Kącik fana

Dragon Ball

Klub Fana » FanFicki » Dragon Ball AZ » Dark Kaioshin Saga » Część IV » Rozdział XCIII
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część IV: Koniec
Rozdział XCIII - Ostatnia faza planu
 

Kaioshin otworzył oczy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, inny jednak od zwyczajnych dla niego, złośliwych. Władca Wschodniej Megagalaktyki uśmiechał się, bo był bardzo zadowolony.

– Wiesz, Talic, naprawdę długo czekałem na ten moment.

– Na jaki moment?

– Mój plan właśnie wkracza w swoja ostatnią fazę. Kiedy ona się zakończy, będę mógł oficjalnie ogłosić się zwycięzcą.

– Ostatnią fazę? To znaczy?

– Boski Smok nie żyje, Talic. We wszechświecie pozostał już tylko jeden żywy Nameczanin. Jego śmierć zaznaczy koniec mojego przedsięwzięcia. Zaznaczy koniec pewnej ery i początek zupełnie nowej. Władza w kosmosie już na zawsze powróci do rąk Kaioshinów.

Talic odpowiedział po chwili zastanowienia.

– Nie chciałbym wytykać błędów w twoim rozumowaniu, Kaioshinie, ale wydaje mi się, że we wszechświecie będzie jeszcze dużo zagrażających nam osób. Chociażby Edge. Przy nim zniszczenie Ziemi to nieduży problem.

– Zniszczenie Ziemi? O czym ty mówisz, Talic? Kto wspominał o zniszczeniu Ziemi?

– No... myślałem, że... – Talic zająknął się, nie chcąc zdenerwować swego przełożonego.

– No, powiedz. Co myślałeś, Talic?

– Więc... sądziłem, że chcesz wyeliminować Ziemię, bo tamtejsi wojownicy stanowią dla nas zagrożenie. Ich moc jest dość duża, by byli w stanie wyeliminować nas, nawet ciebie.

– Moc ziemskich Saiyanów nie ma absolutnie żadnego znaczenia – powiedział szybko, ale wyraźnie Kaioshin. – Jeśli zostaną wyeliminowani to tylko dlatego, że ośmielili się stąpać po powierzchni Kaioshin-sei. Gohan już nie żyje, Vegetę czeka podobny los już wkrótce. Son Goku... cóż, nie ma go już w tym świecie i to mi wystarczy.

Mina Talica świadczyła o tym, że nadal niczego nie rozumie. Kaioshin westchnął i mówił dalej:

– Jak już ci wspominałem era, która nastanie po śmierci Dendego będzie nasza. Domyślasz się dlaczego? – Talic zaprzeczył, kręcąc głową. – Ponieważ będzie to era, w której śmiertelnicy będą znali swoje miejsce, nareszcie będą darzyć nas odpowiednim szacunkiem. Ponieważ tylko my wtedy będziemy panami życia i śmierci.

– Smocze Kule – skojarzył Talic.

– Tak. Smocze Kule. Jak wiesz tylko kiedyś Kaioshini posiadali moc przywracania życia innym. Odebrano nam ten przywilej. Odebrała nam go rasa zielonych ślimaków. Rasa śmiertelników sądząca, że może nam dorównać. To dzisiaj dobiegnie końca. Kiedy zginie Dende, zapieczętuję zaświaty. Tylko my będziemy w stanie przemieszczać się pomiędzy nimi a światem materialnym. Dzięki tej przewadze nie zagrozi nam nawet wspominany przez ciebie Edge czy ktokolwiek inny. Nie zapominaj, że jesteśmy nieśmiertelni, Talic.

Uczeń Kaioshina pokiwał głową. Zaczynał rozumieć.

– Kiedy wyeliminujemy Dendego – powiedział powoli – Smocze Kule znikną już na zawsze, a bez ich mocy nikt nigdy nie zdoła zniszczyć pieczęci zaświatów, dostać się do zaświatów ani z nich wydostać.

– Tak, a jak wiesz już wkrótce nastąpi czas, w którym swoje funkcje obejmą nowi Kaioshini. W ten sposób kontrolować będziemy cały wszechświat, a nie tak jak teraz, tylko jego skrawek.

Talic uśmiechnął się szeroko.

– Zanim jednak to nastąpi – ton Kaioshina nagle się zmienił – musimy doprowadzić mój plan do końca. Wezwij do mnie Cella... i Brolly'ego.

– Paikuhan?! – krzyknął zaskoczony Trunks. – Dlaczego to zrobiłeś?!

Paikuhan uśmiechnął się tylko półgębkiem i rozłożył ręce na boki, otoczyła go jasnożółta poświata.

– ZAMIANA!!! – krzyknął, z jego ciała wystrzelił szybki strumień energii, który pomknął w kierunku Trunksa i trafił go bezpośrednio, przenikając jednak przez sylwetkę półsaiyana jakby jej tam w ogóle nie było.

Zanzoken.

Prawdziwy Trunks pojawił się kilka metrów od zielonoskórego wojownika po jego prawej stronie.

– Nie wiem co to było – zaczął syn Vegety, Paikuhan na dźwięk jego głosu drgnął i odskoczył jeszcze o kilka metrów, ustawiając się twarzą do przeciwnika – ale żeby mnie trafić było o wiele zbyt powolne.

– Znam tę technikę! – krzyknął Son Goten. – Ojciec mi o tym opowiadał! Kiedyś jeden z ludzi Freezera użył jej, by zamienić się z nim na ciała. Miał na imię... Ginyu!

Zielonoskóry wojownik cały się spocił, nie spodziewał się, że aż tak szybko zostanie zdemaskowany. Jego plan opierał się na szybkiej zamianie ciał z Trunksem, który był najsilniejszym znanym mu wojownikiem. Nie wypalił. Paikuhan, a raczej Ginyu, zaczął się cofać, kiedy nagle wpadł na coś twardego. Odwrócił się, by ujrzeć ponad dwumetrowego mężczyznę o szarej skórze, androida Sagitariusa. Spróbował ruszyć w inną stronę, jednak drogę zablokował mu Leo, ucieczkę jeszcze w innym kierunku uniemożliwiała mu Gemini. Był osaczony.

Zielonoskóry odwrócił się w kierunku Sagitariusa, intuicja podpowiadała mu, że z tej trójki to on jest najsilniejszy.

– ZAMIANA!!! – żółty strumień Ki trafił androida bezpośrednio i rozbił się na nim jak jajko na kamiennej ścianie. Ginyu był przerażony. Nie miał pojęcia czemu jego technika nie zadziałała. Nie dało się jednak zamienić na ciała z maszyną.

– Popełniłeś błąd, Ginyu, czy jak ci tam – dawny sługa Freezera usłyszał głos Trunksa. Zrobił błyskawiczny zwrot w jego kierunku. – Straszliwy błąd. – Syn Vegety skierował otwartą dłoń w przeciwnika.

– ZAMIA... – Tym razem Ginyu nie zdołał nawet dokończyć słowa, zawisł bezwładnie na pięści Trunksa, który znalazł się przy nim momentalnie. Półsaiyan złapał go za bark, wyrzucił w powietrze i dosłownie rozniósł na strzępy jednym silnym Ki-blastem. Przez chwilę czuć było swąd spalenizny.

– To cię nauczy nie zadzierać z...

– Zamknąłbyś się, Trunks!! – krzyknął nagle rozdrażniony Goten. – On zabił Shenlonga, nie rozumiesz tego!?

– O co ci chodzi!? – odciął się Trunks. – Myślisz, że nie zauważyłem!?

– Zidiociałeś w tych zaświatach, czy co!? – Goten był już mocno wyprowadzony z równowagi. – Teraz już nikogo nie przywrócimy do życia Smoczymi Kulami!! To twoja wina! Gdybym cię nie posłuchał i wykorzystał drugie życzenie na odtworzenie Namek...

– Hej! Nie zwalaj na mnie swoich niepowodzeń! Sam zmarnowałeś pierwsze życzenie!

– Zmarnowałem!? Ty kretynie, żebyś tylko wiedział...

– Uważaj na słowa, Goten! – wkurzył się Trunks. – Bo możesz ich pożałować!!

– Hej, uspokójcie się – próbował się wtrącić Tenshinhan, który w tym czasie zaopiekował się skatowaną córką Gohana. – Nie mamy czasu na kłótnie, musimy odstawić Pan i Saladina do Boskiego Pałacu, Dende ich wyleczy.

Obaj Saiyani całkowicie zignorowali trójokiego wojownika.

– Nie, Trunks! To ty uważaj na słowa!! Nie jestem już małym Gotenem, którym możesz sobie pomiatać!!

W oczach syna Vegety pojawił się nietypowy dla niego, nieco złośliwy błysk.

– Chciałbym to zobaczyć! Z tego co dostrzegłem z zaświatów to głównie tu leżałeś nieprzytomny.

– Nie prowokuj mnie! – Goten ledwo już nad sobą panował. – Jak się nie zamkniesz, to zaraz ty tu będziesz leżał nieprzytomny!

– Ha! Nie wiesz z kim zadzierasz! Rozmawiasz z Mystikiem! Chcesz spróbować szczęścia?

Cały gniew, frustracja, złość, rozpacz i utracone nadzieje jakich doświadczył tego dnia syn Goku, musiały w końcu gdzieś dać ujście. Dał się sprowokować. Najpierw po jego sylwetce przebiegło jedno silne wyładowanie elektryczne, a sekundę później aura półsaiyana eksplodowała na złoto. Włosy zmieniły barwę, unosząc się do góry i wydłużając nieco. Znów utworzyły spiczastą, przypominającą kolce jeżozwierza fryzurę.

Goten zaatakował, trafiając Trunksa silnym prawym sierpowym. Syn Vegety poleciał do tyłu, zrobił salto, odbił się rękami i wylądował na nogach. Syn Goku już ponownie leciał w jego kierunku, zdematerializował się tuż przed Trunksem, pojawił za nim i kopnął z półobrotu. Syn Vegety jednak zdołał obrócić się w jego stronę i przyjąć atak na blok. Następnie przyspieszył momentalnie, taranując przeciwnika z jednoczesnym uderzeniem łokciem w mostek. Goten na moment stracił dech i zdekoncentrował się. To wystarczyło Trunksowi do szybkiego zakończenia walki, przeskoczył za syna Goku i perfekcyjnie wymierzonym ciosem w tył głowy pozbawił go przytomności, Goten padł bezwładnie.

– Wybacz, Goten – zaczął fioletowowłosy – ale nie jesteś dla mnie przeciwnikiem. Mierzę teraz o klasę czy dwie wyżej.

Sagitarius, oceniając sytuację na bezpieczną, podszedł do niego i odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Udało mu się, Trunks spojrzał na niego.

– Wybacz, że przerywam ci chwilę niechybnego triumfu – Trunksowi nie umknęła nutka, nieco wisielczej w tym momencie, ironii androida – ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nasi wrogowie zechcą teraz zabić Dendego, by zapobiec ewentualnemu odtworzeniu Smoczych Kul. Powinniśmy niezwłocznie udać się do Boskiego Pałacu, co zresztą już sugerował ten Ziemianin. – Tu android wskazał na Tenshinhana.

– Racja. Może jeszcze nie wszystko stracone.

Kuririn i Yamcha stali na brzegu Boskiego Pałacu z coraz większym niepokojem wyczuwając zmiany znanych im i całkiem obcych Ki. Właśnie po raz kolejny poczuli potężną energię Gotena, a po chwili jej zniknięcie, co oznaczało, że został pokonany albo przeszedł w doskonałą formę Super-Saiyana i jego energia była tak skupiona, że niewykrywalna.

Ziemianom towarzyszył Android #17, który co prawda wykazywał umiarkowane zainteresowanie tym co się działo na Ziemi, ale wolał towarzystwo dwóch raczej milczących eks-wojowników niż bez przerwy trajkoczącej o niczym pozostałej zgromadzonej w pałacu gromadki, której zupełnie nie trawił. Poza wspominanymi już Yamchą i Kuririnem oraz jego rodziną byli tu także rodzice Bulmy, Videl i Chi Chi, Oolong i Puar, Bra z dzieckiem, oraz dwa inżynieryjne androidy, Pisces i Capricorn. Brakowało Vegety i wszystkich Lanfanów, łacznie z ich dowódcą, grubym Baku, jego córką Ruby i tym nawiedzonym inżynierem – Quina. Nie było także Bulmy, która z jakiegoś powodu uparła się zostać w Capsule Corporation.

Kuririna i Yamchę, skupionych na próbie wyczucia choćby cząstki Ki któregoś z walczących, nagle uderzyło wrażenie obecności potężnej energii w ich pobliżu. Pojawienie się jej było tak zaskakujące, że obaj niemal przewrócili się z wrażenia. Kuririn przełknął ślinę, znał tę Ki i kojarzył ją tylko z jednym, z kłopotami. Wiedział kogo ujrzy jeszcze zanim się odwrócił.

Brolly.

Syn Paragasa lewitował sobie jak gdyby nigdy nic, jakieś dwadzieścia metrów od nich, ze skrzyżowanymi na piersi rękami, obserwując Boski Pałac. Jego wygląd nie zmienił się ani na jotę od tego jak Kuririn zapamiętał go ze spotkania w Capsule Corporation rok temu. Może poza dwoma szczegółami, charakterystyczną literką "M" nad czołem oraz spojrzeniem. Brolly nie miał już swego zwyczajnego wzroku mordercy-psychopaty, w jego oczach wyczytać można było błysk inteligencji.

Kuririn z jakiegoś powodu uznał, że wcale nie cieszy go ta zmiana.

Trunks już miał podnieść Gotena, by zanieść go do Boskiego Pałacu, kiedy nagle wyczuł nieznaną mu energię materializującą się w pobliżu. Odwrócił się błyskawicznie. Jego oczom ukazała się wysoka postać przypominająca nieco człowieka, który zamiast normalnego ubrania nosił coś w rodzaju czerwonego bio-pancerza. Z pleców istoty wyrastały dwa owadzie skrzydła, zaś na głowie, tuż nad umieszczoną na czole literką "M", zamiast włosów miała dwa wygięte nieco na boki, chitynowe płaty. Także ciemnoczerwone.

– Cell – syknął Leo. – Skoro on tu jest, to oznacza, że Taurus... – Android zacisnął pięść, uświadamiając sobie, że najpotężniejszy z nich, ich przywódca został najprawdopodobniej zniszczony.

– Spokojnie, Leo – odezwał się Sagitarius. – Jeśli on pokonał Taurusa, to ty tym bardziej nie masz szans.

– Nie o to chodzi! – podniósł głos Leo. – Wkurwia mnie to, że nasi towarzysze giną tutaj bez wyraźnego celu! Taurus dał się zabić po to, byśmy zebrali Smocze Kule, które nic nam nie dały!

Te słowa zagrały na ambicji Trunksa.

– Chwilę, panowie. jak to "nic"? Kule przywróciły mi życie, za co jestem wdzięczny wam, a tym bardziej waszemu przyjacielowi, jeśli poświecił się, by umożliwić ich zebranie. Uwierzcie mi, że jego ofiara nie poszła na marne. Udowodnię to i pomszczę go. Tu i teraz.

Cell uśmiechnął się z niedowierzaniem. Do rozmowy się nie wtrącał. Miał zatrzymać Trunksa i Gotena z dala od Boskiego Pałacu. Dowolną metodą. Zadanie miał ułatwione. Goten był nieprzytomny, a Trunks najwyraźniej sam chciał z nim walczyć.

– Sądzisz, że jesteś w stanie mnie pokonać? – zapytał mutant, nadal z uśmieszkiem. – Wy, Saiyani nigdy się niczego nie nauczycie. Zawsze przeceniacie swoje możliwości.

– Potrafię ocenić swoje możliwości – odparł Trunks. – Ale masz rację, nie znam jeszcze twoich. Może więc pokażesz na co cię stać?

– Skończysz jak twój sobowtór z przyszłości, chłopcze! – Cell zacisnął pięści, gotów do walki.

– Zobaczymy!

Cell czy Trunks?

 
autor: Vodnique

<- Rozdział XCII

<- powrót
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker