Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Inny Wymiar » Rozdział III
Inny Wymiar
Rozdział III
 

Ciemność... Nie wiadomo skąd opada złoty pył... Wstała, rozejrzała się dookoła, lecz nadal nic nie widziała. Czuła na sobie czyjś oddech... Ktoś ją obserwował. Nie chciała mieć na sobie takiego uczucia. Chciała się go pozbyć. Na ścianach rozbłyskiwało światło pochodni... Było ciemno. Ta głucha cisza ją drażniła. Nagle nie wiadomo skąd dobiegł ją krzyk. Tak głośny i rozpaczliwy, że nie mogła tego słuchać. Zatkała uszy, starała się zrobić wszystko byle już tego nie słyszeć. Jakby ktoś go rozdzierał... Ten krzyk był okropny. Asia nie mogła go wytrzymać, z jej oczu zaczęły lecieć łzy, po czym upadła na kolana. Krzyk trwał, nie rozdzierał tylko tej głuchej ciszy... Rozdzierał również ją. Ten głos był jej znajomy. To był Gohan?

– Nie! – ta myśl jak ogień poparzyła ją od wewnątrz. Teraz sprawiało jej to jeszcze więcej bólu.

– Nie chcę! To na pewno nie on! Przestań!!! – Asia trzasnęła pięściami w podłogę. Krzyk ustał. Oparła się z ulgą o podłogę... Zdawało jej się że to trwało całą wieczność. Chciała się uspokoić...

– Kim jesteś? – zapytała sapiąc ciężko, po tym jak usłyszała czyjś szelest.

– Nie pozwól... Nie rób mi tego... Nie rób tego sobie... Nie rób tego mu... Nie...

– Kim jesteś! – Asia oparła się o ścianę. Słyszała kroki...

– Ja...

– Jaka ja? Odpowiedz mi...

– Nic... Ja nic... – odbijało się echem. Ktoś chwycił ją za ramię. Już i tak przerażona Asia odwróciła się tak gwałtownie, że aż światło pochodni zadrżało. W jej uwagę rzuciły się głębokie, czarne oczy, przenikające ją na wylot. Saiya-jinka miała smutną twarz, ale w jej oczach malowało się współczucie. Miała długie włosy za kolana i patrzała wprost na Asię.

– Czego... Czego ode mnie chcesz...? – zapytała cichutko Asia.

– Tego abyś na to nie pozwoliła...

– Na co? Kim ty jesteś?

– Jestem Luna i tak jak ty mam za ojca Legendarnego Super Saiya-jina...

– Ale to nie... – Asia nie zdążyła dokończyć... Luna nie pozwoliła jej na to zamykając usta palcem.

– Ja wiem o tobie wszystko... – powiedziała delikatnie. Oczy miała zaszklone.

– O co ci chodzi...! – nie wytrzymała Asia. Krzyk rozległ się ponownie. Asia nie wiedziała co ze sobą zrobić...

– Gohan! Nie...! – Luna przytuliła Asię. Jej łzy kapały na podłogę.

– Ja nie wytrzymam... NIE!!! – sia dopiero teraz spostrzegła się, że nie przytula ją Luna, tylko, że leży we własnym łóżku. Była cała zlana potem, a łzy rzeczywiście były na pościeli.

– Gdzie Gohan!!! – nikt nie odpowiedział – Tata? – Asia leżała w łóżku, a nad nią pochylał się Goku.

– He, he... Wiedziałem, że się przestraszysz. – uśmiechnął się Goku. Asia spojrzała mu w oczy, miał je nadal czerwone... Nie wyglądało na to, że czuł się lepiej, ale chciał to ukryć.

– Gratulacje za osiągnięcie poziomu SSJ – uśmiechnął się wesoło.

– Czego? Ja nic nie osiągnęłam! – zaprzeczyła Asia.

– Jak nic? A u Bulmy to co to było? Pokaz fajerwerek? – zaśmiał się Goku.

– Nie pamiętam niczego takiego. Ale wiem, że miałam dziwny sen. – odpowiedziała Asia. Dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę... Teraz się uspokoiła. - Ile ja spałam?

– Oj, dość długo... Ale nie przejmuj się tym – po chwili milczenia Asia zapytała z czystej ciekawości. – Znasz jakąś Lunę?

– Co?... Nie znam. A co?

– Nie, nic.

– Szukałem Gohana... – wyrwał Goku – nie znalazłem go... – teraz spojrzał na podłogę – Ale jak ten Rejziw tu się zwali, to tak mu tyłek skopię, że nas popamięta! – powiedział Goku z iskierką w oczach (taką samą jak przed jakimś wyzwaniem lub walką ^-^) – Asia w ciszy wpatrywała się w Goku.

– Jak już dobrze opanujesz SSJ, to postaram się przekroczyć poziom Super Saiya-jina 2... Nie damy się jakimś głupim Saiya-jinom! A Gohana muszą mi oddać...

– Podnieś się szczeniaku, wiem że udajesz. – dobiegł go chłodny głos. Mimo to, że rzeczywiście udawał, trudno było mu otworzyć sklejone oczy. Nadal czuł się słaby. Nie wiadomo skąd dobiegała mroczna muzyka.

– Cco? – zapytał Gohan przewracając się na drugi bok, żeby dojrzeć twarz mówiącego.

– Przez jakiś czas zaopiekuję się tobą. – fuknął Rejziw. W pokoju było okropnie ciemno, gdyby nie ten ironiczny ton, Gohan na pewno nie dojrzałby twarzy Rejziwa. Czułby się pewniej gdyby nie był taki słaby. Mógłby się jakby co obronić, a tak był całkowicie bezbronny, co sam musiał sobie przyznać. Postanowił trzymać siebie na uwięzy.

– Jak to zaopiekujesz?! – powiedział siadając po omacku.

– Tak to – chwila ciszy – możesz jak chcesz nazwać to porwaniem – powiedział takim tonem jakby tylko na tę chwilę czekał.

– Słucham? – Gohana wybiło to z tropu. – gdzie tata?

– Na Ziemi. – Gohan starał się to wszystko posklejać w jedną całość, ale wszystko działo się za szybko.

– Jesteś tu po to aby zostać najpotężniejszym Saiya-jinem na świecie. – Gohan prychnął.

– Vegeta nie istnieje i to tata jest najsilniejszym Saiya-jinem na świecie!

– Ale ty będziesz silniejszym – mówił cały czas tym samym głosem Rejziw oparty o ścianę. – dla mnie byłby to zaszczyt skorzystać z takiej maszyny jak Maigner. – Gohan wstał, słuchał w ciszy.

– Czemu właśnie ja?

– Między innymi dlatego, bo król właśnie ciebie wybrał, no i jesteś dopiero dzieckiem... Łatwiej kontrolować. – mruknął.

– Jesteście chorzy! – wrzasnął Gohan waląc z całej siły w ścianę, która ku jego zdziwieniu nawet nie drgnęła. Rejziw się zaśmiał.

– Przygotowane do tego. To chcesz wiedzieć co to jest ten Maigner?

– Nie obchodzi mnie to – szepnął Gohan. Rejziw udał że tego nie słyszał.

Maigner to maszyna skonstruowana przez Saiya-jinów po wielu latach pracy. Jej działanie polega na tym, że odbiera wojownikowi całą energię, po czym ją podwaja, po to aby oddać podwojoną właścicielowi. Podwojona moc wojownika w ten sam sposób znów się podwaja. Proces powtarza się kilka razy. Nikt do tej pory nie przeżył wszystkich podwojeń, w końcu które ciało byłoby zdolne pomieścić taką energię? A w przypadku Brollego byłoby to zbyt niebezpieczne...

– ...nie mów mi, że chcecie mnie do tego podłączyć.

– Dokładnie.

– Zwariowaliście! Nikt czegoś takiego nie przeżyje! Na samą logikę!

– Nie myśl że jesteś mądrzejszy, bo masz w sobie trochę człowieka! – krzyknął Rejziw uderzając Gohana w brzuch. Gohan z powrotem upadł na ziemię.

– Gdyby nie wola króla już dawno bym cię zabił. – prychnął Rejziw wychodząc z pokoju. Po dłuższej chwili, Gohan wstał, bez nadziei sprawdził czy drzwi są otwarte. Po czym usiadł w ciemnym kącie. Było mu zimno, więc zaczął ocierać rękę o rękę, gdy poczuł coś dziwnego. Jego lewa ręka była cała okaleczona. Wyczuł dotykiem, jakby rany składały się w jedną całość. Przyłożył ją do szpary od drzwi, gdzie promyki światła ledwo dostawały się do ciemnej otchłani po czym zauważył, że wygląda to jakby znaki japońskie, tyle że to na pewno nie były one. Przez głowę Gohana przebiegła tylko jedna myśl, że to musiało być pismo Saiya-jińskie.

Miesiąc później

Asia znów spojrzała w lustro. Lecz nie widziała tam siebie... Widziała dziwną dziewczynę z czarnymi oczami, ogonkiem. A włosy zupełnie nie przypominały tych sprzed kilku dni... Urosły strasznie szybko, a w dodatku nie wiadomo skąd pojawiły się czarne pasemka.

– Tato gdzie idziesz? – Asia usłyszała skowyt drzwi, przy czym odwróciła się szybko – chyba nie...

– Idę trenować.

– Co?! Nie ma mowy! Goku, nie chce żebyś znowu wyszedł... – powiedziała stanowczo Asia.

– Nie przesadzaj. Nic mi nie jest. – Asia wiedziała, że Goku tak łatwo nie ustąpi, więc postanowiła dać sobie spokój... Zmienił się od czasu porwania Gohana, wychodził wcześnie rano, a wracał późno wieczorem, jeśli w ogóle wracał... Wszyscy martwili się o niego, zresztą nie tylko o niego. Rejziw nie pokazał się na Ziemi od tamtego dnia, a Gohana nikt nie widział od tamtego czasu. Wszystkim żyło się z tym gorzej. Bulma zakopała się w swojej pracowni tak, że w ogóle stamtąd nie wychodziła. Goten często płakał, a Chi-Chi darła się o byle powód, byle się na kimś wyładować. Asia wcale nie miała się lepiej, chociaż starała się to ukryć, żeby polepszyć atmosferę, co jej niestety nie za bardzo wychodziło, a sama płakała po kątach. Wspomnienia okropnie ją prześladowały. Czuła coś takiego jak wtedy gdy jeszcze była w swoim wymiarze. Ale teraz było to mocniejsze. Tam mogła go zobaczyć praktycznie kiedy tylko chciała, a teraz... Gdy żyła z nim pod jednym dachem przez bite pół roku, nawet nie zauważała tego szczęścia. Przywykła do niego. A teraz? Czuła się okropnie. Mógł on już nawet nie żyć. Ktoś ukradł jej wszystko.

– Dałabym wszystko, żeby mieć pewność, że się jeszcze do mnie uśmiechniesz... – kolejna łza smutku spłynęła po jej twarzy. – Jeśli tam cierpisz, to ja chcę cierpieć razem z tobą. Zrobię wszystko, nawet umrę dla ciebie, ale wróć! – krzyknęła cisnąwszy jakąś głupią książką o ścianę.

– Jest Goku? – Asia odwróciła się i zobaczyła Bulmę z lekko napuszoną miną.

– Nie, nie ma! – syknęła ironicznie. Że też musiała przyjść akurat jak ona wybuchnęła.

– O co ci chodzi?

– Przez bity miesiąc nawet tu nie zajrzysz, a teraz "gdzie Goku"! Wiesz jak ja się czuję! Tu jest jeszcze gorsza atmosfera niż na pogrzebie, a nikt nawet nie przyszedł łaskawie pocieszyć taty! – po czym znowu rzuciła jakąś durną książką o podłogę.

– Uspokój się... – Bulma przytuliła Asię, a ta jak na zawołanie się rozpłakała.

– Zabiję cię – szepnęła myśląc o Rejziwie który na pewno jej nie słyszał – Nienawidzę cię! – mówiła żeby usprawiedliwić płacz.

– Nie przychodziłam dlatego bo nie chciałam robić Goku nikłej nadziei. Zrozum, cały czas pracowałam po to żeby pomóc. Dlatego nie mogłam przyjść. Ale teraz znalazłam sposób żeby znaleźć Gohana.

– Jaki? – Asia stanęła jak wryta.

– Skonstruowałam maszynę, która wykrywa Ki w całym kosmosie. Nie tylko na Ziemi i w okolicy, tak jak wy to potraficie. Chciałam powiedzieć o tym Goku, bo musi on mi podać Ki Gohana, bo ja tej waszej Ki nie czuję. – Asia spojrzała na nią pustym wzrokiem.

– Ale ja nie mam pojęcia kiedy teraz on wróci... Czasem nie ma go parę dni.

– Zadzwoń do mnie jak wróci, dobrze? – oznajmiła Bulma po czym wyszła, zostawiając Asię samą ze swoimi myślami. Tymczasem Goku osiągnął już poziom SSJ3...

Środek nocy

Wzięła dyplom, po czym zachichotała jak paw.

– Chciałam podziękować sobie, mojej wytrwałości, mojej pracy i jeszcze raz sobie... Tak, tak – mężczyzna wyciągnął w jej kierunku czek.

– A to przeznaczę dla sierot! – rozległy się oklaski. Bulma jeszcze bardziej się napuszyła.

– Jak się pani czuje, jako najinteligentniejsza kobieta świata?

– Ach! Wyśmienicie! Od początku wiedziałam że tak będzie... To przeznaczenie!

– Bulma? – niewiadomo skąd odezwał się głos Goku.

– Aaa! – Bulma zleciała z łóżka, po czym wgramoliła się na nie z powrotem. Spojrzała w ciemności swojego pokoju, rzeczywiście był tam Goku. Panowała całkowita cisza. Wszyscy już spali.

– Co ci odwaliło żeby nachodzić w środku nocy tak piękną kobietę?! – krzyknęła przerażona Bulma. Goku milczał, co Bulmę dość zdziwiło.

– O co chodzi? – znów cisza.

– Chciałem z tobą porozmawiać...

– W środku nocy?! – Goku znowu milczał. Można było tylko usłyszeć jego szybki oddech.

– Nie patrz tak na mnie! Jestem Saiya-jinem, wychowanym na Ziemi! A nie kosmitą!

– Czy ja coś takiego powiedziałam? – zapytała Bulma całkowicie wybita z tropu.

– No! – Bulma zrozumiała o co chodzi.

– Goku, ja cię nigdy, ale to nigdy nie traktowałam jak kosmitę. Pomyśl nad tym co mówisz! Przecież Vegeta jest Saiya-jinem, czy kochałabym go tak bardzo, jakbym się go bała? – Goku w ciszy wpatrywał się w nią. Bulma zapytała: – To dlatego znikałeś na całe dni?

– Nie. Trenowałem. Chodzi mi o coś innego. Przemiana w SSJ... Nikt w tym stanie nie czuje się tak jak ja... – szepnął sam do siebie Goku.

– To znaczy? – zapytała troskliwie Bulma. Chociaż była człowiekiem, doskonale wiedziała, że Saiya-jin, to po prostu człowiek o trochę innej kulturze, no i sile. Goku mówił to takim poważnym głosem. To był jej przyjaciel od 16 roku życia. Chciała go zrozumieć.

– Gdy ja jestem SSJ. – Goku spojrzał na swoje dłonie – to bardzo rzadko, ale jednak czasami... jestem kimś innym... Jakby ktoś wcielał się we mnie. To ten ktoś krzyknął wtedy na Namek na Gohana. To ten ktoś walczył w imieniu Saiya-jinów... - Bulma się zdziwiła

– Kto to jest?

– To jest... Ten Legendarny Super Saiya-jin. To on, to na pewno on. Ten legendarny, który żył 1 000 lat temu. On czegoś ode mnie chce, nie wiem czego... – teraz Bulma patrzała w niego w ciszy.

– Ale Goku, on nie żyje.

– On żyje, Bulma. On żyje we mnie. – w tym momencie Bulma się przeraziła. Jakby był przed nią ktoś inny. Ale zaraz jej to minęło. Zaczęła się zastanawiać, czy Goku czuł to zawsze, czy też zaczął mieć "Saiya-jińskie kompleksy" po stracie syna... Jednak pomyślała że to może także mieć jakąś inną przyczynę. Tylko jaką? Goku gdy zauważył zastanowienie Bulmy postanowił się odezwać.

– Przepraszam, że przyszedłem z tym do ciebie, ale nie miałem komu tego powiedzieć. Asia dopiero od niedawna jest Saiya-jinką. No i wiesz, ma dość swoich problemów. Ten cały cyrk z wymiarami nieźle namieszał w jej życiu. Nie chcę się jeszcze ja walić jej na głowę. Tym bardziej że i tak o mnie się martwi. Goten i Trunks są za mali... Gohana nie ma...

– Rozumiem – przerwała wyliczanie Bulma – skoro z tym przyszedłeś musiało cię to nieźle piec. Nie mam pojęcia co to jest, ale jak się dowiem to ci powiem. A na razie zejdźmy na dół. Powiem ci coś, co być może poprawi ci nastrój. – powiedziała ubierając szlafrok. Gdy wyszli, wiatr otworzył okno. Świst układał się w słowa...

"Jestem tym którego legenda pragnęła

Synem Saiya-jina

Czy byłoby tak samo gdyby moja miłość nie minęła

Kochałem ją jak nikogo na świecie

Lecz ona jak sen zniknęła

Mogłem jej dać wszystko we wszechświecie

A winowajca na nowo chodzi po świecie

Jego przodka wina

Gdy Vegeta została zniszczona

To kara zanikła

Nie pozwolę aby historia się powtórzyła

On jest moim wcieleniem

Moim żywym cieniem

Nie możemy od siebie uciec

Nawet gdy on nie jest ze mną ja jestem z nim

Jestem z tobą Kakarotto..."

Okno zatrzasnęło się z powrotem nie zostawiając nic po tajemniczym echu. Kręta Droga. Kilka lat wcześniej coś niedobrego działo się we wszechświecie. Ktoś wypowiedział życzenie do Nameczańskich Smoczych Kul, że chciałby żeby było więcej takich istot jak Goku. Nameczanie nie mieli pojęcia, że zrobili bardzo źle... Chcieli po prostu uczcić jego zwycięstwo. Smok inaczej zrozumiał życzenie. Odrodził wszystkich Saiya-jinów, którzy zamieszkiwali Vegetę przed wybuchem. Przez słowo "jak Goku" powróciła też dusza Legendarnego Super Saiya-jina, który żył tysiąc lat temu. Dusza błądzi teraz po świecie. Kakarotto zawsze miał te uczucie, które opowiedział Bulmię, tylko w tamtym wymiarze po prostu nikomu o tym nie powiedział. Nie przejmował się tym. Asia spowodowała tylko to, że nasi bohaterowie dowiedzieli się o nowej Vegecie. W normalnym wymiarze też ona istniała. Lecz była za daleko od Ziemi, żeby ktokolwiek się nią zainteresował. Goku wraz z całą resztą umarł nawet nie wiedząc o niczym. Kaio miał rację... Historia się zmieniła...

– Wróć – mówiła Asia do ściany. Szykowała się kolejna nieprzespana noc. Wcześniej dlatego, bo tęskniła za domem, przyjaciółmi... A teraz dlatego bo jej dusza umierała... Nikt nie mógł zrozumieć jak bardzo go kochała. Jej ogonek zwisał smutno z łóżka. Przypomniała sobie jak budziła go na swój pierwszy trening.

– Wstawaj śpiochu... – zachlipała do poduszki. W tym momencie zdała sobie z czegoś sprawę. Gohan nawet nie miał pojęcia, o tym że ona się w nim zakochała. Odkąd wypsnęło się jej do Goku "tato" byli wobec siebie jak brat z siostrą. Przynajmniej ona tak uważała. Latarnia za oknem ponownie się zaświeciła. Włączyli prąd. Asia aż wstała z łóżka, gdy zobaczyła swoje włosy. Wzięła lustro, poza zapłakaną twarzą młodej Saiya-jinki, zobaczyła tam długie czarne jak noc włosy.

– Nie... Niemożliwe... – powiedziała upuszczając lusterko – to ja... Jestem tą Luną. – W tym samym momencie lusterko zdążyło upaść na ziemię, co spowodowało strzaskanie. "Ona mówiła że jest córką Legendarnego Super Saiya-jina... Czyli ja naprawdę jestem córką Goku?" Asia spojrzała na swoje dłonie. "Nie, to niemożliwe... Przecież Goku miał tylko dwóch synów...". Teraz przez głowę Asi przemknęła jeszcze jedna myśl. "Muszę wrócić myślami do domu... Tłumaczę, że jest dwóch Legendarnych...".

– Kinówka z Brollym! – Asia otworzyła szeroko swoje śliczne oczka.

– Ja... Jestem córką Brollego...? – mruknęła nieprzytomnie. Postanowiła położyć się do łóżka żeby jakby co udać przed Chi-Chi, że spała. "Teraz rozumiem. Te sny miałam dlatego, bo Luna chciała mi uświadomić kim jestem... Ciekawe jak ona sobie radzi w moim wymiarze..." Asia zamknęła oczy. "Wiem o tobie wszystko..." przypomniała sobie słowa Luny. Ale skąd? Asia rozmyślała bardzo długo, lecz po nieprzespanym tygodniu, wycieńczenie wzięło górę. Asia zasnęła.

– Kim jesteś? – zapytał głucho Gohan. Ktoś wszedł. Nawet nie otwierał oczu, i tak nic by nie dojrzał.

– A jak myślisz? – odpowiedział Rejziw.

– To tylko ty... – burknął z powrotem opierając głowę na ramionach.

– Już wszystko gotowe – Rejziw podchodził – siedziałeś tu już tyle, że będziesz ślepy jak kret... – Gohan się uśmiechnął.

– Nadal czuję twoją Ki.

– A to sobie czuj! – tym razem zaśmiał się Rejziw – jeszcze nie przyzwyczaiłeś się do grawitacji, a po za tym mam nad tobą całkowitą kontrolę.

– Chciałbyś – burknął Gohan. W tym momencie poczuł coś zimnego na swojej dłoni. Próbował odepchnąć ręce Rejziwa, ale było za późno. Na jego prawej ręce było coś metalowego. Tylko tyle mógł Gohan wyczuć w ciemności.

– Co to jest?!

– Nic szczególnego. Taka zwykła kontrolka. Jak walczyłeś z Brollym to powinieneś wiedzieć. – Gohan nie miał pojęcia o czym on mówi, dopiero po sekundzie przypomniało mu się, że Paragas kontrolował Brollego właśnie czymś takim.

– W taki oto sposób pójdziesz ze mną. – Rejziw złapał Gohana za rękę – "O nie, nikt nie będzie mi rozkazywał!". Gohan poczuł do Rejziwa ogromną nienawiść. Od tylu lat nie czuł się bezradny, że ponowne tego odczucie zbudziło w nim okropną złość.

– Puszczaj mnie! – w ciemnym pokoju błysło złote światło. Rejziw cofnął się na krok, po czym burknął tylko:

– Niesamowite... – w tym momencie Gohan nie poczuł tego samego co zawsze czuje przy przemianie. Coś go ukuło. Własna energia była przeciwko niemu. Im większą moc próbował wyzwolić tym czuł większy ból. "nie dam się..." Postawił wszystko na jedną kartę. Przemienił się w SSJ2. Co niestety mu nie wyszło... Upadł na podłogę. Czuł się jakby ktoś poprzetrącał mu wszystkie kości. Próba przemiany w SSJ2 była ogromnym błędem. Rejziw założył jego rękę za swoją szyję, po czym gdzieś wyszli. Gohan otworzył oczy, jakby ktoś dźgnął go w oko światłem. Zaczął mrugać, obraz się nadal rozmywał... Właściwie to on nie szedł, tylko Rejziw go wlókł. Usłyszał jakieś trzaśnięcie drzwi...

– Raditz! Własnej siostrze! Wstydź się! – krzyknął jakiś głos z oddali. Mężczyzna szedł szybkim krokiem. Był nie mało zdenerwowany. Gohanowi z tych słów odbiło się w jego pamięci tylko imię Raditza...

– Rejziw? – chyba ich zauważył. Gohan na siłę otworzył oczy. Chociaż go nie widział wpatrywał się w punkt skąd dobiegał głos.

– Co ty robisz z tym chłopakiem? – zapytał podejrzliwie, jakby na czymś go przyłapał.

– Nie miej takiej głupiej miny Bardock... On jest do Maignera. – chwila ciszy.

– Kiedy on wreszcie zrozumie, że nikt tego nie przeżyje! – krzyknął Bardock.

– To ty tak myślisz – mruknął Rejziw. Gohan cały czas chciał dojrzeć tego Bardocka. Jednak jego staranie spoczywało na niczym.

– Zabijecie stu, to może wam do mózgu przemówi. – syknął Bardock, Gohan poczuł na sobie jego wzrok, po czym odszedł jeszcze szybszym krokiem.

– Debil. – podsumował Rejziw.

– Kto to był? – zapytał Gohan, sam nie wiedząc dlaczego. Głos Bardocka jakby kogoś mu przypominał. Rejziw udał, że tego nie słyszał. Szli tak i szli... Gdy Gohan po raz kolejny otworzył oczy znajdował się w ogromnym pokoju. Właściwie komnacie. Na suficie widniały witraże, tak jak i na ścianach. Tylko w jednym miejscu była szyba, a zaraz obok niej drzwi. Duża przestrzeń dawała ogromne wrażenie. Po środku było czarne wzniesienie. A przez szparki od witraży dostawały się promyki światła.

– Cudne, nie? – burknął Rejziw patrząc na Gohana.

– No... Co to takiego?

– Wnętrze Maignera – Gohan popatrzał na niego zdziwionym wzrokiem. Inaczej to sobie wyobrażał...

– Staniesz tu – oznajmił Rejziw pokazując palcem na czarne wzniesienie. Gohan jeszcze raz spojrzał na swoją rękę, po czym posnuł się ze spuszczonym ogonkiem ku środkowi. Gdy stanął we wskazanym miejscu zaczął wszystko przemyślać od początku do końca. Całe życie przemknęło mu przed oczami, gdy zobaczył jak Rejziw wychodzi z komnaty. Patrzał pustym wzrokiem przed siebie, wiedząc, że za chwilę wydarzy się z nim coś, czego jeszcze nikt nie przeżył. Spojrzał smutnym wzrokiem na szybę. Zobaczył tam mężczyznę o fryzurze Vegety, który wpatrywał się wprost w niego. Gohanowi było wszystko jedno. Zamknął oczy... Przypomniał sobie jak mama ciągle kazała mu się uczyć, Piccolo, tatę, Asię, po czym się uśmiechnął. Jej długie blond włosy śmignęły mu w myślach. Jak pierwszy raz uniosła się w powietrze... Miała wtedy taką szczęśliwą twarz. Mówiła, że nigdy nie była tak szczęśliwa jak teraz. Czuł się komuś potrzebny, a teraz? Czuł się jak śmieć. W tym momencie z wszystkich części ciała dobiegł go tak okropny ból, że przez moment myślał że już umarł. Automatycznie otwarły mu się oczy. Cała komnata była pokryta jakby srebrnymi nićmi, które przechodziły od ściany do ściany naprzeciwko, w tym przez niego. Ominęły one tylko najważniejsze części ciała, takie jak głowa, czy serce. Teraz w pokoju było ciemniej niż wcześniej. Światło dochodziło tylko z owych nici. Nie mógł niczym drgnąć oprócz głowy. Zaczęły go przechodzić lodowate dreszcze. Czuł się coraz słabszy... Jakby wypuszczali z niego powietrze. Czas okropnie mu się dłużył. Sekundy mijały minutami. Pomyślał, że to nie jest aż takie okropne jak się spodziewał. No chyba, że już po prostu przyzwyczaił się do bólu. Wszystko zaczęło pływać. Był teraz okropnie słaby. Nie potrafił już nawet drgnąć palcem.

– Teraz trzeba poczekać aż maszyna podwoi energię... – dobiegł go stłumiony głos. Czuł tylko swój świszczący oddech. Wiedział, że jego Ki nie wynosi więcej niż 1 jednostkę. Głuchą ciszę rozdarł jego własny krzyk. Jego Ki wracała do niego, ale wszystko działo się za szybko. Chcąc opanować tę energię Gohan przemienił się w SSJ, potem w SSJ2... Cały czas krzyczał. Próbując w jakikolwiek sposób pozbyć się tej energii. Ale nie potrafił. Czuł, że umiera... Z miejsc, gdzie przechodziły nici, zaczęła spływać mu krew. Gdy coś w nim strzeliło, przemienił się w SSJ3. Dopiero teraz poczuł ulgę. Wszystko się uspokoiło. Gohan się odmienił, przy czym mało brakowało do tego, aby stracił przytomność. Dla jego ciała było to okropne przeżycie. Ilość energii była za duża, by tylko czternastoletnie ciało Gohana, mogło osiągnąć ją naturalnie.

– To by było na tyle – podsumował jakiś głos.

– Już? – zapytał się zdziwiony Gohan.

– Już masz pierwszą fazę za sobą. Jeszcze kilka. – Gohan poczuł strach.

– Ja tego nie przeżyję!

– Przeżyłeś 24 godziny, to przeżyjesz jeszcze kilka.

– Ile?! – dla Gohana zdawało się to chwilą.

– Ach! – Asia cała spocona spadła z łóżka.

– Asia! Spokojnie! To tylko ja! – przywołał ją do porządku Goku.

– Rany... To ty tam stałeś? – szepnęła wyciągając palec przed siebie.

– Tam? Nie wiem, być może. – uśmiechnął się Goku.

– Nie... Znowu miałam jakiś głupi sen... Ktoś chciał cię zabić. – zachlipała.

– Asia... Nikt nie chciał mnie zabić... – szepnął uspokajająco Goku, przytulając do siebie Lunę.

– Ale mój ojciec chciał... – szepnęła mu w rękaw – Brolly chciał... – Goku słuchał jej w ciszy.

– I chciał do tego wykorzystać mnie... – zachlipała patrząc mu tym razem w oczy – dlatego Saiya-jinka wzięła się na Ziemi. – Goku spojrzał na nią w milczeniu. Chciał powiedzieć, że Brolly już nie żyje, ale powstrzymał się od tego. Po tym jak przypomniał mu się Rejziw, pomyślał, że wszystko jest możliwe. Słowa Asi docierały do niego powoli. Jest córką Brollego... Gdyby nie ta wymiarowa zamiana może ta Saiya-jinka, którą teraz przytula, byłaby powodem jego śmierci...

– Nieważne. – tyle zdołał wykrztusić Goku. – Lecimy po Gohana, wiesz o tym? – zapytał wesoło.

– Jak to? Przecież ta maszyna od Bulmy nic nie znalazła.

– Ale Gohan może najnormalniej w świecie wyciszać Ki... Bulma wykryła planetę pełną Saiya-jinów. Na pewno on tam jest. A po za tym Vegeta wie gdzie jest ta planeta. Tylko musimy poczekać na statek. A w tym czasie wezmę się do ostrego trenowania

– Znowu? – zapytała smutno Asia.

– Ale tym razem z tobą – uśmiechnął się do niej. – zrobimy z ciebie taką Saiya-jinkę jakiej świat nie widział – Asia zaśmiała się przez łzy. A Goku przyjaźnie poczochrał jej włosy.

– A tak przy okazji... Osiągnąłem coś w rodzaju SSJ4. – pochwalił się Goku. Luna udała że się ucieszyła, ale wewnątrz przeraziła ją zmiana jaka nastąpiła. Goku trenował non stop, bez chwili wytchnienia. Od rana do ciężkiej nocy przez tak długi czas, osiągając w ten sposób poziom SSJ4 o tyle czasu szybciej. Nie mówiąc już o Vegecie, który na pewno wiedząc, że Goku trenuje. Sam robił to samo. A ona w tym czasie tylko pomagała w domu, płakała i tęskniła na przemian. "Kocham cię Gohan...".

Chciałabym być łzą

Narodzić się w twych oczach

Spłynąć po twym policzku

I umrzeć na twych ustach

 
autor: Son Luna

<- Rozdział II

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker