Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część IV » Rozdział XCIX
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część IV: Koniec
Rozdział XCIX - Ostatnia walka Cella
 

Kilka potężnych eksplozji Ki rozległo się w powietrzu, gdy Cell i Vegeta starli się po raz pierwszy. Obaj wojownicy poruszali się tak szybko, że obserwujący walkę Marcus co chwilę tracił ich z oczu. Dematerializowali się i pojawiali co rusz w innym miejscu, próbując zmusić się nawzajem do błędu i tym samym uzyskać przewagę. Tu liczyła się szybkość, refleks i technika. Żaden z nich nie walczył na poważnie i obaj bardzo szybko zdali sobie z tego sprawę.

Po kolejnym zablokowanym przez Cella kopnięciu eks-książę odskoczył do tyłu uśmiechając się wrednie.

– Możemy się jeszcze długo tak bawić, ale marnujemy tylko czas – powiedział. – Może pokażesz na co cię naprawdę stać?

– Tylko jeśli ty także zaczniesz się starać. – Mutant był pewien swojej przewagi mocy.

– Możesz być tego pewien. – Vegeta, także przekonany o swej wyższości nad przeciwnikiem, bardzo się do tej pory ograniczał.

Cell rzucił się do ataku, znacznie przyspieszając w porównaniu do starcia sprzed momentu. Vegeta planował, jak to miał w zwyczaju, przyjąć pierwszy cios na twarz, by móc stylowo, z wyższością się potem wyprostować i uśmiechnąć. Jednakże, zauważywszy szybkość przeciwnika momentalnie zmienił zdanie. W ostatniej chwili zablokował prawy prosty przeciwnika przedramieniem, siła ciosu sprawiła, że jego ręka gwałtownie odskoczyła do tyłu i uderzyła go w twarz, ogłuszając na ułamek sekundy. Mutant poprawił lewym sierpowym. Vegeta oberwał, ale jednocześnie odzyskał rezon, wystrzelił z bliska celny Ki-blast, który odepchnął Cella na parę metrów. Eks-książę doskoczył do niego, trafiając prawym prostym. Jego cios przeleciał przez widmo. Saiyan zatrzymał się i posłał kolejny pocisk w przewidywane miejsce pojawienia się przeciwnika.

Pomylił się.

Mutant pojawił się za jego plecami, uderzając na odlew złączonymi pięściami. Trafiony Vegeta wygiął się do przodu i po sekundzie skontrował kopem z lewej nogi w brzuch. Cell poleciał do tyłu, zatrzymał się i wystrzelił Ki-blast, który Vegeta skontrował własnym pociskiem. Twór Gero przeleciał metr w prawo i wystrzelił kolejny Ki-blast, który eks-książę odbił prawą ręką jednocześnie lewą wyciągając przed siebie z kciukiem ustawionym do wnętrza dłoni.

– BIG BANG ATTACK!

Idealnie okrągła, biała kula Ki poleciała w stronę Cella z zadziwiającą prędkością. Mutant uniknął skokiem w lewo i jednocześnie zwinął się w kopnięciu z obrotu, domyślając się, że chcąc wykorzystać moment nieuwagi Vegeta pojawi się za nim.

Nie pomylił się.

Trafiony prosto w twarz, eks-książę rzucony został bezwładnie w bok. Mutant zmaterializował się na jego torze lotu z zamiarem odkopnięcia go w przeciwnym kierunku. Trafił tylko w widmo.

– BIG BANG ATTACK!!

Cell nie miałby szans uniknąć ataku z takiej odległości gdyby nie zdolność teleportacji. Zniknął z miejsca, pojawiając się kilka metrów dalej i obrywając w głowę złączonymi w jedną pięść dłońmi. Vegecie ta technika także nie była obca. Mutant poleciał w dół, wyhamował i skoczył ponownie w górę, zamierzając się prawym sierpowym. Vegeta złapał jego pięść lewą dłonią i zamierzył się drugą, którą z kolei chwycił Cell. Przez chwilę mocowali się tak w zwarciu, wywołując przy tym silne wyładowania elektryczne, po kilkunastu sekundach obaj odskoczyli w swój tył jednocześnie koncentrując energię.

– KA-ME-HA-ME-HAAA!!!

– FINAL FLASH!!!

Dwie fale energii starły się ze sobą wywołując ogromną eksplozję, tak silną, że odrzuciła obu walczących o dobre sto metrów. Żaden z nich nie zdołał włożyć w atak całej energii, zbyt blisko siebie znajdowali się na początku. Gdyby mieli więcej czasu planeta prawdopodobnie poważnie by na tym ucierpiała.

Nieco dalej, Zidane, który zabrał anemicznego Gotenksa na bezpieczną odległość, zwrócił się do Freyi.

– Vegeta jest naprawdę dobry! Walczy z tym potworem jak równy z równym!

– Jest najlepszy – przyznała Lanfanka, w duchu dodając – "Ale mam jakieś dziwnie złe przeczucia."

Będący obiektem tej rozmowy eks-książę odzyskał kontrolę nad lotem, zbliżając się powoli do Cella, który także otrząsnął się już po wybuchu.

– Nieźle – zaczął Saiyan. – Zaskakujesz mnie. Naprawdę nie sądziłem, że taka pokraka, jak ty może mieć w sobie taki potencjał.

– Ty też znacznie przewyższasz innych znanych mi wojowników – zgodził się niechętnie mutant. – Trenowałem co prawda Brolly'ego, ale nie wydaje mi się by on był od ciebie lepszy.

Vegeta uśmiechnął się zawadiacko, choć sam pewnie by tego nie przyznał pochlebiało mu to stwierdzenie. Jego przeciwnik dokończył zdanie: – Z tym większą przykrością będę zmuszony zrobić to co zaraz zrobię.

– Niby co? – Saiyan nie wydawał się zaskoczony tym stwierdzeniem.

– Mylisz się sądząc, że to było maksimum moich możliwości, Vegeta – Cell uśmiechnął się wrednie. – Jesteś bardzo silny, przyznaję, ale nie zdajesz sobie sprawy z mojej potęgi.

Brwi eks-księcia uniosły się na chwilę, ale zaraz potem powtórnie zmarszczyły.

– Blefujesz!

– Tak? To patrz na to! – mutant przestał tłumić swoją Ki, jednocześnie zaciskając pięści i koncentrując się. Wokół jego sylwetki pojawiła się biała aura, grunt sto metrów pod jego stopami odkształcił się w półokrągłym leju. Podmuch rozwiał chmury w dość znacznym promieniu. Marcus, Freya, Zidane i Tenshinhan zachwiali się od potęgi Ki szarego stwora. Wrażenie było przytłaczające.

"Jest prawie równie silny co Vegetto rok temu!" – pomyślał Tenshinhan. Trochę przesadził, ale trzeba przyznać, że nie pomylił się bardzo dużo.

– Cholera! – rzucił Zidane. – Dlaczego nagle mi się wydaje, że Vegeta może tej walki nie wygrać?

Freya nie odpowiedziała, rozważała potencjalne możliwości pomocy księciu. Od Bulmy dostała kolczyki Potara, ale Garnet, z którą miała się ewentualnie scalić, była w raczej kiepskim stanie. Senzu nie mieli, jak mogli o nich zapomnieć?

Sytuacja zaczynała wyglądać niedobrze.

Blank, wykorzystując technikę teleportacji, przeniósł siebie, Cinna i androidy do Boskiego Pałacu. Zaskoczyła ich oczywiście obecność Brolly'ego, ale sytuacja została bardzo szybko wyjaśniona. Pisces i Capricorn bez chwili zwłoki rozpoczęli naprawę Sagitariusa, Leo i Gemini. Miało to zająć kilka godzin, na który to okres trójka szaroskórych wojowników została wyłączona.

Cinna głośno zastanawiał się nad sytuacją:

– Pozbyliśmy się Gero, Babidiego i dzięki blefowi z osłoną, także Kaioshina. – W rzeczywistości żadnej osłony nie było, czerwone niebo było projekcją holograficzną. – Brolly przeszedł na naszą stronę. Jeśli on nie miał jakichś nieznanych nam wojowników, został nam do pokonania tylko Cell...

– Cell walczy w tej chwili z Vegetą – wyjaśnił Dende, który słyszał słowa niskiego Lanfana.

– Tak? Kto wygrywa?

– Trudno powiedzieć...

– I co, zaskoczony? – zapytał otoczony niewielką, acz pulsującą energią białą aurą mutant, emanował niesamowitą Ki.

– Zaskoczony – przyznał poważnie Vegeta. – Zaskakuje mnie głębia twojej głupoty, Cell.

– Co?

– Nie domyśliłeś się, że ja także nie walczyłem pełnią swej mocy?

– Co? – powtórzył jego przeciwnik, nieco zbity z tropu.

– Nie robisz na mnie, wrażenia – wyjaśnił eks-książę. – Ja od dłuższego czasu nie walczyłem z nikim na poważnie, więc nie wiem czy jestem od ciebie silniejszy. Ale nawet jeśli nie, to nie masz wystarczająco dużej przewagi. Pokonam cię.

Te słowa wyraźnie wyprowadziły twór Gero z równowagi.

– Bezczelny jesteś, Vegeta! Zaraz zaśpiewasz na inną nutę!

– Śpiewam tylko pod prysznicem, szaraczku.

Cell uniósł z wściekłości górną wargę, ukazując zęby, i zaatakował. Rzucił się na przeciwnika pewnie, a co za tym idzie, nieostrożnie. Vegeta złapał jego pięść, drugą dłonią chwycił go za łokieć i przerzucił nad sobą, wykorzystując impet ataku mutanta do wzmocnienia manewru. Twór Gero poleciał bezwładnie i nie zdążył opanować lotu, wcześniej został trafiony w korpus stosunkowo silnym Ki-blastem. Wyhamował po sekundzie i teleportował się za księcia, chcąc trafić go prawym prostym w tył głowy. Vegeta uniknął błyskawicznie rzucając się w lewo i jednocześnie obrócił, kopiąc przeciwnika w podbródek. Cell okręcił się dookoła własnej osi, przed kolejnym ciosem uchroniło go użycie Zanzoken. Vegeta przeleciał przez widmo i błyskawicznie zdematerializował się, w samą porę, by nie oberwać kopnięciem z rozpędu. Saiyan pojawił się nad przeciwnikiem i rozpoczął ostrzał Renzoku Energy Dan. Mutant oberwał kilkoma pociskami zanim nie odteleportował się jakieś pięćdziesiąt metrów dalej.

– MAKANKOSAPPO!! – energetyczny świder był zbyt wolny, by Vegeta miał problemy z uniknięciem go, ale wystarczył do odwrócenia jego uwagi. Cell pojawił się za nim i chwycił unieruchamiając księciu ręce nogi.

– Już po tobie, Vegeta! Pożegnaj się ze swoimi żebrami! – powiedział, wzmacniając uścisk.

Vegeta zacisnął z bólu zęby, ale błyskawicznie wpadł na pomysł, jak przerwać impas. Teleportował się tuż nad ziemię. Tak, by Cell znajdował się pod nim i z całej siły rzucił się do tyłu, wbijając mutanta w grunt. Uchwyt zelżał wystarczająco, by Vegeta zdołał wyrwać się i odlatując zasadzić jeszcze w przeciwnika odpowiednio silnym Ki-blastem. Powstała kula ognia na moment zalała okolicę żółtym światłem. Twór Gero jednak tuż przed wybuchem teleportował się nad księcia i teraz uderzył go w tył głowy złączonymi pięściami. Saiyan skontrował lewym sierpowym w brzuch. Wojownicy odskoczyli od siebie na jakieś dwadzieścia metrów i jednocześnie wystrzelili pociski Ki, które zderzyły się w połowie drogi.

Vegeta uśmiechał się, podobała mu się ta walka.

Z Cellem było zupełnie inaczej, powiedzieć, że był wściekły byłoby o wiele za mało. Nie był w stanie uwierzyć, że przeciwnik walczy z nim jak równy z równym i ogarniała go z tego powodu ślepa furia. Po wyrazie jego twarzy wyraźnie widać było, że został doprowadzony do ostateczności.

"Co to ma do wszystkich diabłów być?" – myślał rozgoryczony. – Efekt pracy największych umysłów galaktyki? Dlaczego zwykły Saiyan jest w stanie stawić mi opór? Powinienem być najpotężniejszy! Gdzie ta moc? Gdzie ta potęga?"

– Nie wierzę w to!!! – krzyknął na całe gardło. – To nie może być prawda!!! Jestem najpotężniejszą istotą wszechświata!!!

"Tak! To na pewno nie jest szczyt moich możliwości!" – myślał gorączkowo. – "Najwidoczniej moja przemiana nie dokonała się jeszcze w pełni! Wystarczy ją dokończyć, a nikt nie będzie w stanie mi się przeciwstawić!"

Cell wylądował na Ziemi, stając w rozkroku na ugiętych nogach i zaciskając pięści, skoncentrował całą swoją Ki.

Vegeta obserwował to z zainteresowaniem. W każdej chwili gotów był do reakcji. Zdrowy rozsądek mówił mu, że powinien teraz wykończyć przeciwnika, ale saiyańska duma i zwykła ciekawość powstrzymały go przed tym.

Skóra mutanta zaczęła lekko pulsować, sygnalizując nadchodzącą przemianę. Jego Ki jednak, co doskonale czuł jego przeciwnik, wcale nie rosła, wręcz przeciwnie, wyraźnie malała, najwyraźniej zużywana przez to, co działo się z tworem doktora Gero.

Nagle Cell padł na kolana, wspierając się o ziemię dłońmi, jego aura rozproszyła się. Skóra nadal falowała, zupełnie jakby pełzały pod nią stada węży, ale on sam wydawał się zupełnie nie kontrolować tego procesu.

– Co... co się ze mną... – powiedział niepewnie, patrząc na swą lewą dłoń, drżącą niczym w febrze. – Co to...

Nie dokończył, jego ciałem wstrząsnął spazmatyczny kaszel. Mutant wykrztusił z siebie grudkę czarnej, smolistej flegmy, która, kiedy tylko dotknęła ziemi zaczęła syczeć i dymić lekko, po chwili całkowicie wyparowując. Na to jednak Cell nie zwrócił już uwagi. Ból, który nagle przeszył jego ciało sprawił, że mutant wygiął się, zaczynając krzyczeć – a raczej wrzeszczeć – nie będąc w stanie znieść tej tortury. Wrzask ten zresztą po kilku sekundach przerodził się w agonalny charchot. Z ust mutanta zaczęła wypływać zielonkawa, pienista krew, zmieszana z bąbelkami powietrza. Zupełnie jakby coś poszatkowało mu płuca. Od wewnątrz.

"Nie... to niemożliwe" – pomyślał w panice, widząc że zostały mu tylko sekundy życia. – "Przecież to jeszcze nie było żywe... nie było..."

Nagle oczy Cella zmatowiały, zupełnie tracąc wyraz. Umarły, tak jak on sam.

Stanowiący już tylko pustą skorupę szary bio-pancerz niemal eksplodował, rozpadając się dosłownie na kawałeczki. Został rozerwany od środka przez jakąś niezwykłą siłę, w towarzystwie fontanny krwi zmieszanej z innymi płynami organicznymi.

Kiedy posoka opadła ukazała na miejscu tworu Gero zupełnie nową postać.

Istota była nieco niższa niż Cell, mogła mierzyć niecałe dwa metry wzrostu. Szczupła, smukła sylwetka była jednolicie czarna, bez żadnych wyróżniających się elementów. Z małym wyjątkiem. Na bezwłosej głowie widniało jedno, centralnie ułożone, jasne oko. Dużo większe niż ludzkie. Dłonie stwora zakończone były nienaturalnie długimi palcami, stopy zaś przypominały raczej łapy Freezera. Zakończone były krótkimi pazurami, także czarnymi.

Vegeta przypatrywał się nieruchomej sylwetce szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.

"Co to do cholery jest?"

Co to do cholery jest?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział XCVIII

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker