
Dobra, co to Metallica to chyba każdy wie. Nawet ja - niegdyś wielki muzyczny ignorant, umiejący co najwyżej odróżnić techno od muzyki klasycznej - po założeniu internetu w domciu, zacząłem ściągać nic innego jak właśnie owoce pracy Hetfielda i Ulricha. A jako, że zwierz ze mnie niezbyt cierpliwy, to miałem raptem parę mp3. Dopiero dziś, po dwóch latach zechciało mi się ściągnąć całą dyskografię.
Klasyczni przedstawiciele amerykańskiego metalu, którzy ponad dwudziestoma latami na scenie zapewnili sobie pewnie miejsce w annałach historii światowej muzyki. Jedni ich kochają, inni z całego serca nienawidzą. Nie zmienia to faktu, że wraz z Anthrax, Megadeth i Slayer zespół należy do tak zwanej "Wielkiej Czwórki" Thrashu (Big Four).
Przybliżać historii Metallici nie będę, bo to mija się z celem, jak kogoś ona interesuje to istnieją Google. Przybliżę raczej moje osobiste odczucia co do ich muzyki. Muzyki, którą wprost uwielbiam. Czyżbym miał kolejnego głupiego "schiza" na dany zespół... Może i tak, ale cóż zrobię? Uwielbiam świetną IMO perkusję Ulricha, doskonale brzmiący głos Hetfielda i tą wciąż zmieniającą się bassówkę. xD Zespół zauroczył mnie głównie warstwą instrumentalną - sama muzyka to dla mnie majstersztyk. Dobry wokal jest oczywiście niezbędny (nie lubię zbyt muzyki non-worlds), lecz, dla mnie oczywiście, prawdziwa moc Metallici tkwi właśnie w tych brzmieniach. Świetne przejścia pomiędzy wolniejszymi kawałkami, a szybkimi riffami, nieraz zasłużone "odreagowanie na bębnach". W The Call Of Ktulu zakochałem się po pierwszym przesłuchaniu. Prawie dziewięć minut samych instrumentów, ani półsłówka i ten niesamowity klimat!
Nie mogę narzekać ani na płytę St. Anger, którą osobiście bardzo lubię, ani tym bardziej S&M z której wywodzi się jedna z ulubionych moich piosenek - No Leaf Clover.
Mam dziwne przeczucie, że Metallica nigdy nie zniknie ani z mego Winampa, ani ze stojaka z płytami koło radia. ^^