Sam fakt powstania kamikaze jest dla mnie totalnym aktem desperacji ze strony japońskich dowódców. Jak wiadomo, nie wiele to dało. Owszem, nadwyrężyło nieco siły Amerykanów, ale nic konkretnego nie zdziałało. Moim zdaniem było to bezsensowne wysyłanie ludzi na śmierć. A przecież nie wszyscy żołnierze japońscy robili to z poczuciem dumy i honoru. Istniały przypadki takich, którzy czy chcieli czy nie musieli walczyć w ten sposób. Czytałam, że żeby zmusić nieposłusznych żołnierzy do takiego aktu, szantażowano ich zabiciem całej rodziny, nawet tej dalszej. W dzisiejszych czasach istnieje związek niedoszłych kamikaze, którzy mieli polecieć na śmierć, ale tuż przed ich wylotem ogłoszono kapitulację Japonii. Ktoś mógłby powiedzieć "Upiekło im się". Tak, to prawda.
Cesarz Hirohito wraz ze swoimi doradcami i generałami popełnili ogromny błąd biorąc udział w wojnie. Skutki odczuwają do teraz. Na Okinawie część mieszkańców twierdzi, że czasy okupacji amerykańskiej nadal trwają. Kamikaze to także zły pomysł. To taka walka ponad wszystko, nie zważając na nic. "Po trupach do celu". Tymi trupami byli ci żołnierze.
Pozdrawiam i gomen, że trochę zjechałam z tematu.
"Jego drogę spowija jedwab, odciski jego palców na rosie,
Mieszkańcy krain mroku pokornie się przed nim płożą.
Bękart Matki Natury odrzucony przez liście i potok
Obcy w obcym kraju, szuka pociechy w swych marzeniach."
Marillion "Grendel".
Denerwować się, to mścić się na swoim organizmie za głupotę innych.