Ktoś może posądzić mnie o malkontenctwo i ciągłe narzekanie, ale jeśli robimy coś od nowa, to rozumiem, że będzie to pod każdym względem lepsze niż było poprzednio. Grafikę, muzykę i resztę technicznych rzeczy pomijam. To jak najbardziej spełnia oczekiwania. Problem jest inny.
W moim odczuciu historia Kaia zrobiła się zbyt płaska, bez wyrazu. Powoli zanika klimat, dramaturgia, a wreszcie finalny efekt nie jest tym czego oczekujemy.
Jak jeden odcinek jest w stanie objąć i w godny sposób ukazać walkę Piccola z Freezerem? W dwudziestu minutach zostały zawarte niniejsze wydarzenia:
Piccolo i Freezer sprawdzają siłę przeciwka, bardziej się bawiąc niż walcząc.
Freezer traci cierpliwość, i postanawia wykończyć nameczanina.
Piccolo odkrywa swoje karty, górując nad przeciwnikiem.
Freezer zmienia formę, przesądzając o losach pojedynku.
Imo walka, która w DBZ była czymś mistycznym, na co wszyscy czekali, w Kaiu jest zwykłym pchaniem fabuły do przodu. Nawet jeśli ktoś chciałby się zachwycić, to nie ma na to czasu, bo poszczególne sceny trwają zbyt krótko. Gdzie tak ważny fragment jak pomszczenie Naila, czyli sławny tekst Piccolo, że tym razem to on będzie walczył tylko lewą ręką? W ogóle nie widać pewności w nameczaninie. Ona owszem, jest, ale widz tego nie odczuwa, bo wszystko jest tylko chwilą. Pewnym kwestiom trzeba poświęcić trochę więcej uwagi, bo w innym wypadku stracą na znaczeniu.
Nie czuję się usatysfakcjonowany tym, że coś epickiego staje się przeciętne.
„(..) czytanie książek i oprawianie ich to całe dwa, i to ogromne, okresy rozwoju. Z początku pomalutku uczy się człowiek czytać. Oczywiście nauka ta trwa wieki. Książkę rwie, szapie, brudzi, nie traktuje jej poważnie. Oprawa zaś świadczy o szacunku do książki, świadczy o tym, że człowiek nie tylko lubi ją czytać, lecz że traktuje ją poważnie.” Dostojewski Fiodor