Kącik fana

Dragon Ball

KLUB FANA
-
FANFICE -- DRAGON BALL AZ -- DARK KAIOSHIN SAGA -- CZĘŚĆ I -- ROZDZIAŁ XI
Dragon Ball AZ
Dark Kaioshin Saga
Część I: Umierające Gwiazdy
Rozdział XI - Powrót Son Goku

       – Zapraszam na matę panów Buu i Cinna – powiedział Mr Hahn.
       Buu bez zwłoki poszedł na matę, Cinna poszedł za nim.
       – Powodzenia, Cinna! – krzyknął do małego białowłosego jego wysoki i chudy towarzysz.
       – Powodzenie mu się przyda, jeśli chce walczyć z Buu – uśmiechnął się Goten.
       – Tak, he he – potwierdził Trunks. – Biedaczek nie wie na kogo się rzuca.
       – Gdybym tylko użył czterokrotnego, nie pięciokrotnego Kaioken... – Uubu nadal nie był w stanie pogodzić się z porażką.
       – Przestałbyś już. Pociesz się, że żaden z nas nie wygrałby ani z tobą ani z Piccolo – powiedział Goten.
       – Jestem za słaby. Goku mówił, że mam zostać obrońcą Ziemi, ale jak mam to zrobić, skoro taki ze mnie cienias?
       Piccolo odchrząknął.
       – Bez urazy, Piccolo! – zapewnił go natychmiast Uubu.

       Vegeta rzucił się na przeciwnika fatalnie pudłując, najwyraźniej nadal nie odzyskał wszystkich sił. Saiyan z ogonem skontrował, uderzając przeciwnika w brzuch i poprawiając kopnięciem w podbródek. Książę z trudem wyhamował, tylko po to, żeby oberwać pięścią centralnie w twarz.
       – Nie masz ze mną szans! – krzyknął nieznajomy. – Jestem najsilniejszym Saiyanem w kosmosie!
       – Jeszcze zobaczymy! – powiedział Vegeta koncentrując Ki i wyrzucając nagle z siebie dziesiątki małych pocisków, jeden za drugim. Książę był mistrzem Renzoku Energy Dan, więc były one naprawdę szybkie i celne. Seria Ki-blastów przyblokowała ogoniastego Saiyana w miejscu, a kiedy Vegeta zakończył ją jednym większym pociskiem jego przeciwnika odrzuciło do tyłu.
       Saiyan wyhamował.
       – Efektowne, ale niezbyt efektywne – rzucił pogardliwie. – Patrz na to! KAIJIN BALL!!! – pocisk niemal bliźniaczo podobny do Big Bang Attack, tyle że czerwony, trafił Vegetę wywołując ogromną eksplozję w kształcie idealnej, ognistej kuli. Książę Saiyanów zdążył tylko w ostatniej chwili zablokować atak rękami, co jak się domyślił, niewiele mogło mu pomóc.

       Zawodnicy stanęli na macie. Niski, bo mierzący zaledwie z metr czterdzieści Cinna i całkiem spory, różowy Buu. Oczywiście pojawienie się na macie "najlepszego ucznia Mr Satana" wywołało ogromne owacje i wiwaty na widowni. Buu radośnie pomachał swoim wielbicielom, w tym szczególnie małej Pan, która wprost go uwielbiała.
       – Powodzenia, wujku Buu! – krzyknęła Pan.
       – Buu wygra, nie martw się – uspokoił ją różowy demon.
       "Jaki pewny siebie" – pomyślał Cinna.
       Rozległ się gong. Żaden z przeciwników nie kwapił się do ataku.
       – Hmm – zaczął Cinna swym aksamitnym głosem – skoro jesteś takim grubasem, to na pewno musisz być potwornie ciężki. Tak na pewno jesteś baaardzo cięęężki.
       – Możesz sobie darować – powiedział bezpretensjonalnie Buu. – Twój magiczny głos nie działa na Buu.
       – Hę?
       – Twój magiczny głos jest bardzo silny, ale nie zadziała na Buu. Buu jest odporny na takie rzeczy.
       – W takim razie będę musiał załatwić cię tradycyjnymi metodami! – krzyknął Cinna rzucając się na przeciwnika. Białowłosy kurdupel zaczął okładać Buu ze wszystkich stron pięściami i nogami, co oczywiście nie wywarło na różowym grubasie żadnego wrażenia. Sam Cinna zadyszał się po chwili.
       – Twardziel z ciebie – powiedział z trudem. – Ale zobaczymy co powiesz na to! Skoncentrował Ki chcąc strzelić w Buu pociskiem, jednak poza małym błyskiem nic nie osiągnął, ze zmęczenia nie był w stanie nawet wystrzelić Ki-blasta. – Tylko chwilę odsapnę i zaraz cię załatwię – powiedział, łapiąc oddech.
       W tym momencie Buu zniknął pojawiając się tuż przed przeciwnikiem i jednym ciosem otwartej dłoni w twarz zrzucając go z maty. Mr Hahn ogłosił Buu zwycięzcą i różowy demon zszedł z pola walki z wiwatami i oklaskami w tle. Cinna, przy pomocy dwóch sanitariuszy i swego przyjaciela Blanka podniósł się w końcu.
       – Mamusiu... gdzie ja jestem?
       – Cinna, żyjesz? – zapytał poważnie Blank.
       – Na pomoc... moja głowa...
       – Nic mu nie będzie – zapewnił jeden z sanitariuszy. – Buu na pewno osłabił cios, żeby nie zrobić mu krzywdy.
       "Osłabił?" – zastanowił się Blank. – "Jakie potwory żyją na tej planecie? Załatwili Marcusa... a Cinna padł po jednym ciosie."

       Dym wywołany eksplozją Kaijin Ball rozwiał się, ukazując nieco osmalonego, ale żywego Vegetę. Najwyraźniej moc saiyańskiego księcia wróciła już całkowicie.
       Vegeta uśmiechnął się złośliwie.
       – Teraz pokażę ci na co naprawdę mnie stać! – zacisnął pięść ojciec Trunksa, nagle wyrzucając przed siebie lewą dłoń. – BIG BANG ATTACK!
       Biaława kula ki poleciała w stronę ogoniastego Saiyana, który w ostatniej chwili uchylił się. Vegeta przewidział to i zaatakował, wbijając przeciwnikowi kolano w podbrzusze. Ogoniasty charknął, a uderzony od góry poleciał bezwładnie w dół, wbijając się w ziemię i wzbijając chmurę pyłu. Po chwili wygrzebał się i wstał.
       – Teraz mnie naprawdę wkurzyłeś!!! – krzyknął wściekle. – A nikt nie wkurza Saladina bezkarnie! – Saiyan wyciągnął przed siebie obie ręce. – SHENKIDAN!!! – krzyknął, a z jego dłoni wystrzelił potężny ciemnopomarańczowy strumień Ki.
       – Nic z tego! FINAL FLASH!! – Vegeta skontrował swoim najpotężniejszym atakiem.
       Fale Ki zderzyły się i przez moment trwały w równowadze, Vegeta skoncentrował się do granic, niestety nadal nie mógł osiągnąć formy Super-Saiyana i dysponował tylko siłami swej "zwykłej" postaci. Jego przeciwnik także włożył w ten atak wszystkie siły. Przez chwilę, która wydawała się wiecznością trwali tak, niczym zawieszeni w czasie i przestrzeni. Dwie energie ścierały się, nie ustępując choćby na milimetr, zupełnie jakby od wyniku tego starcia zależała przyszłość wszechświata. Wtedy to Vegeta uzyskał przewagę, Final Flash przekroczył granicę równowagi i likwidując po drodze Shenkidan trafił Saladina wywołując ogromną eksplozję i grzyb niczym w trakcie wybuchu bomby atomowej.

       – Zapraszam na matę panów Satana i Edge'a – powiedział Mr Hahn.
       Mr Satan był przerażony, chociaż oczywiście starał się tego nie okazać robiąc dobrą minę do złej gry. Ze strachu nie był jednak w stanie postąpić choćby kroku.
       – Mr Satan musi iść na matę – powiedział cicho Buu. – Ludzie czekają.
       – On mnie zmasakruje! – wykrzyczał Mr Satan szeptem.
       – Mr Satan nie musi się bać, Mr Satan musi wyjść na matę, a Buu załatwi resztę.
       Łzy wzruszenia pojawiły się w oczach Mistrza, rzucił się różowemu demonowi na szyję.
       – Naprawdę zrobisz to? Pomożesz mi?
       – Buu go sparaliżuje, a Mr Satan wyrzuci go z maty i wszystko będzie w porządku.
       Mr Satan, nadal ze łzami w oczach, postąpił w kierunku wyjścia. Kiedy tylko przekroczył próg poczekalni i znalazł się na widoku ludzi przeszedł jakby metamorfozę. Znowu był ulubieńcem tłumów, mistrzem Tenkaichi Budokai, pogromcą Cella i zbawcą ludzkości. W jego oczach widać było zwycięstwo, a w postawie godność prawdziwego czempiona. Przy dźwiękach owacji, wiwatów i skandowania "Satan! Satan!" wkroczył na matę, pozdrawiając wszystkich słynnym "gestem mistrza".
       Za Mr Satanem bez słowa wkroczył na matę Edge, ponury niebieskoskóry olbrzym z zieloną fryzurą "na punka". Satanowi zrzedła trochę mina, jednak tylko na moment, gdyż zobaczył, że Buu ląduje na dachu głównego budynku turnieju – sprawy były w dobrych rękach.
       – W kolejnej walce zmierzą się, debiutant na Tenkaichi Budokai, zawodnik Edge oraz ten, którego wszyscy znamy i kochamy! Sam mistrz we własnej osobie! Jedyny, Niepokonany i Niepowtarzalny Czempion Ludzkości, MIIIIIISTEEEEEER SAAAATAAAAAN!!!!! – wydarł się na cały głos Mr Hahn, wzbudzając jeszcze żywsze owacje publiczności.
       "Ten chłopiec wie, jak zapowiedzieć mistrza" – wzruszył się Mr Satan. – "Dobrze, że kazałem go zatrudnić. Nawet bardzo dobrze, gdyby nie ja pewnie skończyłby jako DJ w jakimś podrzędnym zespole..."
       Rozległ się gong oznaczający początek walki. Mr Satan przyjął pozycję bojową.

       Vegeta wylądował na krawędzi krateru, który powstał po jego ataku. Na środku leżał jego przeciwnik, próbując wstać. Vegeta podszedł do niego i chwycił za resztki zbroi na klatce piersiowej, miażdżąc je i podnosząc sporo wyższego od siebie przeciwnika na poziom swej głowy.
       – Nic... z tego... nie rozumiem... smok mówił... że będę najsilniejszym Saiyanem... – powiedział z trudem Saladin.
       Vegeta popatrzył na niego z politowaniem.
       – Poprosiłeś Boskiego Smoka o coś takiego? Jesteś naprawdę żałosny. Próbuję doścignąć Kakarotto od lat, ale nigdy bym się do tego nie zniżył... Z tym większą przyjemnością cię zabiję.
       Włosy księcia Saiyanów przybrały złotą barwę, a oczy zmieniły kolor na morską zieleń. – Vegeta czuł, że teraz naprawdę był w formie.
       – Teraz... wszystko... rozumiem... – wydyszał Saladin. – Jesteś... tym legendarnym Super-Saiyanem.
       – Dokładnie tak – powiedział Vegeta, koncentrując w dłoni ładunek Ki. – Powiedz ładnie "dobranoc".
       W tym momencie Vegeta usłyszał znajomy dźwięk, odgłos teleportacji za pomocą techniki Shunkanido. Odwrócił się i dokładnie tak jak się spodziewał ujrzał przed sobą twarz Goku. Za nim jednak, czego już książę nie spodziewał się, stał nikt inny jak sam król Vegeta, jego ojciec. Vegeta na moment osłupiał.
       – O... ojcze... – powiedział słabo Saladin. – A więc jednak żyjesz...

       Satan kontra Edge, czy legenda przetrwa próbę?


Rozdział XII

       Autor: Vodnique


<- POWRÓT DO DZIAŁU

ROZDZIAŁ XI -- CZĘŚĆ I -- DARK KAIOSHIN SAGA -- DRAGON BALL AZ -- FANFICE
-
KLUB FANA
Kącik fana ►
STRONA KORZYSTA Z PLIKÓW COOKIE: POLITYKA PRYWATNOŚCI
Anime Revolution Sprites Twierdza RPG Maker