franqey napisał(a):
Nie widzę powodu, dla którego biedak miałby automatycznie przysiąść na dupie. Posiadanie czynnego prawa wyborczego nie daje nikomu punktów na starcie. Tak samo musi on się starać o swój dobrobyt jak i każdy inny. Chyba że ma się bogatych krewnych, którzy opłacą mu studia, bądź znajdą pracę, bo on sam jest za głupi, by sobie znaleźć. Tacy ludzie, mimo że bogaci, naturalnie powinni w końcu zbiednieć, i tak też się dzieje. A biedni i przedsiębiorczy dochodzą do majątków, tak jak Krassus. Co prawda zdobył dużo pieniędzy w nieuczciwy sposób, dzięki Sulli, ale dalej był wyjątkowo przedsiębiorczy i dalekomyślący, dzięki czemu pomnożył swój majątek. Dlaczego każdy inny nie mógłby się wzbogacić, a inny, z powodu głupoty, zbiednieć czy wręcz zbankrutować?
Pomysł do dupy. Na cholerę mi wolność, skoro tylko wyselekcjonowane sposoby życia ją otrzymują? Całkowite zaprzeczenie pseudo wolnościowego liberalizmu. Już teraz cały świat *wymusza* na mnie jakie decyzje powinienem podejmować, a wtedy tak na prawdę ludzie nie mieli by już żadnego wyboru, jak zapieprzać cały czas, by znaleźć się w określonej kaście, która stanowi wszystkie ustawy tylko pod swoje interesy. Nie pasuje mi bycie drobnomieszczańskim szczurkiem, a taki system by to spowodował. Nie chcę żyć w świecie, w którym inwestor może traktować ludzi jak gówno, bo ma pieniądze, gdzie sekta prawników terroryzuje cały świat, bo prawo funkcjonuje bez sprawiedliwości, i gdzie człowiek nie może się wybić, bo jakieś chore zasady ustanowione przez bogaczy sadzają go ciągle na dupie, a taki system by niestety spotęgował wszystkie te zachowania.
W obecnych warunkach, przyzwyczajone do malwersacji "elity", oczywiście dalej chciałyby uzyskiwać dla siebie różne profity. Dlatego problemem jest to, że władza ma możliwość wpływania na wiele spraw, np. gospodarkę, internet, program nauczania, rozwój przemysłu. W obecnych warunkach państwo ma taką możliwość, więc ludzie mogą masowo o tym decydować i narzucają tym samym ustalenia, bez których można się obyć. Np. bez restrykcyjnych, odgórnych zasad bezpieczeństwa w miejscu pracy. W tym systemie, o którym napisałem, założyłem, że jest już po gruntownej przemianie, czyli państwo zajmuje się już tylko w zasadzie wojskiem, policją, egzekwowaniem prawa. Resztę zostawia ludziom, którzy sami budują swoje domy itd. I teraz ktoś głosujący za kimś, kto obiecuje pójście na łatwiznę i dopłaty do jego firemki naraża się na krytykę ze strony innych uprawnionych, jak i tych, którzy nie są, a bardzo chcą sobie swój byt poprawić. A dzięki rożnym ulgom opinii sobie nie poprawią. Nacisk ze strony społeczeństwa to dosyć skuteczne narzędzie, ilu rzeczy przeciętny człowiek nie zrobi, bo sąsiad będzie to po swojemu komentował? A w takiej pełnej demokracji, kupa ludzi nie mających za grosz klasy ustanawia ponad głowami całej uczciwej reszty postanowienia, które premiują ich lenistwo. Mówi się, że demokracja szanuje prawa mniejszości. W niej nie ma miejsca na wyłączenie się: nikt nie może karcić dzieci, dla każdego internet jest ocenzurowany(a oficjalnie ma się walczyć np. z pedofilią), każdy uczy się tych samych prawd w szkole, choć rodzice chcieliby inaczej. Podstawą jest ograniczenie kompetencji państwa, a potem można ograniczać czynne prawo. Czynne, nie bierne.