Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część III » Rozdział LX
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część III: Nowe oblicza bohaterów
Rozdział LX - Zdrada
 

W zamierzchłych czasach, u zarania dziejów wszechświata istniało pięć megagalaktyk. Cztery z nich, Wschodnia, Zachodnia, Północna i Południowa rządzone były przez Kaioshinów, którym podlegali rządzący mniejszymi galaktykami Kaio. Centralną Megagalaktyką władał Dai-Kaioshin. przywódca wszystkich bogów. Przez wiele lat panowała równowaga i pokój.

Jednakże władza Dai-Kaioshina przestała mu w pewnym momencie wystarczać, postanowił samodzielnie zawładnąć całym kosmosem, wypowiedział więc innym Kaioshinom wojnę. Był od nich znacznie potężniejszy... ale ich było czterech. Owładnięty obsesją Dai-Kaioshin pod pretekstem poddania się zwabił ich do swojej Megagalaktyki, po czym zniszczył ją, przemieniając jej centralną gwiazdę w czarną dziurę, która pochłonęła dosłownie wszystko. Zginęły miliardy istot na tysiącach światów, w tym on sam.

W pozbawionym opieki Kaioshinów kosmosie zapanował chaos, który trwał do czasu powołania nowych bogów, co według niepisanego prawa następowało co dziesięć tysięcy lat. Nowi Kaioshini zaprowadzili względny porządek. Dai-Kaioshin nadal był ich zwierzchnikiem, ale nie opiekował się samodzielnie żadnym obszarem. Spokój panował do czasu pojawienia się Bibidiego i Buu, kiedy to zostały zniszczone kolejne trzy Megagalaktyki. To już jednak zupełnie inna historia...

Na Kaioshin-sei wrzało. Nie było w tym nic dziwnego, ostatecznie niecodziennie Rou-Kaioshin zwoływał wszystkich mieszkańców planety na walne zebranie. Ponieważ wszechświat nie miał aktualnie Dai-Kaioshina to senior był zwierzchnikiem wszystkich bogów i chcąc nie chcąc musieli go posłuchać. Nastroje jednak nie były specjalnie pozytywne, tutaj nie lubiono rozkazów.

– Cieszę się, że udało mi się was tutaj zgromadzić.

– Przejdź do rzeczy, dziadku – krzyknął jakiś spiczastouchy osobnik w pierwszym rzędzie.

– Trochę szacunku! Rozmawiasz ze swoim seniorem!

– No właśnie, a miałem robić coś zupełnie innego. Pospiesz się!

"Co za banda idiotów" – pomyślał starzec. – "Zupełnie nie obchodzi ich co się dzieje w świecie śmiertelników."

– Dla tych was, którzy nie znają sytuacji. Jak wiecie Wschodni Kaioshin jest ostatnim żywym spośród nas, który jeszcze sprawuje swoje stanowisko. Nie wiecie natomiast, że według naszych przypuszczeń stało się z nim coś złego.

– Czyżby w końcu wyszły mu bokiem jego kontakty ze śmiertelnikami? – zapytał ten z pierwszego rzędu, Rou-Kaioshin przypomniał sobie, że ma na imię Talic i jest jednym z pretendentów do zostania Kaioshinem.

– Sądzę, że raczej oszalał – stwierdził starzec. – W pewnym momencie zniknął i przez dość długi czas nie dawał znaku życia. Pojawił się ostatnio na Ziemi. Okazało się, że pozyskał sobie za sprzymierzeńców kilku przywróconych do życia śmiertelnych łotrów. Teraz planuje z ich pomocą zaatakować Ziemię. Prawdopodobnie chce zniszczyć wszystkich Nameczan w kosmosie.

– Może i słusznie. Te ślimaki już od dłuższego czasu za dużo sobie pozwalają!

– Że co? – zdziwił się Rou-Kaioshin.

– Próbują dorównać nam, bogom za pomocą tych całych Smoczych Kul. Ktoś powinien ukrócić te praktyki.

Senior zdał sobie sprawę, że bardzo się pomylił. Ten tutaj doskonale orientował się w sprawach świata śmiertelników.

– Przecież to nasi poprzednicy nauczyli pierwszych Nameczan tworzyć Smocze Kule, by śmiertelne rasy mogły poradzić sobie bez naszej ciągłej pomocy! Poza tym w jaki sposób chce to "ukrócić"? Wybijając wszystkich?

– Chociażby. Czyż to nie nasza metoda działania?

– O czym ty mówisz? – powiedział zupełnie zaskoczony senior.

– Starcze, nie powiesz mi, że my Kaioshini nasyłamy na siebie ciągle najpotężniejszych wojowników w kosmosie tylko po to by jedna czy druga rasa nie żyła pod rządami takich jednostek jak Freezer.

– Coś ty powiedział?

– Przecież to oczywiste, że Wschodni Kaioshin posłużył się ziemskimi Saiyanami by pozbyć się zagrażającego nam Babidiego i jego potwora.

– Mylisz się! Babidi i Buu stanowili zagrożenie dla całego wszechświata, dlatego należało ich pokonać!

– Nie rozśmieszaj mnie. Czymże jest istnienie kilku planet wobec wieczności kosmosu? To my, Kaioshini stoimy na straży spójności Wszechświata! To sobie przede wszystkim powinniśmy zapewnić przetrwanie!

Słysząc te słowa Rou-Kaioshin wiedział już, że jest skazany na porażkę. Mimo wszystko musiał spróbować.

– Musimy wyeliminować Wschodniego Kaioshina zanim sprawy się pogorszą – stwierdził. – Nie znacie całej prawdy, nie rozumiecie, że...

– Rozumiem to, że twój plan wpędzi wszechświat w kolejną erę chaosu, starcze. Nie pamiętasz co stało się poprzednim razem gdy wszyscy Kaioshini zginęli?

– Właśnie do tego zmierzam. Ten, który uwięził mnie...

Potok jego słów przerwał mu odgłos teleportacji. Nad głowami zaskoczonego tłumu pojawiły się cztery postacie. Jedną z nich był właśnie obiekt toczącej się rozmowy, Wschodni Kaioshin, jednak z kruczoczarnymi włosami. Towarzyszyli mu Czerwony Cell, a także Brolly i Gohan. Półsaiyan miał nad głową aureolkę.

– Co się dzieje!? – krzyknął senior, czterej przybysze wylądowali. – Son Gohan? To ty?

– Witam wszystkich – powiedział spokojnie Kaioshin. – Dowiedziawszy się o tym spotkaniu postanowiłem przybyć tu osobiście. Chciałbym oficjalnie zdementować plotki o moim rzekomym szaleństwie. Raczej wręcz przeciwnie, mój umysł nigdy nie był tak jasny jak teraz. Wydaje mi się, że nareszcie znalazłem sposób by zaprowadzić we wszechświecie należny porządek. Śmiertelnicy wkrótce zrozumieją, że to do nas, Kaioshinów należy prawdziwa władza!

Słowa te wywołały poruszenie wśród tłumu, rozległ się lekki gwar, który Rou-Kaioshin musiał przekrzyczeć chcąc coś powiedzieć.

– Nie słuchajcie go! Próbuje was zwieść! Czy nie widzicie, że sam się już mianował Dai-Kaioshinem?

– To ty próbujesz nas zwieść!! – krzyknął Talic. – Czy nie zaproponowałeś przed chwilą uśmiercenia jednego z nas? Nawet świadomy tego, że wpędzi to kosmos w chaos!

– Pozwolenie mu działać będzie miało znacznie gorsze skutki!!

– Skąd możesz to wiedzieć, stary głupcze? – powiedział cicho Wschodni Kaioshin. – Nie masz pojęcia o moich motywach! Czyż dzięki mnie nie odtworzono trzech zniszczonych Megagalaktyk? Czy nie przywróciło to do życia wielu śmiertelnych istot wraz z ich światami? Cóż znaczy jedna zielonoskóra rasa wobec tego ogromu?

– Zapomniałeś powiedzieć, że nie odtworzyłeś jednej Megagalaktyki, tej którą...

Senior nie dokończył, gdyż Shibito skinął lekko głową i w jednej chwili do starca doskoczył Son Gohan, łapiąc go za gardło.

– Gohan... nie... – wycharczał Rou-Kaioshin.

