Edge skoncentrował potężny ładunek Ki w rękach, uniósł się w powietrze i przygotował do wystrzelenia energii w stronę planety. – Byłeś żałosny!!! – krzyknął. – Nie dałeś rady obronić swej planety!! Pokonaliśmy cię!! – rzucił potężnym pociskiem w kierunku powierzchni Ziemi, planeta nie miała szans tego przetrwać – Słyszysz!? – krzyknął jeszcze do Saiyana. – Zawiodłeś, Vegetto!!!
– Vegetto!!!
– Vegetto, słyszysz mnie? – głos dochodził do będącego efektem fuzji Saiyana jakby z oddali. – Obudź się! Vegetto otworzył oczy, nad sobą ujrzał twarz Kuririna. – No! Nareszcie. – powiedział niski wojownik – Już myślałem, że się nie obudzisz. – Co... Ziemia... gdzie... – Vegetto nie mógł zebrać myśli. – Gratulacje! – powiedział Kuririn z radością. – Poradziłeś sobie! – Słucham? – Saiyan jakby oprzytomniał. – Wygrałeś! – Wygrałem? – No... Tak. Kiedy tylko przestały do nas dochodzić fale energii przylecieliśmy tutaj. Znaleźliśmy tylko ciebie nieprzytomnego. Nie ma nawet ciał twoich przeciwników! Vegetto wstał powoli próbując sobie uświadomić sytuację. – Coś nie tak? – zapytał Tenshinhan. – Nie wyglądasz najlepiej. – Oczywiście, że nie wygląda najlepiej! – zaprotestował Yamcha. – Ostatecznie walczył z kimś, kogo potęga przerasta nasze wyobrażenie, nie!? – Dobrze, dobrze – próbował uspokoić sytuację najsilniejszy człowiek świata. – Bądźcie przez chwilę cicho! – powiedział Vegetto. – Próbuję się skoncentrować. Saiyan skupił się na obecnych na planecie Ki, nie wyczuł ani energii Edge'a ani żadnej z bliźniaczek... dziwne. – Hmm – powiedział. – Faktycznie, najwyraźniej opuścili planetę. – Uciekli!? – krzyknął Kuririn. – A to tchórze!! No, ale nic dziwnego, w końcu mieli do czynienia z tobą. Vegetto uśmiechnął się. – He, he. Najpewniej masz rację. Uświadomili sobie swą nieuchronną porażkę i wycofali w porę. – Pierwsi inteligentni – stwierdziła sucho #18. – Wygląda na to, że kryzys mamy już za sobą – powiedział jej brat. – Świetnie, w takim razie ja się z wami pożegnam. – Wskazał kierunek przeciwny do miasta, w którym odbywał się Tenkaichi Budokai. – Tam gdzieś wasi przyjaciele walczyli z tym niebieskim olbrzymem. – Jesteś pewien? – zapytał Vegetto. – Wyczułem tam tylko jedną słabą Ki. – Nie powiedziałem, że dobrze im szło – wyjaśnił android. – Co więc robimy? – zapytał Kuririn. – Rozdzielmy się – zaproponował Vegetto. – Ja, Pan i wy dwaj, białowłosi... – zwrócił się do Cinna i Blanka. – Polecimy do Karina po trochę Senzu, król Vegeta zaczeka tutaj z Gohanem i Saladinem, a reszta poleci po Buu, żeby zlikwidować fuzję. W tym momencie wszyscy usłyszeli znajomy głos, w stronę którego odwrócili się jednocześnie. Był to głos Cella. – Możecie sobie darować tego różowego grubasa – powiedział mutant. Minęła chwila zanim wszyscy (poza królem Vegetą, Cinna i Blankiem) uświadomili sobie z kim rozmawiają. – Cell! – powiedział Vegetto. – Zapłacisz mi za śmierć Gohana! – Nie rozśmieszaj mnie, Saiyanie. Jesteś zbyt wyczerpany. Vegetto musiał przyznać mu rację. W tym momencie nie czuł się nawet na siłach przyjąć formy SSJ, od Cella zaś czuł niesamowitą Ki. – Co mówiłeś o Buu? – zapytała Pan. – Ty... ty... zrobiłeś mu krzywdę! – Można tak powiedzieć... – uśmiechnął się paskudnie Cell. Pan wrzasnęła dziko rzucając się na mutanta. Młoda Saiyanka nadal była na pierwszym stopniu SSJ, jednak, co było dość oczywiste, nie miała najmniejszych szans z najdoskonalszym tworem Doktora Gero. Cell zniknął z jej toru lotu pojawiając się chwilę potem z boku i jednym kopnięciem posyłając wnuczkę Goku na ziemię. – Ty draniu! – krzyknął Vegetto, próbując przejść w formę Super-Saiyana. Bezskutecznie. – Nie wysilaj się – powiedział Cell. – Powinieneś być zadowolony, że jej nie zabiłem. – Czego chcesz!? – Jak już mówiłem, wasz Buu nie istnieje. Wyeliminowałem go. Przybywam jednak w innej sprawie. – Nikt się nie odezwał, Cell mówił dalej. – Mam wiadomość od Babidiego i Doktora Gero. – Wiadomość? – Ściślej mówiąc: wyzwanie. Otóż ci dwaj dżentelmeni wyzywają waszą nędzną drużynę zwaną Z-Warriors na walkę. – Mów dokładnie o co chodzi – powiedział Vegetto z zainteresowaniem w głosie. – Warunki są następujące: my teraz nie zniszczymy waszej ukochanej Ziemi, a wy w zamian zgodzicie się przetestować najnowsze wspólne dzieło Gero i Babidiego. – Zgoda – wypalił bez zastanowienia Vegetto. – Doskonale – ucieszył się Cell. – Dzieło to nie jest jeszcze gotowe, ale to tym lepiej. Dajemy wam jeden rok czasu na przygotowania. Radzę solidnie wziąć się za trening, gdyż moc wojownika, o którym mówię nie będzie się mieściła w żadnych znanych wam normach. Vegetto uśmiechnął się zawadiacko. – Możesz liczyć, że nasza też nie. – Zobaczymy – powiedział Cell, znikając. Chwilę trwało zanim wszyscy przemyśleli sytuację i ktoś w końcu zdecydował się coś powiedzieć. – Czy to na pewno najlepsze wyjście – zapytał Yamcha, myśląc. – "Jakaż inna mogła być decyzja kogoś, kto jest połączeniem Vegety i Goku?" – Tak – odpowiedział Vegetto. – W tej chwili nikt z nas nie byłby w stanie stawić mu czoła. Musimy mieć czas na odpoczynek i regenerację sił. – I na trening – dodał Tenshinhan. – Właśnie. Poza tym dobrze byłoby powalczyć z kimś mocnym. "Skąd wiedziałem, że to powie?" – pomyślał Kuririn. – Hej, ktoś się zbliża – rzucił Cinna. Faktycznie najwyraźniej ktoś leciał w ich kierunku. Co ciekawe, nie o własnych siłach, ale w samolocie. Kiedy pojazd zbliżył się na wystarczającą odległość okazało się, że pilotuje go Yajirobee. Samolot zatrzymał się. – Hejka! – grubas wyskoczył z pojazdu. – Pomyślałem, że przyda wam się trochę Senzu. Wszystkim od razu poprawiły się humory. – Jesteś pewien, że to ty o tym pomyślałeś? – zapytał złośliwie Kuririn. – Nooo... to Dende wypatrzył was z wieży, a Karin zaproponował przywiezienie Senzu, ale to ja je dostarczyłem, nie? – Dobra, dobra. – Gdybyś przybył kilka minut wcześniej, mógłbyś zmienić całą sytuację – zauważył Tenshinhan. – Przybyłem tak szybko, jak mogłem – obruszył się Yaji. Vegetto, Gohan, Pan i Saladin dostali po jednej fasolce, co błyskawicznie postawiło ich na nogi. Nie zmieniało to faktu, że Gohan był martwy i paradował z aureolką nad głową. – Tato! – Pan rzuciła się ojcu w objęcia. – Pan! Nic ci nie jest! – Gohan powstrzymał łzy, które napłynęły mu do oczu. – Opowiadajcie co się stało. Kuririn i Yamcha podzielili się ze wszystkimi opowieścią o tym jak Vegetto bohatersko pokonał Edge'a i bliźniaczki. – Szkoda, że tego nie widziałem – żałował Saladin. – To musiało być coś. – W sumie to nikt z nas tego nie widział – powiedział Kuririn. – Byliśmy znacznie dalej. – Aha – w oczach Saladina pojawił się dziwny błysk. – A, właśnie – rzucił Yaji splatając palce w zakłopotaniu. – Kazali mi przekazać... musicie wiedzieć, że... no... – No wykrztuś to z siebie! – warknęła #18. – Więc, tego... Buu i Trunks nie żyją... – Yaji spuścił głowę. Ta wiadomość uderzyła wszystkich, poza Gohanem, który wiedział już o śmierci Trunksa, jak grom z jasnego nieba. – A więc Cell – zaczął Shinhan – mówił prawdę. Zabił Buu. – Cell? – zapytał nieco nieprzytomnie Gohan, którego dotknęła wieść o śmierci Trunksa, ostatecznie znał go od niemowlęcia. Vegetto usiadł z wrażenia. Część jego jaźni, ta należąca do Vegety, próbowała sobie poradzić ze świadomością, że jego syn nie żyje. – Co z Gotenem? – zapytał w końcu. – Aaa... żyje, ale jest ciężko ranny. – Musimy do niego lecieć – powiedział Vegetto bezbarwnie. – Tak – potwierdził król Vegeta. – Ale najpierw musimy o czymś zdecydować. – O czym? – O tym, co zrobimy z nim – król wskazał jeszcze jednego nieprzytomnego. Tuż obok grupy Z-Warriors najzwyczajniej w świecie leżał sobie Brolly. – Hmm. Skąd on się tu właściwie wziął? – Ja go sprowadziłem z piekła – powiedział zakłopotany Gohan. – Pomógł mi w walce. Bez niego nie zatrzymałbym Edge'a do waszego przybycia. – Aha. W takim razie mamy tylko jedno wyjście. Yaji, daj mi Senzu. – CO!? – powiedzieli chórkiem #17, #18, Kuririn, Yamcha, Tenshinhan i król Vegeta. – Jakie mamy inne wyjście? Chcecie go zabić, kiedy tak tu leży? Na to nikt nie miał odpowiedzi, no prawie nikt: – To byłoby najrozsądniejsze – powiedziała #18. – Ale nie w naszym stylu – przypomniał Kuririn. Znowu przez chwilę wszyscy milczeli, w końcu odezwał się Gohan: – Pan, co ty o tym sądzisz? – Ja? – zdziwiła się Saiyanka, nadal w formie SSJ. – Tak, powiedz co myślisz, mamy go wyleczyć czy zabić? – Skoro ci pomógł, to musimy go wyleczyć – odpowiedziała Pan poważnie. Była to bardzo prosta odpowiedź na nie tak proste pytanie. – Jakim cudem on w ogóle żyje? – To ja go przywróciłem do życia – powiedział bez ogródek Saladin. – Co? Jak? – zapytał Kuririn. – Kim ty właściwie jesteś? – Trochę szacunku proszę – zmarszczył brwi książę. – Jestem drugim synem króla Vegety. Po raz kolejny zgromadzeni dali wyraz swemu zdziwieniu. – W... właśnie – wyjąkał Yamcha. – Król Vegeta także żyje! – Także ja go wskrzesiłem. Opowiem wam to dokładniej później. Co robimy z Brollym? – Leczymy! – podjął decyzję Vegetto. – W razie czego poradzę sobie z nim. Mimo wszystko jestem trochę silniejszy. "Oby to wystarczyło" – pomyślał Gohan. – "To chyba nie jest dobry moment aby wszystkim mówić, że Brolly na moment osiągnął SSJ3..." Vegetto wziął od Yajirobee jedną magiczną fasolkę i zmusił nieprzytomnego Brolly'ego do połknięcia jej. Legendarny Super-Saiyan otworzył oczy. Brolly powrócił.
Czy planeta przetrwa drugą wizytę syna Paragasa? |