Akcja 07-Ghost rozgrywa się w szeroko pojętych klimatach fantasy i praktycznie od razu startuje z wysokiego c. Szesnastoletni Teito Klein — który, co trzeba podkreślić, bardzo niewiele pamięta ze swojej przeszłości — zdaje właśnie egzamin kończący prestiżową akademię wojskową. Traf chce, że wskutek splotu okoliczności do Teita powraca pewne wspomnienie — które z kolei popycha go do próby zemsty na jednym z generałów. Nasz protagonista nie ma wszak większych szans w starciu z wesołym zoo… to jest, podwładnymi generała (którzy nie odstępują tego ostatniego na krok) i w rezultacie ląduje w lochu z raczej niewesołymi perspektywami przed sobą. Miejsca w celi jednak nie zagrzewa — uciec pomaga mu najlepszy przyjaciel, Mikage, i, po pewnych perturbacjach, Teito ostatecznie ląduje w… kościele, pod opieką trójki uroczych zakonnic i trójki równie uroczych, a przy tym bardzo niecnie wyglądających biskupów. Oczywiście, armia nie zamierza puścić tej ucieczki płazem… i tu dopiero zaczyna dziać się na dobre.
Od strony realizacyjnej seria prezentuje się lepiej niż przyzwoicie. Przyjemny (zarówno muzycznie jak i wizualnie) opening, bardzo dobrze dopasowana do specyficznego, nieco eterycznego klimatu serii ścieżka dźwiękowa i ładna strona graficzna. Oczywiście, pod względem teł i animacji 07-Ghost odstaje od takiego, powiedzmy, „Sengoku Basara”, ale ogląda się wcale nieźle i bez większych zgrzytów. Zresztą, uwagę od tła skutecznie odciągają projekty bohaterów — nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że bish bisha bishem pogania (i to po obu stronach barykady), co, jak podejrzewam, ma swój wpływ na odbiór serii przez płeć niewieścią (przynajmniej w moim wypadku miało

Główny bohater, Teito, jest postacią, można powiedzieć, dość klasyczną (cokolwiek zagubiony młodzian z dziurawą przeszłością, mroczną stroną i predyspozycjami, by zostać wybrańcem; za którym goni Bardzo Wielu Drani o Złych Zamiarach), ale jednak umykającą przed stereotypem. Podobnie ma się sytuacja także w wypadku innych bohaterów — z jednej strony są oni niemal archetypiczni (mentor, życzliwi doradcy, najlepszy przyjaciel, mroczny adwersarz, wesołe zoo mrocznego adwersarza), z drugiej, każdy z nich posiada jakiś charakterystyczny rys, który nadaje mu indywidualność. Spośród tego licznego i dość malowniczego grona moją największą sympatię zyskali czarująco łajdacki biskup Frau (bywający mrocznym sukinsynem) i uroczy, choć bardziej niż trochę narcystyczny, Hakuren (głównego bohatera przyjaciel nr 2). Prawdę mówiąc, na obie te postacie zwróciłam uwagę już wówczas, gdy przeglądałam listy seiyuu (w roli Fraua udziela się Junichi Suwabe, a jako Hakuren — Jun Fukuyama) i w oglądaniu ani trochę mnie nie zawiodły. O ile jednak nie byłam zdziwiona, że Frau od pierwszej chwili stał się moim ulubieńcem, to ogrom sympatii, jaką poczułam do osoby Hakurena, nieco mnie zaskoczył. Dawno nie natknęłam się na podobnie szlachetną i pozytywną postać, która przy tym bynajmniej nie jest nudna (a wręcz przeciwnie). Pewną niespodzianką może być także to, jak układają się relacje między Hakurenem i Teito — szczególnie że początki ich znajomości mogłyby sugerować nieco bardziej… standardowy układ

Parę słów warto poświęcić także postaci głównego przeciwnika Teito i spółki — czyli generałowi Ayanamiemu, mówiącemu zresztą głosem etatowego animowego psychopaty, Sho Hayamiego (cytując Clio: „w ogóle nie musiał się odzywać, od razu było wiadomo, że to on"). I, jak większość postaci granych przez tego seiyuu, także Ayanami jawi się jako zimny, wyrachowany i okrutny; co wszak ciekawe, nawet i on wydaje się nie być zupełnie wyprany z uczuć, a w stosunku do gromadki swych uroczych podwładnych zdradza przywiązanie, jeśli nie troskę. Co się zaś tyczy samej gromadki, to szkoda, że nie znalazło się dla nich w serii więcej miejsca (o ile mnie pamięć nie myli, tylko trójkę poznajemy nieco lepiej), bo wyglądają na zbiorowisko naprawdę ciekawych indywiduów. W mojej prywatnej klasyfikacji prym wiedzie wiecznie radosny major (?) Hyuuga (skojarzenia z pewnym srebrnowłosym kapitanem natychmiastowe

Podsumowując: 07-Ghost to kawałek naprawdę solidnej fantasy z interesującym, eterycznym klimatem. Seria jest odpowiednio epicka, a wątki poważne (a chwilami wręcz angstowe) sprawnie zrównoważono elementami humorystycznymi. Udało się też uniknąć nadmiaru lukru i patosu, choć niektóre sceny niosły ze sobą ryzyko popadnięcia w ckliwy sentymentalizm. Jedyną „wadą” Ghosta jest to, że kończy się w chwili, gdy główna intryga tak naprawdę dopiero się zawiązuje — ale to wynikło zapewne z ilości materiału dostępnego do adaptacji. Manga wszak ukazuje się dalej i spotkałam się z informacją, że na ten rok przewidziana jest druga seria anime — jeśli tak, to z chęcią powrócę do tego tytułu, bo potencjał niewątpliwie ma.