– Cóż znaczy istnienie jednego Rou-Kaioshina wobec całego wszechświata? – uśmiechnął się władca Wschodniej Megagalaktyki. – Nie martw się, nie każę cię unicestwić. To by było zbyt proste, mam co do ciebie konkretne plany – tu Kaioshin wyciągnął dłoń w stronę seniora, sylwetka tego zafalowała, on sam zawył z bólu i po chwili zniknął, zaś w miejscu, w którym stał pojawił się piękny oburęczny miecz, który Gohan od razu zabrał.

– Tym razem naprawdę jest niezniszczalny – powiedział pod nosem czarnowłosy.

– Hej! Nie wolno ci! To Rou-Kaioshin, jesteś mu winien szacunek! – krzyknął z tłumu jakiś pulchny osobnik.

Kaioshin wykonał lekki ruch głową. Brolly zniknął, pojawił się przy niefortunnym grubasie i odstrzelił mu głowę Ki-blastem.

– Czy ktoś ma jeszcze dla mnie jakieś dobre rady? – zapytał, jednak nikt się nie zgłosił. – W takim razie posłuchajcie, gdyż powiem to tylko raz. Możecie wybierać. Niektórzy z was, jak Talic, już to zrobili. Takich jak on czeka pewna przyszłość... możecie także wybrać źle i skończyć tak jak on. – Tu wskazał bezgłowe zwłoki. – Lub on... – pokazał palcem miecz, który pozostał z Rou-Kaioshina.

Jak należało się spodziewać tłum był raczej milczący. Nikt nie odważył się sprzeciwić Kaioshinowi.

– Tak więc przede wszystkim radzę wszystkim uzbroić się w cierpliwość. Wiecie ile czasu zostało do minięcia poprzednich 10,000 lat kadencji. Kiedy ten okres minie oficjalnie ogłoszę się Dai-Kaioshinem i mianuję Kaioshinami poszczególnych Megagalaktyk tych z was, którzy na to zasłużą. Tymczasem... Cell.

– Tak?

– Zaczekaj aż ten bez głowy zregeneruje się i unicestwij na dobre...

– Tak jest!

– Zgaduję, że następnym krokiem będzie opanowanie Zaświatów – powiedział Talic, kiedy miał okazję porozmawiać ze swoim nowym mistrzem na osobności.

– Nie. Zaświaty zostawiamy w spokoju.

– Przecież mamy dość siły, by to zrobić!

– Nie, Talic – zaprzeczył spokojnie Kaioshin. – To ja mam dość siły, by to zrobić – powiedział, kładąc nacisk na słowo "ja". – Ale także ja decyduję, że nie będziemy teraz atakować Zaświatów.

– Dlaczego?

– Do tej pory uważałem cię za dość cwanego... Nie każ mi zmieniać zdania i nie zadawaj głupich pytań, dobrze?

Kandydat na Kaioshina posłusznie skinął głową.

– Świetnie.

– Panie... czy zamierzasz zająć Pałac Kaioshinów?

– Nie mów do mnie "panie", nie jestem jakimś królem. I nie, nie zamierzam. To ty go zajmiesz.

– Ja? – zdziwił się Talic.

– Tak, zasłużyłeś na to – powiedział Shibito, gdyby jednak Talic potrafił czytać w oczach zorientowałby się, że nie o to chodzi. – Poza tym moja obecna kwatera zupełnie mi odpowiada.

– A gdzie ona jest?

– Wspominałem ci już coś o głupich pytaniach, prawda?

– Tak, przepraszam.

– Wybaczam.

– Czy w takim razie mam zorganizować atak na Boski Pałac na Ziemi?

– Wszystko w swoim czasie, Talic – uśmiechnął się czarnowłosy. – Zostaw planowanie mnie. Tymczasem znajdź tu sobie jakichś zaufanych pomocników i zaprowadź na planecie porządek. Zostawię ci Cell'a do pomocy.

– Dobrze. Czy mogę zapytać co ty zamierzasz zrobić?

– Poza Dendem jest w kosmosie jeszcze kilku Nameczan. Nimi także trzeba się zająć.

 
autor: Vodnique

<- Rozdział LIX

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker