Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICKI -- [BEZ TYTUŁU] -- CZĘŚĆ I
[bez tytułu]
Część I

Ta historia zaczyna się gdy Frezer wraz ze swym ojcem przybyli na Ziemię, a nasi wspaniali Wojownicy Z nie świadomi niczego ruszyli im na spotkanie... Konkretniej od momentu, gdy przybyli na miejsce lądowania statku, a Trunks rozwalał właśnie Frezera. =)

– Jak to?? Czyżby kolejny Saiyanin? Przecież to niemożliwe... – zastanawiał się w duchu Vegeta.

W tym samym czasie młody przybysz rozprawił się z Frezerem. Teraz przyszła kolej na jego ojca. Powoli wylądował na Ziemi i przeszył lodowatym spojrzeniem swego kolejnego przeciwnika. King Cold zamarł z przerażenia. Po dłuższej chwili odzyskał jednak zimną krew.

– Brawo! Pokonałeś mojego syna. On był bardzo silny... Może teraz ty zostaniesz moim synem? Masz okazje dołączyć do najbardziej znamienitego rodu we wszechświecie.

– Ja już mam ojca... – uciął krótko Trunks.

W tym momencie wszyscy zgromadzeni poczuli, że ktoś zbliża się do Ziemi i leci prosto w ich stronę.

– Songo? Przecież miał wylądować za 3 godziny... Czy matka się pomyliła?

– Raczej nie... – szepnął ledwo słyszalnie niebieskooki chłopak, który na powrót odzyskał swoją pierwotna postać. Złote włosy opadły i odzyskały naturalną barwę. Suchy, ciepły wiatr owionął smukłą, młodzieńczą postać i "wplótł" się między fioletowe włosy. Trunks zmarszczył brwi. Moc jaką poczuł była imponująca. Ten ktoś był od niego silniejszy...

– Czujecie... to niesamowite! Idę o zakład, że to Songo! – krzyknął Kuririn

– To byś ten zakład przegrał, bo to z pewnością nie on. – wysyczał Vegeta.

– Jak to nie on?

– Normalnie. To inna moc... i chyba nawet wiem czyja...

Wszyscy bacznie przyglądali się Vegecie. On tymczasem nie odzywał się w ogóle. Wciąż milczący wpatrywał się w niebo. Tylko Bulma (jedyna kobieta) zauważyła blask w jego oczach. Było to coś co ujrzała w nich po raz pierwszy. Jakby przejęcie....może nawet radość.

Chwila, która spędzili w ciszy czekając na przybycie tajemniczej osoby zdawała ciągnąć się w nieskończoność. Niezręczna cisza dokuczała wszystkim, ale nikt nie ośmielił się wypowiedzieć choćby słowa.

W końcu doczekali się...

– Patrzcie tam!! – wskazał w górę Yamucha.

Wzrok obecnych skierował się w tamtą stronę. W oddali dostrzegli małą kapsułę, która zbliżała się w zastraszającym tempie. Była dokładnie taka sama ja te, którymi podróżował niegdyś Vegeta i jego kompani. Mała, biała i okrągła.

– Co to jest? – zastanawiał się głośno Trunks.

– To kapsuła kosmiczna! Takimi podróżują moi wojownicy. Zapewne to jeden z nich. Przybył żeby cię zabić!! Ha ha ha ha ha!!!! – "cieszył" się ojciec Frezera.

Kapsuła spadła niedaleko pola walki, robiąc w ziemi sporej wielkości krater. W powietrze uniósł się obłok pyłu i piasku.. Vegeta zdecydował podlecieć bliżej. Po chwili inni poszli w jego ślady. Wojownicy, na czele z naszym księciem zatrzymali się w odległości 2 metrów od brzegu dziury. Jeszcze nie wiedzieli czego mają się spodziewać... To co ukazało się ich oczom było doprawdy niezwykłe. Z całej tej mieszaniny pyłu, który wciąż jeszcze nie opadł na ziemię wyłoniła się kobieta. Smukła i bardzo piękna. Jej długie czarne włosy, starannie splecione w warkocz powiewały na wietrze, a czarne oczy otoczone wachlarzem rzęs przypatrywały się komitetowi powitalnemu. Miała około 30 lat i...ogon. Teraz było pewne, że to Saiyanka z krwi i kości. Nagle wzrok kobiety zatrzymał się na Vegecie. Wpatrywała się w niego chwilę badawczo i jakby z lekkim niedowierzaniem.

– Witaj książę. Co robisz na tej marnej planecie?

– Vegi... O to samo mogę zapytać ciebie.

– To wy się znacie? – spytał z niedowierzaniem Kuririn.

– Oczywiście. No cóż, łączą nas dosyć wyjątkowe więzi... – odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem. – Teraz, wybaczcie. Muszę załatwić to po co tu przybyłam. – odwróciła się i odleciała w stronę Trunksa i jego niedoszłej ofiary. Bulma, która nienawidziła, gdy w jej obecności faceci ośmielili się spojrzeć na inna kobietę stała piekielnie oburzona i nawet zazdrosna.

– Pamiętasz mnie? Pamiętasz co mi zrobiłeś?! – syknęła.

– Vegi... – wydusił z siebie King Cold. Jego źrennice zwęziły się, a twarz wykrzywił grymas strachu.

– Już nie jestem Vegi... Ale pewnie znasz mnie pod trochę innym imieniem.

Teraz jestem Vendetta!!!! – krzyknęła. Wokół jej szczupłego ciała pojawiła się niesamowita niebieska aura.

– Vendetta?! To byłaś ty? Przecież to niemożliwe!..... A z tą hibernacją, to nie miałem wyboru... Stałaś się niebezpieczna, nieobliczalna i...

– ...i zagrażałam ci. Wiesz... mimo to, że tak cię nienawidzę, to w gruncie rzeczy jestem ci wdzięczna...

– Nic z tego nie rozumiem! Kim ty w ogóle jesteś?! – wypalił bez namysłu zdezorientowany Trunks.

– Zamknij się i spadaj! Nie masz tu czego szukać! To są moje porachunki!!!

– Veg...ja ci wszystko wynagrodzę. Dam ci mnóstwo planet i to tych najpiękniejszych...

Saiyanka znudzona błaganiem Colda wyciągnęła przed siebie rękę i wystrzeliła mały, aczkolwiek bardzo silny pocisk KI. Przebił on ciało ojca Frezera w okolicy serca. Z jedej strony robiąc niewielki otwór, a z drugiej potężna dziurę.

Jej ofiara leżała teraz na ziemi. Bezbronna, żałosna i poniżona.

– Daruj mi! Błagam tylko mnie nie zabijaj! Tylko...

– Przymknij się!!! Nie masz za grosz honoru. Brzydzę się tobą!

– Nie rób tego!!

– Cisza!!! Co ta ja? ... ah tak. Wiesz... Nauczyłeś mnie najważniejszej rzeczy w moim życiu... A wiesz co to za rzecz? – zapytała go Vendetta.

– ...

– Odpowiedz!

– N-nie...

– No to ci powiem... Dla wrogów nie ma litości!! Buhahahaha! – Vendetta posłała w jego stronę duży KI, który rozszarpał jego ciało na malutkie kawałeczki.

Trunks, który przyglądał się całej sytuacji, był przerażony. Zresztą jak cała reszta, Bulma prawie zemdlała, Puar schował się za Yamuchą. Jedynie Vegeta nie był zdziwiony okrucieństwem kobiety.

– Jak ona może być taka piękna i taka okrutna? – wykrztusił Kuririn.

Nogi miał jak z waty. Sam nie wiedział czy bardziej boi się tego co zobaczył przed chwila, czy faktu, że ta Saiyanka to znajoma Vegety.

– Jak każda Saiyanka... ale ona jest wyjątkowa... – Vegeta uśmiechnął się (po swojemu oczywiście)

– Hmmm, pewnie są blisko. Może to jego siostra, przyjaciółka.... albo żona. – Ta ostatnia myśl nie była wcale dla Bulmy miła. Mimo iż wciąż czuła strach w towarzystwie księcia to coś ją do niego ciągnęło.

Nagle z przemyśleń wyrwał ją charakterystyczny dźwięk, który oznajmiał, że ktoś nadlatuje. Były to dwie osoby: Trunks i Vendetta. Zatrzymali się tuz przed naszymi bohaterami.

– Powiedz im to co mnie. – ziewnęła – jestem trochę zmęczona... nie spałam od kilku dni. – odwróciła się. Poszła w stronę najbliższego głazu i usnęła w jego cieniu.

W tym czasie Trunks stanął w krzyżowym ogniu pytań. Niestety nie na wszystkie mógł odpowiedzieć. Po dłuższym czasie zdenerwowani wojownicy dali mu spokój. Temat rozmowy sprowadził się natomiast do Vegi.

– Vegeta? Skąd ją znasz? – zapytała bez ogródek Bulma.

– A co cię to obchodzi?! – odburknął jedynie.

– No przecież możesz jej powiedzieć o nas – powiedziała już rozbudzona Vendetta, oczywiście z dużym naciskiem na NAS. – z reszta ja to powiem – spojrzała z satysfakcją w strone nieco zaskoczonej Bulmy.

– Nie musisz. – odparł Veg.

– Znamy się od dzieciństwa. W sumie to nie wiele brakło, a zostałabym jego żoną.

Bulma i cała reszta osłupieli. Vendetta natomiast kontynuowała:

– Frezer na to nie pozwolił. Rozdzielił nas. Na krótko przed wybuchem planety uciekłam z jeszcze innym Saiyaninem...

– Co?! To ocalał jeszcze ktoś? Kto? – dociekał książę

– Pozwól mi skończyć. Uciekłam z Murim. Teraz jesteśmy razem... O wybuchu naszej kochanej planety dowiedziałam się 2 lata po wydarzeniu. Wpadłam w furię. Zaczęłam niszczyć wszystkie planety jakie napotkałam na swej drodze. I właśnie dlatego nazwano mnie Vendetta. Moje imię budzi grozę, a mieszkańcy zachodniej galaktyki boją się je głośno wypowiadać. Trenowałam przez cały ten czas, a kiedy stwierdziłam, że jestem już dostatecznie silna postanowiłam pomścić swój lud.

– Słyszałem nieraz o Vendettcie, ale nie myślałem, że to ty...Vegii.... – Saiyanin sprawiał wrażenie zaskoczoego.

– King Cold wspominał cos o hibernacji. – wtrącił Piccolo.

Vegii spojrzała na niego podejrzliwie.

– Po porostu mam doskonały słuch... – dodał po chwili

– Tak. Chciałam zabić Frezera za to co zrobił. Wymyśliłam, że go odwiedzę i udam zbłakaną owieczkę.

– Nabrał się?? – zdziwił się Tenshin.

– Tak. Jest głupszy niż na to wygląda. Nawet w pewnym sensie mi pomógł. Wysłał mnie do swego ojca, żeby mnie trenował. Nawet mi się to spodobało więc postanowiłam zabawić się dłużej... Niestety ojciec był mądrzejszy od syna. Wyczuł podstęp. Poddał mnie hibernacji, w której spędziłam 3 lata. Aż do teraz. Uwolniłam się niedawno. Jak tylko dowiedziałam się gdzie jest Frezer i jego życiodawca wyruszyłam za nimi. Ten wasz Goku, a raczej Kakarotto to ciekawy gość. Nie myślałam, że syn Bardocka ma taki potencjał. Trochę żałuję, że to nie ja rozkwasiłam buźkę temu karzełkowi z wielką głową... W każdym razie spotkam go w piekle...

– Songo już powinien tu być. – zniecierpliwił się Chaoz.

W niedługim czasie Songo rzeczywiście wylądował. Trunks odciągnął go na bok i opowiedział wszystko. Kiedy wrócili, oznajmili wszystkim tę część opowieści młodzieńca, która nie miałaby wpływu na przyszłość.

– Interesujące... na mnie już czas. Wrócę jak zjawią się cyborgi, mam nadzieję, że będą to godni przeciwnicy. – Vendetta już miała odejść, gdy zatrzymał ją Goku.

– Mam pytanie. Czy mogłabyś mi zademonstrować swoją moc? Odkąd tu jesteś maskujesz swoją prawdziwą moc. Widać to wtedy, gdy się dekoncentrujesz.

– Doprawdy jesteś doskonałym wojownikiem skoro to wyczułeś. Dobrze. Odsunę się trochę.

Vendetta zrobiła małą demonstrację siły. Stanęła szeroko i skupiła całą swą energię. Po chwili wokół niej powstała niebieska aura, by po chwili przerodzić się w złotą. Włosy z grzywki uniosły się w górę, przybrały złotą barwę. Mimo, że przemiana już zaszła jej moc ciągle rosła. Aż do momentu, gdy zaczęły pojawiać się małe wyładowania elektryczne. Potem wszystko się uspokoiło.

– Mówiłem, ze jest wyjątkowa – podsumował Veg.

– Ty też Vegeta... Nawet nie wiesz jak bardzo...

Zbliżyła się do niego. I wtedy stało się coś, co zaskoczyło wszystkich.

Vegii, ta bezwzględna morderczyni objęła Vegetę, a co dziwniejsze on jej na to pozwolił. Spojrzała w jego oczy z wielkim żalem. Takim, który się czuje, gdy nie można cofnąć czasu, choć bardzo by się tego chciało. Książę w tej jednej chwili zrozumiał co stracił... Jeszcze chwila... Ich usta zetknęły się przez ułamek sekundy, po czym Vegii wyrwała się i poleciała wprost do kapsuły. Potem odleciała. Wszyscy byli zszokowani, a już na pewno Bulma. Czegoś takiego nikt się nie spodziewał.

Vendetta siedziała w kapsule. Była już daleko od Ziemi. Wciąż nie mogła zrozumieć co ją podkusiło, żeby pocałować Vegetę. Normalnie nigdy by tego nie zrobiła, normalnie nigdy by się na to nie odważyła.

– Za duży stres i za dużo wrażeń jak na jeden dzień. – nie umiała znaleźć innego wytłumaczenia. Może nawet nie chciała. Było jej z tym całkiem dobrze. Przecież często zastanawiała się jakby to było gdyby Frezer ich nie rozdzielił...


Część II

       Autor: AnYa


<- POWRÓT DO DZIAŁU

CZĘŚĆ I -- [BEZ TYTUŁU] -- FANFICKI
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker