. Najwyraźniej się myliłem, ale skoro tu jesteś to naprawię błąd od razu.

Zielonoskóry powoli otworzył oczy i wstał. Ubrany był typowo, jak na przedstawiciela swej rasy, poza butami. Kaioshin znał skądś ten rodzaj obuwia, ale nie miał teraz głowy do rozpoznawania tego.

– Nigdy nie uda ci się zabić nas wszystkich – powiedział powoli dość znajomym głosem. – Przetrwamy, czy tego chcesz, czy nie.

– Nie sądzę. Niszczyłem już znacznie potężniejsze rasy niż wy, ślimaku. Nie wiem, czemu uważacie się za coś wyjątkowego. Przez te czułki? W takim razie może ci je wyrwę i będzie po problemie?

– Może być ci dość trudno – odparł spokojnie tamten. – Nie jestem sam.

Kaioshinowi nie udało się ukryć zaskoczenia.

– Co?

– TERAZ!!! – wykrzyknął jego przeciwnik.

Niebo nad rozmawiającą dwójką zapłonęło na czerwono. Spomiędzy skał wyskoczyło natomiast kilka postaci, które w mgnieniu oka otoczyły władcę Wschodniej Megagalaktyki. Znał wszystkich, zarówno tego karłowatego Lanfana, jak i wszystkich trzech szarych i metalowych.

– Dobra robota, Blank! – krzyknął Cinna do Nameczanina. – Teraz go mamy!

– Blank? – zapytał Kaioshin, patrząc na swego rozmówcę sprzed chwili. Nagle skóra Nameczanina zmieniła kolor, czułki wniknęły do wnętrza głowy, na której pojawiły się włosy. Białe włosy. Cała przemiana trwała zaledwie kilka sekund, po których Blank wyglądał tak, jakim wszyscy go znali. – Zadziwiające. Nie wiedziałem, że masz takie zdolności, chłopcze. Zaimponowałeś mi. To wyjaśnia twoje buty, takie nosi ta wasza Czerwona Gwardia.

– Nie chrzań! – krzyknął Cinna. – To twój koniec! Widzisz to czerwone niebo? To niespodzianka od Quina. Osłona doskonała! Nie da się jej przebić! Nie można się też w jej obrębie teleportować. Teraz już nie uciekniesz jak ostatnim razem.

– Dla dobra wszystkich żywych istot usuniemy cię spośród żywych – powiedział beznamiętnie Sagitarius. – Chyba, że zaprzeczysz temu co mówił nam o tobie Cinna.

Kaioshin roześmiał się.

– Nie, nie zaprzeczę – powiedział, starając się zachować powagę. – Chociaż wyobrażam sobie co im nagadałeś, Cinna. Chciałbym to usłyszeć.

– Co cię tak śmieszy? – syknął niski Lanfan.

– Ty i twój "wielki plan" – odparł tamten. – Muszę przyznać, że to było sprytne. Po mistrzowsku mnie tu zwabiliście. Nie mogę też uciec. Niemal doskonałe, naprawdę, jestem pod wrażeniem – nagle spoważniał. – Widzę jednak w twoim rozumowaniu jedną poważną dziurę.

– Zapewne nie omieszkasz poinformować mnie jaką?

Kaioshin uśmiechnął się drapieżnie. Zdecydowanie nie jak ktoś, kto ma za chwilę zginąć.

– Nie mogę stąd uciec, ale jak rozumiem żaden z was także nie może tego zrobić. Popełniliście błąd, zamknęliście się w klatce z tygrysem, zapominając o jego kłach i pazurach!

#17 leżał w samym środku wielkiego krateru, którego brzeg, szczęśliwie dla Karina, kończył się jakiś metr od podstawy Świętej Wieży.

Android podniósł się powoli na rękach, był bardzo zadowolony z faktu, że nie potrafił odczuwać bólu.

– Przeklęci Saiyani!! – krzyknął, uderzając dłonią o ziemię, co wywołało w podłożu lekkie pęknięcia. – Jak ja ich nienawidzę!!

Nagle zamarł, wyraźnie słyszał w głowie jakiś głos. Cichy, ale wyraźny. Zamknął oczy i skupił się na nim. Kiedy tylko jego powieki opadły ujrzał postać doktora Briefsa. Ojciec Bulmy ubrany był w swój zwyczajowy, laboratoryjny kitel. Na ramieniu miał małego, czarnego kotka, a w ustach trzymał niezapalonego papierosa.

"Jeśli widzisz ten przekaz to znaczy, że jednak ulepszenia jakie ci wprowadziłem nie wystarczyły" – doktor Briefs podrapał się po głowie. – "Hmm, może nie powinienem tego mówić, ale... pamiętasz pewnie wasz układ autodestrukcji zamontowany przez Gero? Otóż zamiast niego zainstalowałem ci dodatkową baterię swojego pomysłu. Jest sprzężona z wnętrzem Ziemi przy pomocy kanału subwymiarowego, stamtąd czerpie energię. Jest z tego powodu niezwykle silna. Nie została jeszcze przetestowana i moim zdaniem nie powinieneś jej uruchamiać, ale... jeśli to krytyczna sytuacja to chyba lepiej, żebyś jej użył, niż bez sensu ginął. Może jednak zadziała? Pamiętaj! Tylko w ostateczności, nie wiem jak zadziała i czy zadziała."

Sylwetka doktora Briefsa zniknęła. Do Siedemnastki powoli docierało to, co mówił. Mógł stać się silniejszy! Mógł skopać tego Saiyana, pokazać mu kto naprawdę jest najlepszy!

Bez chwili namysłu uruchomił nową baterię, czuł się trochę nieswojo, gdyż kojarzyło mu się to z włączaniem układu samozniszczenia. Uczucie było identyczne.

Nagle android poczuł potężny przypływ energii, nawet nieco zbyt silny. Jego ciało momentalnie pokryło się potężnymi wyładowaniami elektrycznymi, które niczym pioruny w czasie burzy zaczęły przeskakiwać na okoliczne obiekty. Któreś drzewo zapłonęło. Minęła chwila zanim #17 udało się okiełznać nową moc.

– To jest dopiero siła!! – krzyknął. – Czuję się niesamowicie!! – spojrzał w górę i bez sekundy zwłoki odbił się, ruszając w kierunku Boskiego Pałacu. – Zaczekaj, Brolly, teraz możemy powalczyć!

Przepełniała go agresja i chęć walki. Nic innego się w tym momencie dla niego nie liczyło.

Ogromna energetyczna kula pomknęła w kierunku powierzchni Ziemi z zadziwiającą jak na swój rozmiar prędkością. Trunks zdążył tylko wyrzucić przed siebie obie ręce i w ten sposób zablokować niesamowicie silny atak. Mimo, że Death Ball nie dotknął powierzchni Ziemi, sama potęga jego Ki wytworzyła wokół Trunksa ogromny, choć płytki krater. Syn Vegety, ignorując ból w dłoniach, napiął mięśnie, próbując odepchnąć kulę. Nie chodziło tu już tylko o jego porażkę czy nawet życie. Teraz stawką było istnienie całej planety.

Trunks nie trenował po to, by być w stanie bronić Ziemi. Celem jego całorocznego samodoskonalenia było pokonanie ojca. Ćwiczył z przeświadczeniem, by udowodnić w końcu Vegecie, że jemu także należy się miano prawdziwego Saiyana. Ta determinacja sprawiła, iż naprawdę przekroczył granicę swych możliwości, jako wojownika. Jego samego zadziwiły postępy jakich dokonał, nigdy nie spodziewałby się potencjału jaki okazał się w nim drzemać.

Wszystko po to, by zwyciężyć ojca i w ten sposób udowodnić swoją wartość.

Teraz priorytety się zmieniły, wyglądało na to, że nie będzie mu już nawet dane porozmawiać z Vegetą, miał zginąć tu i teraz, razem z całą Ziemią. Wyraźnie czuł, że mimo mocy, którą nabył, nie jest w stanie przeciwstawić się Death Ball'owi Cella.

Ale musiał chociaż spróbować.

– Nie... poddam... się... – szepnął Trunks, zmuszając się do jeszcze większego wysiłku. – Nie... poddam... SIĘĘĘĘĘ!!! – krzyknął przeciągle, napinając mięśnie do absolutnych granic możliwości. – ogromna kula zatrzymała się na sekundę, po której to zaczęła się bardzo powoli cofać. Centymetr... dwa... pięć...

Nagle Death Ball zamarł ponownie, mimo swej determinacji Saiyan nie był w stanie długo w ten sposób wytrwać. Gigantyczny pocisk ponownie zaczął się zbliżać w kierunku powierzchni. Ból poparzonych dłoni i mdlejące już z wysiłku ramiona uświadomiły synowi Vegety, że to już jego koniec.

"Cholera. To nie tak miało być. Ja tylko chciałem powalczyć z ojcem."

– On blefuje! – syknął Cinna. – Bez swoich sługusów jest niczym!

Kaioshin spojrzał na niego.

– To ty jesteś niczym, Cinna – powiedział. – I to martwym niczym! – szybkim, płynnym ruchem wyprostował w kierunku niskiego Lanfana prawą dłoń, wskazując go dwoma palcami, zupełnie jak w ataku Makankosappo.

– NIEEEEE!!! – krzyknął Blank, domyślając się co się zaraz wydarzy, było jednak za późno.

Z palców czarnowłosego wystrzelił niesamowicie szybki, wąski strumień Ki trafiając Cinna w klatkę piersiową i wyrywając w niej dziurę, znacznie większą niż można by sądzić po średnicy pocisku.

Bezwładne ciało niskiego Lanfana zniknęło gdzieś pośród skał.

Zanim do kogokolwiek dotarł sens tego, co właśnie się stało, Kaioshin ruszył. Doskoczył do najsilniejszego z zebranych, czyli Sagitariusa, trafiając go potężnym prawym sierpowym i poprawiając kopem w klatkę piersiową. Android poleciał w jakaś skałę.

Pozostała dwójka członków oddziału Zeta zareagowała na to błyskawicznie, rzucając się na przeciwnika. Pierwszy dopadł go Leo, uderzając krótkim hakiem z lewej. Kaioshin złapał jego dłoń, zakręcił androidem i rzucił nim w Gemini, która miała nieszczęście właśnie się zbliżyć. W tym samym momencie władca Wschodniej Megagalaktyki oberwał w plecy kilkoma Ki-blastami, nie zrobiło mu to specjalnej krzywdy, ale sprawiło, że na sekundę czy dwie przestał kontrolować swój lot. Strzelał Blank.

Kaioshin już miał się na niego rzucić, ale dokładnie w tej chwili powrócił do walki Sagitarius uderzając go w szczękę z rozpędu. Głowa czarnowłosego odskoczyła, jednak tylko na ułamek sekundy. Otrząsnął się i skontrował bardzo szybkim kopnięciem z półobrotu i Ki-blastem z bliskiej odległości. Wysoki android wbił się w kolejną skałę, tym razem towarzyszyła temu biaława eksplozja.

– O tobie nie zapomniałem, Blank! – Kaioshin posłał w kierunku pseudo-Lanfana szybki pocisk, zbyt szybki, by ten był w stanie go uniknąć.

– Siedem... – odliczał Brolly. – Osiem... – skoncentrował w dłoni Ki-blast. – Dziewięć...

Nagle z pałacu ktoś wyszedł. Nie był to jednak Dende. Osobą, która wyłoniła się z mroku wejścia do budynku była Bra. Na rękach trzymała swego syna, na to jednak Saiyan nie zwrócił specjalnej uwagi. Zainteresowała go sama dziewczyna.

Jako potencjalna ofiara.

– Brolly – powiedziała cicho, zaczynając iść w kierunku Saiyana. – Brolly! To ja, Bra!

Wszyscy zgromadzeni w pałacu zamarli widząc to – dość oczywiste – samobójstwo popełniane przez córkę Vegety.

Syn Paragasa rozproszył zgromadzoną w dłoni Ki. Oczywiście pamiętał Bra. Nie utracił żadnych wspomnień ze swojego pobytu na Ziemi, z jedynych dni w swoim życiu, które można być nazwać "normalnymi." Pamiętał każdą jedną godzinę z tego okresu.

– Brolly, poznajesz mnie? To ja, Bra. – Brolly nadal się nie ruszał.

Kaioshin nie był idiotą. Domyślił się co Cinna zrobił, by "ucywilizować" niestabilnego psychicznie Saiyana. Władca Wschodniej Megagalaktyki, jako mistrz oddziaływania na cudze umysły, bez trudu złamał uwarunkowanie jakie niski Lanfan zaszczepił w mózgu Brolly'ego.

– Proszę, powiedz, że mnie poznajesz. – Z oczu córki Vegety płynęły łzy. – Proszę...

Wykorzystując swój spryt i zdolności, Cinna zastąpił w mózgu Brolly'ego obsesję na punkcie Goku obsesją zupełnie innej natury. Na punkcie Bra. Jednak, jak już wspomniano, Kaioshin nie miał żadnych problemów ze zlikwidowaniem tego efektu.

– Przecież to ja, twoja Bra. – Dziewczyna podeszła do stojącego nieruchomo Saiyana i niepewnie dotknęła jego umięśnionego ramienia. Spojrzała w górę, by popatrzyć mu w oczy.

Jednakże, nawet Kaioshin nie przewidział wszystkiego. Przez głowę nawet nie przemknęła mu myśl o tym, że Brolly mógłby naprawdę pokochać Bra.

A tak się właśnie stało.

– Bra – powiedział długowłosy, dotykając delikatnie jej włosów. – Tęskniłem za tobą.

Z oczu córki Vegety pociekły łzy.

– Ja też za tobą tęskniłam... Spójrz... – pokazała mu dziecko. – To nasz syn, twój syn.

– Mój... syn? – Brolly niepewnie, jakby z niedowierzaniem, wyciągnął przed siebie palec wskazujący prawej dłoni chcąc się przekonać o realności tego niespodziewanego zjawiska, nie zdążył jednak.

Coś niezwykle szybkiego przeleciało tuż za nim, trafiony nagle w bok głowy syn Paragasa poleciał w stronę budynku pałacu i przebił się przez niego na wylot, nawet specjalnie przy tym nie zwalniając. Zatrzymał się z trudem. W głowie huczało mu od uderzenia, które otrzymał.

– Brolly!! – krzyknął android #17, gdyż to on zaatakował Saiyana. – Zmierzmy się teraz!!

Jak to się wszystko skończy i gdzie, do wszystkich diabłów, jest Vegeta?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział XCV

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker